środa, 15 sierpnia 2012

"Wielbłąd na stepie" Jerzego Krzysztonia

Stepem rozkiełznany mknął wiatr. Opił się stepowych wonności i nakradł aromatów. Raz zieloną, raz srebrną miał grzywę. Mierzwiły się pod nim kępy traw, tarzał się w nich i cwałował dalej z kopyta, bo nic go nie zmęczyły te dalekie przestrzenie, w których się począł pod słońcem. *

Zdjęcie pochodzi z http://fotopstryczek.blox.pl/2010/02/Step-w-Kazachstanie-listopad-2009.html

Jerzy Krzysztoń, odkąd odkryłam jego pisarstwo dzięki lekturze Obłędu, dołączył do listy moich ulubionych pisarzy. Czytanie jego książek jest niesamowitą przyjemnością i zwyczajnie - porywa swoją poetycką prozą. Nawet gdy pisze o trudach emigracji, wojennej zawierusze i śmierci.

Wielbłąd na stepie jest książką wspomnieniową, dotyczącą młodzieńczych lat autora, spędzonych w Kazachstanie, a następnie w Uzbekistanie, w latach 1941-1942. Po wybuchu II-giej wojny światowej i aresztowaniu jej męża, Jaśka, młoda matka dwóch chłopców Jurka i Mariuszka, jej siostra Zosia, oraz przypadkowa sąsiadka Ziuta, wraz z synem Stachem, emigrują z rodzinnego Grodna do Kazachstanu. Trzymając się razem z czasem zaczynają tworzyć swoistą rodzinę, która wspólnymi siłami radzi sobie z wszystkimi wydarzeniami, z jakimi przyjdzie im się zmierzyć.  Na początku praca w kołchozie Obuchówka, dość prosta, przy robieniu cegieł czy zbieraniu kiziaka na opał, ale niedługo potem wędrówka przez step do następnego obozu, gdzie pracują wszyscy na budowie linii kolejowej.  Pierwsze trudności pojawiły się podczas oczekiwania na pociąg, który miał ich zawieść na miejsce. Przez trzy dni koczowano pod gołym niebem w deszczu i zimnie. Ale to było zaledwie przedwstępem do czekających ich trudności- ogromnej ilość ludzi, którzy zdecydowali się na trudy emigracji, uciekając przed koszmarem wojennym. Polacy przekonani, że nie ma już Polski, zrezygnowani Ukraińcy oraz koczujący nieopodal Kazachowie stworzyli na czas budowy torów niezwykłe społeczeństwo, w którym trudno było cokolwiek ukryć. Mieszkając na kupie w ziemiankach lub namiotach rozpoczęli ciężką, znojną pracę. Zaś chłopcy, Jurek i Mariuszek, przeżywali przygodę życia eksplorując step, kąpiąc się w zakazanej przez matce rzece Ubagan, odkrywając bogatą przyrodę i świat zwierząt. Podczas gdy dorośli musieli ciężko pracować na przydzielone 400 gramów chleba i miskę zabielonej mąką zupy.


Jednak był to też okres przeżywania prawdziwej radości z życia, odkrywania wzajemnej troski człowieka o człowieka, a także miłości, choć w tak trudnych warunkach, miłości pozbawionej perspektyw na bezpieczny dom z białym płotkiem i wymarzoną gromadką dzieci. Takie marzenia Zosia, siostra Jaśki, spychała gdzieś w głąb siebie by do nich za często nie zaglądać. Trzeźwo stąpająca po ziemi dziewczyna miała pełną świadomość, że przyszłość jest bardzo niepewna i nie warto oddawać się marzeniom. Pozwoliła jednak poddać się miłości jaką obdarzył ją Stach i nieśmiało myśleć, że może, kiedyś.. Przewrotny los ponownie daje jej pstryczka w nos, gdy w pewną zimową noc dociera do obozu polski żołnierz i mówi o wojsku polskim, o nadziei dla kraju i swoją przemową sprawa, że Stach nie ma wyjścia i choć nie chce, do wojska zaciągnąć się musi.. Jestem bardzo ciekawa, czy w kontynuacji powieści Krzyżu południa. Stach i Zosia spotkają się ponownie..

