sobota, 28 lipca 2012

Odyseja w głąb umysłu - "Obłęd" Jerzego Krzysztonia

 Imię moje: Krzysztof - zachowałem mimo obłędu, jaki zesłał mi los. Tracąc je, postradałbym siebie samego. Rzecz gorsza niż śmierć. Okazałbym się kimś innym: Cezarem? Szekspirem? Faustem? Mierzę wysoko! Może zwierzęciem, może ptakiem, może rybą, może kamieniem. Otóż w najczerniejszej godzinie nie straciłem swojego imienia, dzięki Bogu. I wszyscy moi bracia obłąkani zwracali się do mnie jak należy: Krzyś.*

Reminiscencje pamięci

   Moje pierwsze seminarium magisterskie. Lat temu bez mała dziesięć. Pierwsze, a więc stresujące bardziej, z jakimś takim poważniejszym podejściem i napięciem mięśni. Godziny w czytelni. Podróże do stolicy, w której każdy krok zdawał się błędem i wszędzie można było się zgubić. Każda z nas, bo jakoś tak się trafiło, że skład był w komplecie żeński, była skupiona na swoich lekturach i swojej pisaninie, więc gdy czas był poświęcany drugiej trudno było o koncentrację. Ale jakoś ją zapamiętałam, nie dlatego, żeby miała jakieś szczególne cechy charakterystyczne, ale przez temat jaki wybrała. Pisała o Obłędzie Krzysztonia. Pamiętam, że udręczonej pamięci wrzuciłam dodatkowy plik tekstowy - tytuł, autora, koniecznie przeczytać. A potem wiadomo, dalej pisanie, dalej udręka pierwszej magisterki, potem obrona, przeprowadzka, do stolicy i stres że nie podołam, pamięć się zbuntowała, pliki pomieszała i zgubiłam ważną wiadomość. Ale moja pamięć działa zgodnie ze swoją logiką i przesyła mi dawne pliki zgodnie ze swoim widzimisiem, kiedy i jak chce. I nagle szarpnęła mnie potężnie starą notatką mnemotechniczną: Obłęd! I jak to zwykle w takich razach bywa, rzuciłam wszystko, bo trzeba było odszukać książkę i szybko się z nią zaznajomić. Tyle, że moja pamięć jakoś mnie ponownie zawiodła i gdy nabyłam naprędce znalezione na Allegro cudo - nowe, jak spod igły, za bezcen, choć wydane w 1980 roku - nie przypomniała mi już, że pierwsze wydania były ocenzurowane.. Nic to jednak, niezrażona, a wygłodniała tej książki jak Odys powrotu do domu rozpoczęłam lekturę.



Wrażliwy człowiek

Jerzy Krzysztoń urodził się 31 marca 1931 roku w Lublinie, zmarł 30 lat temu, 16 maja 1982 roku w Warszawie. Prozaik i dramatopisarz, współpracownik Polskiego Radia, dla którego stworzył wiele słuchowisk radiowych. Powieściopisarz, tłumacz.  Podróżnik. Tyle z notki biograficznej z Encyklopedii Literatury Polskiej XX wieku PWNu.. Co więcej? Więcej możecie posłuchać w Erracie do biografii, odcinkowi poświęconemu Krzysztoniowi. Był to ciepły, wrażliwy człowiek, wspaniały pisarz. "Jerzy Krzysztoń jest postacią wyjątkową, ale między innym dlatego, że to co pisał, jest najlepsze " (Krzysztof Masłoń, krytyk literacki). Każdy kto znał Jerzego Krzysztonia mówił o nim ciepło i z serdecznością. "To był piękny człowiek, piękny, prawy szlachetny człowiek. To z niego promieniowało" (Jerzy Sito, pisarz). Gdy jako dziecko wyemigrował razem z matką i bratem z Polski do Kazachstanu uległ wypadkowi, w którym w wieku zaledwie 11 lat stracił lewą rękę. Amputacja wymagała transfuzji krwi, do której zgłosili się obcy, życzliwi ludzie. "Ja bardzo lubię ludzi, wiele ludziom zawdzięczam" powiedział Krzysztoń w wywiadzie w 1973 roku wspominając tamto wydarzenie. Jednak utrata ręki nie była pierwszą utratą w życiu chłopca. Ojca stracił tuż przed emigracją, zaginął bez wieści, utrata ręki pogłębiła poczucie straty związane ze zniknięciem ojca i przymusową emigracją. Wrażliwa psychika nie radziła sobie z wszystkimi trudnościami..
Debiutował już w wieku 17 lat w Tygodniku Powszechnym, pisał nawiązując do swojej biografii, ale nie pisał książek autobiograficznych, o co mylnie jest posądzany Obłęd. Krzysztof, główny bohater Obłędu jest swoistym alter ego Krzysztonia, ale nie jest jego wiernym odbiciem. A sama książka jest szczerym, bolesnym opisem przeżyć człowieka, który gubi kontakt z rzeczywistością:  Czułem się jak odkrywca archipelagów na ciemnym morzu świadomości - nowych zjawisk, nowych doznań, nowych przeżyć, nowych olśnień, i drżałem z fascynacji, mimo że płaciłem za to sowitą monetą cierpienia i mimo że nad całym tym wielkim olśnieniem wisiały stężone opary koszmaru. ** Erratę do biografii, poświęconą temu niezwykłemu człowiekowi znajdziecie poniżej:








Odyseja niezrównoważonej psychiki

   Historia składa się z trzech tomów: tom 1. Tropiony i osaczony, tom 2. Przywiązany do masztu, tom 3. Księżyc nad Epidaurem. Nasz Odys to Krzysztof, reporter, który pracuje dla Polskiego Radia, żonaty, ojciec 17-letniej Jo. Jego prywatna odyseja zaczyna się gdy wraca ze Szczawnicy, gdzie nagrywał wypowiedzi studentów dla nowego słuchowiska, jakie pragnął po powrocie stworzyć. Przesiadka w Nowym Targu zapowiada już jego osobliwe kłopoty i najbliższą przyszłość, bowiem to tu zaczyna obierać rzeczywistość w trochę odmienny sposób. Najpierw niewinnie, wydaje mu się, że spotkana przypadkowo na dworcu dziewczyna daje mu sygnały, a każde jej słowo rozumie w sposób dwuznaczny. I nagle nie wiadomo kiedy szaleństwo zaczyna nabierać rozpędu. W drodze do Warszawy, w zatłoczonym pociągu, w wagonie, Krzysztof - obserwator, dostrzega rzeczy, które może podsuwać tylko zalękniona wyobraźnia. Najpierw wydaje mu się, że jeden z sąsiadów jest jego ochroniarzem i ze względu na wzrost nadaje mu ksywkę Guliwer. Inny, jest tym, za którym nie wiadomo jakie siły stoją, dziewczyna to agentka, która chce go sprowokować do kompromitacji. Niespodziewanie cały świat jest przeciwko niemu, lub za nim, w zależności od tego jak Krzysztof zinterpretuje kolejne spojrzenia, słowa, bądź drgania światła przepalającej się żarówki. Wszystko, wszystko nabiera nagle znaczenia na wagę państwową, na wagę życia lub śmierci. Dalej choroba już tylko się rozpędza. Wędrówka po mieście, pełna podejrzeń, przewodników w postaci każdego przechodnia, wrogów w postaci innych przechodniów, a wreszcie urojenia na miarę ogromnej wyobraźni - przemarsz zmarłych dawno temu walczących w Powstaniu. Jak można przewidzieć sprawa musi się oprzeć o szpital dla psychicznie chorych. I tak kolejna część podróży to Tworki, szpital, dokąd Krzysztof trafia już w zasadzie odcięty od rzeczywistości, wracając tylko chwilami do siebie, ale nadal do siebie zagrożonego prześladownikami, którego pielęgniarze na pewno chcą otruć, ponieważ został schwytany przez wrogie siły.  Jest przywiązany do łóżka, które w jego wyobraźni jest masztem, a on Odysem, który musi się oprzeć kuszeniu Syren. Po trzech tygodniach na oddziale obserwacji Krzysztof trafia do karmazynowej komnaty, gdzie może już w miarę funkcjonować, przynajmniej fizycznie.

    I tu odyseja ponownie nabiera rozpędu i ukazuje nam świat ówczesnej psychiatrii, która wcale nie jest przecież tak odległa... Dość okrutny to świat. Pacjenta zostawia się w zasadzie samemu sobie, aplikuje odpowiednią dawkę leków i tyle. Nie ma czegoś takiego jak terapia, rozmawianie z pacjentem, ba nie ma nawet możliwości podyskutowania z lekarzem o tym, co pacjent otrzymuje wśród licznych pigułek, bowiem lekarzy jest na oddziale jak na lekarstwo i złapanie którejś z lekarek na dyżurze graniczy z cudem. Pacjenci, otępiali po lekach, ciągle tkwiący w swojej wirtualnej rzeczywistości, prowadzą między sobą rozmowy, które czasami są dla nich pomocne, a chwilami pogłębiające tylko ich zaburzenia, są tak naprawdę sami na tej wielkiej łajbie zwanej szpitalem dla obłąkanych. Jednak jak się okazuje, nawet tak niefrasobliwa forma leczenia jest zniewoleniem dla tych szalonych umysłów..Dawniej tacy jak my biegali wrzeszcząc na pustynię. Krzyczeli sobie do woli piaskom, kamieniom. I było im dobrze. Mieli swoją rozpacz dla siebie i nikt im tego nie chciał odebrać...A teraz pigułka i koniec pieśni. Dlaczego, u diabła, człowiek nie ma prawa być szaleńcem, skoro ma na to ochotę?! Czy oni..czy oni zdają sobie sprawę, jaka to może być rozkosz? Jaka bogom skradziona euforia?***

    Karmazynowa komnata to oczywiście kolejny z wewnętrznych opisów Krzysztofa. Każda napotykana osoba, każda sala dostają jakieś nowe miano, ksywkę, bądź są rozpoznawane jako postacie historyczne. Warto czytać te fragmenty wrażliwie, z wyrozumiałością, ale i poddając się wyobraźni naszego Odysa, wtedy trafimy w niezwykły świat. Dawno zmarli bohaterowie polskiej historii ożywają i stanowią wraz z Krzysztofem ekipę tajnego stowarzyszenia Międzynarodówki Mózgów, której zadanie jest...ha, ale to ściśle tajne! Trafiamy na pokład żaglowca, odbywamy rozmowy z samym księciem Poniatowskim, albo a jakże, Kitchenerem! Przy czym są to rozmowy niejednokrotnie głębokie, inteligentne, wbrew błądzeniu umysłów po dziwnych rubieżach szaleństwa. Zresztą: (..) rozum jest w szaleństwie, poznanie jest w szaleństwie i droga do prawdy wiedzie przez szaleństwo. **** A później.. później będzie jeszcze ciekawiej i jeszcze bardziej..fantastycznie, choć nadal okupione cierpieniem, bólem, jakie tylko może odczuwać ktoś, kto jak mówi Kępiński, czuje bardziej.


