czwartek, 27 czerwca 2013

Coś miłego - "Lawenda" Ewy Formelli

W szpitalu, powoli dochodząc do siebie przeczytałam w sumie trzy książki. Ta trzecia, która dotarła do mnie pocztą, jako wyjątkowy prezent od autorki, umiliła mi ostatnie chwile w szpitalnym pokoju. Gdzie człowiek oprócz własnego cierpienia musiał nasłuchać się krzyków jednej sąsiadki, a obok boleści drugiej. Dlatego Lawendę Ewy Formelli mogę szczerze polecić każdemu, kogo jakaś choroba, bodaj nawet skromne przeziębienie, zmusi na krótszy lub dłuższy pobyt w łóżku. Ciepła, prosta w odbiorze lektura, sprawia, że na chwilę można się oderwać od tych mniej wesołych spraw i myśli. A czego więcej chcieć w szpitalu?


  Lawenda opowiada o dwóch kobietach, które na skutek poplątanych ścieżek życiowych decydują się na pracę zarobkową, jako ekskluzywne call girl. Trzeba przyznać, że dość oryginalny pomysł na fabułę, bowiem spojrzenie na ten najstarszy zawód świata, w jakich okolicznościach by nie był on wykonywany, zawsze powoduje pejoratywne odczucia. Moje również, mimo sympatii zarówno dla Małgosi, jak i Ady, nie należały do najcieplejszych, gdy czytałam o ich trudnych początkach. A jak to najczęściej bywa, początki te sprowokowała trudna sytuacja finansowa, brak wsparcia od najbliższych, konieczność wykarmienia rodziny. I tak w powieści przeplatają się wspomnienia Ady, słynnej Magnolii, która zdecydowała się u schyłku życia odsłonić nieco obrazów z przeszłości przed młodym dziennikarzem, wraz z równoległą historią Małgorzaty, tytułowej Lawendy, której Ada bardzo pomogła, gdy ta była w potrzebie. Obie, choć zaczynały w innych czasach zarówno pod względem historycznym, jak i prywatnym, miały ten sam cel - zapewnić sobie i rodzinie godny byt.  Czy to je usprawiedliwia? Nie mnie to oceniać. Na pewno jednak nie do końca obie to uszczęśliwiło, mimo, że osiągnęły status osób zamożnych, które opływają niemalże w bogactwo i idący za nim splendor.
   Gdy Ada poznała Małgorzatę była w zasadzie już szefową ogromnego imperium usług seksualnych. Jej Ogród, pełen Kwiatów, jakich imiona przybierały pracujące w nim kobiety, był ukryty w tajnym miejscu, do którego można było dotrzeć tylko na zasadach Magnolii. Właśnie tam trafiła pewnego dnia Małgorzata, przybierając imię Lawenda i tam właśnie zapracowała na swój luksus. Ten luksus jednak kosztował Lawendę wiele kłamstw, wobec własnych dzieci, opiekunki, a także trochę wobec samej siebie, a oprócz tego nieustanną ochotę, by to wszystko rzucić i zacząć normalnie żyć. Choć ciągle pozostaje w głowie pytanie, czy to jest rzeczywiście realne, biorąc pod uwagę dalszy ciąg powieści..Oczywiście fabuła prowadzi czytelnika do konsekwentnie szczęśliwego zakończenia, które chwilami dość nierealne, ale spełnia swoją umilającą rolę. A przy tym szum morza, którego nie sposób nie usłyszeć przy plastycznych opisach autorki, powoduje, że nawet te szpitalne ściany nabierają jakichś cieplejszych barw.

Warto tu odnotować, że historia Magnolii jest zainspirowana jedną z Trójmiejskich legend, jakoby w latach 70-tych i 80-tych pracowała tam ekskluzywna prostytutka, o której krążyło mnóstwo plotek, ale nikt nie wiedział, kim była naprawdę i czy w ogóle na pewno istniała.

Za możliwość przeczytania książki serdecznie dziękuję autorce, Ewie Formelli. Co prawda nigdy dla nikogo nie recenzowałam książek, ale to było wyjątkową przyjemnością otrzymać takie wyróżnienie, jak również książka dotarła do mnie w naprawdę dogodnym dla jej lektury momencie. Blog Ewy znajdziecie tutaj.

A ja walczę o powrót do zwykłej sprawności. Cieszy wszystko - nawet możliwość schylenia się, czy nareszcie - spania na boku! Każdego dnia idę w tych zmaganiach coraz dalej, także mam nadzieję, że w poniedziałek spokojnie pokuśtykam na zdjęcie szwów i.. do pracy :) Jak nigdy mam na to wyjątkową ochotę!


Lawenda, Ewa Formella, Książka wydana nakładem własnym, Warszawa 2013

13 komentarzy:

  1. Jesteś pozytywnie nastawiona i to jest najważniejsze. O reszcie zapomnisz.
    Niech Ci sprawność wraca szybciutko.
    Załączam serdeczności.)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo pozytywnie :) Dziękuję :)i wzajemnie - serdeczności :)

      Usuń
  2. Nie było mnie prawie trzy tygodnie i co ja pacze, chora jesteś, powrót do sprawności? Zaniepokojona jestem i lecę czytać wcześniejsze wpisy, co by się dowiedzieć, czegoś więcej. Widze, że zdrowiejesz, ale mi głupio, że przegapiłam chorobę i nic nie napisałam. Mam jednak usprawiedliwienie, właśnie w tym czasie przechodziła operację moja mama i byłam w kraju. Pozdrawiam serdecznie

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kasiu, usunęłam wpis o szpitalu. Mama najważniejsza, więc zrozumiałe, że przegapiłaś! Ważne, że obie jesteśmy po - i ja i Twoja mama :)

      Usuń
    2. Właśnie przeleciałam wpisy i nic. Teraz rozumiem. Mam nadzieję, że wszystko dla Ciebie wróci do normy

      Usuń
    3. Wraca, wraca :) w poniedziałek miałam operację a już chodzę, robię dużo rzeczy i nawet sarkam trochę na męża, co dowodzi, że jest dobrze :) obawy największe były przed :) a potem poszło wręcz podręcznikowo.

      Usuń
  3. Zdrowiej szybko, nawet jeśli będziesz przy tym sarkała trochę na męża ;) Rekonwalescentce wolno więcej :) Pozdrawiam ciepło.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Sarkam, bo próbuje wszystko za mnie robić :) a ja muszę jak najwięcej sama :) Pozdrawiam równie ciepło :)

      Usuń
  4. Cieszę się, że operacja się udała. Dobrze, że mąż chce Ci pomagać, dlatego za bardzo tam na Niego nie sarkaj ;)

    Książka rzeczywiście zapowiada się ciekawie, może po nią sięgnę przy okazji :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jasne że tak bardzo staram się znowuż nie sarkać ;)

      Jak masz ochotę to oczywiście chętnie Ci pożyczę. Myślę, że autorkę ucieszy większa ilość recenzji :)

      Usuń
    2. Jak tylko uporam się z Minierem, to chętnie pożyczę :)

      Usuń
    3. O to możemy się wymienić przy okazji, bo chętnie pożyczę "Błysk rewolwru" ;)

      Usuń

Dziękuję za każdy komentarz, cenię sobie każdą uwagę odnośnie wpisu i jego zawartości.

Uprzejmie proszę o nieskładanie mi życzeń świątecznych, ponieważ ich nie obchodzę.