Czyli refleksji kilka o Zwierzoczłekoupiorze Tadeusza Konwickiego.
Dziwnie się teraz czyta Konwickiego. Inaczej. Z innym rozumieniem i interpretacją tego co pomiędzy. Słowami, wersami, fabułą główną. Niegdyś wściekałam się ogromnie na każdą jego książkę, zdenerwowana ospałością akcji, bohaterem wiecznym męczennikiem, smutkiem i ogólną beznadzieją. Teraz odczuwam ogromną wrażliwość na świat, wyważenie słowa, zdolność do bystrej obserwacji otaczającego nas świata. I cóż, piętno, piętno tego, co dzieje się tu i teraz, a ponieważ to tu i teraz miało miejsce podczas wojny, potem zaraz po niej, gdy próbowano odbudować stary świat na nowych, socjalistycznych podwalinach, co odbiło się wszystkim fatalną czkawką, a potem jeszcze gdy każde działanie osoby publicznej mogło spotkać się z napiętnowaniem, cenzurą.. Nie, nie można czytać Konwickiego bez tego tła, bez tej wiedzy w jakim dokładnie momencie historyczno - społecznym powstawał konkretny utwór. I bez chociaż przybliżonej znajomości jego życiorysu. I chociaż większość osób, które kiedykolwiek przystępowały do matury znają Małą Apokalipsę, to jednak niewiele osób kojarzy jego twórczość również z powieścią dla młodzieży. Choć szczerze mówiąc jest to tylko z nazwy powieść dla młodzieży, choć utrzymuje ona konwencję powieści przygodowej.
Książka pochodzi z roku 1969, a zatem jak możemy przeczytać z biogramu pisarza i strony poświęconej jego twórczości, z okresu dla niego trudnego, co ma swoje odbicie właśnie w tej powieści. Dlatego jest tu tak dużo szarości i beznadziei, smutku i poczucia utraty. Piotr, główny bohater i narrator Zwierzoczłekoupiora jest kilkunastolatkiem który ma dość specyficzne podejście do życia - ogółem jest znudzony nim i zniechęcony i z przyjemnością się dowiaduje, że w planetę może uderzyć planetoida, która zniszczy na niej wszelkie życie. Mimo tego jednak Piotr bacznie obserwuje zarówno życie domowe jak i to podwórkowe. W domu są: ojciec, który niespodziewanie traci pracę, mama malarka oraz siostra - zwana panią Zofią - która mimo chudości ciągle się odchudza. Ot, zwykły dom, ze zwykłymi problemami. Na podwórku możemy zaobserwować przede wszystkim akację, której Piotr obiecuje dozgonną miłość, bo tej w dżinsach to on nie chce już widzieć. Oprócz tego pojawia się na nim dość często Bawół, kolega szkolny, który uwielbia obżerać się do nieprzytomności. Słowo "pyszota" figuruje w jego słowniku na najważniejszym miejscu.. Ach, no i na koniec potwór Cecylia, przyjaciółka mamy, która nadużywa słów "debil" i "idiota" nawet wobec swoich przyjaciół. Taka jest codzienność Piotra. Niecodzienna jest natomiast wizyta Sebastiana, psa, dokładnie doga niemieckiego, który po prostu bezpardonowo się pojawia w mieszkaniu rodziny Piotra, przemawia ludzkim głosem i zabiera Piotra w malowniczą podróż, do miejsca nieco magicznego, gdzie i pora roku jest inna, malowniczy dwór, jest też uwięziona dziewczynka Ewa, którą trzeba uwolnić, a co za tym idzie, przeżyć z tym związaną przygodę. Gdy na dodatek Piotr w swoim realnym świecie dostaje się do filmu, w roli czarnego charakteru, ach wydawałoby się, że ciekawszych przygód nie można oczekiwać od losu. Trochę za dużo tych niezwykłości prawda? I gdzieś po drodze pojawia się Zwierzoczłekoupiór. Cóż to takiego? To jest takie coś, które nas przez całe życie osacza. (..) On jest w raptownych przebudzeniach, kiedy wyszarpniemy się nagle z popołudniowego snu (..) Przez moment wszystko wydaje się nam obce, nieznane, przerażające, jakbyśmy się dopiero teraz po raz pierwszy urodzili. I wtedy on, Zwierzoczłekoupiór, jest przy nas.* I wtedy zaczyna coś w głowie świtać...
Zakończenie powieści jest bolesne. Trudne, ale też zaskakujące, nawet jeśli cień podejrzenia gdzieś tam w głowie się kołatał. Nie, to nie jest książka dla grzecznych dzieci, jak już na wstępie ostrzega nas Piotr. To nie jest też książka dla dzieci w ogóle. Nie jest to książka dla kogoś, kto z lektury czerpie otuchę i pocieszenie, bo tu nie ma szczęśliwego zakończenia. Fabuła jest dość egzotyczna i zaskakująca. Ale to właśnie lubię w dobrej książce. Dlatego z mojej perspektywy książka jest godna polecenia.
Zwierzoczłekoupiór, Tadeusz Konwicki, Czytelnik, Warszawa 1982
* str. 62-63
0 komentarze:
Prześlij komentarz
Dziękuję za każdy komentarz, cenię sobie każdą uwagę odnośnie wpisu i jego zawartości.
Uprzejmie proszę o nieskładanie mi życzeń świątecznych, ponieważ ich nie obchodzę.