Po lekturze

   Czy zdarzyło się Wam mieć tzw. majaki na jawie? Na przykład podczas gorączki? Albo podczas snu tak piekielnego, że mimo obudzenia nadal tkwicie w koszmarze? Ja kiedyś miałam wysoką gorączkę, byłam sama w domu, z wtedy jeszcze nie rozpoznanym zapaleniem płuc. Gorączka szalała i tylko się zwiększała. Pamiętam, że w pewnym momencie zrobiło mi się błogo i wszystko mi było jedno co będzie dalej. I wtedy zobaczyłam psa. I nie wiem czemu ale jestem pewna że to była suczka, rasy Basset Hound. I ten pies, którego nie było, a którego ja wtedy ujrzałam, zmusił mnie do wstania z łóżka, nalania sobie do wanny zimnej wody i zanurzenia się w tej wodzie. Do dziś utrzymuję, że uratował mnie pies ;)  Choć wiem, że to był tylko mój umysł. Ale łatwo czasem dać się ponieść temu, co wymyśla nasza głowa. Więc teraz sobie wyobraźcie, że ta głowa, którą nosicie na swoim karku, wymyśla, że cały świat jest przeciwko Wam, że pracujecie dla tajnej organizacji jako agent i że w każdej chwili ktoś może Was zabić, bodaj spojrzeniem. (..) z urojeń rodzą się tylko nowe urojenia, aż namnoży się ich tyle, że stworzą rzeczywistość równie prawdziwą i jasną jak słońce na niebie.***** Tak właśnie mniej więcej można sobie wyobrazić jak działa tego typu choroba psychiczna zwana zespołem lękowo- urojeniowym.. Obłęd zaś pokazuje to od wewnątrz niejako, dokładnie tak jak postrzega to chory. Bezcenne doświadczenie, bo uczy wrażliwości i wyrozumiałości.
   Czytałam opinie, że trudna to książka, że wymaga niezwykłego samozaparcia, żeby ją przeczytać. Nie powiem, że to lekka lektura, ale u mnie niezwykłego samozaparcia wymagało odkładanie jej na półkę, żeby na chwilę przerwać czytanie, pójść spać, umyć się, czy coś zjeść. Czasami zmuszałam się wręcz do tego nie chcąc przeczytać jej za szybko. W pracy patrzyłam na nią z nabożną czcią, niczym na jakieś utajone bóstwo, które otworzy przede mną wrota niezwykłej mądrości. Powoli, doszczętnie popadałam w obłęd na punkcie Obłędu. Książka wciągająca, napisana mistrzowskim językiem, z każdą stroną zawierającą takie zdania, że gdybym chciała wydobyć z niej ulubione cytaty musiałabym w zasadzie przepisać całą, trzytomową powieść. Karkołomne i bezsensowne zadanie. Ale ten jeden cytat musi być, bo jest dla mnie, bibliofila, chyba najważniejszy : Książki zawsze działały na mnie jak przynęta i gotów byłem wszystko inne dla nich porzucić (..)******
  Zawsze sądziłam, że nic nie zdetronizuje Mistrza i Małgorzaty, nic mnie bardziej nie zaboli pięknem jak Księga Diny, a jednak..:)


Ważne linki:

Errata do biografii:  http://www.tvp.pl/vod/dokumenty/historia/errata-do-biografii/wideo/jerzy-krzyszton/4285429
Słuchowisko radiowe o Krzysztoniu:  http://www.polskieradio.pl/8/529/Artykul/545718,Jerzy-Krzyszton-Obled-i-marzenia



Obłęd tom 1. Tropiony i osaczony, Państwowy Instytut Wydawniczy, Warszawa 1980
Obłęd tom 2. Przywiązany do masztu, Państwowy Instytut Wydawniczy, Warszawa 1980
Obłęd tom 3. Księżyc nad Epidaurem, Państwowy Instytut Wydawniczy, Warszawa 1980

Cytaty:
* tom 1 str. 6
** tom 1 str. 232-233
***tom 2 str. 179
**** tom 2 str.192
***** tom 3 str. 120
****** tom 2 str. 355
Czytaj więcej

poniedziałek, 23 lipca 2012

Mnogość..

Doznań i wydarzeń, a to wszystko w jeden zaledwie o dzień wydłużony weekend. Zaczęło się w piątek, gdy ukochany zabrał mnie do kina na wyczekiwanego od dłuższego czasu Prometeusza, na którego bilety wystarał się na samą premierę i na dodatek do Imaxa ;)..


Jest to bez dwóch zdań pozycja obowiązkowa dla każdego miłośnika serii Obcy który chciałby jeszcze raz poczuć ten klimat, charakterystyczny klimat :) I jakkolwiek ktoś taki jak ja, kto zna każdy kadr z Ósmego pasażera Nostromo i w związku z tym spostrzeże wiele nieścisłości i tak wyjdzie z kina zadowolony, bo mimo wszystko to jest Ridley Scott i to jest Obcy, choć w innym, mocno pierwotnym wydaniu, ale nie mniej mrocznym, ani nie mniej klimatycznym. Scott jest wierny swojemu oryginalnemu pomysłowi, nie zmienia w nim za wiele (oprócz wymienionych wcześniej nieścisłości), pozostawia też na pierwszym planie mocny kobiecy charakter godny porównania do Ripley, ale też wysuwa na plan równie ważny, odwieczne pytanie człowieka -skąd pochodzi, dlaczego został stworzony, kto jest jego stwórcą. Oczywiście, jak do wszystkiego i tu można by się czepiać różnych szczegółów, ale powiedzmy to wprost - jestem fanką i czepiać się nie będę. Tak jak się nie czepiałam do Cartera za kinowe wersje Archiwum X ;)

W sobotę, w drodze do mojego rodzinnego miasta na Mazurach, dokąd wybrałam się po wielu miesiącach odwiecznego wybierania się ;) przeczytałam w końcu oczekującą na swoją kolej Dziewczynkę, która widziała zbyt wiele i cóż, faktycznie - zbyt wiele tego wszystkiego.. Na temat tej pozycji było już tak wiele recenzji, że pozwolę sobie tylko na krótką wzmiankę. Książka opowiada przede wszystkim o sile miłości, jaka istnieje pomiędzy dwójką rodzeństwa, Anią i Aaronem, których życie od początku nie było usłane różami. Najpierw umiera ojciec w dramatycznych okolicznościach, którego młodsza Ania, nie zdążyła nawet poznać, później matka popada w depresję, przez co kompletnie traci kontakt z rzeczywistością, a dziećmi zajmuje się ciocia Gabrysia. Może to nie byłoby takie złe, gdyby nie chłopak Gabrysi, który spowoduje, że życie dzieci będzie naznaczone jeszcze większą traumą... Jak każda książka Małgorzaty Wardy tak i tę czyta się dobrze, bo jest dobrze napisana i nie sposób się od niej oderwać. Są jednak momenty.. Gdy jest tego za dużo. Zbyt wiele. Wiem, że takie przypadki są realne. Wiem, że są osoby, które przeżyły jeszcze większą traumę. Wiem. Ale to jest po prostu zbyt wiele. Czułam się jak po uderzeniu w żołądek, mocno ogłuszona, z mdłościami i zaraz potem ostrym bólem głowy. Myślałam, że w Nikt nie widział, nikt nie słyszał autorka podjęła się bardzo trudnego tematu, ale to jest nic w porównaniu z Dziewczynką, która widziała zbyt wiele. Polecam lekturę, bo jest ważna, ale raczej nie oczekujcie po niej spokojnych snów. Mam wrażenie, że w Polsce jeszcze w zbyt wielu domach uważa się, że nic takiego się nie stało, że przecież nie zrobiono dziecku nic takiego wyjątkowego, a potem jest wielkie zaskoczenie, że dziecko usiłuje popełnić samobójstwo. Wymaga się od dziecka, żeby reagowało jak dorosły, żeby po przeżytej stracie i problemach rodzinnych nie wymagało troski i miłości. Frustrujące biorąc pod uwagę, jak często dorośli absolutnie nie są w stanie sobie z tym poradzić, popadają w depresję, uzależnienia, również próbują zrobić sobie krzywdę. A dziecko, które potrzebuje miłości i uwagi przeżywa to wszystko równie intensywnie, jak nie bardziej, bo dziecku wali się wtedy cały świat.

Na półkach domu rodzinnego znalazłam jeszcze parę nieprzeczytanych książek, które wzbudziły moją ciekawość. Jedną z nich była niewielka książeczka Zygmunta Sztaby Nas troje i reszta, nad którą ubawiłam się setnie. Zawsze sądziłam, że niewielu jest takich wariatów jak my z Marcinem, którzy ściągają do domu przeróżne czworonożne bydlęta. W tej krótkiej, ale jakże barwnej książeczce jest ich cała plejada! Zygmunt Sztaba opowiada w niej o swojej rodzinie, żonie i córce Judycie, oraz o wszelkich możliwych perypetiach związanych ze zwierzyną domową, hodowlaną, napotkaną w lesie, czy innym miejscu, bądź przygarniętą na czas nieobecności właściciela. I tak w domu pojawia się kot, potem następny, są dwa psy, jest kanarek i papuga! Ale to nic, bowiem pojawia się również przelotnie baran, jeż, zając, mysz polna, karaluchy, zaskroniec i wiele, wiele innych, łącznie z Piekielnym Piotrusiem, który co prawda jest mocno dwunożny, ale za to robi więcej problemów niż wszystkie zwierzęta domowe razem. Książeczka napisana jest lekko i z humorem, składa się z kilkunastu krótkich rozdziałów, z których każdy poświęcony jest jakiemuś innemu zwierzakowi. Taka idealna, lekka lektura po intensywnym weekendzie, akurat do porannej kawy :)

I tak oto żegnam się z długim weekendem, który na zakończenie jest trochę nerwowy. Nie zostawia się męża samego na weekend bo choruje ;) Bo potem trzeba wracać na szybko, zapomnieć spakować wielu rzeczy i martwić się w drodze powrotnej, co też może mu być. Po przekroczeniu zaś progu domowego zacisza następuje nagłe i cudowne ozdrowienie.. Tęsknota to jest takie zło..;)
Czytaj więcej

piątek, 20 lipca 2012

Ta książka nie jest dla grzecznych dzieci...

Czyli refleksji kilka o Zwierzoczłekoupiorze Tadeusza Konwickiego.


Dziwnie się teraz czyta Konwickiego. Inaczej. Z innym rozumieniem i interpretacją tego co pomiędzy. Słowami, wersami, fabułą główną. Niegdyś wściekałam się ogromnie na każdą jego książkę, zdenerwowana ospałością akcji, bohaterem wiecznym męczennikiem, smutkiem i ogólną beznadzieją. Teraz odczuwam ogromną wrażliwość na świat, wyważenie słowa, zdolność do bystrej obserwacji otaczającego nas świata. I cóż, piętno, piętno tego, co dzieje się tu i teraz, a ponieważ to tu i teraz miało miejsce podczas wojny, potem zaraz po niej, gdy próbowano odbudować stary świat na nowych, socjalistycznych podwalinach, co odbiło się wszystkim fatalną czkawką, a potem jeszcze gdy każde działanie osoby publicznej mogło spotkać się z napiętnowaniem, cenzurą.. Nie, nie można czytać Konwickiego bez tego tła, bez tej wiedzy w jakim dokładnie momencie historyczno - społecznym powstawał konkretny utwór. I bez chociaż przybliżonej znajomości jego życiorysu. I chociaż większość osób, które kiedykolwiek przystępowały do matury znają Małą Apokalipsę, to jednak niewiele osób kojarzy jego twórczość również z powieścią dla młodzieży. Choć szczerze mówiąc jest to tylko z nazwy powieść dla młodzieży, choć utrzymuje ona konwencję powieści przygodowej.