Ostra, kazachska zima zbiera ogromne żniwo, burze zwane buranami są nie do przejścia - wyjście w step w taką porę to niechybna śmierć. Każdego dnia trzeba robić tunele w śniegu aby się dostać  do budowy torów,  zarówno ziemianki jak i namioty są pokryte ciężkim śniegiem i bez podkopów nie sposób się z nich wydostać. Piękne, kazachskie lato jest już bladym wspomnieniem w tej strasznej zimie, podczas której Mariuszek przeżywa najgorsze chwile, w ciężkiej gorączce, z zapaleniem płuc i brakiem lekarstw. Po czymś takim można zacząć wierzyć w cuda. I cóż, ci religijni ludzie, pokładający wiarę w Bogu tak to traktują i znowu zawierzają Opatrzności.  Pomimo znoju, lęku, niepewności jutra. A  może właśnie dzięki takiej ufności udaje im się dokończyć budowę i ruszyć dalej?

Jest to piękna, mądra książka, ale ja chyba przestaję w ogóle być obiektywna jeśli chodzi o Krzysztonia ;) ale i tak będę mówić - czytajcie Krzysztonia. Bo to wspaniały pisarz i nie powinien odejść w zapomnienie.


Wielbłąd na stepie, Jerzy Krzysztoń, Czytelnik, Warszawa 1978
* str. 7

14 komentarzy:

  1. Nazwisko tego autora już kiedyś obiło mi się o uszy. Skoro tak entuzjastycznie o nim piszesz, to będę miała na uwadze jego książki. Szkoda przegapić tak dobrą literaturę. Pozdrowienia :))

    OdpowiedzUsuń
  2. A mnie nie trzeba zachęcać do czytania książek Krzysztonia :) Znam kilka jego powieści - Obłęd, Krzyż Południa, Kamienne niebo. Największe wrażenie wywarło na mnie Kamienne niebo. Wstrząsająca, pięknie napisana książka. Dziwię się, że Krzysztoń jest tak mało znany, że tak rzadko ktoś pisze o jego książkach.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To przyznam, że aż mi się mordka uśmiecha, że znasz Krzysztonia :D też mnie to zadziwia, dlatego piszę o nim tak chętnie :) Zachęcam jeszcze do słuchowisk jego autorstwa :)

      Usuń
    2. Jeżeli uda mi się do nich dotrzeć, z chęcią się zapoznam :)
      Przypomniałam sobie teraz, że czytałam i "Wielbłąda na stepie", ale miałam wtedy 16 lat i był dla mnie po prostu za trudny. "Krzyż Południa" jest o wiele smutniejszy.

      Usuń
    3. Część słuchowisk jest dostępna tu www.sluchowiska.yoyo.pl , na pewno jest tam "Sakramencka ulewa" dostępna za darmo, bo sama ją niedawno słuchałam, nie zdążyłam sprawdzić reszty.
      Podejrzewam, że są lektury do których trzeba trochę dojrzeć, nie wiem jakbym odebrała Krzysztonia jako młodsza osoba ;) Możliwe że też byłby wtedy za trudny :)

      Usuń
    4. Dzięki za linka :) Trudna wydała mi się nie tyle tematyka, ile słownictwo. Wielu słów z tej książki kiedyś nie rozumiałam.

      Usuń
    5. to jest charakterystyczne dla Krzysztonia - wrzuca wiele nowych słów, typowych dla danego regionu jak kiziok czy buran, albo wiele obcojęzycznych - sporo z łaciny było w "Obłędzie", w "Wielbłądzie.." jest dużo rosyjskiego i ukraińskiego na dodatek pisane w spolszczony sposób, więc czasem fakt, można się pogubić :) Kiedyś narzekałam na lata spędzone nad rosyjskim, teraz przy takich okazjach dochodzę do wniosku, że nie takie stracone znowuż były ;)

      Usuń
    6. Teraz znaczenie nieznanych słów można sprawdzić w internecie, kiedyś to nie było takie proste.
      O, widzisz, i nabrałam chęci na ponowne przeczytanie "Wielbłąda na stepie" :)

      Usuń
    7. Nie da się ukryć - mamy teraz znacznie łatwiej ;)
      To szkoda że nie widzisz jak się uśmiecham :D

      Usuń
  3. Zainteresowałaś mnie. Nie znam tego autora. Chyba to błąd, który być może postaram się naprawić. ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. jak najbardziej fajny pomysł ;) szczególnie, że jego książki są dostępne na Allegro za grosze :)

      Usuń

Dziękuję za każdy komentarz, cenię sobie każdą uwagę odnośnie wpisu i jego zawartości.

Uprzejmie proszę o nieskładanie mi życzeń świątecznych, ponieważ ich nie obchodzę.