Bel canto znaczy dosłownie piękny śpiew i jak się dowiedziałam szukając jego dokładnego znaczenia jest terminem muzycznym dotyczącym techniki wokalnej i stylu w muzyce. Jednak w obu tych znaczeniach sprowadza się do tej najważniejszej części w sztuce - piękna. Jeśli nie ludzkiego głosu to muzyki.
Ann Patchett jak dotąd była mi nieznaną pisarką, a o jej książkach zbyt wiele nie słyszałam. Dlatego bardzo mnie cieszy to ciekawe odkrycie, bo choć książka nie wciągnęła mnie od razu, była warta poświęconych jej minut.
Zaczyna się ciekawie i nietypowo - od pocałunku. Ale nie byle jakiego pocałunku zakochanego podlotka, ani nie pocałunku zakochanej pary. Pocałunek zaskakuje pocałowaną zaraz po tym, gdy zgasło światło. Brzmi całkiem romantycznie? A jednak prowadzi do wydarzeń niekoniecznie romantycznych, choć i takich wątków tu nie zabraknie.
Pan Hosokawa prowadzi uporządkowane życie biznesmena. Nie byle jakiego biznesmena, bowiem jest założycielem i prezesem największej japońskiej korporacji produkującej sprzęt elektroniczny. Na co dzień zapracowany nie ma zbyt wiele czasu na przyjemności. Wieczorami jednak uwielbia posłuchać opery, a jego ulubioną wykonawczynią arii operowych jest Roxane Coss, znana na całym świecie słynna sopranistka. To właśnie przez nią zgadza się na zorganizowanie dla siebie przyjęcia urodzinowego w Ameryce Południowej, choć sam pomysł przyjęcia akurat tam i sama idea przyjęcia niekoniecznie przypadają mu do gustu. Ale małemu krajowi w Ameryce Południowej zależy na rozwoju kraju i w związku z tym na wkładzie pana Hosokawy w ów rozwój. Dlatego na uroczysty bankiet urodzinowy, w domu wiceprezydenta Rubena Iglesiasa, zostali zaproszeni co znamienitsi goście, miał być również obecny prezydent Masuda. Wszystko zostało starannie przygotowane, od kwietnych ozdób po posiłki i wystrój sali, gdzie miał się odbyć recital. Jedynie prezydent w ostatniej chwili odwołał swoją obecność. Jak się okazało konieczność oglądania ulubionej telenoweli była silniejsza. Ale oprócz tego przyjęcie rozpoczęło się bez opóźnienia i problemów. Roxane Coss jak zwykle śpiewała ujmująco, wprawiając swoją widownię w stan swoistego transu. Gdy skończyła śpiewać zgasły wszystkie światła, a jej akompaniator, wykorzystując okazję, pocałował ją, o czym marzył od bardzo dawna.
Nikt nie wpadł w panikę, choć parę osób zaczęło się orientować co to może oznaczać. Gdy światło ponownie zapalono dwieście par oczu zaproszonych gości ujrzało otaczających ich, uzbrojonych terrorystów, a sami od tego momentu stali się ich zakładnikami. Trwające prawie 5 miesięcy przetrzymywanie zakładników zamienia się w tragifarsę, w której powoli układ sił terrorysta - przetrzymywany zmienia się niezupełnie w prawidłowym kierunku. Chwilami wszystko wydaje się jakimś dziwnym snem, w którym bierze udział 55 mężczyzn i 3 kobiety. Ale cóż, ten sen, choć chwilami piękny, nie kończy się przyjemnie, a ostateczne wybudzenie zamienia się w koszmar, który powoduje potężną falę emocji w czytelniku.
Historia niby banalna, bo ileż to filmów zostało poświęconych tematyce porwań, przetrzymywania zakładników, akcji specjalnych, żeby odbić ofiary? Historia czasami powolna, bo ile może trwać przetrzymywanie zakładników? Kilka godzin? Kilka dni? Ale kilka miesięcy? To już zdecydowanie dziwne. Dziwna i piękna to historia. Jak dla mnie jedna z romantyczniejszych, a ja jestem w tej kwestii mocno wybredna. Nie ma jednak nic piękniejszego niż dwoje ludzi, mówiących rożnymi językami, ale nie językami, którymi mogliby się porozumieć między sobą, a rozumieją się najlepiej na całym świecie. Jak się okazuje można więcej przekazać bez używania słów i bez obciążeń kulturowych.
Belcanto, Ann Patchett, C&T, Toruń 2005
0 komentarze:
Prześlij komentarz
Dziękuję za każdy komentarz, cenię sobie każdą uwagę odnośnie wpisu i jego zawartości.
Uprzejmie proszę o nieskładanie mi życzeń świątecznych, ponieważ ich nie obchodzę.