Książka pochodzi z roku 1969, a zatem jak możemy przeczytać z biogramu pisarza i strony poświęconej jego twórczości, z okresu dla niego trudnego, co ma swoje odbicie właśnie w tej powieści. Dlatego jest tu tak dużo szarości i beznadziei, smutku i poczucia utraty. Piotr, główny bohater i narrator Zwierzoczłekoupiora jest kilkunastolatkiem który ma dość specyficzne podejście do życia - ogółem jest znudzony nim i zniechęcony i z przyjemnością się dowiaduje, że w planetę może uderzyć planetoida, która zniszczy na niej wszelkie życie. Mimo tego jednak Piotr bacznie obserwuje zarówno życie domowe jak i to podwórkowe. W domu są: ojciec, który niespodziewanie traci pracę, mama malarka oraz siostra - zwana panią Zofią - która mimo chudości ciągle się odchudza. Ot, zwykły dom, ze zwykłymi problemami. Na podwórku możemy zaobserwować przede wszystkim akację, której Piotr obiecuje dozgonną miłość, bo tej w dżinsach to on nie chce już widzieć. Oprócz tego pojawia się na nim dość często Bawół, kolega szkolny, który uwielbia obżerać się do nieprzytomności. Słowo "pyszota" figuruje w jego słowniku na najważniejszym miejscu.. Ach, no i na koniec potwór Cecylia, przyjaciółka mamy, która nadużywa słów "debil" i "idiota" nawet wobec swoich przyjaciół. Taka jest codzienność Piotra. Niecodzienna jest natomiast wizyta Sebastiana, psa, dokładnie doga niemieckiego, który po prostu bezpardonowo się pojawia w mieszkaniu rodziny Piotra, przemawia ludzkim głosem i zabiera Piotra w malowniczą podróż, do miejsca nieco magicznego, gdzie i pora roku jest inna, malowniczy dwór, jest też uwięziona dziewczynka Ewa, którą trzeba uwolnić, a co za tym idzie, przeżyć z tym związaną przygodę. Gdy na dodatek Piotr w swoim realnym świecie dostaje się do filmu, w roli czarnego charakteru, ach wydawałoby się, że ciekawszych przygód nie można oczekiwać od losu. Trochę za dużo tych niezwykłości prawda? I gdzieś po drodze pojawia się Zwierzoczłekoupiór. Cóż to takiego? To jest takie coś, które nas przez całe życie osacza. (..) On jest w raptownych przebudzeniach, kiedy wyszarpniemy się  nagle z popołudniowego snu (..) Przez moment wszystko wydaje się nam obce, nieznane, przerażające, jakbyśmy się dopiero teraz po raz pierwszy urodzili. I wtedy on, Zwierzoczłekoupiór, jest przy nas.* I wtedy zaczyna coś w głowie świtać...

Zakończenie powieści jest bolesne. Trudne, ale też zaskakujące, nawet jeśli cień podejrzenia gdzieś tam w głowie się kołatał. Nie, to nie jest książka dla grzecznych dzieci, jak już na wstępie ostrzega nas Piotr. To nie jest też książka dla dzieci w ogóle. Nie jest to książka dla kogoś, kto z lektury czerpie otuchę i pocieszenie, bo tu nie ma szczęśliwego zakończenia. Fabuła jest dość egzotyczna i zaskakująca. Ale to właśnie lubię w dobrej książce. Dlatego z mojej perspektywy książka jest godna polecenia.



Zwierzoczłekoupiór, Tadeusz Konwicki, Czytelnik, Warszawa 1982
* str. 62-63
Czytaj więcej

wtorek, 17 lipca 2012

"(..) cały świat pełny jest bajki" czyli odkurzam półki :)

Kornel Makuszyński to autor moich dziecięcych lektur (oczywiście nie jedyny, ale jeden z ważniejszych). Panna z mokrą głową, Awantura o Basię, Szelmostwa panny Ewy, O dwóch takich co ukradli księżyc, Bezgrzeszne lata, czy Szatan z siódmej klasy, to książki które zaczytywałam wielokrotnie, po kilkakroć czasami w miesiącu. Śmiałam się i płakałam z pomysłowych bohaterów Makuszyńskiego, uwielbiałam kilkuletnią Basię z tekturką na szyi, szaloną Ewę z postrzelonym równie jak jego pani psem Rollym, bliźniaków chuliganów kradnących księżyc, że już o Adasiu, przemyślnym detektywie nie wspomnę. Jeśli komuś zawdzięczam poczucie szczęśliwego, beztroskiego dzieciństwa to chyba tylko Makuszyńskiemu za co dozgonnie będę wdzięczna. Żałuję, że nie mogłam nigdy osobiście podziękować temu wspaniałemu, mądremu człowiekowi, który dał mi tyle szczęścia dzięki swoim książkom.. Które to szczęście nadal się we mnie rozpływa, gdy tylko wspomnę czas spędzony na lekturze kolejnych książek. Dlatego z ogromną przyjemnością przeczytałam wpis u Beznadziejnie zacofanego w lekturze i dałam się ponieść fali wspomnień, a co za tym idzie sięgnęłam po książkę, którą po prostu w amoku czytelniczym musiałam pominąć. I tak oto zaczęła się moja przygoda z Przyjacielem wesołego diabła.

Wstyd, tak wstyd, że dotąd nie przeczytałam tej słynnej historii, ale pewnie jeszcze bardziej wstydliwe jest to, że i filmu nie znam. I zapewne nie poznam, gdy przeczytałam tu i ówdzie cytaty z rzekomych wypowiedzi Piszczałki, których nie tylko w książce nigdzie nie znalazłam, ale nawet przybliżonych do takich nie widziałam! Dlatego nie, swobodnej fiksacji reżyserskiej dam spokój, za to do książki sięgnęłam niemalże zachłannie, jakbym nagle przypomniała sobie o przyjacielu zaniedbanym, jak Witalis o Huraganie :) Bo to właśnie oni, jako pierwsi bohaterowie pojawiają się na scenie Przyjaciela wesołego diabła.



(..) jest to historia sędziwa i gdyby cudownym opowieściom rosły z wiekiem srebrne brody, opowieść (..) dźwigałaby brodę równie wspaniałą, jak (..) starzec.*

Zarówno Witalis, starzec, jak i Huragan, jego koń, to sędziwi bohaterowie. Wiele już w życiu przeszli i zdaje się, że ich życie bliżej ma się ku schyłkowi, niż ponownemu rozkwitowi. Gdy pewnego wieczoru wracają z podróży i gdy Huragan twardo się zatrzymuje i żadne przemowy Witalisa nie pomagają, by raczył ruszyć dalej, Witalis zrozumiał, że spotkali coś ważnego. I było to ważne i smutne, bowiem na ciemnej drodze leżała kobieta ściskająca w ramionach śpiące smacznie niemowlę. Kobieta niestety nie dożyła do momentu spotkania z Witalisem i Huraganem, ale pojawili się oni w odpowiednim momencie, aby uratować życie niemowlęciu. I tak oto w życie skromnego, ubogiego mędrca i filozofa i jego konia, wkracza mały chłopiec o imieniu Janek. Jak łatwo się domyślić obaj, starzec i chłopiec, pokochali się miłością ogromną i czystą, gotowi jeden za drugiego wskoczyć w ogień. I pewnie dlatego, mimo wieku starczego, Witalis niejako odżywa i rozkwita jego dzieło naukowe i tak mija im wspólnie pięknych 14 lat, podczas których jedynym cieniem jaki położył się na ich wspólnym życiu było ostatnie pożegnanie z Huraganem. Gdy Janek skończył 14 lat Witalis zaczął tracić swój największy i najcenniejszy skarb - wzrok. Jego odkrycie naukowe, że ziemia się nie kończy, a jest okrągła, ciągle jeszcze było w fazie sprawdzania i udowadniania, a bez wzroku jego praca stanęła w miejscu. Rozpacz ogarnęła wrażliwego chłopca, choć Witalis starał się pokornie pogodzić z losem. Gdy zatem pewnego dnia chłopiec otrzymuje propozycję odzyskania wzroku dla swego przyszywanego ojca, od tajemniczej postaci w czerni, postanawia przystać na jej warunki, mimo, że musi okupić je nie tylko cierpieniem, ale i długą i żmudną wędrówką. I własnie w trakcie tej wędrówki poznaje diablego terminatora, który musi jeszcze praktykować tysiąc lat, by wreszcie zostać diabłem, Piszczałkę. A że Piszczałka inteligencją nie grzeszył to i misji swojej nie wykonał i z chłopcem się zaprzyjaźnił. Dalszą więc podróż odbywają więc już we dwóch.

Jest to baśń pełną gębą. Przygody, cierpienia, poznawanie egzotycznych (i dosłownie i w przenośni) postaci, odkrywanie nowych miejsc, oraz ogromna przyjaźń i oddanie. Do tego, jak to u Makuszyńskiego, okraszona pięknym językiem, owszem, ckliwym, sentymentalnym, ale też wrażliwym i pełnym ciepła. I z pięknym, jak to w baśni bywa, szczęśliwym i pełnym niedowierzania zakończeniem. Wzruszona patrzę na okładkę swojego wydania mając pełną świadomość, że inaczej czytam tę książkę teraz, a inaczej pewnie czytałabym ją 20 lat temu. Nie wpłynęło to jednak na to, że Makuszyński znowu pogłaskał mnie po sercu, jakby mówił: popatrz, jakie to pięknie, tak kochać, że wszystko można poświęcić dla kochanej osoby. Piękne. Baśniowe. Polecam każdemu dinozaurowi takiemu jak ja, który nie wstydzi się przed sobą, że ciągle gdzieś tam w środku jest dzieckiem. Może jeszcze do poczytania własnym dzieciom... :)


Przyjaciel wesołego diabła, Kornel Makuszyński, Wydawnictwo Literackie, Kraków 1982
* str. 6
cytat z nagłówka - str.7
Czytaj więcej

poniedziałek, 16 lipca 2012

Po-weekendowo

Mroczny zakątek okazał się książką co najmniej nudnawą, a szkoda. Plusem jej treści było to, że czytadło poszło szybko i bez zbędnych problemów, ale szkoda. że tak fajny pomysł został kiepsko zrealizowany. Pozornie książka jest napisana dobrze - teraźniejszość przeplata się z mroczną przeszłością, a najważniejsza część jest ukazana prawie pod sam koniec książki, więc teoretycznie powieść powinna trzymać w napięciu i zainteresowaniu. Ale stała się tylko szybką lekturą po niedzielnej wycieczce rowerowej, po której pamiątką jest przypalona w kilku miejscach skóra i nowe pieprzyki. Tak to jest jak się nie użyje kremów z filtrem ;(

Libby Day jest jedyną ocalałą z masakry jakiej dokonano na jej rodzinnej farmie. Matka i dwie siostry zginęły w tragiczną, zimową noc, zabite najwyraźniej przez jakiegoś szaleńca. Ponieważ wiele wskazówek mówiło, że tym szaleńcem mógł być brat Libby, Ben, to jego oskarżono o morderstwa i jego skazano w związku z tym na dożywocie. Ale policja wiele poszlak przeoczyła, nie zbadano rzetelnie wszystkich dowodów, co mogło potwierdzać, że Ben jest niewinny. Jednak Ben nigdy nie apelował swojego wyroku i biernie odbywał go w stanowym więzieniu. Libby dotąd wierząca w pełni w winę brata zostaje przekonana przez Klub Zbrodni, że Ben może być niewinny. Ponieważ Libby skończył się fundusz, dzięki któremu mogła dotąd przeżyć bez wykształcenia, pracy i robienia czegokolwiek, w ramach zarobku wszczyna własne śledztwo, które sponsoruje Klub Zbrodni. I gdyby nie to, że Libby zabrakło pieniędzy na swobodną wegetację, to pewnie sprawa nigdy by nie została wyjaśniona. Dzięki nazwisku Libby dojście do wielu świadków okazało się dużo łatwiejsze, niż członkom Klubu Zbrodni, stąd Lyle, skarbnik klubu, nie żałował pieniędzy na dalsze jego postępy.

