Siedem ksiąg
Księgi
Jakubowe albo Wielka Podróż przez siedem granic, pięć języków i trzy duże
religie, nie licząc tych małych. Opowiadana przez zmarłych, a przez autorkę
dopełniona metodą koniektury, z wielu rozmaitych ksiąg zaczerpnięta, a także
wspomożona imaginacją, która to jest największym naturalnym darem człowieka.
Mądrym dla memoriału, kompatriotom dla refleksji, laikom dla nauki, melancholikom
zaś dla rozrywki.[i]
Ksiąg Jakubowych jest dokładnie
siedem. Liczba siedem jest liczbą magiczną dla wyznawców judaizmu. Jest siedem
przykazań rabinicznych. Noe wypuścił gołębicę z arki po siedmiu dniach. Na
żydowskich zaślubinach odmawia się siedem błogosławieństw. Siedem Ksiąg Jakubowych nawiązuje, więc
bezpośrednio do tej symboliki, podkreślając jej ważność i oddając tym samym
hołd żydowskiej tradycji. Nie bez kozery można nazwać Księgi księgami historii
żydowskiej, choć opowieść sama w sobie dotyczy próby ucieczki od owej
żydowskości, próby przybrania innej roli zarówno religijnie jak i społecznie, a
ostatecznie, jest również historią nieszczęść, jakie spadały na naród mojżeszowy.
Wielobarwna Rzeczpospolita
Połowa XVIII
wieku, Rzeczpospolita Polska, kraj wielonarodowy, wielokulturowy,
wielojęzyczny. Jeszcze przed katastrofą rozbiorów, gdy polskie miasteczka i wsie
pełne były różnych ludzi, różnych narodowości i wyznań religijnych i zdaje się,
zgoła odmiennej tolerancji, a polszczyzna jest jakaś toporna i brzmi
z chłopska. Nadaje się do opisu świata natury i co najwyżej agrikultury, ale
trudno nią wyrazić sprawy skomplikowane, wyższe. duchowe.[ii]
To jednak nie umniejsza jej roli w komunikacji, wszak chodzi o to, by się
porozumieć. O ile oczywiście, ktoś jeszcze mówi w tym wielobarwnym kraju po
polsku. Świat wydaje się być nieduży, stoi wielkim otworem dla wszystkich,
jednak jak to z tym światem bywa, otwiera się i zamyka w różnym stopniu na
obcość i odmienność. I tak, choć obecność Żydów w Rzeczypospolitej jest czymś
absolutnie naturalnym, tak jednak uprzedzenia i podejrzliwość nie umierają z
samą tylko tolerancją dla obecności judaizmu i jego wyznawców. Wraz z
możliwością ich zaskarżenia o morderstwo rodzi się poczucie wyobcowania i
niesprawiedliwości dziejowej. A na czyjejś niedoli ktoś inny próbuje sporo
ugrać.
Nie wolno nam
tu kupić ziemi, osiedlić się na stałe. Przeganiają nas na wszystkie strony, a w
każdym pokoleniu pojawia się jakaś katastrofa, prawdziwa gzera. Kim my jesteśmy
i co nas czeka? (..) Nachman, ty go
tu sprowadź. Tego Jakuba. [iii]
Ksiądz Benedykt
Chmielowski tworzy swoje almanachy ku ogólnemu pożytkowi, by wiedza była
dostępna dla wszystkich, Elżbieta Drużbacka, poznana przypadkiem staje się jego
bliską przyjaciółką, z którą będzie prowadzić literackie dyskursy listowne, zaś
Elisza Szor, do którego ksiądz dziekan rohatyński trafi, będzie dla niego źródłem
kolejnych ksiąg i wiedzy. Przecinają się więc kolejne ludzkie ścieżki, do
Eliszy Szora wędruje Aszer Rubin, a jego losy połączą się z córką Pinkasa,
jedną z pierwszych wartowniczek Jakuba, na weselu syna Szora pojawia się też Nachman, najwierniejszy apostoł Jakuba. Od jednego życiorysu, do kolejnego, po
nitce do kłębka, pojawia się nareszcie postać Jakuba. Jakuba Franka, autentycznej
postaci, która powiodła za sobą tłumy wiernych, pragnących odmiany,
oczekujących na mesjasza, w nim wreszcie, upatrujących swoich nadziei.
Obcość, jako atut?
