Elżbieta Cherezińska to polska pisarka i teatrolog, którą poznałam po raz pierwszy w 2009 roku gdy natrafiłam na jej wówczas najnowszą książkę, a jednocześnie pierwszy tom cyklu Północna droga , pod tytułem Saga Sigrun. Zakochana od pierwszych stron, z trudnością, bo brakuje mi cierpliwości, czekałam na kolejne części tej niesamowitej historii, niezwykłych postaci i narracji dotyczącej podobnych wydarzeń z perspektywy za każdym razem innego bohatera. Autorka wspaniale oddaje jak jedno zdarzenie widziane różnymi oczami ma również inny wydźwięk, posmak i znaczenie. Do tego ta wyobraźnia, magia i piękny język... Cóż, nie bez powodu rzuciłam się na najnowszą powieść zaraz po jej pojawieniu się w księgarniach.
Rozbicie dzielnicowe to lekcja historii, o której trudno zapomnieć. Wychowywani w kulcie martyrologicznym swoją żałobę za utratą zaczynamy już od pierwszych lekcji historii, gdy nauczyciel opowiada z troską o wielkim rozbiciu, walkach dynastycznych i długiej i żmudnej drodze do zjednoczenia. Dla dziecka, które jest nauczane historii miało to niesamowite konsekwencje w postaci bujnej wyobraźni, która popłynęła sobie tylko znanym torem i wywołała lawinę dreszczy - raz, że od lęku przed takim rozdzieleniem polskiego terytorium, dwa, przed walkami dynastycznymi, jakich testament Krzywoustego miał za zadanie uniknąć, a którym zapobiec nie mógł, a w zasadzie, był ich dodatkową przyczyną. Piastów wymienianych kolejno na kartach historii było tak wielu, że często myliłam Bolesława z Bolesławem, choć każdego wyróżniał inny przydomek, bądź cecha charakterystyczna w działaniu. Cherezińska zmusiła mnie do skupienia. Do doczytania między stronami jej książki tego, co zapomniałam, lub pomyliłam. I dobrze. Bo historię własnego kraju powinnam znać lepiej niż jakąkolwiek inną. Na dodatek, dzięki tej książce.. Jakoś tak inaczej spojrzałam na Piastów. Choć opisy autorki potwierdzają, że to pieniacze, cholerycy i łatwo zapominający o danych przyrzeczeniach, to jednak także przypominają, że mieli cechy prawdziwych przywódców zdolnych do myślenia o epokę dalej, a w związku z tym podejmujący szereg zdawałoby się drobnych działań, by doprowadzić do planowanego, większego skutku. Jak tutaj, do zjednoczenia tego, co zostało rozbite.
Książka opiewa okres historyczny od maja 1253 roku do lutego 1296 roku. Polska okresu rozbicia dzielnicowego, bez króla, za to z mnóstwem książąt, którzy mają swoje własne plany polityczne, a co za tym idzie, plany dynastyczne. Książąt, dziedziców zatem przybywa, a cóż, kraju bardziej się podzielić nie da, chyba, że na coraz mniejsze lenna, a ambicją każdego Piasta jest objęcie jak największej ilości ziem, na których mógłby niepodzielnie władać. Nieliczni tylko myślą o tym, żeby kraj scalać, a nie dzielić. Ale wróćmy do początku powieści. Przemysł II, syn Przemysła I, bratanek Bolesława, księcia Starszej Polski, przychodzi na świat w kilka miesięcy po śmierci ojca. W tym samym dokładnie czasie rodzi się syn zamożnego rodu rycerskiego, Michał Zaremba, którego ojciec Beniamin, wraz z radością narodzin syna musi opłakiwać śmierć żony. Opiekę nad Przemysłem II przejmuje jego stryj, książę Starszej Polski, Bolesław zwany Pobożnym. Kilkanaście lat później młody książę Przemysł II udowadnia swoją waleczność podczas zdobywania brandenburskiego grodu. Już tutaj pada niemalże prorocze zdanie o koronie z krwi, zdanie wypowiedziane przez wiernego druha, Michała Zarembę. Równoległe poznajemy ledwie dwunastoletnią Lukardis, wnuczkę Barmina, która przeciwstawiając się żonie swojego dziadka, Mechtyldzie, nazywaną przez dziewczynkę wiedźmą askańską, pokazuje, że ma w sobie siłę i niezłomność charakteru. Wkrótce, w związku z dalekosiężnymi planami Bolesława, księcia Starszej Polski, losy Przemysła II i Lukardis splotą się ze sobą, wprowadzając Mechtyldę w szaleńczą złość. Księciem Młodszej Polski jest Bolesław zwany Wstydliwym, który wraz z żoną Kingą przyjmuje pod swoje skrzydła Małego Księcia, przez złośliwym zwanego Karłem, Władysława. Bolesław wraz z żoną przyjęli śluby czystości, stąd na dziedzica wyznaczyli Leszka Czarnego, brata Władysława. Książę Pomorza, Mściwój, to postać najbarwniejsza. Gruby, postawny książę jest typowym Piastem, cholerykiem, który najpierw działa, a potem dopiero myśli, zmienia zdanie już w chwili jego wypowiadania, a jednocześnie opisany jest tak sympatycznie, że nie sposób go nie polubić. Z książąt śląskich poznajemy Henryka, zakochanego w żonie swego protektora, króla czeskiego, Kunegundis, który zaprzyjaźnia się z Przemysłem i w trakcie pijackiej, sztubackiej