Przeplatana przez wątki teraźniejszości, w której Libby prowadzi śledztwo, historia z przeszłości, kolejno odsłania sytuację rodziny z dnia przed masakrą, co dokładnie się wydarzyło i dlaczego potoczyło się tak dziwnym torem. Uduszona w łóżku Michelle, zadźgana siekierą Debbie i matka, której głowę odstrzelono. Żadne z tych morderstw nie pasowało do jakiegoś utartego schematu jednego mordercy, co budziło od początku podejrzenia Klubu Zbrodni. Prawda jak się okazuje była kwestią jednego wielkiego przypadku, który sprowadził tego feralnego wieczoru do domu rodziny Day trzy osoby, wśród których był również Ben..

Ogółem to nie najgorszy kryminał, ale szczerze mówiąc nie był porywający. Jak już znajdziecie się w miejscu gdzie będziecie mieć ochotę coś poczytać i będzie tylko ta książka - cóż, wtedy można po nią sięgnąć..

A rodzinny weekend zakończył się tak:


czyli zasnęliśmy zmęczeni z nosami w książkach..:)
Czytaj więcej

sobota, 14 lipca 2012

Dziwne przypadki niezwykłego chłopca

O zespole Aspergera pierwszy raz usłyszałam na studiach z Psychologii, gdy musiałam wybrać seminarium magisterskie i trafiłam w oko swoistego cyklonu. Opisy tematów podanych przy prowadzących nie do końca zgadzały się z nazwami, jakie były podane. Zamiast więc jak sądziłam badań osób dorosłych trafiłam do promotora, który upierał się przy badaniu dzieci. A już w ogóle to najchętniej z autyzmem. Wtedy moja reakcja była raczej paniczna i nie było mowy o badaniu jakichkolwiek dzieci, nawet zdrowych. I pierwszy raz w życiu myślałam o zmianie promotora, czego pierwsze dwa razy nie zrobiłam i nawet do głowy mi nie przyszło. A tu zonk, trzecia praca dyplomowa i chyba będzie zamieszanie. Bałam się dzieci, chociaż je lubiłam. Ale raczej pojedynczo. W grupie większej niż troje zaczynałam odczuwać narastającą histerię. Dziś po prostu wiem, że nie znoszę hałasu i że nie chodzi o dzieci jako takie. Ale wtedy postrzegałam problem w dzieciach, a nie w sobie. Bywa. Dziś nawet myślę, że takie badanie dzieci autystycznych mogłoby być najciekawszym doświadczeniem na studiach. Zamiast tego wybrałam sprawę dla mnie o niebo łatwiejszą - więzienie i badanie recydywistów (na co pan promotor wyrozumiale się zgodził). Ja to mam pomysły, co? ;) Na szczęście okazało się, że jest więcej takich szalonych dziewczyn jak ja. Uff :)  W każdym razie wtedy, gdy zajmowaliśmy się tematem od strony teoretycznej, naszpanpromotor puścił nam film o chłopcu z zespołem Aspergera. O tym jak trudno zdiagnozować tę chorobę potwierdza fakt, że parę lat później, dokładnie w zeszłym roku, przeczytałam artykuł w New York Timesie że ów chłopiec, który był już dorosłym mężczyzną, jednak Aspergera nie miał, a diagnoza za bardzo bazowała na jego chęci do izolacji i niechęci do relacji społecznych. Tak, też bywa. Czym jest zatem zespół Aspergera? Jest to zaburzenie rozwojowe, mieszczące się w spektrum autyzmu. Głównym problemem jest całkowity brak rozwoju zdolności społecznych. Chyba najbardziej niszczące upośledzenie dla rodziców takiego dziecka. Takie naturalne odruchy jak chęć przytulenia dziecka, dotykania go, wyrażania miłości werbalnie i niewerbalnie przy takim dziecku mogą spotkać się co najwyżej z reakcją nerwową. Dziecko z zespołem Aspergera rozumie wszystko dokładnie tak jak brzmi, wszelkie metafory spotykają się z niezrozumieniem. Potrzeba planowania dnia, stałego rozkładu, przewidywalności jest wpisana w tę problematykę. Ale takie dzieci to również niesamowici geniusze nauk ścisłych. Logika, matematyka, fizyka, astronomia - czują się w tych dziedzinach jak przysłowiowa ryba w wodzie. I właśnie taki jest Christopher Boone, piętnastoletni bohater książki Dziwny przypadek psa nocną porą.


W czarno- białym świecie Christophera jest miejsce na, nie tyle zrozumienie problemu, co rozumienie, że on występuje, jak w przypadku kłamstwa. To, że ludzie kłamią Christopher wie doskonale i sam, chociaż chce mówić prawdę, czasami nagina rzeczywistość do własnych wymagań. Bo na przykład musi rozwiązać zagadkę. Nie może zapytać o coś wprost, więc pyta klucząc wokół tematu. Bo w końcu dotrzymał słowa i o to o co nie miał zapytać, już nie pytał. Gdy zatem przytrafia mu się niezwykła przygoda, jaką jest znalezienie przebitego widłami (a moje serce zawyło..) psa, Christopher, który psa lubił, postanawia odnaleźć mordercę psa i traktuje tego mordercę na równi z każdym innym mordercą, mimo, że w kodeksie prawa zabicie człowieka nie jest równe zabiciu zwierzęcia. A szkoda. Świat czasami mógłby być taki, jak w oczach Christophera.
Metodyczne podejście do tematu sprawia, że Chris postanawia zachować się jak prawdziwy detektyw, naśladując uwielbianego Sherlocka Holmesa i jego metody dedukcyjne. Przesłuchuje więc sąsiadów, co w jego wypadku jest niewyobrażalnym aktem odwagi, ponieważ rozmowa z każdą obcą osobą ( a obcy jest każdy kogo Christopher nie zeskanował w myślach pod kątem jakichś cech charakterystycznych, żeby zapamiętać na zawsze, że już tę osobę poznał) jest dla niego trudna, wywołuje rozstrój nerwowy i chęć ucieczki. Metoda zagadek matematycznych pozwala chłopcu uspokajać się dzięki czemu śledztwo powoli idzie do przodu.

Ale nie, nie, to nie jest kryminał. To jest książka o tym, jak ciężko jest rodzinie z dzieckiem z zespołem Aspergera. O tym, jak brak cierpliwości do takiego dziecka, które nagle zaczyna wyć w hipermarkecie, leżąc na podłodze i sikając pod siebie, kończy się rozbiciem rodziny. O tym jak ciężko jest kochać takie dziecko. O tym jakie to dziecko jest jednak niezwykłe i piękne. I jak bardzo boli, że nie można lepiej wczuć się w to co się dzieje w jego głowie, żeby móc mu pomóc z jego lękami, fobiami i problemami z adaptacją w świecie takim, jaki on jest. To jest piękna książka, bo pokazuje komuś, kto nic nie wie o tym zaburzeniu, kto widzi tylko nastolatka tłukącego pięściami policjanta, że to dziecko przeżywa właśnie ogromny dramat wewnętrzny, że się boi, że jest tak przerażone, że jego umysł odcina go na chwilę od rzeczywistości. Napisana w formie powieści z nutką kryminalną w moim odczuciu jest czymś w formie uświadomienia, co może się dziać z takim dzieckiem z tylko i wyłącznie jego perspektywy. Jak najbardziej godna polecenia!



Dziwny przypadek psa nocną porą, Mark Haddon, Świat Książki, Warszawa 2010
Czytaj więcej

piątek, 13 lipca 2012

"Prawo matki" Diane Chamberlain

Kim jest Diane Chamberlain? zadałam sobie to pytanie, gdy zaczęłam czytać książkę. Coś mi nie pasowało, bo stylistyka książki, układ chronologiczny i sposób przedstawiania historii z perspektywy wszystkich bohaterów był mi dotąd znany z książek Jodi Picoult. Rzadko się zdarza aż taka wierność w podobieństwie, szczególnie, że również tematyka dokładnie w stylu Jodi Picoult. I jakoś tak poczułam niepokój, którego nie lubię, dlatego chciałam wiedzieć więcej o nieznanej sobie pisarce. Za wiele jednak informacji nie uzyskałam, oprócz kilku chronologicznych, co wyklucza kopiowanie z Jodi, a może sugerować kopiowanie w drugą stronę. Albo zwyczajny przypadek, nie wiem. W każdym razie spotkałam kolejną pisarkę, która mnie zainteresowała przez przypadek (książka kupiona na wyprzedaży w Weltbild, dodatkowo zostałam zachęcona do niej licznymi recenzjami), a której książkę przeczytałam w parę godzin, czasami tylko zamykając ją na chwilę, bo nie mogłam się oprzeć sile wrażenia, że tak naprawdę czytam znowu Jodi (fabuła bardzo podobna do książki Picoult pt. W naszym domu). Ale nie, nie. To mimo wszystko Diane Chamberlain, której sympatyczny uśmiech możecie znaleźć na jej stronie internetowej dianechamberlain.com :) i która mimo wymienionych podobieństw jest nieco inna, ma nieco inną specyfikę, jak również wytwarza trochę inną atmosferę podczas lektury.

Alkoholowy zespół płodowy, znany jako FAS (Fetal Alcohol Syndrom), jest wynikiem picia alkoholu w ciąży i objawia się różnorodnymi problemami, m.in. deformacją twarzy, upośledzeniem psychicznym, zaburzeniami zachowania i w funkcjonowaniu w społeczeństwie. Ponieważ nie zostało dokładnie stwierdzone jaka ilość alkoholi może powodować wystąpienie FAS, uważa się, że w ciąży kobieta w ogóle nie powinna pić, żeby zapobiec jakimkolwiek możliwym komplikacjom związanym z działaniem alkoholu, jakim może okazać się występujący w spektrum FAS na przykład FASD (Fetal Alcohol Spectrum Disorders). Dlaczego więc statystyki są aż tak wysokie? Co sprawia, że kobieta w ciąży sięga po alkohol? Co sprawia, że w tej ciąży popada w alkoholizm?

