źródło zdjęcia |
I nie, nie chodzi o to, że Katarzyna Michalak nie potrafi pisać, że traktuje karykaturalnie zarówno język polski, jak i zasady pisowni. Pal licho to wszystko! Chodzi o to, że Katarzyna Michalak propaguje krzywdzące stereotypy i pokazuje jakiś absurdalny świat, który z rzeczywistością, rzekomo odwzorowywaną w jej książkach nie ma nic wspólnego. A jej czytelniczki uważają, że to takie prawdziwe, takie życiowe! Przerażenie w oczach..
Nie oddam dzieci! to kolejny tytuł, który wpisuje się w nurt omówiony powyżej. Otóż pozornie mamy tutaj kolejną łzawą i rzewną historię, której celem jest:
a) wywołanie wzruszenia i prawdziwych łez
b) pouczenie debili prowadzących samochód po środkach odurzających, że są debilami
Zanim omówię dokładnie podpunkt a) chciałabym, żeby nie pozostawiało żadnych wątpliwości, że odnośnie podpunktu b) podajemy sobie z autorką zgodnie dłonie. Absolutnie zgadzam się i popieram z całego serca!
Wracając jednakże do a) - czy to naprawdę musiało być przedstawione w tak szmatławej formie, że nawet "Fakt" by tego nie opublikował? Tak, rozpacz chwyta, że opublikowało WL. Spuśćmy na to zasłonę milczenia (z zażenowania).
Poniżej podaję szczegółowe wyjaśnienie dlaczego Nie oddam dzieci! jest złą książką. Ponieważ przedstawię dokładnie jej treść proszę nie czytać, jeżeli chcecie najpierw samodzielnie ją poznać. Jeżeli jednak nie chcecie poznać tego "dzieła", a chcecie zrozumieć dlaczego to zło w najczystszej postaci (aczkolwiek kłóciłabym się, czy trylogia kwiatowa nie jest większym złem) zapraszam do lektury!
Osią fabularną są wydarzenia po wypadku, w którym zginęła żona i trzyletni synek powszechnie znanego i lubianego chirurga Michała Sokołowskiego. Przy życiu zostaje jedynie niedonoszone przez zmarłą dziecko, które ratownicy cudem ratują wykonując na martwej kobiecie natychmiastową cesarkę. Przemilczę na ile takie wydarzenie jest realne, załóżmy, że takie cuda się zdarzają.
A zatem przy życiu zostaje nowo narodzony Staś, a w domu czeka na rodziców jeszcze dwójka starszych dzieci. Michał, jak łatwo się domyślić, popada jednak w rozpacz, ma sobie za złe, że nie zajmował się rodziną jak powinien, zarzuca sobie i światu mnóstwo błędów i oczywiście czuje się winny. I konsekwentnie do tego poczucia winy robi dokładnie to samo: zaniedbuje pozostałe przy życiu dzieci, oddaje się rozkoszy rozpaczania po zmarłej żonie, zalewając smutki, jak to w Polskie tradycji szlacheckiej bywa, wódką. W domu przez kolejne tygodnie zaczyna panować chaos, nieład (brud i smród kolokwialnie rzecz ujmując), oraz uciążliwy i nieustanny płacz niemowlęcia.
W każdej, normalnej rzeczywistości, istnieje taka komórka społeczna jak rodzina. Rodzina, która próbuje pomóc, wspiera podczas tego trudnego okresu żałoby, pomaga w zajmowaniu się dziećmi itd. Rodzina Michała Sokołowskiego, ponieważ wykreowała ją Katarzyna Michalak, nie reaguje jak te, znane nam z rzeczywistości. W reakcjach zarówno rodziców zmarłej żony, jak i rodziców samego Michała możemy odnotować: najpierw wściekłość, bo Michała do domu podwiozła stażystka, co jest oczywistym dowodem na to, że facet się kurwi (pardą, ale to cytat), potem wyrzucanie win i przewin, zamiast wsparcia, a na koniec stwierdzenie, że skoro Michał nie może się otrząsnąć z rozpaczy to ma już depresję i powinien się leczyć. Parę dni po wypadku dodam, gwoli ścisłości.
