Od językoznawstwa trzymałam się zawsze z daleka. Wszystko, co nie było związane z literaturą, po prostu mnie nużyło. Nawet studia nie pomogły i zajęcia obowiązkowe, najpierw z gramatyki opisowej, później historycznej, traktowałam jako zło konieczne. I ten podział był wśród nas, studentów filologii polskiej, bardzo wyraźny. Część interesowała się tylko językoznawstwem, część tylko literaturoznawstwem. Im jednak dłużej piszę, im więcej błędów u siebie odnajduję, tym częściej o tym myślę i więcej się interesuję. I częściej również zastanawiam, skąd niektóre z nich w ogóle się wzięły. Bardzo fajnie to wyjaśniają nasi najbardziej znani specjaliści od języka polskiego, prowadząc całkiem swobodną, a jakże owocną rozmowę, której próbował nadać kierunek Jerzy Sosnowski. Trzeba przyznać, że przy takich trzech rozmówcach jest to nie lada sztuka, ale udała się ona doskonale, a sama lektura to przyjemność nawet dla kogoś, kto od słów przecinek, przyimek i inne przydawki, uciekał gdzie pieprz rośnie. Już nie uciekam, a lekturę książki Wszystko zależy od przyimka zalecam każdemu, jak dobry zestaw witamin w świeżo wyciśniętym soku z ulubionych owoców, nawet jeśli w ogóle nie interesuje się poprawną polszczyzną.
![]() |
od lewej stoją: Jerzy Bralczyk, Andrzej Markowski, Jan Miodek; przed nimi siedzi Jerzy Sosnowski, źródło |
Jan Miodek, Jerzy Bralczyk i Andrzej Markowski zebrali się we trójkę by porozmawiać o współczesnym języku polskim, o jego kondycji w dobie internetu, komunikacji smsowej, o najczęściej popełnianych błędach językowych, wplatając w to różnorodne anegdoty z własnych doświadczeń, czy to akademickich, czy też związanych z prowadzonymi przez nich programami popularyzującymi poprawność językową. Jerzy Sosnowski, którego pełen biogram (pisarz, publicysta, felietonista, dziennikarz telewizyjny i radiowy...) mógłby zając połowę niniejszego wpisu, toteż powiem tylko, że człowiek naprawdę interesujący, co udowadnia prowadzony przezeń blog (tutaj link), jako moderator tej rozmowy próbował nadążyć za gonitwą słów, galopadą myśli, cytowaniem całych fragmentów i tak oto została ona spisana i przekazana do rąk czytelników. Co znajdziemy w środku? Rozważania na temat nadużywania zdrobnień, wulgaryzmów, które zaczęły pełnić rolę interpunkcyjną w wypowiedzi, popularności błędów i przyczyny ich powielania, prób odkrycia genezy niektórych z nich, a także o tym, jak to, co raziło niegdyś i było traktowane jako niepoprawne, dziś stało się w pełni aprobowane i zupełnie właściwe. Wszystko to jednak nie przypomina nudnego podręcznika, nie niesie ze sobą konieczności uczenia się na pamięć, a w formie naprawdę interesującej rozmowy wprowadza w zagadnienia językoznawcze w niezwykle przystępny i przyjemny sposób. Ot, trzech panów zasiadło do konwersacji na różne tematy, w której wspominają swoją młodość, swoich studentów, ciekawostki z życia wykładowcy, doradcy, czy obserwatora codzienności, a przy okazji omawiają sprawy językowe. Jest w tym wszystkim ogromne poczucie humoru każdego z nich, dzięki czemu niezauważalnie, poprzez lekturę samej tylko rozmowy, mimochodem, możemy się naprawdę wiele nauczyć i wyeliminować niewłaściwe nawyki. Po ostatniej zaś stronie owej fascynującej dyskusji pozostaje niedosyt i ochota na więcej.
Na zachętę fragment o tym, co oznacza, tak ostatnio wywołujące silne emocje, słowo gender:
Markowski: Jak pisał zapomniany dziś nieco satyryk Marian Załuski: "płeć jak telewizor, telewizor jak płeć, można nie korzystać, ale trzeba mieć"
Na zachętę fragment o tym, co oznacza, tak ostatnio wywołujące silne emocje, słowo gender:
Markowski: Jak pisał zapomniany dziś nieco satyryk Marian Załuski: "płeć jak telewizor, telewizor jak płeć, można nie korzystać, ale trzeba mieć"
Bralczyk: Właśnie. W "Babcia i wnuczek, czyli noc cudów" było: "Jak się pan nazywa? Płeć. Jak pan może, z tak pornograficznym językiem!"
Sosnowski: "Płeć" oznaczało też cerę.
Markowski: Była też płeć piękna.
Bralczyk: Ale też: "gdzieniegdzie grubszą płeć odsłania" - to z "Pana Tadeusza". Chodziło o grubszą skórę, cerę, coś takiego. A więc zupełnie co innego płeć znaczyła. Dziś odróżniamy płeć żeńską i męską. A seks? To już nie jest coś, co posiadamy, tylko to, co uprawiamy. Płci nie uprawiamy, a seks - zdarza się, od czasu do czasu. Gender zaś jest rodzajem, bo oprócz płci mamy jeszcze rodzaj. I to jest jeszcze coś innego.
Markowski: Etymologicznie gender to jest rodzaj, pochodzi od genus. A genus to od gingire, generare "rodzić". "Rodzaj" jest zresztą od "rodzić".*
Dodam tylko, że dalej jest równie ciekawie!
Wszystko zależy od przyimka, Jerzy Bralczyk, Jan Miodek, Andrzej Markowski, Jerzy Sosnowski, Agora SA, Warszawa 2014
* str. 171