Piętnastoletni Andy urodził się z FASD, co sprawiło, ze jego rozwój przypomina nieco rozwój dziecka z zespołem Aspergera (dla niewtajemniczonych - zespół Aspergera jest łagodniejszą odmianą autyzmu). Czyli przyjmowanie wszystkiego dosłownie, jak niewnoszenie czegoś jako dosłowne nie niesienie tego w rękach. Ale w bucie, chyba będzie już ok? ;) Trudne relacje społeczne, niższy od dzieci w jego wieku poziom IQ, wyrażanie wprost tego co czuje i myśli, bez dyplomacji, metafor. Rozumienie wszystkiego wprost. Jego matka, Laurel piła podczas ciąży, ale po urodzeniu Andy'ego poszła na odwyk i obecnie nie pije do 15 lat. Siostra Andy'ego Maggie kocha brata intensywną, czułą miłością, wrażliwą na każdą jego krzywdę. To ona namawia matkę na puszczenie syna na potańcówkę, którą planowano najpierw  zrobić w szkole, a którą ostatecznie przeniesiono, ze względu na problemy z elektrycznością, do kościoła. W trakcie zabawy Andy wdaje się w bójkę z chłopakiem, który niegdyś był jego kolegą, a teraz wyzywa od "niedorozwojów". Jednak nie to zdarzenie spowodowało, że potańcówka na zawsze została w pamięci mieszkańców Topsail Island, a pożar, który spalił cały kościół, spowodował mnóstwo oparzeń, zabił trzy osoby, oraz uczynił z Andy'ego lokalnego bohatera, który wyprowadził większość osób znalezioną przez siebie bezpieczną drogą, przez okno w łazience. Andy jako jedyny zachował trzeźwość umysłu, co ocaliło zarówno jego, jak i większość uczestników zabawy. Pożar, jak wykazało śledztwo, było wzniecony celowo, a wyniki śledztwa niebezpiecznie zaczynają naprowadzać na Andy'ego.

Laurel poznała Jaumiego jako 18-letnia studentka. Oboje zakochani od pierwszego wejrzenia szybko stali się parą, a wkrótce małżeństwem. Instynkt macierzyński Laurel czuła od początku, po ślubie uczucie tylko się wzmogło i wkrótce podzieliła się radosną nowiną z mężem. Ciąża przebiegła łagodnie, poród nie był dla Laurel najtrudniejszym przeżyciem, najtrudniejsze okazało się odnalezienie w nowej rzeczywistości, z niemowlęciem w ramionach. Laurel dopadła bardzo ciężka i trudna depresja poporodowa, w której nie pozwalała sobie pomóc, spadając w mrok coraz głębiej. Najpierw spanie w ciągu dnia, zabójcze myśli względem małej córeczki Maggie, w końcu separacja z mężem, a na koniec sięgnięcie po alkohol. Co z kolei pokazuje, jak mało uwagi poświęca się problemowi depresji poporodowej, jak często się to bagatelizuje i pozwala, by "samo przeszło". Cóż, czasami nie przechodzi. I prowokuje jeszcze większy dramat - nieplanową ciążę i alkohol. I niepełnosprawne dziecko...

Gdy Laurel dowiaduje się, że Andy jest podejrzewany o podpalenie kościoła, umacnia się w swoim postanowieniu, by chronić syna na wszelki możliwy sposób. Jak wtedy gdy jako roczne dziecko wydobyła go z rodziny zastępczej i poprzysięgła miłość, opiekę i oddanie na zawsze. Od tamtej pory Laurel rzeczywiście stała się oddaną, trzeźwą matką dla obydwojga swoich dzieci. Ale jak chronić dziecko, na które wszystko wskazuje, że jest winne śmierci trójki osób? Gdy okazuje się, że matka nie znała go tak dobrze, jak sądziła, gdy zaskakują ją kolejne odkrycia i podkopują jej wiarę w niego? Książka naprawdę godna uwagi i poświęcenia jej kilku godzin. Nie spłycająca problemu, ukazująca jego oblicze w pełnym wymiarze i trwodze. A jednocześnie ciepła i podbudowująca na duchu. Trochę jak pogłaskanie po sercu. Już myślę o kolejnych książkach Diane Chamberlain ;)

A na tej stronie znajdziecie krótka historię inspiracji do tej książki, której oryginalny tytuł brzmi trochę bardziej malowniczo, niż polski: Before the storm.


Prawo matki, Diane Chamberlain, Prószyński i S-ka, Warszawa 2011
Czytaj więcej

czwartek, 12 lipca 2012

Romeo, Julia, Szeryf i znowu Piastowie :)

Piastowie mnie prześladują. Wyskakują jak Filip z konopi w najmniej oczekiwanym momencie :) I tak pojawili się ponownie w postaci sympatycznej rodziny wielodzietnej. Za to bez mamy, której śmierć zmieniła całe życie bliźniaczek Grażyny i Bożeny, Leszka oraz najmłodszej, Wanieczki (zdrobnienie od Wandy, jak się okazało :D) i ich taty. Ale rodzina Piastów dość szczęśliwie dryfowała w składzie niepełnym po szalonym morzu życia, dzięki opiece przyszywanej ciotki Teodory. Złośliwe języki jednak sprawiają, że ciotka z dnia na dzień pakuje manatki i wyprowadza się z Jarzębna, zostawiając rodzinę samą sobie. I od tego zaczyna się ta przedziwna, przedziwna, bo jakby z innej epoki świata i ludzi, powieść dla młodzieży Ewy Lach. Książka napisana w 1976 roku, a więc jeszcze w innym ustroju (pan milicjant ;D), ale nie to sprawia, że wydaje się tak kompletnie odległa od dzisiejszego świata. Ciekawa jestem jakie dzieciaki dziś znalazłyby dla siebie rozrywkę w postaci samodzielnie przygotowanego przedstawienia? Czytały potajemnie Szekspira i robiły własnoręcznie kostiumy i dodatki? Że już nie wspomnę o ręcznym robieniu plakatów, pojedynczych plakatów, co wymagało niezwykłego samozaparcia i wysiłku by zrobić takich plakatów więcej niż jeden.. Chyba, jeśli już, to garstka zapaleńców.. A tutaj nie tylko robią to wszystko razem, w grupie mieszanej chłopców i dziewcząt, ale jeszcze wspólnie przeżywają radości i smutki wkraczania w okres dojrzewania, dostrzegania wcześniej nie dostrzeganych zjawisk wśród dorosłych, prowadzenia całkiem poważnych rozmów.

Wszystko zaczyna się od tego, że Grażyna, z której perspektywy poznajemy całą historię, nie lubi polonistki w swojej szkole i planuje zrobić jej kawał. Polonistka, zwana przez młodzież pieszczotliwie Łysicą, zajmuje się szkolnym teatrem i na zakończenie roku szkolnego przygotowuje wraz z grupą teatralną przedstawienie. Grażyna z siostrą Bożeną, najlepszym kolegą Jurkiem, oraz zwerbowanymi po drodze koleżankami i kolegami, wymyśla kontr-przedstawienie do pomysłu Łysicy. Wybór pada na Romea i Julię, a cała ekipa zaczyna czytanie Szekspira, robienie streszczenia i pierwsze poważne próby do przedstawienia. Sceną staje się opuszczona parcela, gdzie można zarówno odegrać sceny w Weronie, sceny balkonowe, czy wielki bal. Wszystko musi być zachowane w tajemnicy, bo kawał ma być kawałem do końca i ma być zaanonsowany w dniu zakończenia roku szkolnego, tuż przed przedstawieniem Łysicy, która niczego nie podejrzewa. Wyobraźcie sobie zatem, jak bardzo trupa Piastów jest rozczarowana, gdy tuż po zakończeniu roku szkolnego zaczyna się potężna ulewa. Ulewa, która nie tylko przekreśli plany teatralne, ale również naznaczy początek wakacji powodziami i spowodowanymi przez nie problemami nie tylko w Jarzębnie, ale również w całej Polsce. To, że przedstawienie musi dojść do skutku przeczuwałam od początku, kto miał być Szeryfem długo się zastanawiałam, a niemalże dramatyczny finał był dla mnie sporym zaskoczeniem! Całkiem porządna to lektura dla młodzieży, żałuję, że nie trafiłam na nią wcześniej. Ale u mnie tak zawsze.. W wieku szkolnym czytałam lektury dla dorosłych, teraz często sięgam po te dla młodszych odbiorców, więc ogółem, bilans jest wyrównany..;)


Romeo, Julia i błąd Szeryfa, Ewa Lach, Czytelnik, Warszawa 1979
Czytaj więcej

wtorek, 10 lipca 2012

A..B..C.. jak Christie ;)

Czas mógłby być z gumy. Rozciągać się w nieskończoność i pozwalać mi dowolnie wypełnić dobę na odpowiednią ilość ważnych, lub mniej ważnych czynności. Chociaż i tak mam wrażenie, że udaje mi się wykorzystać dobę trochę bardziej niż maksymalnie. Praca, dom, rodzina wielogatunkowa, dojazdy, szpital, dentysta, dobrze, że staż mi właśnie odpadł bo chybabym musiała zacząć stosować jakieś magiczne sztuczki... Upał wykańcza maksymalnie do tego i nienawidzę lata jeszcze bardziej niż kiedykolwiek.. Więc na upały tylko letnia lektura. A zatem Hercules Poirot ponownie wkracza do akcji :)

Historię pozornie seryjnego mordercy, który obrał sobie za sposób zabijanie zgodnie z kolejnością liter alfabetu, pewnie każdy, jeśli nie czytał, to chociaż o niej słyszał. To co w  niej jednak najbardziej ciekawe, jak w każdej chyba książce o tym wspaniałym detektywie, to sposób rozumowania i wywody Herculesa Poirot. Ten niepozorny człowieczek, którego początkowo nikt nie docenia, którego uważa się za zadufanego w sobie i mędrkującego, można nie tylko nazwać wielkim detektywem, ale również fenomenalnym psychologiem, dla którego ludzka psychika nie ma tajemnic, a jeśli ma, to Hercules Poirot dojdzie prędzej czy później, na czym owa tajemnica polega :)

(..) dla osoby, która ma coś do ukrycia, nic nie jest bardziej niebezpieczne od rozmowy. Pewien mądry, stary Francuz powiedział mi niegdyś, że mowa jest dobrym wynalazkiem, bo nie pozwala ludziom myśleć. Ale rozmowa jest także niezawodnym środkiem wykrycia czegoś, co człowiek pragnie ukryć. Człowiek mój drogi nie może oprzeć się pokusie i w rozmowie z drugim człowiekiem musi dać wyraz swojej indywidualności. *