Ponieważ Katarzyna Michalak nigdy nie przygotowuje się do tego, o czym pisze, a więc jak wspomniałam powyżej, powiela jedynie krzywdzące stereotypy, chciałabym wszystkim czytelniczkom Katarzyny Michalak wyjaśnić, co następuje:
Depresję kliniczną oczywiście można zdiagnozować także u osoby, która przeżywa żałobę, ale na pewno nie po paru dniach od zdarzenia!, a oprócz tego warto wiedzieć, że proces żałoby, przeżytej "prawidłowo" nie musi jej wywoływać, a wręcz pomaga w pogodzeniu się ze stratą.
Żałoba po śmierci ukochanej osoby, bez diagnozowania o depresji i innych powikłaniach może trwać do rok czasu. Powtórzę: rok czasu = dwanaście miesięcy. Gdy żałoba trwa dłużej, powoduje coraz więcej niepojących zachowań, można mówić o jej powikłaniach i być może depresji.
Dziękuję za uwagę.
Podsumowując ten fragment:
- Katarzyna Michalak kreuje postać, która kocha swoją rodzinę, ale ją zaniedbuje, po śmierci żony i synka nadal kocha i zaniedbuje, tylko teraz ma na to usprawiedliwienie: rozpacz
- Katarzyna Michalak kreuje rzeczywistość, w której żałoba, stan naturalny po śmierci ukochanej osoby, klasyfikuje się do leczenia psychiatrycznego
- Katarzyna Michalak kreuje rzeczywistość, w której najbliższa rodzina zostawia zrozpaczonego nie tylko samemu sobie, ale jeszcze dorzuca mu powody do dodatkowej rozpaczy
Jednakże to dopiero część tej historii.
Zatem Michał został sam z trójką nieletnich dzieci. Rodzina, która się na nim najpierw wyżyła niby nieśmiało próbuje jednak gdzieś tam okazać chęć pomocy, ale to jakaś sugestia narratora, bo w fabule to przeoczyłam (ale szczerze mówiąc przeoczyłam też, że umierająca Marta niby starała się, żyć jak najdłużej, żeby dzieciątko ratować, podczas gdy w opisie jej śmierci niczego takiego nie ma, ale potem narrator chętnie nam to dopowiada). Michał ma kilka dodatkowych problemów, oprócz pozostania samotnym i nieszczęśliwym ojcem. Pierwszym jest to, że wokół jego domu roi się od dziennikarzy, wietrzących za sensacją, kolejnym, pojawienie się napalonej (to też cytat) opiekunki do dzieci, której ambicją jest zostanie drugą panią Sokołowską. Ponieważ subtelność jest jej kompletnie obca robi to w jedyny znany sobie sposób, a więc demonstrując swój potężny biust w coraz obciślejszych bluzkach.
(Przepraszam, muszę: owdowiały chirurg, na którego czyhają hieny dziennikarskie i napalona dziewoja! czyż to nie idealny tytuł do "Faktu"?)
Oprócz tych dwóch wymienionych jest także ten najistotniejszy: morderca jego rodziny, którego Michał nomen omen uratował nie wiedząc jeszcze kogo zabił jego pacjent, a którego później sam chciał zabić wiedziony żądzą zemsty, "popełnia" samobójstwo w więziennym szpitalu. Michał jest więc teraz podejrzanym, choć prokuratura skwapliwie przyjęła wersje z samobójstwem. Jednakże prokuratura prokuraturą, ale opinia społeczeństwa wszak bardziej się liczy. I tak oto z dnia na dzień szanowany i lubiany chirurg bardzo szybko staje się publicznie napiętnowany, sprowadzony do pozycji nic nie wartego pijaczka, który na dodatek niedługo po śmierci żony zabrał się za obmacywanie innej kobiety. Bo taką opinię wystawia mu wyrzucona z dnia na dzień napalona opiekunka.
Podsumowując ten fragment:
-Katarzyna Michalak kreuje rzeczywistość, w której znany lokalnie chirurg jest postacią wywołującą zainteresowanie ogólnokrajowej prasy i telewizji
- I w tej rzeczywistości ten znany i lubiany chirurg, któremu tyle osób zawdzięcza tak wiele, skwapliwie zostaje napiętnowany przez sąsiadów, szybko zrzucony z piedestału i prędko oceniony jako ten zły, zły, najgorszy, choć jeszcze tutaj nikt dotąd nie zapytał, jak się mają dzieci
A właśnie. Dzieci.
