Jestem czytelnikiem uczciwym. Zdarza mi się jakaś przekora, złośliwość, ale w takich sytuacjach nie robię z siebie hipokrytki. Skoro po coś sięgnęłam, przeczytałam z własnej nieprzymuszonej woli z góry wiedząc, że będzie to czysta grafomania, to zjadliwa krytyka jest ostatnią myślą, na jaką wpadam po lekturze. Dlatego raczej tego nie robię, raczej unikam, przemilczam. Ponieważ jednak staram się być uczciwa, kiepsko reaguję na tej uczciwości wyraźny brak, a wręcz jej nadużywanie. A tego byłam świadkiem na znanym i lubianym przeze mnie portalu lubimyczytac.pl. Książka pani Katarzyny Michalak z dnia na dzień z oceny 2,18 podskoczyła na ocenę niemalże 6 (dodam, dla osób nieznających portalu, że w skali 10-punktowej). Z minuty na minutę pojawiały się coraz to nowe, dające maksymalną liczbę punktów konta użytkowników. Konta na tyle bezmyślnie tworzone, że wyraźnie było widać, że nie mogą należeć do pojedynczych osób - wszystkie zgodnie i jednomyślnie dawały dziesięć punktów dwóm pozycjom autorki - Czarnemu księciu i Powrotowi do Ferrinu. I niczemu więcej. Nie punktowały żadnych innych książek, a ich użytkownicy wyraźnie przestali używać konta, bo po paru dniach nie było już żadnej aktywności.
przykładowe konto |
Oczywiście w pewnym momencie ekipa portalu zareagowała. Cześć ocen została usunięta, ale część wisi nadal. Nie mam też pewności, co do tego, czy osoba, która tak aktywnie windowała obydwu książkom oceny - nie wiem kto taki - nie zadziała ponownie. Dlatego uważam, że tym razem warto o książce napisać dosadnie - ale po uczciwej lekturze. Ryzykowałam nawet, że książka może okazać się dobra i ciekawa. W zasadzie to nawet się trochę łudziłam, że tak może się okazać, szczególnie, gdy zobaczyłam ile ma stron. Cóż, daremne żale, próżny trud*, jakby to powiedział poeta.
Swego czasu, jak to napisałam w swojej opinii na portalu, wierzyłam, że Katarzyna Michalak rozwinie warsztat i zacznie pisać całkiem niezłą prozę. Niestety, autorka nie umie czytać konstruktywnej krytyki, wszelką zresztą traktując jak samo zło, bądź ataki na nią personalnie, podczas gdy dotyczyły one li i jedynie omawianych książek i fabuły i gdyby potraktowała je trochę inaczej, mogłyby wnieść powiew świeżości do jej twórczości. Zdecydowanie autorce brakuje dystansu i ze smutkiem czytam, z jaką agresją reaguje na wszelkie krytyczne uwagi. Choć tworzy wizerunek osoby miłej, słodkiej niemalże i pełnej dobrych chęci.
Zastrzegam zatem, że mój wpis dotyczy tylko i wyłącznie treści książki Powrót do Ferrinu. Nie znam autorki i nie interesuje mnie atakowanie jej osoby w żaden sposób.
Przechodząc zaś do tematu głównego chciałabym od razu się odciąć od części fantastycznej tej powieści. Nie znam się na literaturze fantastycznej zbyt dobrze, nie jestem w tej dziedzinie ekspertem i dlatego nie wiem, czy moje odczucia, że jest tu sporo zaczerpnięte z Sapkowskiego, Tolkiena, czy Herberta (oprócz tego, że autora Diuny, to warto wspomnieć, że autorka - już bez cienia wątpliwości- parafrazuje fragment wiersza Przesłanie Pana Cogito** Zbigniewa Herberta i nie dodaje nigdzie takiej adnotacji) i że książka o świecie fantastycznym bez mapy owego świata jest, co najmniej, zubożoną o coś ważnego książką, mogą być tylko wrażeniami poślednimi. Tu wolałabym, żeby wypowiedział się ktoś, kto faktycznie się na tym zna. Ja chciałabym się skupić na samej fabule, wydarzeniach i rysach postaci.
Źródło zdjęcia |
Główną bohaterką Powrotu do Ferrinu jest Anaela, w świecie ziemskim znana jako Karolina, lekarka, a dokładnie anestezjolog, która w pierwszym tomie opowieści trafiła pierwszy raz do Ferrinu. W tomie drugim trafia do niego ponownie, choć uważny czytelnik tomu pierwszego zastanawiałby się poważnie, jak to jest w ogóle możliwe, jednak przyjmijmy za jedyną słuszną tezę, że w światach fantastycznych wszystko jest możliwe i odłóżmy na bok logikę. Anaela to pozornie miła, łagodna i kochająca, na dodatek pełna ideałów osóbka. Dodam - pozornie. Podkreślę: pozornie. Bowiem lektura kolejnych stron wyłoni jak jednocześnie jest pełna pogardy dla
innych ludzi, elfi (odmiana autorki), czy jednorożców, pokazująca im gdzie jest ich miejsce, bo to ona jest
panią, nie doceniająca przyjaźni czy miłości, a jednocześnie
wykorzystująca każdego kto ją kocha. W zasadzie bez większych skrupułów. Na dodatek cały czas konsekwentnie podtrzymuje ową pozorność dobroci i łagodności.
Do Ferrinu udaje się Analela, ponownie wbrew ziemskiej logice, bo sama przyznaje, że powrót jest niemożliwy, po tym, gdy znika jej ukochany. Wydaje się zatem, że cel tej podróży jest oczywisty: odnaleźć ukochanego. Tym razem nie korzysta z pomocy ciotki, która wychowała niegdyś osieroconą Karolinę, ale umiejętnie (choć nie wiem jak) sama otwiera zielony portal i wraca do magicznej krainy. Okazuje się dość szybko, że trafiła do niej niejako w przeszłości do wydarzeń z tomu pierwszego. Albo inaczej - do jakiejś alternatywnej wersji owej przeszłości, bo jak się okaże, autorka będzie zarówno teraźniejszość, jak i przyszłość dowolnie traktować, w zależności od sytuacji, zmieniając ją jak każdy inny rekwizyt. Nazwie to węzłami, które potrafią przewidzieć tylko jednorożce, a i to też tylko do pierwszego węzła. Bowiem każdy ruch, każde wydarzenie, może spowodować powstanie aż trzech alternatywnych światów. W jednym na przykład zginie postać X, ale w innym ta sama postać X będzie nadal żyć. Koncept ogólnie niegłupi, szkoda, że mało konsekwentnie prowadzony. Plątanina wersji alternatywnych, przeskoki w jakich dokonują się pewne wydarzenia doprowadzają w końcu do absurdu, co ujawnia sama końcówka powieści.O ile dobrze zrozumiałam, choć mogłam się pogubić, Anaela cofa się o dwieście lat sprzed wydarzeń w Grze.., a Powrót.. choć nie obejmuje dwustu lat, kończy się tuż przed nimi. W głowie mam jeden wielki znak zapytania. Być może jednak zgubiłam się w ilości alternatyw.
