niedziela, 13 stycznia 2013

"Walka kotów" Eduardo Mendoza

Nic łatwiejszego w świecie, niż widzieć to, co chce się zobaczyć. W przeciwnym wypadku mężczyźni nie żeniliby się z kobietami, a ludzkość wymarłaby tysiące lat temu.*


 Madryt, marzec, rok 1936. Hiszpania u progu wojny domowej, pełna wewnętrznego napięcia, nielegalnych wieców politycznych, zamieszek i rozdarcia. Do takiej Hiszpanii przybywa flegmatyczny, oraz mimo całego swojego wykształcenia, wiedzy i erudycji, mało rozgarnięty Anglik, historyk sztuki, Anthony Whitelands. O tym, jak mało jest on inteligentny (albo inaczej: słabo przewidujący) dowodzi chociażby zadanie jakiego się podjął z rąk człowieka, którego dotąd nie znał,  a o którym słyszał tylko niepochlebne opinie. Zadanie polega na ocenie prawdziwości obrazu, należącego do pewnej nobliwej, madryckiej rodziny. Podjęcie się tak niepewnej misji oraz wyprawy do Hiszpanii w celu nie do końca pewnej transakcji, z wiedzą, co w kraju już się zaczyna dziać może już sugerować wady charakteru Anglika. Który mimo całej swojej flegmatyczności wmiesza się w samo epicentrum spraw, które ani jego nie dotyczą, ani nie są związane do końca z jego zainteresowaniami, a które mogą go przyprawić o utratę życia. Do pewnego momentu zastanawiałam się nad umiejscowieniem tej powieści gatunkowo - komedia omyłek? tragifarsa? powieść szpiegowska? I niestety nie znam odpowiedzi na to pytanie. Długo jednak w mojej głowie pojawiało się słowo - kpina. Ponieważ jest w tym jakaś kpina z czytelnika, żeby w tak doskonale zbudowane tło  historyczno - społeczne, wprowadzoną w sposób obrazowy wiedzę o dwóch ważnych hiszpańskich malarzach jak Velasquez, czy Tycjan, dodać do fabuły jako głównego bohatera kompletnego idiotę, co trochę kojarzy mi się ze starymi francuskimi filmami, gdzie przypadkowa, pechowa osoba była brana za szpiega, w związku z tym śledzona i inwigilowana, podczas gdy była najzwyklejszą postacią, ciepłymi kluchami, które nawet w szale pasji nie byłyby zdolne do radykalnych czynów. Anthony broni się jedynie swoją pasją - jego niekłamana fascynacja malarstwem sprawia, że ostatecznie przechodzi ochota by go udusić gołymi rękami.

Śmierć Akteona, Tycjan, Źródło zdjęcia
A zatem Anthony, historyk sztuki, udaje się do Madrytu, by ocenić nieznany sobie obraz. W pociągu jeszcze pisze list do swojej kochanki, Catherine, by zakończyć z nią tym listem kilkuletni romans. I już w tym pociągu zawiera ciekawą znajomość z przedstawicielem madryckiej policji. Takich znajomości Anthony zawrze jeszcze bardzo, bardzo wiele, stając się obiektem zainteresowania wszystkich wewnętrznych frakcji walczących, służb policyjnych,  szpiegujących i innych osób zainteresowanych losem Hiszpanii. Punktem wyjścia do dramatycznej części fabuły jest obraz Tycjana Śmierć Akteona, podziwiany przez Anthony'ego w trakcie oczekiwania na gospodarza domu, w którym miał dokonać oceny. Temat pochodził z wielu źródeł, z których wybijały się "Metamorfozy" Owidiusza. Wybrawszy się z przyjaciółmi na polowanie, Akteon gubi drogę i błądząc po lesie, zaskakuje Dianę, nagą, szykującą się do kąpieli w jeziorze. Rozgniewana bogini przemienia Akteona w jelenia, którego rozszarpują jego własne psy.** Obraz ten przedstawia moment przemiany Akteona oraz pierwsze ataki psów z jego sfory. Jest on interpretowany na różne sposobny, oprócz oczywistej sceny mitologicznej, choć wybrany moment dość osobliwy, stanie się swego rodzaju metaforą do sytuacji w Hiszpanii i z wolna szykującej się wojny bratobójczej. Wielu sądzi, że jesteśmy właśnie w takiej sytuacji. Błąd nie do naprawienia został popełniony, strzała opuściła cięciwę łuku; pozostaje tylko czekać, aż nasze własne psy rozerwą nas na kawałki.*** Obecność Anthony'ego więc cały czas sprawia wrażenie jakiejś pomyłki, w tej szczególnej dla kraju sytuacji. Jaką rolę odegra? Dobre pytanie. Oprócz tego, że popełni wiele dyplomatycznych gaf, rozdziewiczy obie córki gospodarza, który go przyjął i będzie musiał wiele razy uciekać by ratować życie, jego rola jest tu niejasna. Dokładnie jak tego biednego, przypadkowego, francuskiego szpiega, tyle, że Anthony'emu absolutnie brakuje jego typowej dobroduszności. Dlatego trudno lubić Anthony'ego i mu dopingować. Jest zadufany w sobie, zaślepiony, a że nie nadaje się na szpiega czy dyplomatę udowadnia niemalże na każdej stronie. Gdyby nie fabuła, która się broni ciekawą akcją, świetną narracją i dialogami, oraz niezwykłym tłem społeczno - politycznym, oceniłabym tę pozycję niżej. Ze względu jednak na wymienione walory oceniam ją całkiem pozytywnie.