Jak wiadomo Katarzyna Michalak kultywuje rozmnażanie niczym jakieś bóstwo. Dzieci to dobro i w ogóle, rozmnażajcie się. Gdy zatem czytamy jak te dzieci są traktowane przez owdowiałego ojca, wydaje się nam, że to niemożliwe, żeby taką rzeczywistość wykreowała ta wspaniała i ciepła autorka. A jednak proszę państwa, oto fakty z jej najnowszej powieści:
- Michał kompletnie zapomina o tym, że ma jeszcze jedno dziecko, to cudem uratowane z wypadku:
– Tatusiu, a ten dzidziuś? On też zginął? – Przeniosła spojrzenie na ojca.
Boże, dziecko! Zapomniał o dziecku, które udało się ratownikom ocalić!
- wyżywa się na dzieciach
Chciał chwycić dziecko za ramiona i potrząsać nim, aż by umilkło. Choćby miała odpaść mu główka! Choćby miał je zabić! Ale był jeszcze na tyle przytomny, że zamiast tego zacisnął palce na łóżeczku i... trzymał. Z całych sił trzymał, aż knykcie stały się kredowo białe.
– Zamknij się!!! – ryknął nagle na całe gardło. – Zamknij się, słyszysz?!
Dziecko zakrztusiło się łzami i umilkło. Michał za plecami usłyszał cichy jęk. Odwrócił się gwałtownie.
W drzwiach sypialni stał Zbynio, wpatrzony w ojca obłąkanymi ze strachu oczami. Spodnie od piżamki nagle mu zwilgotniały, a wokół nóżki zaczęła rosnąć kałuża moczu. Maja stała tuż za bratem, blada jak ściana, i...również patrzyła na ojca.
- okrutnie okłamuje
– Tatusiu... – usłyszał szept Zbynia. Posłał dziecku zmęczone spojrzenie. – Kiedy wróci mama?
Nie. To było nie do zniesienia.
– Jutro – rzucił przez zaciśnięte zęby, przeszedł do salonu, wyciągnął z barku butelkę wódki, nalał pół szklanki i wypił do dna jednym haustem.
- wreszcie zaniedbuje je do tego stopnia, że nie zauważa ani tego, że głodują, że sześcioletni synek nie radzi sobie z emocjami, ani tego, że dzieci żyją w ogromnym strachu, że rodzina zostanie rozbita przez jego zachowanie.
Powyżej opisane sytuacje dotyczą trójki dzieci: trzynastoletniej Mai, sześcioletniego Zbynia i noworodka, Stasia. Dzieci, które z dnia na dzień straciły matkę i brata, a kochający tatuś zafundował im prawdziwą jazdę bez trzymanki.
Nie wiem dlaczego ta książka w mojej głowie funkcjonowała jako Nie lubię dzieci!, chociaż tytuł mówi o ich nie oddawaniu. To tytułowe "nie oddam", jak można się łatwo domyślić, wiąże się z tym, że pewnego pięknego dnia zły świat, a dokładnie zła siostra zmarłej żony, chce odebrać zrozpaczonemu ojcu dzieci.
Pewnie myślisz, drogi czytelniku, został przeprowadzony wywiad środowiskowy, w domu zawitała opieka społeczna, ojciec został poddany wnikliwej obserwacji, stąd cały dramat z odbieraniem dzieci! Cóż, poprawka, to jest świat wykreowany przez Katarzynę Michalak! Nie ma żadnego wywiadu środowiskowego, żadnych odwiedzin opieki społecznej, żadnych badań. Rodzina postanawia odebrać ojcu dzieci, bo tak, bo on sobie nie radzi, bo jest w depresji, a oczywiście sąd taki pozew naturalnie rozpatruje, bez żadnych dowodów, badań i orzeczeń specjalistów.
Nie chcę udawać, że znam się na prawie rodzinnym, ale nawet laikowi coś tu bardzo, ale to bardzo zgrzyta.
Idąc jednak dalej, czytając jak Michał traktuje swoje dzieci, jak nie potrafi być dla nich nie tylko dorosłym opiekunem, ale nawet nie potrafi kochać swoich dzieci na tyle, by im pomóc w rozpaczliwej sytuacji, zaczynamy odnosić wrażenie, że taki ojciec chętnie pozbędzie się ciężaru i pozwoli, by dziećmi zajęła się rodzina żony. Nie, jednak Michał nie może oddać dzieci! Dlaczego? Bo wkroczyła siła wyższa, a dokładniej, zmarła żona objawiła się mężowi i zakazała oddawać dzieci.