Ale wróćmy do Anaeli, która w pewnym momencie odkrywa (decyduje? trudno powiedzieć, bo znowu ma żadnego ciągu przyczynowo-skutkowego), że nie może jednak odzyskać ukochanego, nawet więcej, musi go trzymać na dystans i ocalić przed miłością (bo w tej wersji ukochany jeszcze nie wie, że kocha Anaelę - proste, prawda?), bo ta będzie zgubna i doprowadzi oboje do punktu wyjścia, a zatem po co Anaela zostaje w Ferrinie? Otóż po to, by chronić bądź ratować Ferrin. I tu czytelnik doznaje kolejnego poczucia, że logika poszła sobie w las, bo wydaje się, że to, przed czym, przed kim należy chronić Ferrin, to nie mniej i nie więcej, a sama Anaela. Skoro bowiem Anaela ma chronić Ferrin przed wydarzeniami, jakie wie, że się rozegrają, bo już przeżyła przyszłość, to warto by było im przeciwdziałać. Anaela jednak od początku podkreśla, że jest zabawką w rękach bogów i w zasadzie odtwarza, choć w nieco innej konfiguracji, wydarzenia z Gry. Chce zatem uchronić Ferrin przed wojną, ale przecież tak się nie da, bo jest tylko zabawką w rękach bogów, które zrobią, co chcą, zatem wojna jest nieuchronna. Jednocześnie wymyśla sobie plan, że skoro nie ma w tej alternatywie Ferrinu pewnych postaci, to ona je zastąpi i tak zamiast Bereniki, ona szkoli pierwsze Leczące, żeby pomogły podczas wojny, o której ona wie, że na pewno wybuchnie. To w końcu chce chronić Ferrin przed wojną, czy jednak na tę wojnę przygotować? Oto jest zagadka, której nie rozwiązałam do końca lektury. Logikę działań i myślenia Anaeli chyba dobrze oddają te dwa fragmenty (jest takich dużo więcej, ale szczerze mówiąc nie mam siły cytować wszystkich, bo to by oznaczało konieczność sięgania po tę książkę po raz kolejny):
1. Anaela uwalnia niewolników:
- Zdejmijcie obroże - rozkazała. Niewolnicy sięgnęli do szyj. Skórzane i metalowe "ozdoby" zaczęły spadać na ziemię. - Jesteście wolni.
Miała ochotę uśmiechnąć się do nich, ale Sirden ostrzegł, że nie docenią jej gestu i nadal musi się jawić jako Wielka Władczyni, okrutna i surowa. - Możecie odejść z elfami albo zostać w Amarkandzie.
- Możemy odejść?! - usłyszała. - Dokąd, pani? Kto przyjmie na służbę wolnego człowieka?
- Jestem pewna, że w Saskii z przyjemnością znów was zniewolą, a ja drugi raz uwalniać was nie będę - odpowiedziała z ironią.
Nie zależało jej na krnąbrnych poddanych z Amarkandy, miała wystarczająco wielu własnych, wiernych i posłusznych. ***
2. Anaela "myśli":
(..) Nagle poczuła, że zaczyna jej brakować czasu. Tylko na co? Pomyśli o tym później.****
Podsumowując: Anaela idzie przez Ferrin jak taran. Uwalnia Amarkandę pokazując jaka jest łaskawa, by za chwilę pokazać, że nie ma żadnej łaski. Pozwala by ginęli za nią Dzicy Ludzie, wygnane niegdyś z innych krain plemię koczujące, które napotkała na pustyni (brzmi znajomo?), przyjacielowi mówi, że zrobi coś dla niej, bo ją kocha (on ją kocha, tak, bo on ją kocha), na koniec okazuje się, że tak naprawdę chciała dopełnić przepowiedni. I jest niesamowicie kochliwa. Ta dziewczyna ma pojemne serce! Kocha tego, ze którym wyruszyła, czyli Sellinarisa, kocha Amrego, wykrzykując mu to od razu przy pierwszym spotkaniu, choć wie, że ten jej w tej wersji Ferrinu nawet nie zna, wtula się w Reikana, brata swego ukochanego i rozmawia z nim jak z kochankiem, kocha wreszcie swojego jednorożca. W ogóle ma silne poczucie własności. Poddani są jej, ludzie są jej, przyjaciel jest jej, wszystko jest jej własnością. W sumie to ona jest tutaj panią i władczynią i co tam, że jest zabawką w rękach bogów, ona ma swój plan i na pewno go wykona. Wykorzystując miłość swoich przyjaciół, a jakże.
Tylko nie wiem do końca co to był za plan.
Odzyskać ukochanego? Nie, ukochany tym razem został w Ferrinie. Choć, chwileczkę, który ukochany?
Uratować Ferrin? Nie, bo zanim nie trafiła do niego Analela, to Ferrinowi nic nie groziło tak naprawdę
Dopełnić przepowiedni? Bez komentarza.
Chyba tak naprawdę, by znowu mieć harem pełen rozkochanych w niej mężczyzn i bawić się ich uczuciami.
W tej książce najważniejsza jest oprawa. To jak wyglądają poszczególne postaci (piękno, absolutne, czyste piękno), to jakie noszą suknie (podkreślające ich piękno i niesamowite ciała), to jak składają przysięgi (z emfazą i patosem i obowiązkowymi łzami w oczach), a nie czy ich dopełniają, to jak szumnie się wypowiadają, a nie to, co robią. Nie fabuła, nie charaktery, nie logika. Oprawa, wygląd. To ma znaczenie. I tak jak jest śliczna okładka tej książki, tak proporcjonalnie nijaka jest jej treść. Tak, jak śliczna jest Anaela, tak równie zepsuta i głupia. Tak jak mało logiczna jest fabuła, tak jednak jak ślicznie przecież opisana z tymi dłońmi utkanymi z mgły, czy z ręką zaplataną w czarną grzywę fryzyjczyka*****, że już o ariergardzie nie wspomnę.
