wtorek, 31 marca 2015

Gdy wokół tylko wiatr i ocean. "Zielona wyspa" Igora Ostachowicza

Najdroższym na świecie towarem  
Będzie samotność

Janusz Kofta



  Sen wyśniony, moje marzenie niespełnione. Bezludna wyspa. Na ile? Najlepiej na czas nieokreślony, najlepiej na zawsze, byle tylko mi książki uzupełniano. Nawet niech będzie czytnik, co mi tam, książkom wilgoć nie służy.

Zzgrzyyt.
I pojawia się człowiek.
A mogło być tak pięknie.

Ja się nie boję ludzi. Odwróciła się twarzą do lądu. Ja tylko ich tu nie chcę.



Nieświęta Magda od tabletek

  W życiu kryzysy pojawiają się zbyt często. Powinien być jakiś regulamin, tyle a tyle kryzysów na przeciętną jednostkę osobową, reglamentowany, zasłużony, przeżyty, wyuczony i już. Było, minęło, przeszło. Nie ma jednak lekko, nikt formuł na życie nie tworzy, można co najwyżej ciągle pod tę górę, pod ten wiatr na cienkim lodzie do przodu iść.

  Czasami, gdy robiło się jej naprawdę przyjemnie zaczynała szukać dziury w całym. Nagle ją nachodziło jakieś rozczulanie się nad sobą. Ocenianie życia. Jakby odbierała sobie prawo do pełnego zadowolenia. Bo to przecież niczego nie zmieni, i jest tylko na chwilę. W dodatku powody przyjemności wydawały się jej kompromitujące. Bez sensu. Płakała wtedy.

  Magda zdecydowanie potrzebowała tej samotności i izolacji. Wyjazd na bezludną wyspę, gdzie nikt i nic dookoła, jedynie wiatr, ocean i ona. Frustracja i gniew dopadają ją na widok ludzkiej sylwetki na wyspie. Na wyspie, na której miała być sama. A później pojawia się poczucie zagrożenia. Magda jednak jest uzbrojona w odpowiedni zestaw tabletek uspokajających. Opanowała do perfekcji wszelkie miksy i kolaże..



Upatrzyli zajączka

 Relacja między dwójką życiowych rozbitków, jaki to banał swoją drogą na tej wyspie, od początku jest niezdrowa. Ona się boi, ale nie potrafi tego szczerze wyznać, podejmuje grę, udaję, że tak jest w porządku. On zachowuje się niczym typowy męski samiec, przychodzi, bierze, co chce, nie pyta o zdanie. Zdaje się, wiadomo kto jest tutaj ofiarą.

Wiadomo?
Nie, nie wiadomo, co więcej, długo drogi czytelniku będziesz sam ofiarą całkiem zmyślnej gry autorskiej. Dasz się wciągnąć jak dziecko, dasz sobie zamydlić sobie oczy i na koniec lektury stwierdzisz odruchowo i bez przymusu: łał.

 W dupie miała to morze i fale, i chmury, które były tylko ilustracją, do tego, co jej się ułożyło w głowie.




  Ta cisza potem to w ogóle niechęć do wszystkiego. Do książki, do pisarza, do Magdy, Ines, Mike'a i  Zająca też. Bo koniec. Bo nie tak to miało wyglądać. 
  Choć wcześniej była niezdrowa ekscytacja historią. Bo to nareszcie od dawna wyczekiwana książka, która "dała kopa".



Zielona wyspa, Igor Ostachowicz, Wydawnictwo W.A.B., Warszawa 2015

niedziela, 29 marca 2015

Los "Półbrata" Larsa Saabye Christensena

Nie przemijamy bez śladu. Ciągniemy za sobą kilwater, który nigdy się nie zamyka, rozdarcie w czasie, które z takim wysiłkiem zostawiamy za sobą. 