Podsumujmy: Michał ma dość własnych dzieci, źle je traktuje, nie dba o nie, ale przyrzeka zmarłej żonie, że na pewno ich nie odda. Czy muszę mówić, że cała rozprawa sądowa zajęła autorce kilka stron? Bo chyba oczywiste jest, że Michał nie odda dzieci, prawda?
Całą resztę przemilczę..
Chciałabym tylko usłyszeć odpowiedź od (dorosłych dodam) czytelniczek Katarzyny Michalak, co w tej powieści, oprócz wypadku i żałoby, jest takie życiowe i prawdziwe?
Nie oddam dzieci!, Katarzyna Michalak, Wydawnictwo Literackie, Kraków 2015
Należy Ci się medal za odwagę, przeczytać powieść Katarzyny Michalak to nie byle jakie wyzwanie :-). Masz rację gdy piszesz, że "pozornie mamy tutaj kolejną łzawą i rzewną historię, której celem jest:
OdpowiedzUsuńa) wywołanie wzruszenia i prawdziwych łez
b) pouczenie debili prowadzących samochód po środkach odurzających, że są debilami". Moim zdaniem, cel pisarstwa autorki Michalak jest przede wszystkim prozaicznie merkantylny a cała reszta nie ma większego znaczenia.
Medal przyjmuję z należytą powagą! ;-)
UsuńZgadzam się z powyższym sformułowaniem, choć bardziej w stosunku do WL, jeśli chodzi o cel wydawania tego typu pozycji.. Co jest przykre, dzięki temu zarabiają na dobrą literaturę, ale boli, że właśnie zarabiają...
Nie wiem, jak to jest z tym zarabianiem, co na co zarabia. Mam wrażenie, że gdyby tak samo reklamowano Mitchell jak Michalak to i na "Przeminęło z wiatrem" mogliby zarobić.
UsuńWłaśnie ten argument o zarabianiu mnie dobija, a niestety, jest najczęściej stosowanym. A, że kampanie reklamowe robią duże, to i zarobek proporcjonalny. Ale masz rację, ze gdyby to samo robić z innym autorem/autorką, to kto wie?
UsuńTo zdaje się nikogo tam nie obchodzi. W sumie jakby nie patrzeć to sprawa właścicieli co zrobią z marką WL, a póki co, potwierdzają prawdziwość złotej myśli Wespazjana.
UsuńA mi szkoda tej marki, bo kiedyś znamionowała zacne publikacje. Znaczek WL wystarczył, żeby była pewność.. Teraz już nie ma tej pewności.
UsuńPrzyznam: musiałam wyszukać tę myśl, bo nie znałam. Nic dodać, nic ująć.
Może oni po prostu wychodzą naprzeciw tym wszystkim specom od czytelnictwa, którzy płaczą, jak to książki nie chcą zbłądzić pod strzechy więc robią co mogą :-).
UsuńA na to nie wpadłam! Być może WL ma misję, o której nie wiemy :-) a ja tu rozpacz i rwanie włosów z głowy, że zła literatura, a to taka specjalna misja, by pod te strzechy... ach!
UsuńWłaśnie! Tu rzesze czytelniczek czekają na kolejne dzieło autorki a Ty wybrzydzasz!
UsuńO ja niedobra.. Wstyd mi i źle. Jakaż ja niedomyślna się okazałam..
UsuńPrawda? A mówi się o kobiecej intuicji...
UsuńI to by wszystko wyjaśniało! Jestem za mało kobieca, by zrozumieć głębię przekazu autorki!
UsuńMasochistka jesteś ;)
OdpowiedzUsuńDostrzegam w sobie całą masę patologii... ;-) po lekturze jeszcze więcej, np. brak empatii i wrażliwości..
UsuńPodpisuje sie pod slowami Marlowa.
OdpowiedzUsuńTrudno się nie podpisać :)
Usuńcóż, nic nowego, jeśli chodzi o twórczość KM. Ale co fakt, to fakt - pogratulować odwagi. Hejt się zapewne posypie.