* Adam Asnyk, Daremne żale, kwiecień 1877
** autorka wykorzystuje podkreśloną końcówkę wiersza, przytaczam ostanie wersy:
idź bo tylko tak będziesz przyjęty do grona zimnych czaszek
do grona twoich przodków: Gilgamesza Hektora Rolanda
obrońców królestwa bez kresu i miasta popiołów
do grona twoich przodków: Gilgamesza Hektora Rolanda
obrońców królestwa bez kresu i miasta popiołów
Bądź wierny Idź
*** Powrót do Ferrinu, Katarzyna Michalak, Wydawnictwo Literackie, Kraków 2014, str. 293-294
**** tamże, str. 212
***** tamże, str. 7
Stanowczo oprotestowuję użycie czasownika "myśleć" w przypadku głównej bohaterki. A reszta się zgadza. Szczególnie mnie ujął chwyt fabularny polegający na waleniu bohaterki w łeb pod koniec każdego rozdziału, aby mogła doznać wizji. Szkoda tylko, że nie wiadomo, na co jej te wizje :P
OdpowiedzUsuńMuszę przyznać, że Twój protest jest słuszny. Cudzysłów mi uciekł! To z emocji! :-)
UsuńMnie ten chwyt też "ujął", dokładnie w ten sam sposób, co Ciebie ;-), tylko ciągle mnie zastanawiało skąd go znam.. Tylko to, co mi świtało miało jakiś sens, ale pewności nie mam, więc muszę przewertować jeszcze raz Sapkowskiego.
Poza tym wiele rzeczy mnie zastanawiało po co jest w tej książce. Jeszcze mi przychodzi do głowy wiele rzeczy, które pominęłam, ale wtedy ten wpis byłby zdecydowanie nieprzyzwoicie długi ;-)
Cudzysłowy to podstawa, bo jeszcze ktoś wyciągnie mylne wnioski, że chodzi o jakichś pełnokrwistych bohaterów :P Chwyt być może znasz z innych książek pani M., bo chyba stosuje go dość często.
UsuńDoprawdy, starałam się co sił oddać bohaterkę z pełną paletą jej ekhem cech :-) Jeśli to chwyt z jej książek, to źle ze mną :-)
UsuńJa bym bohaterkę podsumował jednym słowem, szkoda palety marnować.
UsuńFakt, szkoda. Ale chciałam uzasadnić dlaczego ta książka jest zła.
UsuńRozumiem. Chociaż pewnej grupie czytelników wystarczy w tym celu kilka cytatów, a z kolei innej grupy w żaden sposób o tym nie przekonasz :D
UsuńZgadzam się z Tobą, ale jest jeszcze jedna grupa. Ta, która jeszcze nie zna i nic nie wie. I może do tej grupy trafię :-) A tak ogólnie to zwyczajnie oprotestowuję oszustwa w ocenach. Wkurzyłam się zwyczajnie na świecie. Są czytelnicy, którzy na podstawie tych ocen decydują się czy książkę kupić, czy nie, przeczytać, czy nie.
UsuńA owszem, dla tej grupy warto się pomęczyć. Na szczęście fenomen pani M. jest ostatnio szeroko analizowany w internecie, więc wiedza ma szansę się rozejść :) W sprawie oszustw pisałaś do administracji LC? Bo Biblionetka reaguje błyskawicznie w takich sytuacjach.
UsuńTak, LC zareagowało na te oceny, stąd część zniknęła. Tylko właśnie mnie Paula pognębiła wiadomością, że takie oszustwa to nie nowość.. Szczerze mówiąc zaczyna mi upadać wiara w człowieka..
UsuńTakie rzeczy zdarzają się jak świat światem, grunt, żeby reagować.
UsuńAno zdarzają, racja, reagować trzeba, też racja. Tylko aż mi się wierzyć nie chce.. I ciekawa jestem kto tak działa. Naprawdę.
UsuńOch, imię wielbicielek KM jest milijon :P
UsuńWiesz, aż mnie kusi, żeby zacytować samą KM odnośnie obłędu w oczach..
UsuńNie krępuj się :P
UsuńTen był najbliżej: "Na dnie oczu tej młodej dziewczyny czaił się znajomy cień.(..) Cień przyprawiający o dreszcze i mrożący krew w żyłach (..) miała obłęd w oczach" (str. 35, "Powrót do Ferrinu"), ale szczerze mówiąc w ogóle się kupy nie trzyma. Cień na dnie oczu? Wiatru cień? No tak..
UsuńMoże miała początki zaćmy. W tej książce nic się kupy nie trzyma, każde zdanie żyje własnym życiem.
UsuńO, no to by pasowało z tą zaćmą :) Parę zdań, no bardziej wyrażeń, nawet wydaje się logicznych wiesz? O, na przykład tytuł książki, albo "Rozdział I" albo "Epilog" :-)
UsuńZanim zaczniesz chwalić, sprawdź, czy numeracja rozdziałów nie jest pomylona :P
UsuńA ja się już cieszyłam, że znalazłam coś pozytywnego! :P
UsuńHe he. Jeśli nie ma błędów w numeracji, to zapewne za sprawą jakiejś skrzętnej korektorki :P Co samo w sobie też jest pozytywne
UsuńKorekta i ładne wydanie (nie chodzi o samą okładkę, tylko dokładność) sprawiły, że dałam na LC aż dwie gwiazdki ;-) Bo porównując z wydaniem Albatrosa to po prostu cacko. Ale nawet korekta WL nie jest w stanie zmienić prymitywnych tekstów jakie mówią do siebie nawzajem bohaterowie.
UsuńŚledziłem swego czasu cudnej urody debatę o okładkach do Ferrinu, duże przeżycie estetyczno-intelektualne :) Tekstów bohaterów nikt i nic nie byłby w stanie zmienić, to pewne.
UsuńCóż, wrażenie (e, wrażenie, przekonanie!), że oprawa/wygląd są najważniejsze można odczuć już od pierwszych stron książki. Uroda, piękno, młodość itd. Co tam, ładna okładka więc najważniejsza, a treść.. Jest adekwatna do założeń odnośnie charakterów postaci. Przepraszam, "charakterów".
UsuńPilnuj cudzysłowów, pilnuj!