Wszystko zaczyna się od tajemniczego listu, którego pewnego dnia dostaje Poirot, a który powoduje u detektywa niepokój i wyraźne przesłanki, by mimo pokusy aby list zignorować, by jednak potraktować go naprawdę serio. Instynkt nie zawodzi słynnego detektywa, ponieważ zapowiedziane przez tajemniczego ABC w liście przestępstwo istotnie dochodzi do skutku. Pierwsza ofiara ma nazwisko zaczynające się na literę A, zostaje zamordowana również w miasteczku o nazwie na A. Gdy Poirot dostaje drugi list jest już poważnie zaalarmowany. Nie udaje się jednak powstrzymać mordercy i tak umierają kolejno osoby o nazwisku zaczynającym się na literę B i C. Po tych trzech morderstwach rodziny ofiar wspólnie z Poirot zakładają legion specjalny, który postanawia wziąć sprawy w swoje ręce i wspólnie odkryć, kto jest mordercą. Czy morderstw istotnie dokonuje bestialski zwyrodnialec? Czy rzeczywiście mamy do czynienia z seryjnym mordercą? Co powoduje że obrał taki sposób zabijania? Gdy w końcu morderca się pomyli i w miejsce zabójstwa osoby z literą D na początku nazwiska, zabije osobę z literą E sprawa nabierze tempa, Poirot zrozumie styl postępowania mordercy a na koniec bezlitośnie go obnaży. Lektura lekka i idealna na upalne, lipcowe dni.. Gorąco polecam! :)



*str. 157

A.B.C., Agata Christie, Wydawnictwo Dolnośląskie, Wrocław 2012
Czytaj więcej

niedziela, 8 lipca 2012

"Od czytania nikt się jeszcze grzechem nie zaraził" - o "Koronie śniegu i krwi" Elżbiety Cherezińskiej

Elżbieta Cherezińska to polska pisarka i teatrolog, którą poznałam po raz pierwszy w 2009 roku gdy natrafiłam na jej wówczas najnowszą  książkę, a jednocześnie pierwszy tom cyklu Północna droga , pod tytułem Saga Sigrun. Zakochana od pierwszych stron, z trudnością, bo brakuje mi cierpliwości, czekałam na kolejne części tej niesamowitej historii, niezwykłych postaci i narracji dotyczącej podobnych wydarzeń z perspektywy za każdym razem innego bohatera. Autorka wspaniale oddaje jak jedno zdarzenie widziane różnymi oczami ma również inny wydźwięk, posmak i znaczenie. Do tego ta wyobraźnia, magia i piękny język... Cóż, nie bez powodu rzuciłam się na najnowszą powieść zaraz po jej pojawieniu się w księgarniach.

Rozbicie dzielnicowe to lekcja historii, o której trudno zapomnieć. Wychowywani w kulcie martyrologicznym swoją żałobę za utratą zaczynamy już od pierwszych lekcji historii, gdy nauczyciel opowiada z troską o wielkim rozbiciu, walkach dynastycznych i długiej i żmudnej drodze do zjednoczenia. Dla dziecka, które jest nauczane historii miało to niesamowite konsekwencje w postaci bujnej wyobraźni, która popłynęła sobie tylko znanym torem i wywołała lawinę dreszczy - raz, że od lęku przed takim rozdzieleniem polskiego terytorium, dwa, przed walkami dynastycznymi, jakich testament Krzywoustego miał za zadanie uniknąć, a którym zapobiec nie mógł, a w zasadzie, był ich dodatkową przyczyną. Piastów wymienianych kolejno na kartach historii było tak wielu, że często myliłam Bolesława z Bolesławem, choć każdego wyróżniał inny przydomek, bądź cecha charakterystyczna w działaniu. Cherezińska zmusiła mnie do skupienia. Do doczytania między stronami jej książki tego, co zapomniałam, lub pomyliłam. I dobrze. Bo historię własnego kraju powinnam znać lepiej niż jakąkolwiek inną. Na dodatek, dzięki tej książce.. Jakoś tak inaczej spojrzałam na Piastów.  Choć opisy autorki potwierdzają, że to pieniacze, cholerycy i łatwo zapominający o danych przyrzeczeniach, to jednak także przypominają, że mieli cechy prawdziwych przywódców zdolnych do myślenia o epokę dalej, a w związku z tym podejmujący szereg zdawałoby się drobnych działań, by doprowadzić do planowanego, większego skutku. Jak tutaj, do zjednoczenia tego, co zostało rozbite.

Książka opiewa okres historyczny od maja 1253 roku do lutego 1296 roku. Polska okresu rozbicia dzielnicowego, bez króla, za to z mnóstwem książąt, którzy mają swoje własne plany polityczne, a co za tym idzie, plany dynastyczne. Książąt, dziedziców zatem przybywa, a cóż, kraju bardziej się podzielić nie da, chyba, że na coraz mniejsze lenna, a ambicją każdego Piasta jest objęcie jak największej ilości ziem, na których mógłby niepodzielnie władać. Nieliczni tylko myślą o tym, żeby kraj scalać, a nie dzielić. Ale wróćmy do początku powieści. Przemysł II, syn Przemysła I, bratanek Bolesława, księcia Starszej Polski, przychodzi na świat w kilka miesięcy po śmierci ojca. W tym samym dokładnie czasie rodzi się syn zamożnego rodu rycerskiego, Michał Zaremba, którego ojciec Beniamin, wraz z radością narodzin syna musi opłakiwać śmierć żony. Opiekę nad Przemysłem II przejmuje jego stryj, książę Starszej Polski, Bolesław zwany Pobożnym. Kilkanaście lat później młody książę Przemysł II udowadnia swoją waleczność podczas zdobywania brandenburskiego grodu. Już tutaj pada niemalże prorocze zdanie o koronie z krwi, zdanie wypowiedziane przez wiernego druha, Michała Zarembę. Równoległe poznajemy ledwie dwunastoletnią Lukardis, wnuczkę Barmina, która przeciwstawiając się żonie swojego dziadka, Mechtyldzie, nazywaną przez dziewczynkę wiedźmą askańską, pokazuje, że ma w sobie siłę i niezłomność charakteru. Wkrótce, w związku z dalekosiężnymi planami Bolesława, księcia Starszej Polski, losy Przemysła II i Lukardis splotą się ze sobą, wprowadzając Mechtyldę w szaleńczą złość. Księciem Młodszej Polski jest Bolesław zwany Wstydliwym, który wraz z żoną Kingą przyjmuje pod swoje skrzydła Małego Księcia, przez złośliwym zwanego Karłem, Władysława. Bolesław wraz z żoną przyjęli śluby czystości, stąd na dziedzica wyznaczyli Leszka Czarnego, brata Władysława. Książę Pomorza, Mściwój, to postać najbarwniejsza. Gruby, postawny książę jest typowym Piastem, cholerykiem, który najpierw działa, a potem dopiero myśli, zmienia zdanie już w chwili jego wypowiadania, a jednocześnie opisany jest tak sympatycznie, że nie sposób go nie polubić. Z książąt śląskich poznajemy Henryka, zakochanego w żonie swego protektora, króla czeskiego, Kunegundis, który zaprzyjaźnia się z Przemysłem i w trakcie pijackiej, sztubackiej zabawy, zawierają przymierze, mówiące o równości i braterstwie. I przeciwstawieniu się piastowskiej tendencji do łamania przysiąg, trucia kuzynów, porywania.. Czas pokaże że Henryk przysięgi dotrzymać nie potrafił. Dzielnicowa zawierucha trwa, po śmierci Bolesława, księcia Starszej Polski Przemysł II zostaje wyznaczony na jego następcę. Po śmierci króla czeskiego Premysla Ottokara, Henryk zmienia swoje plany i nastawienie do polityki piastowskiej. W tle tych wszystkich ważnych wydarzeń mamy jeszcze echa pogańskich religii, tu nazywanej Starszą Krwią, które jak się okazuje nie zostały do końca wyparte z polskiej ziemi po chrzcie Państwa, oprócz tego, odgrywają bardzo ważną rolę w poszukiwaniach Jakuba Świnki, książęcego kantora,a później arcybiskupa gnieźnieńskiego, który wpada na trop starej biblioteki oraz na trop własnej genealogii, która ma korzenie... królewskie. To wszystko zaprawione odrobiną magii, mistycyzmu i miłości sprawia, że historię, choć znaną jeśli chodzi o same fakty historyczne, czyta się z wypiekami na twarzy. Albowiem rozpoczyna się prawdziwa walka o tron. W tych niezwykłych czasach, gdy przekazywanie wiadomości między miastami trwało kilka jeśli nie kilkanaście dni, gdy biskupi rozczarowani bądź rozzłoszczeni na jakiegoś księcia rzucali na niego klątwę, gdy zabobony i wiara w znaki trwały niepodzielnie, gdy kilka dzielnic coraz skuteczniej się dzieliło na mniejsze dzielnice, doprowadzając do pogłębiania podziałów, zaczyna się polityczna rozgrywka między co mocarniejszymi książętami o tron, którego co prawda nadal nie ma, ale w ich wyobraźni na koniec tej rozgrywki każdy widzi siebie koronowanym.

Znanych z kart podręczników historycznych Piastów trudno było sobie inaczej wyobrazić jak w zbroi rycerskiej lub barwnych strojach  książęcych, ale też rzadko kiedy wyobraźnia posuwała się dalej. Zdawali się tak odległymi bytami, że ciężko było im nadać coś więcej niż rysy twarzy znane z litografii. W Koronie śniegu i krwi te postaci ożywają jak zaczarowane. Oprócz charakterystycznych cech budowy ciała, jak wzrost, długość włosów czy kolor oczu mają również charakterystyczne tylko dla siebie rysy osobowościowe, zdolności lub ich brak, poczucie misji, chęć jej wypełnienia pomimo ofiar, ale również emocje, swoje wyobrażenia o świecie i ludziach, a wreszcie też słabości i wady, które dodają im nareszcie bardziej bliski współczesnemu człowiekowi wizerunek. I tak oto postać historyczna staje się bohaterem literackim, za którym się podąża na kolejnych stronach powieści, którego losy, mimo znanych faktów przecież z lekcji historii, interesują znacznie bardziej, niż sama się spodziewałam. To postacie, które oprócz prowadzonych walki, pijatyk i knowań, potrafią też kochać. W aranżowanych małżeństwach, głównie ze względów politycznych, mniej z dynastycznych czy majątkowych, pomimo niejednokrotnie różnicy wieku, bądź mariażu bardzo młodych ludzi, pojawia się również miłość i oddanie.  Elementy mistyczno-magiczne zaś, jak rozmowy z Bogiem czy z Czarnym Panem, czy spotkania Matek, były w tej historii jak odpowiednio dobrana przyprawa do wyśmienitej potrawy. I cieszę się, że wbrew moim obawom jest to powieść historyczna z elementami fantastycznymi, a nie odwrotnie :)

Cherezińska mnie zaczarowała. Już dawno nie odczuwałam tylu emocji podczas lektury. Wdzięczność, dumę, radość, żal. Wdzięczność za przypomnienie jak ważna jest nasza historia i jak potrzebne jest przypominanie jej sobie; jak piękna i bolesna jest jednocześnie. Wdzięczność za talent Cherezińskiej. Dumę za przodków. Radość, że mogłam wziąć w tym wszystkim udział w magiczny sposób wrzucona w XIII wiek. Żal, że książka ma swój koniec.