Jakub dostał
przydomek Frank, ponieważ frank znaczy obcy. Był wśród swoich, ale jednak był
obcy, opuścił kraj rodzinny i udał się do kraju sobie obcego, z obcym językiem,
niezrozumiałym i trudnym. Obcość ta jest również wyczuwalna wśród jego
wyznawców, nie spotykają się ze zrozumieniem pozostałych przy starych przekonaniach
Żydów, są traktowani jak trędowaci, dotychczasowi znajomi wypierają się ich. A
jednak ta obcość wydaje się mieć jakiś atut. Jest w byciu obcym coś
pociągającego, w czym się można rozsmakować, co wydaje się jak słodycz. Dobrze
jest nie rozumieć języka, nie rozumieć zwyczajów, sunąc jak duch pomiędzy
innymi, którzy są dalecy i nierozpoznawalni. Wtedy budzi się szczególna mądrość
– umiejętność domysłu, chwytania spraw nieoczywistych. Budzą się też
wówczas bystrość i przenikliwość. Człowiek, który jest obcy, zyskuje nowy punkt
widzenia, staje się, chcąc nie chcąc, swoistym mędrcem. Kto nam wszystkim
wmówił, że być swoim jest tak dobrze i tak wspaniale? Tylko obcy naprawdę rozumie,
czym jest świat.[iv]
Bycie obcym też w pewien sposób wyróżnia, stawia po stronie tych lepszych,
mądrzejszych, wszak Jakub, jak wierzą, prowadzi ich właściwą ścieżką. A ścieżka
tak jest usłana ostrymi cierniami, biedy, głodu, klęski śmierci, lat wierności,
komu? Obcemu. I tylko Jenta widzi to wszystko i rozumie znacznie lepiej, niż wszyscy dookoła.
Spokojny nurt kart
Bieg kart płynie od końca spokojnym nurtem
opowieści. Wielogłosowość wprawia w zachwyt. Szczegółowe i drobiazgowe
opisy strojów, wnętrz, zachowań, stwarzają złudzenie, że czytelnik przenosi się
tam, do tamtej epoki i tamtych wydarzeń.
Zapisane na ostatnich stronach słowa wywołują
drżenie. I zostaje czytelnik z tą grubą księgą w dłoniach sparaliżowany,
niezdolny do ruchu. Zeszyt jest pełen notatek, głowa pełna myśli. Właściwie,
pozostaje wrażenie, że przeczytało się już w życiu wszystko. I jeszcze, że nie
przeczytało się tak naprawdę nic. Uczucie entuzjazmu jak u małego dziecka przed
kolejną magią świąt Bożego Narodzenia, jak u odkrywcy przed nowym nieznanym
lądem, jak przed pierwszym pocałunkiem. Czysta, jaskrawa radość. Nie do
okiełznania.
(..) są cztery rodzaje czytelników. Jest czytelnik gąbka, czytelnik lejek, czytelnik cedzidło i czytelnik sito. Gąbka wchłania w siebie wszystko, jak leci; jasne jest, że potem dużo z tego pamięta, lecz nie umie wydobyć najważniejszego. Lejek – przyjmuje jednym końcem, drugim zaś wszystko, co przeczytane z niego wylatuje. Cedzak przepuszcza wino, a zatrzymuje winny osad; ten w ogóle nie powinien czytać i lepiej, żeby zajął się rzemiosłem. Sito zaś oddziela plewy, żeby otrzymać najlepsze ziarno[v].
Bądźcie
jak sito.
Słownik dla
leniwych:
Sporo już o książce czytałam i wszystkie opinie, podobnie do Twojej są pełne entuzjazmu i cieszę się, że będę się mogla sama o jej wartości przekonać, gdyż w przyszłym tygodniu do mnie trafi....
OdpowiedzUsuńNie zrażaj się jej grubością tylko! Wbrew pozorom te strony się wręcz pochłania :) Mam nadzieję, że i Ciebie uwiedzie :)
UsuńNie zrażam się, bo Legion tez miał ponad 800 stron więc te 1000 mnie nawet nie przerażają.
UsuńCieszy mnie to ogromnie. "Księgi Jakubowe" tak mnie zaczarowały, że chciałabym zarazić tym czarem wszystkich :-)
UsuńMam jakieś dziwne przeczucie, że tak jak Dehnel jest dłużnikiem księdza Urbana, tak Tokarczyk ma dług u księdza Pikulskiego i Kraushara, ale chyba tego nie sprawdzać bo już raz miałem przez to popsutą lekturę :-) U mnie póki co "Księgi Jakubowe" nabierają mocy czekając na swoją kolejkę :-).