UsuńJa chyba sobie zrobię badania na dysleksję, albo ciągoty do grafomanii..;-) albo od razu może udam się na terapię. W sumie po tej lekturze przydałaby się. Przez takie książki zastanawiam się, czy ja aby na pewno dobrze rozumiem takie zjawiska jak przyjaźń czy miłość. Bo mam chyba jakieś spaczone pojęcia. Tak, terapia konieczna! ;-)
UsuńMoże wystarczyłby dłuższy odwyk od pani M :P Porcja Kisielu dobrze na to robi, widziałem, że Ci się Nomen Omen podobał :)
UsuńDłuższy odwyk to już na pewno. Miałam w sumie dość długi, bo miałam jej nie czytać po zeszłorocznej wpadce, ale te oceny na LC niejako mnie zmobilizowały. Ale spokojnie, na ten moment mi starczy ;P Kisiel pomaga na wszystko, na kiepski nastrój, na przeziębienie również :D Teraz muszę napisać coś zgrabnego o "Nomen Omen" :D
UsuńPisz, pisz, ja też szukam stosownej formy, bo już dwa razy przeczytałem. A na początku kwietnia Ałtorka będzie w Warszawie, szykuj egzemplarz do podpisu!
UsuńCo do formy, to mam to samo. Chciałabym jakoś tak mniej banalnie. A pewnie wyjdzie jak zwykle ;-)
UsuńPowiadasz zatem, że Ałtorka jest idealna na pierwszy raz do autografu? Bo ja jeszcze nigdy, wiesz, nie prosiłam autora/ki o autograf.. No i jakoś tak sobie wymyśliłam, że na ten pierwszy raz to mógłby być Szczygielski..Ekhem ;-) :D
Nie wiem, czy pan Marcin będzie miał jakieś spotkanie autorskie w najbliższym czasie, Arkę już promował w Warszawie :) Poza tym bez marudzenia, frekwencję trza robić, salę wypełniać, kolejkę po autograf ustawiać. No i wiesz, parę osób Martę zna, to jakąś kumoterską dedykację można będzie dostać, a nie tylko prosty autograf :)
UsuńAleż nie marudzę, no gdzież tam. Jak autorka, przepraszam, Ałtorka ;-) będzie w Warszawie to i ja przybędę, kto wie, może nawet z dwoma egzemplarzami do podpisu, o ile to nie będzie zbyt wielką gafą przyjść również ze starszą książką, bo oczywiście "Dożywocie" już mnie żywotnie interesuje :-)
UsuńNie wiem, czy przybycie z Dożywociem będzie gafą, ale jeśli nawet, to zamierzam ją popełnić :P
UsuńTo bardzo dobrze, że będzie nas dwoje ;D
UsuńTo z Dożywociem do podpisu. Bo w ogóle z aktualnych obliczeń wynika, że minimum pięcioro :))
UsuńO, zapowiada się kameralnie :)
UsuńJeszcze się zdziwimy :))
UsuńWiesz, ja tam Ałtorce życzę tłumu fanów, ale w sumie jakby się zdarzyło, że przegapią, to się nie obrażą. Tłumy mnie onieśmielają ;-)
Usuńobrażę ;-)
UsuńTeż nie miałbym nic przeciwko przegapieniu, ale przy braku frekwencji wydawca się może zniechęcić do Ałtorki, a tego byśmy nie chcieli :)
UsuńO, nie, nie, tego to nie. Cóż, w takim razie będę musiała sobie poradzić z tłumem. Poćwiczyć szarżę i przepychanie się łokciami. Bo byłoby wstyd pójść i nie wrócić z trofeum ;-) znaczy, autografem ;)
UsuńTrenuj, trenuj, nie można pójść bez przygotowania :)
UsuńJutro wracam do pracy, więc w centrum, w drodze do metra będę miała akurat okazję do ćwiczeń ;)
UsuńTylko się nie przetrenuj :)
UsuńWiesz, no nie lubię się spóźniać.. Więc tak tylko poćwiczę delikatnie ;)
UsuńMatko, głowa mnie rozbolała od czytania samej tej recenzji?! W życiu bym się w tym czymś nie odnalazła, nie połapała! Już nawet siły nie mam krytykować tej autorki bo i tak spełznie to na niczym. Moim zdaniem to bowiem osoba tak mocno przekonana o swojej wyjątkowości, że zakrawa to już na chorobę. Co do Tomasza czy Czarnego Księcia to uświdomię Cię, że spotykam ich nie pierwszy raz haha i jakoś zawsze widzę ich i im podobnych li i jedynie gdy o książki tej pani chodzi. I nie znajduję ich tylko na tym portalu, o nie, są również księgarnie internetowe na których też Ci 'panowie' nie zapominają o tym by piać zachwyty nad twórczością tej i tylko tej pisarki. Aha, i jestem o tym przekonana, że to sama Michalak za tym stoi, tak jak w swoich książkach, gdzie jest dobrym duchem czy czym tam jeszcze i musi pomagać innym wyjść z sytuacji patowych czy innych, tak i tutaj postanowiła moim zdaniem wziąć sprawy w swoje ręce i pomóc swoim książkom jak trzeba. Śmiać mi się tylko chce, że zawsze są to imiona czy pseudonimy męskie, a sama praktycznie na każdym kroku z mężczyzn 'drze łacha' jak to mówią młodzi i uważa ich za półgłówków, przynajmniej z jej książek tak wynika. Ale mniejsza z tym. Mnie najbardziej boli, niemal fizycznie, fakt, że ta książka została wydana przez WYDAWNICTWO LITERACKIE! Mrożek, Miłosz, Pilch, Tuszyńska i Michalak?! :(
OdpowiedzUsuńNo i nabroiłam, no..
UsuńWiesz, ja nie chciałam tutaj robić jakiejś złośliwej krytyki, tylko napisać w miarę merytorycznie, na podstawie tylko treści książki, abstrahując już od moich odczuć wobec innych książek autorki. A niestety nie wiedziałam, że tego typu oszustwa to nie nowość..;( Aż po prostu słów mi brak.. Gwoli tylko wyjaśnienia dodam, że wiele kont miało żeńskie pseudonimy, akurat temu zrobiłam screena, bo przypadkiem miałam go "na tapecie" i nie wiedziałam, czy ktoś nie zacznie tych kont jednak likwidować.