Korona śniegu i krwi, Elżbieta Cherezińska, Zysk i S-ka, Poznań 2012
Czytaj więcej

sobota, 7 lipca 2012

"Dawniej szaleństwo coś znaczyło, dziś wszyscy są szaleni. " David Letterman

Szaleństwo to jeden z moich ulubionych motywów literackich. Gdy miałam pisać drugą pracę magisterską z filologii (a tak, ambitnie miałam pisać jedną po drugiej, rok po roku, każdą na specjalizację..) wybrałam właśnie ten motyw. Myślałam o Witkacym, Gombrowiczu.. Ostatecznie mam po tym pamiątkę w postaci kilku lektur z teorii literatury z szaleństwem w temacie przewodnim, a druga praca magisterska była już na Wydziale Psychologii. Można by rzecz - śladami szaleństwa.

Szaleństwo to jest coś co jest jednocześnie niebezpieczne i pociągające.
Szaleństwo dziś ma już znacznie pozytywniejsze konotacje niż stulecie temu. Zresztą już w Hamlecie jest mowa o szaleństwie, w którym jest metoda. Dlatego dziś.. Człowiek szalony to po trosze dziwak, po trosze ktoś z charyzmą, po trosze wariat.
Ciekawe ile we mnie charyzmy, a ile choroby psychicznej. Bo że mi kompletnie odbiło na pewnej wyprzedaży to ja wiem i bez podręcznika chorób.. Biorąc pod uwagę współczesne możliwości i epokę czytników e-booków to że ja raz kupuję tyle książek, dwa, jeżdżę na wakacje z walizkami pełnymi książek powinno być już wpisane w ICD 10..

Zatem.. takie są owoce mojego szaleństwa:





 Na część tych książek od dawna ostrzyłam sobie zęby, jak chociażby na autobiografię Doris Lessing Pod skórą, czy zbiór opowiadań Williama Styrona, Trzech muszkieterów zaś od dawna po prostu chciałam mieć, więc jak była okazja to trzeba było z niej skorzystać :D a część.. kiedyś się interesowałam, ale szkoda było wydać 30zł za sztukę, bo nie do końca byłam pewna zawartości, więc teraz z okazji wyprzedaży dałam im szansę :)



A ten skromny stosik dostałam z wymiany na LC :) Baaardzo korzystnej dla mnie wymiany :D


 

Cały ten zbiór to wspomnień czar, książki dzieciństwa i wczesnej młodości. Ich zakup ciągle odkładałam bo coś za każdym razem innego wpadało mi w łapki. Dlatego gdy zaproponowano mi je na wymianę za Nadzieję, Atrofię, Kolory tamtego lata i Czy ten rudy kot to pies nie wahałam się nawet chwili :)




Czytaj więcej

wtorek, 3 lipca 2012

"W kleszczach lęku" Henry'ego Jamesa

Henry James to jeden z tych pisarzy, po których sięgam odruchowo, czasami nie do końca zastanawiając się nad tym, co dana lektura może mi przynieść. Po Portrecie damy i Domu na placu Waszyngtona spodziewałam się kolejnego arcydzieła, które mnie zachwyci i wpisze się na listę "ulubione". Cóż, nie tylko, że nie zachwyciło, to jeszcze tęsknym okiem zerkałam na książkę Cherezińskiej Korona śniegu i krwi. Ale ćwiczę ostatnio moją silną, (choć raczej słabą..) wolę i staram się czytać jak sobie zaplanowałam. A że byłam w trakcie lektury W kleszczach lęku, gdy odebrałam książkę Cherezińskiej, postanowiłam skończyć lekturę i dopiero rozpocząć nową, (którą już lekko ugryzłam podczas dzisiejszej trudnej podróży do pracy). Zatem ćwiczenie było niejako podwójne.. I udało się :)

W kleszczach lęku to przykład powieści gotyckiej, która mogłaby być naprawdę niezwykłą lekturą z dreszczykiem gdyby nie.. Hm, nie mam do końca pewności, czy przekład trochę nie zawinił. Pewne sformułowania, kłuły mnie w oczy okrutnie.. (jak np. nagminnie używane przez tłumacza "w każdym bądź razie" grr). Zaczyna się niesamowicie. W wigilię Bożego Narodzenia grupa ludzi zbiera się wokół kominka i raczy się historiami z dreszczykiem. Jednym z uczestników jest Douglas, który postanawia podzielić się z grupą słuchaczy prawdziwą historią, historią, której zapiski otrzymał od swojej znajomej, a która już nie żyła od 20 lat. Samo to już zawiera w sobie jakiś dreszczyk, ale dodatek, w postaci udziału dzieci w całej historii zaostrza apetyt już maksymalnie. W tym punkcie byłam najbardziej zainteresowana historią. Douglas zaczyna czytać zapiski i wtedy narrację przejmuje nieznana nam z imienia młoda guwernantka, która podejmuje się opieki nad dwójką dzieci - chłopcem lat 10 Milesem i dziewczynką, lat 8, Florą. Oboje są sierotami, nad którymi odpowiedzialność przejął ich wuj. Wuj jednak nie jest zainteresowany opiekowaniem się dziećmi, dlatego trzyma je w oddaleniu od siebie, w pięknym domu na wsi, na którą to wieś posyła właśnie naszą guwernantkę. Guwernantka po przybyciu na miejsce jest zauroczona jego urodą, otaczającą dom przyrodą i pięknem. Ale już od początku czuje się nieswojo i ma dziwne przeczucia. Najpierw poznaje Florę, która wydaje się jej z gruntu przemiła i słodka. Miles, który jeszcze przebywał w szkole, wrócił do domu dopiero następnego dnia. W tym czasie nasza bohaterka mogła zapoznać się nieco z domem i ze służbą. Wszystko zapowiadało ciekawy czas spędzony razem z dziećmi, powrót Milesa odbył się również z miłej atmosferze i guwernantka zaczynała powoli odczuwać ulgę.  Trwało to krótko, ponieważ otrzymuje list od swojego pracodawcy, wraz z nieczytanym listem ze szkoły Milesa, którym to listem wuj dzieci każe się jej zająć. W liście tym kobiet odkrywa ze zdumieniem, że chłopca wydalono ze szkoły, choć nie podano żadnych konkretnych powodów tego wydalenia. Zadziwiające jest dla niej, że chłopiec tak grzeczny i uroczy został wyrzucony ze szkoły. Kolejnym niepokojącym zjawiskiem jest odkrycie, że wokół dzieci kręci się jakiś dziwny mężczyzna, który jest nimi najwyraźniej bardzo zainteresowany. Próba konfrontacji z nim kończy się na niczym, ponieważ mężczyzna po prostu znika z miejsca, gdzie stał. Od tego momentu ilość dziwnych zjawisk, a także bardzo dziwnych zachowań obojga dzieci zacznie narastać, a zakończenie.. A nie, nie będę zdradzać ;) Jest niewątpliwie zaskakujące, bo tego się nie spodziewałam.

Lubię historie o duchach, jakieś pełne grozy i tajemniczości. Niewątpliwie mają coś w sobie i chętnie po nie sięgam. Ale skłamałbym mówiąc, że W kleszczach lęku to udana powieść grozy.

W kleszczach lęku, Henry James, Prószyński i S-ka, Warszawa 2012
Czytaj więcej

poniedziałek, 2 lipca 2012

niedziela, 1 lipca 2012

"Siostra", Rosamund Lupton

Na okładce książki można znaleźć opis:
Mroczny, wzruszający i zaskakujący thriller.
W zasadzie zgadza się wszystko. Książka jest mocna, co potwierdza to, że przeczytałam ją dziś dosłownie w parę godzin. Mocno wciągająca, mocno emocjonująca. Dawno też nie odczuwałam takiej fali wzruszenia i tkliwości. Końcówka jest zaskakująca. Ale thriller... Może w tej wierzchniej warstwie fabularnej - tak. Ale głębiej.. Dla mnie to najprawdziwsza książka o miłości, choć nie ma pięknej i smukłej jej i pięknego jego, a już mowy nie ma o czymś takim jak i żyli długo i szczęśliwie. I pewnie dlatego nie dam sobie wydrzeć tej książki z rąk nigdy, przenigdy ;)

Beatrice jest mocno poukładaną młodą kobietą, zawsze ubraną w świetnie dopasowane, modne ubrania, które pierze w pralni chemicznej. Wysokie stanowisko w dużej firmie, stabilny związek, wspólny kredyt mieszkaniowy. W zasadzie wydaje się, że ma wszystko, choć już od pierwszych stron widać, że jej związek z Toddem, choć pozornie jest zgranym duetem, jest jakiś.. stłumiony.  Jej młodsza o pięć lat siostra Tess, jest jej przeciwieństwem. Potrafi żyć chwilą, jest radosna, ubiera się swobodnie i nie potrzebuje życia w luksusie, żeby czuć się szczęśliwą. Studiuje sztukę, choć to mało praktyczny kierunek, maluje radosne, pełne żywych barw obrazy. Siostry są ze sobą w stałym kontakcie, jeśli nie telefonicznym, to mailowym, bo Beatrice mieszka w Nowym Yorku, a Tess w Londynie. Czasami zaś Tess pisze do Beatrice prawdziwe, zwykłe listy, w których może opowiedzieć siostrze wszystko bez jej ustawicznego krytykowania..



Wszystko zaczyna się od tego, że właściciel domu, w którym mieszkała Tess zgłasza jej zaginięcie. Beatrice, która wyjechała z Toddem na kilka dni, nie miała z siostrą kontaktu przez jakiś czas i już od początku całej serii wydarzeń jakie się zaczną od tego momentu, będzie przez cały czas do końca gryzła się z poczuciem winy. Że wyjechała. Że nie zadzwoniła. Że zaniedbała siostrę. I to poczucie winy, miłość do siostry, determinacja do odkrycia prawdy o tym co się wydarzyło i doprowadziło do śmierci Tess, jest chyba najpiękniejszym wyrazem miłości o jakim ostatnio czytałam. Determinacja, której kosztem była utrata pracy, zakończenie związku, przeprowadzka i kompletna zmiana w samej sobie, a ostatecznie - śmiertelne zagrożenie z rak mordercy Tess.

Większa część narracji prowadzona jest w formie listu, listu Beatrice do Tess. Beatrice opisuje w nim kolejno ciąg wydarzeń, ale także wspomina wspólne dzieciństwo, kiedy jeszcze żył ich brat Leo, odejście ojca, trudności emocjonalne związane z wszystkimi tymi wydarzeniami i jak ta przeszłość położyła się cieniem na ich teraźniejszości - zarówno Beatrice jak i Tess. A także wszystkie te trudne emocje związane ze znalezieniem zwłok Tess, pogrzebem i próbą przekonania całego świata, że Tess nie popełniła samobójstwa, mimo tego, że wszystko na to wskazuje. Beatrice prowadzi samotną walkę i własne śledztwo, nikt jej nie wierzy, policja przestaje jej słuchać, Todd nie stanął u jej boku, by pomóc w dotarciu do prawdy na temat ostatnich chwil siostry. Nawet przyjaciele Tess, którzy znali ją na tyle, żeby wiedzieć, że nie była ona osobą skłonną do samobójstwa, wierzą w policyjny raport bezkrytycznie. Psychiatra stawia twardą diagnozę, z którą nie chce dyskutować. Beatrice zostaje sama na polu walki, ale się nie poddaje i samodzielnie dociera do prawdy.