OdpowiedzUsuńAleż, przecież to ja jestem teraz hejterem.. Nie? ;-)
Usuńgratuluję odwagi, jestem pewna, że posypie się hejt czytelniczek uwielbiających książki tej Autorki... kiedyś sama lubiłam jej książki bo były na jedno popołudnie, takie cukierkowe i całkowicie nierealne... jednak potem mi przeszło... a tę to przeczytam z czystej ciekawości by utwierdzić się w przekonaniu, że jest tak jak piszesz
OdpowiedzUsuńpozdrawiam niedzielnie
ojej, poszło nie tędy co trzeba.. no ale jak już musisz, przeczytaj, a potem napisz gdzieś o swoich wrażeniach ku przestrodze! ;-)
UsuńDla mnie pani K.M. i jej fanki to jest temat, na który już sił nie mam. Bo nie rozumiem, no nie rozumiem jej wyznawczyń, sorry, ale to co się dzieje zakrawa już na kult... Książkę tej pani przeczytała jedną i siłą nikt mnie nie zmusi bym sięgnęła po więcej. Najbardziej w tym wszystkim boli mnie jednak to, że te zlepki zdań wydaje Wydawnictwo Literackie, które wydaje Lema czy Tokarczuk :(
OdpowiedzUsuńWłaśnie, sił mi brak. Stąd taki a nie inny początek do tego tekstu. Bo to jak zły sen, a nie rzeczywistość. I cieszę się, że nie sięgasz po więcej jej książek!
UsuńBtw. po opisach zachowań książkowego ojca, to ta zmarła żona powinna mu się we śnie pojawić i mówić, że dla ich dobra ma on te dzieci oddać właśnie! Tak sobie ostatnio o tym rozmyślałam :P
UsuńWiesz, to jest niezła myśl! I jak by mogła się fenomenalnie fabuła potoczyć :D
UsuńAle wiesz, to by była ruina dla tego, zapewne długo koncypowanego ;) tytułu. No i wiesz, oddać dzieci? Nie, nie. Nie wolno!
No Moja Droga, doskonale Cię rozumiem - ja przeczytałam "Mistrza" i stwierdziłam, że nigdy więcej Michalak.
OdpowiedzUsuńNo i to jest to, co nazywam zdrową reakcją ;-)
UsuńWidzę, że pani Michalak chyba chciała stworzyć coś w stylu powieści Jodi Picoult w polskich realiach (tylko jej nie wyszło) - podobny wątek występuje też w powieści Lisy Scottoline, "Nie odchodź". Poza tym dzieci to zawsze doskonały temat dla gotowych do wzruszeń kobiet... W rzeczywistości KM jest jeszcze jeden schemat, o którym nie wspomniałaś: każda napotkana przez faceta kobieta jest uwodzicielką, która chce go zwieść na złą drogę. Koleżanka z pracy, niania, nauczycielka dzieci, sąsiadka, a nawet szefowa - każdą należy podejrzewać, że jest kochanką męża. Schemat notorycznie eksploatowany w brukowej literaturze i filmach. A potem mamy zastępy zaborczych żon, które nie pozwalają mężowi z nikim się spotykać, zamieniając faceta w wymoczka.
OdpowiedzUsuńO, a ja jeszcze nie czytałam tej powieści, stąd i podobieństw nie mogłam dostrzec. Ale coś w tym jest, że autorka próbuje wzorować się na tego typu powieściach. Problem w tym, że w nich, a kilka przeczytałam, świat nie jest nawet w połowie tak patologicznie skonstruowany, a przecież w wielu mowa o wszelkiego rodzaju patologiach.. Ot, taki mały dysonansik.
UsuńWiesz, wielu schematów nie opisałam, bo jak zauważyłam, że tekst się rozrasta do granic możliwości, to nie będzie szans, żeby ktoś przeczytał całość.. Dlatego pominęłam ten (choć napomknęłam o "napalonej" opiekunce), jak i karykaturalne postaci odpowiedzialnych za wypadek, bo to już tak było fatalne, że szczerze mówiąc szkoda na to w ogóle cennych akapitów ;-)
Śmiechłam :D
OdpowiedzUsuńO! miło :D
UsuńA mi nie było do śmiechu! :D
Mnie -wyjątkowo-bo z reguły lubię przekonać się sama- w przypadku tej autorki wystarczą recenzje szanowanych blogerów- najpierw była królowa matka, potem marlow, teraz ty :)
OdpowiedzUsuńO warto się było męczyć, by uratować kolejną osobę! :D
Usuń"(...)Jestem po lekturze całości: to niepodważalny dowód Pani wielkiego talentu, budowania ekstremalnych sytuacji, niezwyklej empatii. Natężenie emocji jest tak duże, że trudno czytać książkę, bo wzruszenie, współczucie i współodczuwanie dosłownie miejscami paraliżują, a konkretnie chodzi o wywoływanie płaczu.(...) "- cytat ze strony Autorki, podobno to słowa jednego z redaktorów. Zastanawiam się, co za książkę ów redaktor czytał, bo przecież nie "Dzieciaczki" (tak autorka skrótowo nazywa swą powieść).
