piątek, 29 marca 2013

W stanie zdumienia...

Przyznaję, że różnica między Belcanto, a najnowszą powieścią Ann Patchett nie jest może ogromna, ale w pewien delikatny sposób odczuwalna. Choć podobnie jak do Belcanto wchodzi się z pozornego rozpędu i podobnie sama treść wciąga w nią powoli, umiarkowanie. I podobnie nie wiadomo kiedy człowiek niknie w tej fabule zupełnie, wciągnięty do jej wnętrza niespodziewanie, bez ostrzeżenia, stojąc na peronie z nosem w ostaniach stronach, które trzeba dokończyć, nim ruszy się dalej.  Czego w ogóle nie zapowiada otwierający powieść początek w zimnej zaśnieżonej aurze Minessoty, gdy przychodzi wiadomość o śmierci Andersa. Stan zdumienia jednak jest już powieścią trochę bardziej złożoną od Belcanto, z dużo obszerniejszymi wątkami, choć podobnie przeplatana ekscentrycznymi relacjami między jej bohaterami i wątkami z ich przeszłości.


Marina przyjmuje wiadomość o śmierci Andersa z niedowierzaniem. Ile lat pracowali biurko w biurko z Andersem dla koncernu farmaceutycznego Vogel? Bardzo wiele. Znali się dobrze i przyjaźnili. A teraz ta wiadomość, która spadła wraz ze śniegiem, cicho, niespodziewanie, na błękitnym papierze podpisanym przez doktor Swenson. Jednak w przeciwieństwie do żony Andersa, Marina przyjmuje tę wiadomość jako prawdziwą i akceptuje ją jako pewną. Karen ma jednak wątpliwości, nie tylko nie chce w to wierzyć, ale i nie czuje śmierci męża. Marina dostaje więc trudne zadanie od niej, ale również od swojego szefa - ma pojechać do Amazonii i poznać prawdę o śmierci przyjaciela, prawdę, którą będzie mogła przekazać jego żonie, ale również ma się dowiedzieć na jakim etapie są badania doktor Swenson, która unika wszelkiego kontaktu zarówno ze światem, jak i z pracodawcą. Przez co właśnie Anders wyjechał na jej poszukiwania i przez co ostatecznie umarł. I cóż, wydaje się, że Marinę czeka powtórzenie losu Andersa, gdy podążając jego śladami przechodzi przez te same problemy z dostaniem się do doktor Swenson i podobnie nie słucha, gdy ta każe jej wracać. Rozwinięcie fabuły jednak podąży w nieco innym, dość zaskakującym kierunku, a badania i odkrycia doktor Swenson wydadzą się zgoła fantastyczne, choć nie do końca nierealne...

To co podoba mi się u Ann Patchett to zdolność takiego oddawania fabuły, że nie widzę za bardzo mankamentów stylistycznych czy narracyjnych, choć skłamałabym mówiąc, że korekta w tej powieści była stuprocentowa i że nie nawaliło odrobinę tłumaczenie (zdania przeczące wyszły nieco dziwnie). Ale autorska treść, ta poza korektą i tłumaczeniem, ma w sobie niezwykłość polegająca na stopniowym wciąganiu czytelnika, choć pierwsze wrażenie nie zapowiada tego w ogóle. Nawet ten początek, wiadomość o śmierci, jest dziwnie spokojny, jedynie może zapowiadający, coś jak cisza przed burzą. Muszę jednak dodać, że Belcanto mimo wszystko podobało mi się dużo bardziej. Co nie zmienia faktu, że na półce czeka kolejna powieść autorki, Asystentka magika, jak również tego, że na pewno sięgnę po inne tytuły sygnowane nazwiskiem Ann Patchett.


Stan zdumienia, Ann Patchett, Znak, Kraków 2012



15 komentarzy:

  1. Ja jakoś nadal nie jestem przekonana do książek tej autoki, sama nie wiem dlaczego. Pewnie kiedyś zacznę czytać i będę się zastanawiać dlaczego tak późńo się przekonałam :)
    A po tym co napisałaś o fabule,od razu przypomniał mi się film z Costnerem "Znamię".

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A przypomniałaś mi ten film.. swoją drogą tłumaczenie tytułu było tradycyjnie fatalne ;) A skojarzenie masz bardzo dobre! Faktycznie.. I nawet powiem Ci, że bardzo bardzo bliskie dalszej fabuły ;) przynajmniej w kontekście niespodzianek w dżungli ;)

      Usuń
    2. To w końcu przeczytam, bo fabuła filmu była intrygująca i takie właśnie filmy i ksiązki bardzo sobie chwalę.

      Usuń
    3. No i proszę, okrężną drogą też można zachęcić do lektury :D

      Usuń
    4. Jak najbardziej:)

      Usuń
  2. Ciagle sie zabieram do lektury ksiazek tej autorki, ale jakos mi nie po drodze. Chyba zaczne od "Biegnij" :) "Asystentke magika" mam w Polsce, wiec bedzie musiala poczekac nieco dluzej niz pozostale ksiazki Patchett;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To chyba wiele zależy od nastroju po prostu ;) Ja ją kupiłam już jakiś czas temu, a musiała trochę poczekać na swoją kolej. Pomimo, że lubię jej powieści to jednak nie mogę powiedzieć, że po zakupie od razu się rzucam do lektury :)

      Usuń
  3. Liczyłam na to, że przeczytasz tą książkę i jak zawsze dzięki Twojej recenzji mój brak zdecydowania w kwestii zakupu po prostu się ulatnia :D

    OdpowiedzUsuń
  4. Nie znam jeszcze Ann Patchett, ale chyba jest czego żałować. Muszę zacząć od "Belcanto", które stoi na półce czekając na swoją kolej.
    :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. "Belcanto" szczerze polecam! Szczególnie, że już czeka na półce :)

      Usuń
  5. A co jest w takim razie lepsze "Belcanto" czy "Stan zdumienia"? Planowałam tę drugą...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ha, subiektywnie powiem "Belcanto", ale kto wie, która Tobie bardziej przypadnie do gustu? Może najlepiej przeczytać obie ;)

      Usuń
  6. Z chęcią przeczytam tą książkę. Bardzo mnie zaintrygowałaś :)
    Pozdrawiam i życzę wesołych świąt!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To mogę tylko powiedzieć, że bardzo mnie to cieszy :)

      Usuń

Dziękuję za każdy komentarz, cenię sobie każdą uwagę odnośnie wpisu i jego zawartości.

Uprzejmie proszę o nieskładanie mi życzeń świątecznych, ponieważ ich nie obchodzę.