A co do Wydawnictwa Literackiego to już nawet nie wiem jak opisać swój żal..Odczuwam Twój ból również, zapewniam Cię. Szczególnie, że sama kocham wielu autorów WL.
Pewnie najwyższe czynniki Znaku czy WL powiedziałyby, że z zysków z Michalakowej dokładają do Mrożków i Miłoszów. Tylko ciekawe z czego dokładali wcześniej, bo tak nisko nie leżeli.
UsuńDokładnie. Szczególnie, że Mrożka wydawali od początku.. I co, nagle w epoce książek Kasi Michalak potrzebowali więcej funduszy na to?
UsuńTo jedna z tych zagadek, których się na trzeźwo nie rozwikła :P W każdym razie ja nie rozumiem, że można sobie tak zszargać markę, zamiast powołać jakiś imprint, żeby się tak nie kojarzyć jednoznacznie.
UsuńKasiu nie przejmuj się. Ja to już nawet w dyskusje na temat twórczości tej pani nie wchodzę, ale jak mi dzisiaj przypomniałaś 'Tomasza' to musiałam, no musiałam :P A Znak i WL mają u mnie krechę, no mają, ale kurcze nie przestanę ich książek kupować, bo mam tam swoich ulubieńców. Szkoda tylko, bardzo szkoda.
UsuńUff, uff. Trochę mnie zmartwił Twój ból głowy, przyznaję :-)
UsuńTeż nie przestanę kupować WL, ale ze Znakiem się pożegnałam ostatecznie. Trudno, pal licho, że jeszcze parę nazwisk mają dobrych. Zawsze ewentualnie znajdę je w bibliotece, ale sama wrrr nie kupię już nic.
Ok, Kasiu tym razem z zarzutem do Ciebie! Weszłam na to nieszczęsne lc i tą nieszczęsną ksiażkę i znalazłam tych 'wielbicieli' autorki i teraz mam ogromną ochotę być równie uczciwym czytelnikiem co autorka w wielu wcieleniach i ostatkiem sił powstrzymuję się, żeby nie pobujać sobie po jej książkach z taką 'jedynką' jak ona sobie buja z 'dziesiątkami'. Swoją drogą: 'arcydzieło'?! Naprawdę?! Już kurcze mogła mieć choć odrobinę wstydu i poprzestać na 'wybitnej' :P
UsuńRozumiem chęć. Też opierałam się pokusie. Serio! Dlatego musiałam tę książkę dorwać. Jak chcesz to chętnie Ci podrzucę egzemplarz do przejrzenia chociaż, by dać uczciwą ocenę ;-) Co tam, za granicę mogę też wysłać. Czego się nie robi dla dobra sprawy :)
UsuńHaha, jednym słowem składasz mi propozycję nie do odrzucenia :D Tym razem jednak Ci podziękuję, już tak wnikliwe recenzje jak ta Twoja wystarczają mi za samą książkę :)))
UsuńOj, oczywiście, że nie do odrzucenia! :D Gdybyś zatem zmieniła zdanie to pamiętaj o mnie. Ale rozumiem, mi też często wystarczy wnikliwa recenzja, by mieć dość :)
UsuńChyba nigdy nie przestanę się dziwić opisanym przez Ciebie praktykom na LC.;( Trzeba być doprawdy b. dziecinnym/ą, żeby tworzyć konta dla ratowania ulubionej pisarki.;(
OdpowiedzUsuńKiedyś brałam udział w dyskusji na teatralnym forum gazety.pl i kilka osób (o nickach zaczerpniętych od imion bohaterów jednej ze sztuk Bernharda) zawzięcie broniło pewnej kwestii, a ja byłam chyba jedynym przeciwnikiem. I jakież było moje zdziwienie, kiedy wczytałam się w IP piszących - wszyscy pisali na jednym komputerze. Ubawiłam się po pachy, dyskusja szybko się skończyła.
Ja chyba jestem dopiero wprowadzana w świat tego typu oszustw. Bo wygląda na to, że to na LC to nie pierwszy raz. Ech.
UsuńA z takimi głosami na forum to zdaje się też była kiedyś afera właśnie o "Poczekajkę" Katarzyny Michalak. Co kojarzę tylko dzięki recenzji Królowej Matki (blog u mnie w linkach, gdyby Cię zainteresowało).
O matko! Czuję się skutecznie zniechęcony :-), chociaż szczerze mówiąc już wystarczająco odstraszająco działają na mnie tego rodzaju okładki jak ta z "Powrotu do .." i wyrazy uznania za uczciwe podejście do książki - czytam teraz wypociny Grażyny Szapołowskiej i mimo, że nikt mi nie kazał ich czytać nie wiem czy dam radę powstrzymać się od publicznego wyrażenia opinii na ich temat :-)
OdpowiedzUsuńMarlow, nie daj rady się powstrzymać, ja bardzo czekam :)
UsuńI nawet nie wiesz, jak się cieszę! :-) I dziękuję za wyrazy uznania :-) Jak również popieram chęć wyrażenia swojej opinii na temat książki Szapołowskiej. Którą na pewno przeczytam z zainteresowaniem (opinię, nie książkę Szapołowskiej :D)
UsuńJest nie gorsza od książki Michalak :-), to świetny przykład sprzedaży "sprężonego powietrza" - ostatnim takim grafomańskim gniotem jaki czytałem było "W syberyjskich lasach" ale "Ścigając pamięć" mam wrażenie, że je przebije.
UsuńTeraz to już wręcz brzmi kusząco - to, że napiszesz o tej książce opinię (no teraz już musisz ;D) :-)
UsuńMarlow: różnica jest taka, że Sz. sprzedaje sprężone powietrze, pani M. zaś bardzo konkretny kawałek hmm substancji organicznej.
UsuńI bynajmniej nie mięsa :P
UsuńCiekawa jestem jaka substancja organiczna przyszła Ci do głowy.. Mi przychodzi do głowy tylko bazowanie na najniższych instynktach (i tu od razu myślę o aspołecznej "Bezdomnej").
UsuńNa szczęście Ferrin jest wolny od kwestii społecznych. Za to aspołeczny jest do wypęku: pełno tam zboków, psychopatów i perwersów wszelkiej maści plus gadające konie :P I to wszystko absolutnie niczemu nie służy, nawet w Trędowatej jest konkretna fabuła, a tu nic.
UsuńKS - nie wiem czy dam radę bo mimo, że napisana jest typowym stylem "w wersji dla słabszych", to po kilkunastu stronach po prostu odpadam w obawie by zwoje mózgowe mi się nie wyprostowały a powrót przyprawia mnie o wysypkę.