OdpowiedzUsuńA co jest złego w byciu takim dłużnikiem? Tokarczuk na każdym spotkaniu, jak również w samym tytule, a oprócz tego w krótkiej nocie bibliograficznej, wskazuje swoje źródła i inspiracje. Dopóki autor jest w stanie na bazie wiedzy, jaką pozyskał, stworzyć oryginalną historię, skomponować to w niezły zbiór mini przypowieści (jak tutaj, bo to żywy przykład na to, jak można zręcznie to wszystko poskładać) wręcz, nadać temu oryginalny tor narracyjny, cóż, dopóty chyba nie ma nic złego w czerpaniu z dorobku innych? O ile nie mówimy wprost o plagiacie, a tutaj o ile mi wiadomo, nie zachodzi taka rzecz (aż muszę zajrzeć do Twojego wpisu o Dehnelu, chciałam się wstrzymać do czasu, aż przeczytam).
UsuńJa zachęcam, ale nigdy na siłę rzecz jasna :-) Ale kto wie, może doczeka swojej kolejki? ;-)
Do książki jeszcze nie zaglądałem więc nie przesądzam jak jest a i sprawdzać też pewnie nie będę :-) Moje uwagi co do bycia dłużnikiem mają zatem ogólniejszy charakter - czym innym jest inspirowanie się jakimś wydarzeniem a następnie obudowaniem i literackim przetworzeniem tak jak w przypadku "Anny Kareniny" a czym innym czerpanie pełnymi garściami z wcześniejszych książek. To trochę tak jakby ktoś napisał powieść o życiu Paska opierając się na jego Pamiętnikach. Oczywiście można ale w gruncie rzeczy wartością dodaną jest wówczas ewentualna warstwa psychologiczna bo przecież otoczkę biograficzno-przygodową już znamy.
UsuńJeśli chodzi o "Matkę Makrynę", to o ile nie znasz książki x. Urbana, to książka Dehnela może być ciekawa, i ona jest przykładem tego o czym piszę, niezbyt udanym w dodatku. "Saturn", moim zdaniem, jest o wiele lepszy.
Zgodzę się, że inspiracja to jedno, a nadmierne wykorzystanie cudzej pracy to drugie, ale sądzę, że w przypadku (tu jednak muszę wierzyć na słowo autorce) "Ksiąg.." nie zachodzi aż taki wyzysk. Wiele postaci, realnych jak ksiądz Benedykt Chmielowski nie doczekały się żadnych opracowań, a Tokarczuk tchnęła w nich życie, dodała im bogate osobowości, ciekawe przeżycia itd. Wiele jest postaci fikcyjnych, a tak rozbudowanych, że trudno tu mówić o długu wobec kogokolwiek. Z drugiej strony, to bycie dłużnikiem: na ile to nie jest też jakaś forma przybliżania dzieł mniej znanych? Nie jestem tak oczytana jak Ty i absolutnie nie mam zamiaru zgrywać mądrzejszej, ale szczerze mówiąc, gdyby nie Tokarczuk nie wiedziałabym ani o istnieniu dzieł Chmielowskiego, ani o, nazwijmy to po imieniu, o istnieniu sekty Jakuba Franka. O reszcie postaci mniej lub bardziej znanych nie wspominając (chociażby Moliwda- Kossakowski). Także na ile to jest dług, a na ile wzbogacanie niewiedzy, tych, którzy nie są tak oczytani jak Ty? Zgodzę się jednak, że są granice, których nie wypada przekraczać. Ze zwykłej przyzwoitości i szacunku dla czyjejś pracy.
UsuńOdnośnie Dehnela i jego książki: nie znam niestety książki Urbana, ale wystarczająco już czuję się rozczarowana.. Jeżeli to jest faktycznie, więcej literackiego przetworzenia cudzej pracy, a mniej czegoś oryginalnego, to przyznaję, nie podoba mi się to w ogóle.. Oceniałam Dehnela dużo, dużo lepiej.
Jestem pod wrażeniem opisu Ksiąg Jakubowych.
UsuńZaczynam je po raz drugi. Prolog o Jente tak mnie zaniepokoił, że musiałam przeczytać go trzy razy. I myślę że to jest właściwe tempo. Każdy epizod najmniejszy przeczytać jak własny pamiętnik.
