sobota, 8 grudnia 2012

Bo mąż ma zawsze rację..

Widok z naszego okna
Sobotni poranek ma już w naszym domu swoistą tradycję. Najpierw obowiązkowy spacer z Potworami. A potem moja pielgrzymka do biblioteki z postojem w księgarni w drodze powrotnej. Cieszę się tymi porankami jak małe dziecko. Dziś wszystko było dokładnie tak samo, z tą różnicą, że na poranny spacer z Potworami zaspałam i Marcin sam oglądał świeżo zaśnieżony las, w którym pierwszy zostawił ślad ludzkiej stopy. Po powrocie jednak niezmiennie - wycieczka do biblioteki. Marcina przy okazji odprowadzałam na stację, ponieważ mój świeżo (ponownie) upieczony student wybierał się na zajęcia. Po drodze odbyliśmy taki oto dialog:

Marcin: Kochanie, tylko nie wynieś z biblioteki więcej niż teraz wnosisz z powrotem.
Ja: Nie, nie, mam w planach teraz czytać to co mam na półkach, nie będę nic wypożyczać.
Marcin (tonem poważnym, ale z szelmowskim uśmiechem): Tak, tak. Tylko proszę, nie przedźwigaj się.
Ja (niczym pensjonarka pokazuję mu język) : Mówię ci, że nic nie wezmę. No może jedną książkę.
Marcin już nic nie dodał, tylko się uśmiechał.

Oczywiście, szłam w pełnym kobieco - podobnym oburzeniu i przekonaniu, że nie ma on racji, że dam radę i będę silniejsza od swoich odruchów warunkowych. Ale już po kilku krokach uświadomiłam sobie, że zaledwie wczoraj widziałam, że do katalogu biblioteki dodano nową książkę Joanny Olech (Tarantula, Klops i Herkules), no a poza tym miałam wziąć kolejną książkę Bahdaja w ramach tygodnia bez nowości, a co z Iris Murdoch, chciałam coś jeszcze poczytać... Oczywiście w kilka sekund zapomniałam o danych samej sobie obietnicach.. Zresztą, gdy już wchodzę do biblioteki zapominam o wszystkim, niczym pies Pawłowa na widok miski z jedzeniem. Odruch warunkowy jest tak silnie wdrukowany, że nie wiem ile sesji odwarunkowywania musiałabym przejść żeby zadziałało...

Źródło zdjęcia
W bibliotece czuję się jak w domu. W zasadzie niewiele brakuje, żebym zdjęła kurtkę z przyległościami i rozsiadła się gdzieś wśród półek. Chodzę między nimi, zaglądam na ulubione regały, na regały, których jeszcze nie poznałam, a potem, myk myk, do działu z literaturą dla dzieci i młodzieży. Trochę czuję się tam jak intruz. Toteż szybko przebieram odpowiednie półki, indaguję panią o brakujące powieści (Jak to nie ma Pompona?), a potem szybko uprowadzam zdobycz, co by się nie okazało, że zwinęłam jakiejś wyczekującej właśnie na to co zabieram, wkraczającej w progi biblioteki, młodzieży (chociaż, jak powiada tata Borejko, jako żywo - byłam tam jedyną obecną "młodzieżą").

Do księgarni zachodzę w zasadzie tylko w celach estetycznych. Oglądam nowości, przeglądam, czy nie pojawiło się coś co mogłam przegapić, drobię sobie między półkami, bo i księgarnia niewielka. A potem wysyłam do Marcina smsa o takiej treści:
"Kochanie, kupiłam sobie kubek z Józefowem. Był drogi, kosztował aż 52 zł. Ale książka do niego była gratis!"

Ostatecznie okazuje się, że wracam dźwigając kilka książek... Trzeba będzie jakoś je zakamuflować, co by po powrocie szanowny małżonek nie kpił sobie z mojej silnej woli. Której, jak widać, po prostu nie mam..

:)

26 komentarzy:

  1. Powiedz mężowi, że po drodze mógłby być sklep z butami, a nie biblioteka:)) My to musimy mieć do was, żon, świętą cierpliwość:P

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Niestety, Marcin za dobrze mnie zna, sklep z butami odpada ;) To samo z ubraniami, mam niewiele kobieco - podobnych odruchów ;)

      No musicie, to fakt ;P My do Was zresztą też, więc to jest wyrównane.

      Usuń
  2. Ja mam w bibliotece własny kubek do kawy:)A w księgarni zawsze zrobię debet na karcie :)
    Ja mam taki rytuał z moim lubym w niedzielne poranki: kawa, kocyk, wspólnie wybrany film, a potem ksiązka. Rzecz jasna wszystko w pidżamce :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Aaa!! Mamy taki sam niedzielny rytuał :D O debecie nie wspomnę..;)

      Usuń
  3. Ja też czuję się w zaprzyjaźnionej bibliotece jak u siebie w domu. Najchętniej cały czas buszowałabym po regałach. Minusem jest to, że biblioteka, do której chodzę, jest nieczynna w soboty - nad czym oczywiście mocno ubolewam:-(
    Zapraszam do siebie: www.szeptyduszy.blog.onet.pl

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oj, gdyby moja nie była czynna w sobotę to rzadko miałabym okazję tam bywać ;/ Godziny otwarcia są w godzinach mojej pracy, co przy dojazdach do Warszawy sprawia, że nie mogłabym odwiedzać jej prawie wcale..

