Henry James to jeden z tych pisarzy, po których sięgam odruchowo, czasami nie do końca zastanawiając się nad tym, co dana lektura może mi przynieść. Po Portrecie damy i Domu na placu Waszyngtona spodziewałam się kolejnego arcydzieła, które mnie zachwyci i wpisze się na listę "ulubione". Cóż, nie tylko, że nie zachwyciło, to jeszcze tęsknym okiem zerkałam na książkę Cherezińskiej Korona śniegu i krwi. Ale ćwiczę ostatnio moją silną, (choć raczej słabą..) wolę i staram się czytać jak sobie zaplanowałam. A że byłam w trakcie lektury W kleszczach lęku, gdy odebrałam książkę Cherezińskiej, postanowiłam skończyć lekturę i dopiero rozpocząć nową, (którą już lekko ugryzłam podczas dzisiejszej trudnej podróży do pracy). Zatem ćwiczenie było niejako podwójne.. I udało się :)
W kleszczach lęku to przykład powieści gotyckiej, która mogłaby być naprawdę niezwykłą lekturą z dreszczykiem gdyby nie.. Hm, nie mam do końca pewności, czy przekład trochę nie zawinił. Pewne sformułowania, kłuły mnie w oczy okrutnie.. (jak np. nagminnie używane przez tłumacza "w każdym bądź razie" grr). Zaczyna się niesamowicie. W wigilię Bożego Narodzenia grupa ludzi zbiera się wokół kominka i raczy się historiami z dreszczykiem. Jednym z uczestników jest Douglas, który postanawia podzielić się z grupą słuchaczy prawdziwą historią, historią, której zapiski otrzymał od swojej znajomej, a która już nie żyła od 20 lat. Samo to już zawiera w sobie jakiś dreszczyk, ale dodatek, w postaci udziału dzieci w całej historii zaostrza apetyt już maksymalnie. W tym punkcie byłam najbardziej zainteresowana historią. Douglas zaczyna czytać zapiski i wtedy narrację przejmuje nieznana nam z imienia młoda guwernantka, która podejmuje się opieki nad dwójką dzieci - chłopcem lat 10 Milesem i dziewczynką, lat 8, Florą. Oboje są sierotami, nad którymi odpowiedzialność przejął ich wuj. Wuj jednak nie jest zainteresowany opiekowaniem się dziećmi, dlatego trzyma je w oddaleniu od siebie, w pięknym domu na wsi, na którą to wieś posyła właśnie naszą guwernantkę. Guwernantka po przybyciu na miejsce jest zauroczona jego urodą, otaczającą dom przyrodą i pięknem. Ale już od początku czuje się nieswojo i ma dziwne przeczucia. Najpierw poznaje Florę, która wydaje się jej z gruntu przemiła i słodka. Miles, który jeszcze przebywał w szkole, wrócił do domu dopiero następnego dnia. W tym czasie nasza bohaterka mogła zapoznać się nieco z domem i ze służbą. Wszystko zapowiadało ciekawy czas spędzony razem z dziećmi, powrót Milesa odbył się również z miłej atmosferze i guwernantka zaczynała powoli odczuwać ulgę. Trwało to krótko, ponieważ otrzymuje list od swojego pracodawcy, wraz z nieczytanym listem ze szkoły Milesa, którym to listem wuj dzieci każe się jej zająć. W liście tym kobiet odkrywa ze zdumieniem, że chłopca wydalono ze szkoły, choć nie podano żadnych konkretnych powodów tego wydalenia. Zadziwiające jest dla niej, że chłopiec tak grzeczny i uroczy został wyrzucony ze szkoły. Kolejnym niepokojącym zjawiskiem jest odkrycie, że wokół dzieci kręci się jakiś dziwny mężczyzna, który jest nimi najwyraźniej bardzo zainteresowany. Próba konfrontacji z nim kończy się na niczym, ponieważ mężczyzna po prostu znika z miejsca, gdzie stał. Od tego momentu ilość dziwnych zjawisk, a także bardzo dziwnych zachowań obojga dzieci zacznie narastać, a zakończenie.. A nie, nie będę zdradzać ;) Jest niewątpliwie zaskakujące, bo tego się nie spodziewałam.
Lubię historie o duchach, jakieś pełne grozy i tajemniczości. Niewątpliwie mają coś w sobie i chętnie po nie sięgam. Ale skłamałbym mówiąc, że W kleszczach lęku to udana powieść grozy.
W kleszczach lęku, Henry James, Prószyński i S-ka, Warszawa 2012
Nie czytałam nic Henry'ego Jamesa. A chciałabym, zwłaszcza "Portret damy". Więc najpierw tego właśnie poszukam ;)
OdpowiedzUsuńSzukaj, szukaj :D Może akcja u niego nie jest zapierająca dech w piersi, ale za to portrety psychologiczne kreśli wprost wyśmienite :D
Usuń