OdpowiedzUsuńJeżeli to faktycznie napisał redaktor... Autorka często podaje jakieś cytaty z rzekomych recenzji, nie podając danych autora (bo samo stwierdzenie, że redaktor, no błagam..). Kwintesencją jest pierwsze wydanie "Gry o Ferrin", gdzie jest nawet recenzja w stylu: "godna następczyni Sapkowskiego" napisana, przez anonimowego osobnika... ;-)
UsuńGodna następczyni Sapkowskiego made my day :).
UsuńTo miałby być redaktor pracujący dla Wydawnictwa Literackiego. Jakoś mi się nie widzi.
Bardziej uderzyło mnie, że (jak sama mówi) ciężką, emocjonalną powieść, która ją wiele kosztowała, sama upupia mówiąc o niej "Dzieciaczki".
No tak, pewnie biedak bał się ujawnienia, stąd tylko określenie stanowiska.. ;-)
UsuńAutorka pewnie by powiedziała, że nazywa swoją najnowszą "córeczkę" w ten sposób "pieszczotliwie"..;-)
Upupianie Dzieciaczków! ;)
Miażdżąca opinia.
OdpowiedzUsuńNie czytam książek Pani Michalak więc nawet nie potrafię się odnieść. Ale nie sądzę, by książki miały szansę być dopracowane skoro Pani Katarzyna je nie pisze a wręcz produkuje.
Picoult jak o czymś pisze to odnoszę wrażenie wie o czym i podpiera to wiedzą....wprawdzie przeczytałam jej jedną książkę, ale już w niej było to widać.
Hm.. a miałam być delikatna, nie wyszło ;)
UsuńSłuszna obserwacja: przy produkcji kilku książek rocznie trudno, żeby były one dopracowane. Obserwuję, że nawet jej wierne fanki zaczynają dostrzegać coraz więcej minusów kolejnych "bestsellerów". Jest szansa, że w końcu przejrzą na oczy..
I może to zmusi Panią Michalak do większego krytycyzmu wobec swych umiejętności pisarskich.
UsuńZe mnie krytyk żaden, zbyt mało czytałam przez ostatnie jakieś dwadzieścia lat, by potrafić nawet doszukać się podobieństw pomiędzy książkami przeczytanymi, ale widząc jak rynek księgarski zalewny jest obecnie literaturą tzw. kobiecą i na dodatek erotyczną pisaną byle jakim potocznym językiem wracam do literatury XX wieku, gdyż książki wówczas pisane nie zawodzą, być może dlatego, żę ich autorzy mieli faktycznie czytelnikowi coś do powiedzenia i opowiedzenia.
Pani Michalak nie słucha konstruktywnej krytyki, każdą nazywając zwykłym hejterstwem. Dlatego misja, żeby zrozumiała, że to nie nienawiść, a krytyka, wydaje mi się czymś zupełnie bez szans. Za to może trafi do jej czytelniczek? Na to jest jeszcze nadzieja.
UsuńWiesz, ja nie będę udawać, że znowuż jestem takim ogromnym literaturoznawcą, ale jeśli chodzi o książki pani Michalak, to nawet nie trzeba nim być, wystarczy obejrzeć jakikolwiek serial, żeby znaleźć masę inspiracji, jakie znalazła autorka. Ot, choćby apropos tej ostatniej książki. jeden z odcinków "Na dobre i na złe".. Fragment z opisu o bohaterce, Elżbiecie Walickiej: "Ogromną niespodzianką i zaskoczeniem była wiadomość o trzeciej ciąży Elżbiety. Mimo spokojnego przebiegu, nie zakończyła się ona szczęśliwie. Elżbieta uległa wypadkowi (potrącił ją samochód). Dzięki sprawnej akcji lekarzy urodził się mały Staś, ale jego mamy nie udało się uratować..." No ale to takie tylko luźne skojarzenie..
Cóż, skądś musi czerpać inspirację przy takiej masówce.....bo ostatnio co zajrzałam do internetowych księgarni to się pojawiała nowa książka Pani Michalak..
UsuńNo właśnie.. Bombarduje z każdej strony..ech.