zabawy, zawierają przymierze, mówiące o równości i braterstwie. I przeciwstawieniu się piastowskiej tendencji do łamania przysiąg, trucia kuzynów, porywania.. Czas pokaże że Henryk przysięgi dotrzymać nie potrafił. Dzielnicowa zawierucha trwa, po śmierci Bolesława, księcia Starszej Polski Przemysł II zostaje wyznaczony na jego następcę. Po śmierci króla czeskiego Premysla Ottokara, Henryk zmienia swoje plany i nastawienie do polityki piastowskiej. W tle tych wszystkich ważnych wydarzeń mamy jeszcze echa pogańskich religii, tu nazywanej Starszą Krwią, które jak się okazuje nie zostały do końca wyparte z polskiej ziemi po chrzcie Państwa, oprócz tego, odgrywają bardzo ważną rolę w poszukiwaniach Jakuba Świnki, książęcego kantora,a później arcybiskupa gnieźnieńskiego, który wpada na trop starej biblioteki oraz na trop własnej genealogii, która ma korzenie... królewskie. To wszystko zaprawione odrobiną magii, mistycyzmu i miłości sprawia, że historię, choć znaną jeśli chodzi o same fakty historyczne, czyta się z wypiekami na twarzy. Albowiem rozpoczyna się prawdziwa walka o tron. W tych niezwykłych czasach, gdy przekazywanie wiadomości między miastami trwało kilka jeśli nie kilkanaście dni, gdy biskupi rozczarowani bądź rozzłoszczeni na jakiegoś księcia rzucali na niego klątwę, gdy zabobony i wiara w znaki trwały niepodzielnie, gdy kilka dzielnic coraz skuteczniej się dzieliło na mniejsze dzielnice, doprowadzając do pogłębiania podziałów, zaczyna się polityczna rozgrywka między co mocarniejszymi książętami o tron, którego co prawda nadal nie ma, ale w ich wyobraźni na koniec tej rozgrywki każdy widzi siebie koronowanym.
Znanych z kart podręczników historycznych Piastów trudno było sobie inaczej wyobrazić jak w zbroi rycerskiej lub barwnych strojach książęcych, ale też rzadko kiedy wyobraźnia posuwała się dalej. Zdawali się tak odległymi bytami, że ciężko było im nadać coś więcej niż rysy twarzy znane z litografii. W Koronie śniegu i krwi te postaci ożywają jak zaczarowane. Oprócz charakterystycznych cech budowy ciała, jak wzrost, długość włosów czy kolor oczu mają również charakterystyczne tylko dla siebie rysy osobowościowe, zdolności lub ich brak, poczucie misji, chęć jej wypełnienia pomimo ofiar, ale również emocje, swoje wyobrażenia o świecie i ludziach, a wreszcie też słabości i wady, które dodają im nareszcie bardziej bliski współczesnemu człowiekowi wizerunek. I tak oto postać historyczna staje się bohaterem literackim, za którym się podąża na kolejnych stronach powieści, którego losy, mimo znanych faktów przecież z lekcji historii, interesują znacznie bardziej, niż sama się spodziewałam. To postacie, które oprócz prowadzonych walki, pijatyk i knowań, potrafią też kochać. W aranżowanych małżeństwach, głównie ze względów politycznych, mniej z dynastycznych czy majątkowych, pomimo niejednokrotnie różnicy wieku, bądź mariażu bardzo młodych ludzi, pojawia się również miłość i oddanie. Elementy mistyczno-magiczne zaś, jak rozmowy z Bogiem czy z Czarnym Panem, czy spotkania Matek, były w tej historii jak odpowiednio dobrana przyprawa do wyśmienitej potrawy. I cieszę się, że wbrew moim obawom jest to powieść historyczna z elementami fantastycznymi, a nie odwrotnie :)
Cherezińska mnie zaczarowała. Już dawno nie odczuwałam tylu emocji podczas lektury. Wdzięczność, dumę, radość, żal. Wdzięczność za przypomnienie jak ważna jest nasza historia i jak potrzebne jest przypominanie jej sobie; jak piękna i bolesna jest jednocześnie. Wdzięczność za talent Cherezińskiej. Dumę za przodków. Radość, że mogłam wziąć w tym wszystkim udział w magiczny sposób wrzucona w XIII wiek. Żal, że książka ma swój koniec.
Korona śniegu i krwi, Elżbieta Cherezińska, Zysk i S-ka, Poznań 2012
Niestety, z tytułem notki nie do końca mogę się zgodzić ;)
OdpowiedzUsuńNie mi, ateistce o tym polemizować ;) Mam trochę inne pojęcie grzechu niż to chrześcijańskie ;) A to jest akurat cytat z wypowiedzi chrześcijańskiego Boga do Jakuba Świnki, ale rzecz jasna to fikcja literacka :D I spodobało mi się jego ogólne przesłanie dotyczące czytania, nic więcej.
UsuńBardzo fajna recka! Dziękuję za możliwość jej przeczytania. Moja tutaj
OdpowiedzUsuńhttp://horror-buffy1977.blogspot.com/2012/07/elzbieta-cherezinska-korona-sniegu-i.html
Dziękuję za miłą opinię :)
UsuńCóż, ja właśnie jestem tuż po przeczytaniu i jestem tak samo zachwycona! Było to moje pierwsze spotkanie z autorką, ale czuję, że muszę sięgnąć po jej wcześniejsze książki! :)
OdpowiedzUsuńPolecam, polecam szczerze :) Szczególnie Drogę Północną :)
Usuń