UsuńZwL - no proszę a mi wydawało się, że jej proza jest zwiewna i eteryczna a nie, hmm ... przyziemna :-)
Marlow: słowo-klucz "wydawało się". Plus okładka podtrzymująca wrażenie, że to opowieść o cukrowych wróżkach z brokatem :P
UsuńZWL - fakt, niczemu nie służy, choć muszę obronić "Powrót..", jako że w nim już nie ma gwałtu zbiorowego, ani wielu scen "erotycznych" ;-) A tam gadające konie, dziewczyna, która sypia raz z jednym raz z drugim - przecież każdego kocha, a jak z miłości, to nic złego w końcu!, jej ukochany używający sobie na niewolnicach, oj tam, oj tam, czepiasz się ;P
UsuńMarlow - rozumiem Cię, naprawdę.. Po dwusetnej stronie Ferrinu myślałam, że mózg mi zdrętwieje.. ;-)
Gwałtu zbiorowego nie ma tylko przez niedopatrzenie :P Za to chyba jest wspomnienie z poprzedniego tomu? Dziewczyny się wcale nie czepiam, bywają kochliwe jednostki, jest też pewnie na to parę jednostek chorobowych :DD
UsuńJest i jest sugestia ponownego gwałtu na niewolnicy, przepraszam, przyjaciółce Anaeli. Ale szczęśliwie dziewczyna go unika.
UsuńJest, jest, oczywiście, że jest! :D :D
Mnie tam bardziej od gwałtów zbiorowych niepokoi gadanie z koniem.
UsuńNie wiem czy to wszystko na koniec nie okaże się urojoną wyobraźnią Karoliny, która przebywa w szpitalu dla psychicznie chorych. Są takie wzmianki, które coś takiego sugerują, więc to by nawet wyjaśniało to gadanie z koniem.. Mnie bardziej niepokoi zbieranie jednorożców w wieku 28 lat.. (choć z tym wiekiem Karoliny to jest różnie, raz ma chyba 23 a po chwili 28..)
UsuńCiekawa koncepcja, w sumie autorka lubi szpitale psychiatryczne :P
UsuńJeśli zakończy właśnie w ten sposób, to powiem Ci, trochę to uratowałoby całość. Tylko samo to, że to jest aż pięć tomów (choć krąży niepokojąca plotka o szóstym) już i tak wskazuje, że i reanimacja by nie pomogła..
UsuńWątpię, żeby autorKasia była aż tak awangardowa i przewrotna :P
UsuńNiestety, tym razem powątpiewam razem z Tobą..
UsuńPrzeczytałam kiedyś recenzję jednej z książek pani KM na blogu - bodajże Królowej Matki- ZWL go na f-b podlinkował. Niestety nie mogę znaleźć linka. Pisała ona także o praktykach pisarki polegających na usuwaniu polemizujących komentarzy, zostawiając li tylko te wyrażające zachwyt i podziękowania. Pisała też o książce, w które autorka bohaterką swojej powieści uczyniła wielką, wrażliwą, niedocenianą i nierozumianą przez zazdrośników pisarkę Katarzynę Michalak. Myślałam, że to żarty, ale cytaty mówiły same za siebie. Gdyby kiedyś ogarnęło mnie jakieś zaćmienie umysłowe i naszła chęć sięgnięcia mam nadzieję, że przypomnę sobie tamtą i tę recenzję. A co do praktyk na LC, kiedy prowadziłam bloga na wp miałam podgląd na IP komputera z którego wyszedł komentarz. Po pewnym (moim zdaniem zupełnie nie kontrowersyjnym wpisie o książce) pojawiło się tych komentarzy mnóstwo; dyskutowali komentujący, ja nie zniżyłam się do poziomu pyskówki (a usuwać nie nadążyłabym, zresztą staram się zostawiać, aby nie zapominać o ludzkiej życzliwości) i jakież było moje zdziwienie, kiedy jedna i ta sama osoba pisała raz jako gorący zwolennik a za chwilę największy przeciwnik.
OdpowiedzUsuńTak, znam tę recenzję, jest przepiękna! Królowa Matka podbiła nią moje serce.
UsuńWiedziałam, ze autorka na początku kariery stosowała takie triki i sądziłam, że to wynikało właśnie z tego - trudnego początku, chęci zaistnienia na rynku, przebicia się. Nie mówię, że to ją usprawiedliwiało, ale może choć trochę wyjaśniało taką głupotę. Ale teraz? Gdy ma wierne grono fanek, wydają ją najlepsze wydawnictwa? No chyba teraz już nie ma potrzeby oszukiwania? Choć, może jestem naiwna zwyczajnie na świecie.
O proszę, taki podgląd pod numery IP to całkiem dobra sprawa. Ale tak na marginesie, że też to nie doprowadza do jakiegoś rozdwojenia jaźni.. To się nazywa poświęcenie ;-)
Prawda, że piękna, aż muszę sobie ją odszukać. Czasami f-b na coś się przydaje, choć już prawię się zeń wypisałam, kiedy do okienka znajomych zgłaszają się osoby, których nie chciałabym gościć nawet w wirtualnej rzeczywistości. Poświęciłam ponad dwie godziny na zacieraniu śladów :) A co do komentatorów - mają takie osoby parcie na szkło, choćby tylko szkiełko ekranu komputera. PS. Cieszę się, że jesteś, każda nieobecność na moich ulubionych blogach zaczyna mnie niepokoić, trawestując Johna Donne - każdy znikający blog umniejsza mnie, bo czuję się zespolona z blogosferą :)
UsuńBlog Królowej Matki mam u siebie w linkach, to może znajdziesz u mnie :-) Zgadzam się, że fb bywa przydatne, choć ja również "usunęłam" się stamtąd dobre dwa lata (jak nie więcej.. nie pamiętam nawet) temu.