Bardzo ciekawe lata w tej książce... zastanowię się nad nią ;)
OdpowiedzUsuńPolecam Twojej uwadze :)
UsuńPostaram się być jak sito. Na szczęście ta objętość tylko kusi. Olga Tokarczuk w którymś z wywiadów mówiła, że nieco skróciła tę powieść...
OdpowiedzUsuńPonieważ sama należę do czytelników, których im większa objętość tym więcej książka kusi, to cieszy mnie, że masz podobnie :-) Tak, mówiła, że skróciła, że ją poniosło nieco w niektórych fragmentach. Trzeda przyznać, że nie brakuje tutaj drobiazgowych opisów, wnikliwego oddania epoki, ale jakkolwiek może to zniechęcać, tak jednak uważam, że to jest duży walor "Ksiąg.." :)
UsuńW tym tygodniu jeden egzemplarz przemierzy caly kontynent, by dotrzec na moje polki. Nareszcie! Juz sie nie moge doczekac!
OdpowiedzUsuńPięknie! Cały kontynent specjalnie dla Ciebie. To jest jeszcze cenniejsze. Liczę na to, że Cię nie zawiedzie :)
UsuńCzytam i czytam. Powoli mi idzie. Ale usprawiedliwiam się sama przed sobą, że przez tę książkę nie można przemknąć :)
OdpowiedzUsuńKiedy to jest właśnie tak, jak mówisz: przez tę książkę nie można przemknąć! :) Dobrze jest ją sobie czytać powoli, smakować :-) Myślę, że z czasem wciągnie Cię trochę bardziej. A jeśli nie? Trudno, nie zmuszaj się. Uwielbiam zachęcać do książek, które mnie pochłonęły bez reszty, ale doskonale wiem, że nie każdemu musi podobać się to samo i że nic na siłę :)
UsuńBałam się, a to mój prezent urodzinowy, pocieszasz mnie
OdpowiedzUsuńTrzymam kciuki, by prezent okazał się trafiony! :)
UsuńJuż udało Ci się przeczytać? Ja nawet nie zaczęłam :(
OdpowiedzUsuńMoże dlatego, że na nią czekałam? ;-) Co ciekawe, przeczytałam już jakieś 3 tyg. temu, tylko tekst pisałam ciągle od nowa, bo ciągle to nie było to. Z końcowego też nie jestem jakoś zadowolona ;-) to nadal ledwie ułamek tego, co chciałabym o niej powiedzieć.
UsuńAaaaaaaaach! Magia! Prawdziwa dobra księga! Cudo! Też przeczytałam i też jestem zachwycona :)
OdpowiedzUsuńCo ja mogę dodać? :D :D Tylko kolejne Aaaaaach! chyba :D i też planuję ponowną lekturę dodam :)
UsuńJest już w biblio, ale raz, że w wypożyczeniu, dwa, musi nabrać mocy jak u Marlowa. A a propos czytelników, to niestety - lejek :(
OdpowiedzUsuńJak jest w biblio to jest szansa :) W końcu przecież zostanie oddana..:D
UsuńSą takie książki, że nawet jak się jest czytelnikiem "sito" to i tak przechodzą jak przez lejek ;-)
O ile przy beletrystyce mogę sobie być lejkiem, bo jakże fajnie móc po pół roku (hłe, hłe, akurat, po miesiącu raczej), z wypiekami na policzkach czytać przeczytany już kryminał, o tyle przy takim Runcimanie nie jest to już tak urocze :(
UsuńBo do powieści historycznych dobrze jest robić sobie notatki ;-)
UsuńDo powieści to może i nie, ale akurat ww. to naukowa cegła i faktycznie ładny notatniczek byłby na miejscu :) W ogóle zauważam, że system notatkowo - fiszkowy w pewnym wieku jest nie od rzeczy i chyba to ta chwila, kiedy trzeba zacząć myśleć o jego zaprowadzeniu :D
UsuńDo naukowych cegieł tym bardziej.. :-) podziwiam za zdolność do czytania naukowych cegieł. To już sito level master rzekłabym :D A system notatkowo - fiszkowy, jest przydatny niezależnie od wieku. Chyba, że jestem już w tym "pewnym" wieku i tego nie dostrzegłam po prostu, bo się oszukuję, że jestem taka młoda i w ogóle ;)
Usuń