Walka kotów, Eduardo Mendoza, Wydawnictwo Znak, Kraków 2012
* str. 264
** str. 33
*** str. 334


--------------------

Za udostępnienie książki do lektury dziękuję Kotu. Pik :)


Edit: Na życzenie właściciela powieści puszczam książkę w obieg [cytując z komentarza: Tylko niech każdy, do kogo dotrze, podpisze się na niej gdzieś z tyły lub przodu choćby nickiem ;) Żeby można było prześledzić drogę ;)]. Jeśli ktoś jest zainteresowany lekturą proszę o informację w komentarzu. Zasada będzie taka, że do pierwszej osoby wyślę książkę ja, do drugiej osoba, która ją dostała w pierwszej kolejności, do trzeciej druga itd. A ostatnia osoba zwróci właścicielowi :)

8 komentarzy:

  1. Chodzi za mną od pewnego czasu myśl, by się zapoznać z twórczością Mendozy - a tytuł, przyznam, jest interesujący; ciekawa jednak jestem, czy byłaby w stanie zdzierżyć takiego bohatera, choć jeśli, jak piszesz, akcja, narracja i tło wciągają, to warto byłoby spróbować.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Spróbować zawsze warto, chociaż przyznam, że gdyby kolega nie wcisnął mi jej do ręki to nie wiem czy bym sama się zainteresowała :) Cieszę się jednak, że początek znajomości z Mendozą jest pozytywny :) Przede wszystkim - to się czyta szybko i lekko :)

      Usuń
    2. Bohater jest trudny do wytrzymania, to fakt ;)
      Z drugiej ciepłe kluchy, które świata poza sobą i ewentualnie Velasquesem nie widzą, ale na które to ciepłe kluchy lecą wszystkie panny z okolicy (i to te lepiej urodzone panny) a przywódcy rewolucji darzą je ogromną estymą, pomijając już, czy estyma i lecenia na jest autentyczne, czy niesie za sobą jakiś cel, to takie ciepłe kluchy mają jednak w sobie coś, obok czego trudno przejść obojętnie i nie zerknąć.
      Do tego narracja, która mnie powaliła na kolana, pisanie, które wciąga niesamowicie. I wiele zdań, jak chociażby cytat *** ze struny 334, który Kasia przytoczyła, zapadających w pamięć na długo.
      Warto, warto, warto.
      Zachęcam - tu słowo do Kasi - do puszczenia książki w obieg, niech krąży :) Tylko niech każdy, do kogo dotrze, podpisze się na niej gdzieś z tyły lub przodu choćby nickiem ;) Żeby można było prześledzić drogę ;)
      A pewne oznaczenia, na które zwróciłaś mi uwagę, niech zostaną uznane za mój podpis :D

      Usuń
    3. Te panny to mnie zaskakiwały, a szczególnie Lili, którą do pewnego momentu miałam za naprawdę świetnie się zapowiadającą nastolatkę, a tu takie rozczarowanie.. Ale można jej wybaczyć błąd zrzucając go na karby młodości, zaś Paquita to już rozczarowanie na całej linii ;P takich kobiet nie rozumiem zupełnie..
      Dobra, edytuję notkę, puszczam książkę w obieg, zgodnie z życzeniem :)

      Usuń
    4. Wiesz, ja uważam, że o ile Paquita zrobiła to z - w jakimś stopniu przynajmniej - wyrachowania, o tyle Lili właśnie dlatego, że tak świetnie się zapowiadała. Weź pod uwagę w jakim kraju i w jakich czasach to się dzieje. Może właśnie dlatego, e zapowiadała się tak świetnie, to nie chciała żadnego gorącokrwistego Hiszpana, który - kwestia czasów właśnie - po jednej, czy drugiej stronie, ale wiadomo, że stanie na ulicy z pistoletem. Może dlatego, że ci gorącokrwiści Hiszpanie doprowadzili jej kraj do takiego stanu, to ona chciała ciepłokluszastego Anglika, który był zupełnym przeciwieństwem tego, co miała u siebie.

      Usuń
    5. Kocie, no nie mogę się zgodzić odnośnie Lili - ona ma w książce zaledwie 14 lat, chwilami przemawia jak siedmiolatka bez mała, toteż wybieranie sobie potencjalnego kandydata, tak ja mówisz... kompletnie mi nie pasuje. Ale może dyskusję przenieśmy na maile, żeby nie zdradzać zbyt wiele z treści książki ;)

      Usuń
  2. Dłuższy czas chodzi mi już ta książka po głowie. Czytałam parę już recenzji, a ponieważ Twoje recenzje są mi tak bliskie, wiem czego oczekiwać:) Recenzja świetna. Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję! Czy w takim razie jesteś zainteresowania pożyczeniem książki do lektury? Jeśli tak podeślij mi adres na LC :)

      Usuń

Dziękuję za każdy komentarz, cenię sobie każdą uwagę odnośnie wpisu i jego zawartości.

Uprzejmie proszę o nieskładanie mi życzeń świątecznych, ponieważ ich nie obchodzę.