 W literaturze to jest piękne, że jedna powieść przywołuje drugą, że jedna historia odwołuje się do następnej i tak dzięki temu trwa ten niezwykły krąg nawiązań. Gdy zaczęłam czytać Półbrata te odwołania narzucały się samoistnie. Pomyślałam odruchowo o Blaszanym Bębenku Güntera Grassa, a także o niedawno przeczytanej Trylogii nowojorskiej Paula Austera. Nawiązania oczywiście istnieją, nie umniejszają jednak zupełnie powieści Larsa Saabye Christensena. Właściwie miałam odczucie, że Półbrat jest nawet nieco lepszy.

Zaczytać się bez końca

  Pierwsze wrażenie? Z rozmysłem odkładałam lekturę na jakiś wolniejszy czas, bo ilość stron zastraszająca, a i w torbie jakoś ciężko było ją dźwigać. Nie zdawałam sobie sprawy, że to książka do tak zwanego pochłonięcia, niezależnie od jej gabarytów. Jest świetnie i lekko napisana, choć początki tutaj nie są najłatwiejsze.

 Historia Barnuma rozciąga się w czasie nieco kapryśnie nie zważając na chronologię. I tak najpierw poznajemy trudną relację między braćmi, by dopiero od powolnej rekonstrukcji przeszłości i jej konsekwencji dotrzeć do przyczyn, których owocem będzie to, czego ośmieli się wreszcie dokonać Fred.

 
Historia pewnego listu

 Aczkolwiek trzeba zacząć od początku, czyli od końca drugiej wojny światowej, bo to ten dzień, który miał przynieść wolność i zamknięcie czasu niepokoju o kolejne jutro. W zamian przyniósł dramat młodej dziewczynie, brutalny gwałt i spustoszenie na psychice. Oprócz nich wszystkich także niespodziewaną ciążę, której owocem był właśnie Fred.

  Fred od wczesnego dzieciństwa, podobnie jak wcześniej jego matka i babka, słucha treści listu, rodzinnej pamiątki, jedynego świadectwa po zaginionym podczas wyprawy antropologicznej pradziadku. To ten list będzie przyczyną kolejnej wyprawy, której się podejmie sam Fred. A Barnum będzie często rozmyślać i odtwarzać historię swojego półbrata.

Los półbrata

 Bo takim mianem określają siebie nawzajem bracia, pochodzący z jednej matki, ale posiadający różnych ojców. Półbracia. Kolejna konsekwencja gwałtu i pechowego, majowego dnia, gdy Fred został poczęty. Jednakże to nie koniec połowiczności. Barnum otrzymuje od losu połowę wzrostu przeciętnego człowieka, dziedzicząc tę niezwykłość po niezwykłym ojcu. Połowiczność jest przekleństwem w tej rodzinie, bo nikt, nikt do końca nie może być tutaj sobą.

 Opowieść więc o trzech kobietach i dwóch chłopcach, przekraczająca granice ich rodzinnego miasta, jest opowieścią o niełatwym życiu i niełatwych wyborach. Przynosi ze sobą zmagania z trudami powojennej codzienności, trudności życia w małym mieście, gdzie wszyscy o wszystkich wiedzą wszystko, wreszcie najtrudniejsze: zderzenie się z rzeczywistością, które odbiera dzieciństwu jego bartwy i fantazje.

Opowiadać obrazami

 Nośność fabuły to zdolność pisarza do opowiadania obrazami. Takimi, które wdrukują się pod powiekę i zostawiają trwały ślad. Tak bym określiła powieść Larsa Saabye Christensena: jako powieść pełną plastycznych obrazów, od których trudno się uwolnić.




Półbrat, Lars Saabye Christensen, przełożyła Iwona Zimnicka, Wydawnictwo Literackie, Kraków 2014

poniedziałek, 23 marca 2015

Opowieść współczesnego Ulissesa. "Niewiedza" Milana Kundery

  To niesamowicie dziwne uczucie wpisywać w etykietach do tego wpisu "literatura francuska". A jednak, jeżeli przyjmować jako punkt wyjścia język, w którym powstał utwór nie ma wątpliwości, że jest to literatura francuska. Biorąc dodatkowo poprawkę na decyzję Kundery odnośnie tłumaczenia na jego język ojczysty trzeba pogodzić się ostatecznie, że to już zawsze będzie literatura francuska. Samo w sobie nie jest to złe, czy dziwne, ale smutno trochę tak przypisywać wybitnego czeskiego pisarza do zupełnie innej nacji i języka. I ta dziwność w przypadku Niewiedzy ma swoje dodatkowe drugie dno.