UsuńPs. Dziękuję. Dziękuję! Z całego serca. Za tak miłe i ciepłe słowa. Przyznaję, trochę miałam pracy, teraz choruję, siedzę przymusowo w domu, to powoli nadrabiam zaległości. Choć dopiero dziś tak naprawdę udało mi się bardziej oprzytomnieć, bo po prostu śpię już trzeci dzień z rzędu. Niby zwykłe przeziębienie a trochę wytrąca z równowagi ;-)
Dzięki - link dodany, a podziękowania w moją stronę - nie ma sprawy, w zamartwianiu mam lata praktyki. No i zdrówka życzę i oprzytomnienia, choć wpis nie wykazuje w tym kierunku braków :)
OdpowiedzUsuńCo do zamartwiania to mogę powiedzieć, że mam podobnie ;-) Dzięki! Co do oprzytomnienia to właśnie ten wpis jest efektem, że coś niecoś mi się oprzytomnieć udało. Pierwsza nieprzytomna notatka wpadła właśnie na portal LC. Ale ponieważ zbiera plusy to już nie edytuję ;-)
UsuńNo cóż, przyznam, że kiedyś przeczytałam jedną książkę Katarzyny Michalak, ale nie tę, o której piszesz. Stwierdziłam, że to nie dla mnie i od tej pory unikam jej książek. Po "Powrót do Ferrinu" więc nie sięgnę :)
OdpowiedzUsuńWydaje mi się, że warto pisać również o książkach, które się nie podobają. W końcu, nie wszystkim musi się podobać wszystko. Ostatnio zdarzyło mi się sięgnąć po książkę, co do której miałam 99,9% pewności, że mi się nie spodoba, ale przeważył mój sentyment do twórcy, którego w niej opisano, no i nadarzyła się okazja biblioteczna :)
P.S. Dołączam się do pozdrowień z łoża boleści, gdyż choroba również daje mi popalić :(
Niektóre powieści obyczajowe Kasi Michalak może by nie były złe, gdyby autorka jednak nie stosowała cały czas tego samego tricku i wachlarza dokładnie tych samych rekwizytów. Tak jak napisałam, a napisałam na podstawie wiedzy jej twórczości, ona w ogóle nie pracuje ani nad warsztatem, ani nad pomysłami. Czego mi naprawdę szkoda, bo myślę, że skoro już sobie wywalczyła kawałek miejsca w księgarniach to mogłaby to lepiej wykorzystać.
UsuńCo do pisania o książkach, które się nie podobają - wiesz, ogólnie zgadzam się. Tylko mi się nie podoba tez inna tendencja - celowe i złośliwe czytanie książek, o których już wiadomo, że są złe. Tak do końca nie wiadomo, czy to z niechęci do autora/ki, masochizmu intelektualnego czy innych pobudek. Ja nieco się w to dzisiejszym postem wpisałam, ale u mnie pobudki są jasne od początku. Nie nienawidzę autorki, bo niby czemu miałabym.
PS. życzę szybkiego powrotu do zdrowia!
A ja przyznaję, że czasami czytam książki, o którym wiem, że raczej okażą się złe. Ale robię to nie ze złośliwości i nie po to, by wyśmiewać autora, lecz z potrzeby urozmaicenia i z potrzeby "kolekcjonerskiej" - bo po prostu chcę wiedzieć, o czym dana książka jest. Czytanie nigdy nie było dla mnie tylko przyjemnym spędzaniem czasu, lubię czasami zajrzeć do książek z 19, a nawet 18 wieku, po to, by wiedzieć, jak kiedyś się pisało, o czym się pisało, etc.
UsuńPani Michalak nie lubię, bo kiedyś zaatakowała mnie za recenzję w biblionetce. To był rok 2009, nasza autorka nie była jeszcze wtedy przyzwyczajona do krytyki :) W mig utworzyła fikcyjne konta, na szczęście moderatorzy poznali się na tym i wstawili napis "uwaga, klony".
Kiedyś zajrzałam na jej bloga, bo opisywała akurat swój typowy dzień. Ciekawa byłam, ile czasu pisarka przeznacza na czytanie. Okazało się, że... ani pięciu minut :)
Też czytam czasami złe książki :-) Tylko właśnie nie po to, by złośliwie później krytykować :-) Podobnie jak Ty, czasami z ciekawości, czasami z potrzeby kolekcjonerskiej, a czasami zwyczajnie, na zresetowanie się, bo potrzebuję czegoś, przy czym nie trzeba myśleć, co czasami działa odprężająco :-)
UsuńTeraz już wiem, że te działania na LC to nie pierwszy raz.. Nie wiem, czy ona kiedykolwiek się do krytyki przyzwyczaiła :-) Odnośnie jej bloga i czytania, kiedyś przeczytałam jej stwierdzenie, że ona nie lubi się męczyć z książkami, które wymagają skupienia, czy jakoś tak. Chodziło generalnie o to, że nie ma znaczenia, czy coś jest uznane za klasykę, czy za coś bardzo dobrego, jak ją męczy to nie będzie czytać. I cóż, nie mi to oceniać, ale większość uznanych i dobrych pisarzy podkreśla, jak ważne jest czytanie..
Pamiętam jej wypowiedź, że kiedy wyjeżdżając gdzieś zapomni zabrać ze sobą książki, nie martwi się tym, tylko sama ją pisze :)
UsuńA ja naiwna kiedyś wyobrażałam sobie, że pisarze dużo czytają... Z czasem przekonałam się, że wielu literatów czyta bardzo mało albo w ogóle nic. I nie wstydzą się do tego przyznawać, co jest dla mnie całkowicie niezrozumiałe.
Samowystarczalność to godna podziwu zaleta ;)
UsuńWiesz, myślę, że to czuć kiedy pisarz czyta, a kiedy nie, po stylu jego wypowiedzi pisanej. Wierzę, że dobry pisarz rozumie, że bez czytania.. po prostu nie da się pisać. Czytelnictwo uczy, poszerza horyzonty, doświadcza, inspiruje, a wreszcie pomaga też nauczyć się właściwego stylu. Sam przykład dialogów z Ferrinu mówi naprawdę wystarczająco dużo.
Bardzo to smutne, co opisujesz, ale z drugiej strony wyjaśnia oceny niektórych książek, dla mnie co najmniej słabych, a na LC ocenionych na 7,5 (!!!).
OdpowiedzUsuńA jeśli kompletny laik, jak o sobie piszesz, gołym okiem widzi nawiązania do innych dzieł fantasy, to cóż. A po książkę nigdy bym nie sięgnęła po tym, jak Zombie Samurai czytał pierwszy tom na blogu (znasz? widziałaś? w niektórych momentach płakałam ze śmiechu).
Właśnie ja sama się łapałam na tym, że te oceny są dziwne, a jednocześnie parę książek wypożyczyłam (na szczęście tylko wypożyczyłam) na podstawie ocen na LC. I cóż, oceny często okazywały się różne od moich reakcji.