Ile emocji ta książka wywołała we mnie.. Trudno mi do końca opisać. Na pewno moc wzruszenia. Widziałam w Beatrice siebie. Dziewczynę, która podobnie jak ja skończyła literaturoznawstwo i dyskutuje z klasykami poezji, która twardo stąpa po ziemi, ale też działa bardzo asekuracyjnie w życiu. Która jednak nie zawaha się przed niebezpieczeństwem by udowodnić całemu światu, że jej siostra nie popełniła samobójstwa. Chyba z żadną postacią tak się nie utożsamiałam dotąd, jak z Beatrice. Bo ja też za moją siostrę.. Oddałabym wszystko.


Siostra, Rosamund Lupton, Świat Książki, Warszawa 2012
Czytaj więcej

Co z czerwcowych planów wyniknęło...

Niezbyt wiele. Z zaległości udało mi się przeczytać zaledwie kilka książek:


Nie udało mi się doczytać trzech pozostałych tomów Wojny i pokoju, nadal też czekają Chłopi, Imię róży i Stara Baśń. Czyli plan zrealizowany częściowo tylko, żeby nie powiedzieć, połowicznie. Jak widać lektur też jakoś nie potrafię sobie rozplanować ;) Ale czerwiec to mój rekordowy miesiąc - przeczytałam 17 książek, więc ogółem nie wyszło tak źle.. Zawsze jednak mówię, że liczy się jakość a nie ilość, a że sporo było w tym czytadeł to i jakoś specjalnie nie cieszy mnie ten wynik… Jednakże czerwiec to mój miesiąc wakacyjny, a w wakacje czyta się lekkie lektury ;)
Jak zwykle też nakupowałam książek w ilości zatrważającej. Dobrze, że mamy bibliotekę, która wszystkie je nie tylko pomieści, ale nadal ma jeszcze sporo wolnych półek ;) Tak wyglądała rok temu, gdy zaczęłam inaugurację półek (bo właśnie wtedy została wybudowana w naszym salonie) ;)




A tak wyglądał stos czerwcowy



Stosik po lewej, od góry:

Siostra, Rosamund Lupton - właśnie czytana :)

Trylogia Cukierni pod Amorem Małgorzaty Gutowskiej Adamczyk, polecana przez moją mamę

Człowiek, który pokochał Yngvego Tore Renberga, o którym pisałam tu

Tajemnica Abigel, Magdy Szabo, którą polecałam tutaj

Pasje utajone, Irvinga Stone'a  - czeka w kolejce; baardzo chciałam przeczytać jakąś zbeletryzowaną biografię Freuda i podejrzewam, że wkrótce zacznę się wgryzać w to opasłe tomiszcze ;)


Stosik po prawej, od góry:

Nadzieja Katarzyny Michalak i Kolory tamtego lata Richarda Paula Evansa są już ofoliowane i czekają na wysyłkę w przyszłym tygodniu w ramach wymiany na portalu lubimyczytac.pl. Nie mogę się doczekać książek, które dostałam w zamian ;)

Trzech panów w łódce nie licząc psa, Jerome K. Jerome zachwalałam tu

Starsza pani wnika, Anny Fryczkowskiej jest wspominana tutaj

W twoich rękach, dziennik matki, Glenys Carl - nie mogłam się oprzeć wyprzedaży w taniej książce ;) A ponieważ lubię książki wydawnictwa Niebieska Studnia to spodziewam się ciekawej lektury. Oby ;)

Ten dystans, Maggie O'Farrel, też z wyprzedaży, jak zobaczyłam kolejną książkę autorki Zniknięć Esme Lennox nie wahałam się nawet przez chwilę ;)

Przygoda fryzjera męskiego, Eduardo Mendozy, również wyprzedażowa, uznałam to za świetną okazję do zapoznania się z twórczością Mendozy

Polka, Manueli Gretkowskiej, również źródłem jest tania książka; uznałam, że czas najwyższy przestać ją podczytywać w sklepie, tylko czas najwyższy kupić i skończyć lekturę w domu ;)

Asystentka magika, Ann Patchett, także wyprzedażowa, kolejna książka autorki Belcanto, a w zasadzie chronologicznie wcześniejsza; jestem ciekawa czy ta również mnie wkręci jak Belcanto ;)

I ostatnia na zdjęciu.. podczas płacenia w Matrasie pani zaproponowała mi książkę z oferty specjalnej Kwiat diabelskiej góry Katarzyny Enerlich  z 4,99 zł, a ja jak zwykle łatwa w kwestii wciskania mi książek wzięłam ją, chociaż nigdy dotąd nie czytałam nic tej autorki. No ale za 5zł.. Czemu nie? Jak widać ujawnia się moja kolejna słabość.. łatwo mi wcisnąć książkę ;)


Gdy już zrobiłam zdjęcie zauważyłam, że kilka książek zdecydowanie mi umknęło. Między innymi cztery książki Agathy Christie (Tajemnicza historia w Styles, o której można poczytać tu,  A.B.C., Śmierć na Nilu i Trzecia lokatorka) oraz książka Henry’ego Jamesa W kleszczach lęku. No i jakoś mi się do fotki wcisnęły Dziewczęta z Szanghaju, które były na zdjęciu stosu wcześniejszego. Za dużo kupuję i już sama nie ogarniam..;)

A teraz.. Zaczyna się przykry dla mnie miesiąc. A w zasadzie dwa, bo zarówno lipiec i sierpień to dla mnie gehenna. Nie znoszę przegrzewania się, nienawidzę żaru lejącego się z nieba i nie cierpię się pocić. Odliczam zatem teraz dni do września :)

A od jutra..chlip, chlip, znowu trzeba iść do pracy..

Czytaj więcej
Obsługiwane przez usługę Blogger.

Autorzy

A.S.Byatt Adam Bahdaj Adriana Szymańska Agata Tuszyńska Agatha Christie Agnieszka Jucewicz Agnieszka Topornicka Agnieszka Wolny-Hamkało Alan Bradley Albert Camus Aldona Bognar Alice Hoffman Alice Munro Alice Walker Alona Kimchi Andrew Mayne; tajemnica Andrzej Dybczak Andrzej Markowski Andrzej Stasiuk Ann Patchett Anna Fryczkowska Anna Janko Anna Kamińska Anna Klejznerowicz Anne Applebaum Anne B. Ragde Anton Czechow Antoni Libera Asa Larsson Augusten Burroughs Ayad Akhtar Barbara Kosmowska Bob Woodward Boel Westin Borys Pasternak Bruno Schulz Carl Bernstein Carol Rifka Brunt Carolyn Jess- Cooke Charlotte Rogan Christopher Wilson Colette Dariusz Kortko David Nicholls Diane Chamberlain Dmitrij Bogosławski Dorota Masłowska Edgar Laurence Doctorow Eduardo Mendoza Egon Erwin Kisch Eleanor Catton Elif Shafak Elżbieta Cherezińska Emma Larkin Eshkol Nevo Ewa Formella Ewa Lach Francis Scott Fitzgerald Frank Herbert Franz Kafka Gabriel Garcia Marquez Gaja Grzegorzewska Greg Marinovich Grzegorz Sroczyński Guillaume Musso Gunnar Brandell Haruki Murakami Henry James Hermann Hesse Hiromi Kawakami Honore de Balzac Ignacy Karpowicz Igor Ostachowicz Ilona Maria Hilliges Ireneusz Iredyński Iris Murdoch Irvin Yalom Isaac Bashevis Singer Ivy Compton - Burnett Jacek Dehnel Jakub Ćwiek Jan Balabán Jan Miodek Jan Parandowski Jerome K. Jerome Jerzy Bralczyk Jerzy Krzysztoń Jerzy Pilch Jerzy Sosnowski Jerzy Stypułkowski Jerzy Szczygieł Joanna Bator Joanna Fabicka Joanna Jagiełło Joanna Łańcucka Joanna Marat Joanna Olczak - Ronikier Joanna Olech Joanna Sałyga Joanna Siedlecka Joanne K. Rowling Joao Silva Jodi Picoult John Flanagan John Green John Irving John R.R. Tolkien Jonathan Carroll Jonathan Safran Foer Joseph Conrad Joyce Carol Oates Judyta Watoła Juliusz Słowacki Jun'ichirō Tanizaki Karl Ove Knausgård Katarzyna Boni Katarzyna Grochola Katarzyna Michalak Katarzyna Pisarzewska Kawabata Yasunari Kazuo Ishiguro Kelle Hampton Ken Kesey Kornel Makuszyński Krystian Głuszko Kurt Vonnnegut Larry McMurtry Lars Saabye Christensen Lauren DeStefano Lauren Oliver Lew Tołstoj Lisa See Liza Klaussmann Maciej Wasielewski Maciej Wojtyszko Magda Szabo Magdalena Tulli Maggie O'Farrel Majgull Axelsson Małgorzata Gutowska - Adamczyk Małgorzata Musierowicz Małgorzata Niemczyńska Małgorzata Warda Marcin Michalski Marcin Szczygielski Marcin Wroński Marek Harny Marek Hłasko Maria Ulatowska Marika Cobbold Mariusz Szczygieł Mariusz Ziomecki Mark Haddon Marta Kisiel Mathias Malzieu Mats Strandberg Matthew Quick Melchior Wańkowicz Michaił Bułhakow Milan Kundera Mira Michałowska (Maria Zientarowa) Natalia Rolleczek Nicholas Evans Olga Tokarczuk Olgierd Świerzewski Oriana Fallaci Patti Smith Paulina Wilk Paullina Simons Pavol Rankov Pierre Lemaitre Piotr Adamczyk Rafał Kosik Richard Lourie Rosamund Lupton Roy Jacobsen Ryszard Kapuściński Sabina Czupryńska Sara Bergmark Elfgren Sarah Lotz Serhij Żadan Siergiej Łukjanienko Sławomir Mrożek Stanisław Dygat Stanisław Ignacy Witkiewicz Stanisław Lem Sue Monk Kidd Suzanne Collins Sylvia Plath Szczepan Twardoch Tadeusz Konwicki Terry Pratchett Tomasz Lem Tore Renberg Tove Jansson Trygve Gulbranssen Umberto Eco Vanessa Diffenbaugh Virginia C. Andrews Vladimir Nabokov Wiech William Shakespeare William Styron Wioletta Grzegorzewska Wit Szostak Witold Gombrowicz Wladimir Sorokin Wojciech Tochman Zofia Chądzyńska Zofia Lorentz Zofia Posmysz

Popularne posty

O mnie

Moje zdjęcie
Nie lubię kawy na wynos: zawsze się oparzę i obleję. Maniakalnie oglądam "Ranczo" i jeszcze "Brzydulę".Uwielbiam zimę. I wiosnę. I jesień. I deszcz. Lubię ludzi. Kocham zwierzęta. Czytam, więc wmawiam sobie, że myślę.