Przez dwadzieścia lat nieobecności Ulissesa mieszkańcy Itaki zachowali o nim dużo wspomnień, lecz nie odczuwali żadnej tęsknoty. A Ulisses tymczasem cierpiał na tęsknotę i niczego niemal nie pamiętał.


Opowieść współczesnego Ulissesa

   Ulisses został potraktowany w Niewiedzy mniej więcej tak, jak każdy obrazek, czy zdjęcie, jakie dorzucamy do opisów. Służy jako przykład, jako rozwinięcie, pozwala wyobraźni zmierzyć się z konkretną historią, znaną każdemu, niezależnie od rodzaju wykształcenia, zdolności poznawczych, czy stopnia oczytania. Czy ktoś bowiem nie słyszał o Ulissesie?

Przed dwadzieścia lat myślał tylko o powrocie. Ale kiedy już wrócił, pojął ze zdziwieniem, że jego życie, że sama istota jego życia, mieści się poza Itaką, w dwudziestu latach tułaczki. I skarb ten utracił; odzyskać go mógł jedynie w opowieści.

  Ulissesami Kundery w Niewiedzy są Irena i Josef, dwoje emigrantów, których los z podobnych przyczyn zmusił do opuszczenia ojczyzny i poznania smaku życia na obczyźnie. Obydwoje z różnych powodów i niezależnie od siebie, wracają po dwudziestu latach, na krótko, na jedną lub dwie wizyty, do opuszczonej niegdyś ojczyzny; do miasta, w którym dorastali i odkrywają, że przeszłość ich tak naprawdę już nie interesuje, a dom, cóż, on jest już od dawna zupełnie gdzie indziej.


Eseistyczne refleksje

  Pod pozorami opowieści o dwójce swoich bohaterów Milan Kundera opowiada uniwersalną historię o losach emigranta, którego życie za granicami opuszczonego kraju nie musi być nieszczęśliwe, ani przynosić same rozczarowania. Tak naprawdę to, co zostało opuszczone może wywoływać tęsknotę, czy refleksje związane z przemijaniem, ale budowanie nowego życia gdzieś w innym świecie może także przynieść radość i dobre życie.

To, czego doświadczają zarówno bohaterowie Kundery, jak i on sam, to niewiedza związana z opuszczonym miejscem, ludźmi, pozostawionymi sprawami, niewiedza, której konsekwencją jest właśnie tęsknota. Mój kraj jest daleko i nie wiem, co się w nim wydarza.

  Snując tę historię emigracji, powrotu do kraju pod dwudziestu latach, autor też pisze coś w rodzaju refleksyjnego eseju o komunizmie i jego wpływie, na życie jednostek, rozproszonych po świecie przez prześladowania, konieczność ratowania życia swojej rodziny, gdy władza za blisko się przyglądała ich poczynaniom, wreszcie, dotykając tego tematu Milan Kundera mimowolnie przyznaje się do własnej niewiedzy i tęsknoty, nawet gdy jego decyzja o powrocie do kraju jest nieodwołalna.


Poznawać siebie

Czytając Niewiedzę stwierdziłam w pewnym momencie, że naprawdę lubię dojrzałego Milana Kunderę. Nawet, gdy jego bohaterowie są smutni, zagubieni i rozczarowani swoim powrotem, z przyjemnością czytałam tę oryginalną narrację, ten nastrojowy nurt zwierzeń emigranta, którego niewiedza o dawnych miejscach i sprawach zmieniła się w taką właśnie nietypową opowieść o Irenie i Josefie.



 Niewiedza, Milan Kundera, przełożył Marek Bieńczyk, Wydawnictwo W.A.B., Warszawa 2015