UsuńPrzyznam, że czytałam wymienionych autorów, ale Sapkowskiego bardzo dawno, a Herberta i Tolkiena tylko po jednym tytule, stąd raczej nie uważam się za znawcę. A że coś mi bardzo świta nie musi jeszcze być wskazówką, choć coś w tym jest, że ja laik, jednak dostrzegam jakieś powiązania. Ale dodam, że samo nawiązywanie do klasyków nie musi być złe. Kłopot w tym, że właśnie jako laik nie mam pewności ile jest nawiązania, a ile po prostu ściągania. Stąd wolałam nie udawać greka w tej materii ;-)
Czytanie Zombie Samurai widziałam. Na żywo! Strona mi się zawieszała :-) Czekam na ciąg dalszy (o ile nie przegapiłam)
Oczywiście, że nawiązania nie muszą być czymś złym. Ale to już trzeba umieć zrobić :)
UsuńTeż się nie mogę doczekać kontynuacji :D
Zgadza się, do tego jednak potrzeba odrobiny zdolności i wyczucia :D
UsuńCzyli obie czekamy :D
Nie tak dawno czytałam o "Grze o Ferrin" u Zwierza Popkulturalnego: http://zpopk.pl/grafomanki-fantastyka-i-zadza-zysku-czyli-zwierz-czyta-gre-o-ferrin.html
OdpowiedzUsuńNa książki pani Michalak jakoś nigdy nie miałam ochoty. Teraz tym bardziej nie mam. Chociaż czasem budzi się we mnie masochistyczna ochota przeczytania czegoś naprawdę złego, chyba jakaś złośliwość się we mnie ujawnia :) Ale nie, na blogu też nie lubię pisać takich tekstów. I chyba nie odważę się sięgnąć po "Ferrin".
Tak, tak, recenzja Zwierza jest z rodzaju tych, które lubię czytać wielokrotnie :-)
UsuńDotąd też raczej opierałam się pokusie pisania tego typu tekstów. Raczej mnie raziło pisanie złośliwości dla pisania złośliwości. Ale akcja na LC trochę mnie wyleczyła z tych "ideałów" ;-) Tobie absolutnie Ferrinu nie polecam. Czytasz dobre książki i niech tak zostanie :-)
Ależ tej serii się dostaje ostatnio ze wszystkich stron. :D
OdpowiedzUsuńSama nie czytałam i po lekturze wielu analiz, recenzji, komentarzy - nie mam na to ochoty. Smutne jest to, że tak jak piszesz - autorka nie bierze sobie do serca uwag. A mogłaby przecież wiele się nauczyć, gdyby tylko przyjęła do wiadomości, że pisanie nie jest tym, co w obecnej chwili najlepiej jej wychodzi.
Wiesz, może się dostaje nie bez powodu? ;-) Akurat nie miałam na celu jakiejś grupowej akcji protestacyjnej :-) Przypadek, że innym też się nie podoba Ferrin..
UsuńProblem w tym, że autorka uwagi bierze sobie do serca, ale jako do niej osobiście, a nie do jej warsztatu. Poza tym tak szczerze mówiąc, przy takiej ilości książek, jakie autorka tworzy... trudno o jakość. Mi czasami parę dni zajmuje napisanie jednego wpisu na blog. A gdzie mi tam do jakiejkolwiek autorki! Zakładam, że nakład pracy nad książką, nad dobrą książką, to jednak trochę więcej niż dwa, trzy miesiące. Same poprawki, korekty, to zajmuje dużo czasu.
Czytałam tylko jedną książkę Pani Michalak. Jedną z pierwszych, ale ze względu już tylko na wiek to nie dla mnie lektura. Jak zauważyłam pani Michalak to tytan pracy i wciąż jakąś pozycję wydaje a także ma potężny fan klub i to również wśród blogerek. Chociaż zdarzyło mi się czytać i niezbyt pochlebne recenzje choćby o ostatniej takiej lekko pornograficznej. Początki Pani Michalak były wydaje mi się lepsze.
OdpowiedzUsuńFaktem jest, że pracuje dużo i dużo wydaje, ale ilość nie zawsze przekłada się na jakość niestety. Tematykę akurat widzę, że próbuje podejmować różnorodną, ale niestety rzadko na jakiś temat zasięga informacji, przez co czasami tworzy tytuły raczej szkodliwe, choć z założenia miały mieć jakąś słuszną ideę (mam tu na myśli "Bezdomną" szeroko promowaną jako książkę w poważnej tematyce społecznej). Fanklub ma potężny to fakt :)
UsuńChyba coraz bardziej jej literatura ewoluuje w kierunku mało wybrednych gustów literackich i takich na topie i to ją prawdopodobnie zgubi. Rozmieni się na drobne gdy zacznie pisać pod zamówienia swojego wydawnictwa.
UsuńWydawnictwa to na razie chyba traktują ją trochę jak kurę znoszącą złote jajka i stąd pojawia się nawet w tych najlepszych mimo słabego warsztatu. Większym problemem jest agresywny marketing, który jest często związany z oszustwami jak to na LC i brak zdolności do przyjmowania krytyki ;/
UsuńCel jednak nie uświęca środków chociaż dzisiaj większości wydaje się, że tak jest.
UsuńO, o właśnie. Poza tym każde oszustwo prędzej czy później wyjdzie na wierzch. I przez to autor traci jeszcze więcej.
UsuńOt to.
UsuńKsiążkę przeczytałam całkiem niedawno, z ciekawości co będzie dalej i dalej przeczytam dalsze części. Ale tylko dlatego by przekonać się jaką głupotą wykaże się główna bohaterka, jak również tym jak bardzo autorka w tej serii stacza się... A kiedyś, na początku pisała nawet fajne książki :(
OdpowiedzUsuńWszystko dzieki temu wspanialemu czlowiekowi, zwanemu dr Agbazara, wspanialemu czaru rzucajacemu we mnie radosc, pomagajac mi przywrócic mego kochanka, który zerwal ze mna Cztery miesiace temu, ale teraz ze mna przy pomocy dr Agbazary, wielkiego zaklecia milosnego odlewnik. Wszystkim dzieki niemu mozesz równiez skontaktowac sie z nim o pomoc, jesli potrzebujesz go w czasach klopotów poprzez: ( agbazara@gmail.com ) mozesz równiez Whatsapp na ten numer +234 810 410 2662
OdpowiedzUsuń