środa, 21 października 2015

Gdzie diabeł nie może, tam Chyłkę.."Zaginięcie" Remigiusza Mroza

Remigiusz Mróz, jak to z młodymi autorami bywa, ma w sobie dużo motywacji i energii, by pisać powieść za powieścią. Właściwie chwała jego młodości i sile, bo im więcej pisze, tym lepiej dla mnie, czytelniczki złaknionej wielu dobrych zwrotów akcji i niebanalnych postaci. Poza tym lubię, gdy autor zadaje kłam jakimś od dawien dawna utrwalonym stereotypom. Na przykład o prawnikach, poważnych ludziach pełnych wiedzy o kodeksie karnym i zadających nudne, profesjonalne pytania.

Jasne, była niegdyś słynna serialowa, zwariowana Ally McBeal, ale to było dawno, a i jej postać wydaje się być wyjątkiem potwierdzającym regułę. Nawet nasza rodzima prawniczka serialowa, Agata, w todze nabiera wszelkich znamion powagi i dobrze skrojonego wizerunku rozgarniętej znawczyni wszelkich kodeksów.

Każdy, kto dotąd nie miał okazji poznać jeszcze Joanny Chyłki i jej podopiecznego Kordiana Oryńskiego, wie, że ten cały stereotyp można wyrzucić do kosza na śmieci. Ten duet przypomina raczej dwójkę śledczych i psychologów w jednym niż zwykłą parę obrońców.


Tam, gdzie diabeł mówi dobranoc

„Zaginięcie” jest kontynuacją „Kasacji”, choć jeśli chodzi o główny wątek fabularny można je czytać właściwie bez takiej kolejności. Jednakże, jeśli ktoś jest zaintrygowany niecodzienną relacją Chyłka – Oryński warto poznać najpierw tę pierwszą część ich przygód. „Zaginięcie” otwiera późnonocny telefon do Chyłki, prawniczki o wybuchowym temperamencie, kobiety, którą spokojnie można by opisać przysłowiem, gdzie diabeł nie może, tam Chyłkę.. No właśnie. Sprawa, jaka trafia do Chyłki, ta, której zapowiedzą był ów nocny telefon jest wypisz, wymaluj, sprawą dla niej idealną, bo już z założenia beznadziejną. Jednakże w słowniku Joanny Chyłki najwyraźniej nie widnieje w ogóle słowo „beznadziejna”. Wybudzona i pobudzona do działania natychmiast do takiego samego stanu zmusza Kordiana, zwanego Zordonem i wspólnie wyruszają do małej miejscowości, skąd z domku letniskowego dwojga bogatych ludzi, zniknęła mała, trzyletnia dziewczynka. Niestety, ponieważ domek letniskowy, w którym przebywała cała rodzina, był uzbrojony w alarm, a żadne ślady nie wskazują, by doszło do porwania, to rodzice są pierwszymi podejrzanymi. Dla Chyłki nie stanowi to, jak wiadomo, żadnego problemu..

Bez śladu

To, co komplikuje całą sprawę, to brak jakichkolwiek śladów związanych ze zniknięciem dziecka. Wokół domku nie ma śladów stóp, nie ma żadnych poszlak na to, że mogło dojść do włamania, nie ma nic. Do tego pojawia się nagle, jako dowód zakrwawiony pręt, ze śladami krwi zaginionej Nikolki, świadek, który twierdzi, że widział ojca dziewczynki prowadzącego ją w noc zaginięcia, atmosfera zagęszcza się i wszystko wskazuje na to, że super duet adwokacki nie ma żadnego asa w rękawie, by wybronić rodziców dziecka. A żeby było jeszcze trudniej, w niewinność rodziców wierzy jedynie Zordon, bo Chyłka nie ma żadnych wątpliwości, ani w to, że są winni, ani w to, że dziecko nie żyje. To jeden Kordian denerwuje się, że poszukiwania dziecka sprowadzają się do poszukiwań zwłok, a nie żywej dziewczynki. I być może to, oraz skomplikowane relacje z patronką, motywuje go, do działań zgoła nieprawniczych. Podszywanie się pod przemytnika, kilka rasowych spotkań z pięścią prawdziwego przemytnika, plus jego własne zaginięcie, w nieznanych mu regionach w gronie nieznanych mu ludzi, to zaledwie kilka z jego niecodziennych przygód. Warto wiedzieć, że to nie wszystko, co zafundował swoim czytelnikom Remigiusz Mróz.

Emocjonalny rollercoaster

„Zaginięcie” to gratka fabularna, podobnie jak „Kasacja”. Dozowanie emocji, spokój, a potem ostry zakręt, tak mniej więcej w ogólności można opisać ten emocjonalny rollercoaster. Oczywiście, nie powiem, że Remigiusz Mróz to mistrz, bo jeszcze spocznie na laurach, a wierzę, że pisząc coraz ciekawiej, będzie też pisać lepiej. Na razie jest genialnie pod kątem fabuły! Mróz nonszalancko kpi sobie z czytelnika, pokazuje zjadliwą aprobatę do denerwowania go, wreszcie, wie jak odmierzyć proporcje w fabule, by całość była dobrze skomponowaną mieszanką. Oczywiście, mógł nieco nie „zjadać” końcówki powieści, najpierw rozpisując jej fabułę na parę setek stron, z mnogością szczegółów całkiem jak nieprzebrane morze zjadliwości Chyłki, by zamknąć ją na jednej, no, półtorej stron, oczywiście, mógł jeszcze dopracować warsztat i dialogi, ale na litość, nie znam lepszej literatury rozrywkowej, niż to, co wychodzi spod jego klawiatury. Niech mu pisanie ciągle lekkim będzie!


"Zaginięcie" Remigiusz Mróz, Wydawnictwo Czwarta Strona, Poznań 2015