      Dziękuję za zaproszenie, chętnie zajrzę :)

      Usuń
  4. Jakbym się widziała :) Ilekroć odnoszę książki do biblioteki, obiecuję sobie po drodze, że NIC NIE BIORĘ, czytam tylko własne... a potem zawsze coś w oko wpadnie. Do księgarni też zasadniczo wpadam jedynie kontrolnie :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ach, nic tak nie cieszy jak podobieństwo działań z innymi molami książkowymi :D

      Usuń
  5. :D No popatrz jacy złośliwi producenci kubków... Czego to nie wymyślą, żeby taką Kasię na kubek skusić ;) A tych w Twoich szafkach też sporo. Chyba druga (jeśli o liczność chodzi) rzecz u Ciebie w domu po książkach :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dokładnie tak :D Kubków, jak książek, nigdy za wiele :D

      Usuń
    2. Czyli wprowadzasz nowy trend, do każdej książki inny kubek :>? :D

      Usuń
    3. To jest bardzo, bardzo dobry pomysł :D Szafek ci u nas dostatek, miejsce jest :D

      Usuń
  6. Haha, mój mąż by się uśmiał ;) Ale mu nie przeczytam :p Zresztą niedługo czeka nas wyprawa do biblioteki, sami sobie odegramy podobną scenkę ;)

    OdpowiedzUsuń
  7. Jakbym słyszała mojego Męża, kiedy wychodzę do biblioteki :) Aż go zawołałam do komputera i przeczytałam Twój wpis - komentarza nie było, tylko wiele mówiący uśmiech.
    Do swojej biblioteki należę już 26 lat i - tak jak Ty - czuję się tam jak w domu. Mam nawet specjalne względy: gdy inni wypożyczający mogą wziąć maksymalnie 6 książek, ja wynoszę 20, 30 :) Nie jednorazowo, oczywiście. Nawet nazwiska nie podaję, bo z paniami bibliotekarkami znamy się od lat. Dobrze jest mieć takie swoje miejsce z książkami :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No proszę, dziękuję :D Miłe :D

      Ja aż tak długo do naszej biblioteki nie należę (bo i mieszkamy w Józefowie trochę ponad 3 lata - ale pierwsze co zrobiłam po zameldowaniu się to zapisałam do biblioteki!) ale jestem tam tak często, że panie mnie również rozpoznają :D

      Usuń
  8. jak to nie masz,masz, ale słabą silną wolę :-)
    Uważam, że w bibliotekach powinny być szatnie i fotele, żeby sobie spokojnie książki przejrzeć. Już dawno nie byłam w bibliotece, poza tą, którą sama tu prowadzę, ale to się nie liczy

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, zdecydowanie słabą :D

      Popieram - fotele i szatnie powinny być :D

      Usuń
    2. no powiem szczerze, że pomysł z fotelem, i szatnią jest rewelacyjny... dodałabym jeszcze jakąś małą cafe, bo przy dobrej gorącej czekoladzie każda książka smakuje wybornie :)

      Usuń
    3. pomysł genialny.. ale gdyby się ziścił to ja chyba już do domu bym nie wracała ;D

      Usuń
    4. U mnie są :)Wydawało mi się że już tak wszędzie jest.

      Usuń
    5. Może nie każdą bibliotekę na to stać :/ Z dwojga rzeczy do wyboru jednak przedkładam zawartość księgozbioru ;)

      Usuń
    6. tak sobie myślę, że gdyby tak wydzierżawić komuś kącik na kafejkę, gdzie można by kawę i może coś nie plamiącego ręce, jak ciasteczka, sprzedawać, byłoby światowo i przyjaźnie dla moli, czyż nie? Tylko nie mozna by kawy nosić między księgozbiorami, tylko w jednym miejscu. Z drugiej strony trzeba by zakazać rozmów, a jak nie rozmawiać o książkach przy kawie? Hmm

      Usuń
    7. pomysł niezły, tylko jak myślę o adaptacji do przykładowo mojej biblioteki to nie wiem gdzie znaleźć miejsce.. bibliotekę mam w bloku, który jest zagospodarowany do granic możliwości (jest w nim nawet nasza regionowa przychodnia)...ale w innych może jest i taka możliwość. pomysł naprawdę wart rozważenia, tylko racja z tym problemem zachowania ciszy ;)

      Usuń
  9. Fajna historia, taka swojska. Znana z autopsji:) Teraz rozgrywamy nieco inne scenki, bo sporo kupuję na Allegro. Mój biedny listonosz dźwiga te paczydła i prawie dziennie lub co parę dni coś na mnie czeka... Oczywiście gdy przychodzi paczka dla kogoś innego, moja rodzinka odgrywa teatralną scenę, oznaczającą jak są zadziwieni, że dziś nic nie ma dla mamy! (jak ja to przeżyję itp.)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A z Allegro.. to też :D tylko u nas listonosz nie dźwiga, zostawia awizo w skrzynce i ja dźwigam ;)

      Usuń

Dziękuję za każdy komentarz, cenię sobie każdą uwagę odnośnie wpisu i jego zawartości.

Uprzejmie proszę o nieskładanie mi życzeń świątecznych, ponieważ ich nie obchodzę.