UsuńAle może takie jej prawo...przecież mamy ponoć demokrację ....
UsuńHm.. ja nikomu nie bronię pisać, nawet jeśli pisze źle, ani sprzedawać, jeśli ktoś chce to kupować.. ja się denerwuję, gdy ktoś pisze bzdury i udaje, że opisuje rzeczywistość.. gdy propaguje krzywdzące stereotypy i twierdzi, że takie jest życie.. i tym karmi swoje czytelniczki.. wybacz, wtedy trochę mi się coś jednak buntuje. Ale oczywiście, mogę się buntować, nie zgadzać, jak powiadasz, mamy demokrację. I cóż, tyle z mojego buntu ;-) Ale dzięki owej demokracji mogę też się wypowiedzieć :)
UsuńKasiu ja doskonale wiem o co Ci chodzi i jestem po Twojej stronie. Ostatni mój komentarz był formą przekorną.
UsuńA nie, nie odebrałam tego jako ataku :) Raczej, jako stwierdzenie (smutnego) faktu :) Ale dziękuję :-*
UsuńNa szczęście nie czytałam żadnej jej książki. Mam wrażenie, że fanki twórczości Katarzyny Michalak reprezentują grupę czytelniczek, które wolą zagłębiać się w wykreowanym przez nią świecie niż dociekać co z tą wymyśloną krainą jest nie tak. Może poszukują odskoczni od codziennych trosk...
OdpowiedzUsuńCieszę się, że nie czytałaś. Mam nadzieję, że tak już zostanie! :)
UsuńCo do czytelniczek: tu nie trzeba jakoś mocno się zagłębiać, by szukać jakichś wypaczeń. To jest bardzo czarno-biały świat, kobiety to albo bardzo dobre istoty (choć jednocześnie głupie i wiecznie szukające księcia na białym koniu), które chcą mieć dzieci, albo puszczalskie wredne lafiryndy, którym zależy tylko na szybkim wzbogaceniu się i pozycji społecznej. Wszelkie instytucje społeczne działają na jakichś wydumanych zasadach, jak choćby to odbieranie dzieci ojcu. Ofiary przemocy domowej są ukazywane w takim sposób, że krótko mówiąc, same sobie zasłużyły na taki los. Gwałt to ulubiona kara jaką stosuje autorka wobec swoich bohaterek. Mogłabym mnożyć przykłady. Dlatego nie widzę tutaj możliwości odnalezienia odskoczni od codziennych trosk.. Chyba, że komuś sprawia przyjemność czytanie o takim takim właśnie wypaczonym, złym świecie. Są różne dewiacje w końcu..
Zastanawiam się dlaczego Katarzyna Michalak tworzy takie nierealne światy... Dlaczego widzi rzeczywistość inaczej... Jakie trzeba mieć doświadczenia, żeby kreować takie właśnie dziwactwa... Wiadomo przecież, że w każdej powieści autor zawiera cząstkę siebie...
UsuńA to naprawdę ważne pytanie. Niestety tylko autorka wie, co się za tym kryje. Mogę jedynie szczerze ubolewać, że inne osoby się w tym odnajdują :-(
UsuńJuż sama okładka i tytuł wystarczą, by omijać szerokim łukiem... A powyższy wpis, tylko mnie utwierdził w przekonaniach.
OdpowiedzUsuńWłaściwie to tylko jedno mi się ciśnie na usta..
UsuńDziękuję! :)
Że zacytuję ZWL: "Ktoś czyta, aby nie czytać mógł ktoś". Dzięki :)
OdpowiedzUsuńWiesz, ku chwale ojczyzny ;-)
UsuńTa jes!!!
UsuńPrzeczytałam sobie właśnie całkiem inną ocenę tej książki, o szlochach w trakcie lektury, o emocjach pod sufit, o instynktach macierzyńskich bla bla bla. Rozumiesz teraz mam dylemat, haha. Żartuje, nie czytam takich książek (chyba, że za karę), bo na odległość zalatują mi fałszem.
OdpowiedzUsuńAch doskonale rozumiem Twój dylemat! Takie sprzeczne opinie na pewno wywołują poczucie, że coś tu jest nie tak! Ach, komu wierzyć, komu? ;-)
UsuńPopieram nie czytanie :-) są chyba mniej okrutne kary?? ;-)
Dzielna jesteś. Ja jakoś wciąż nie mogę się zebrać, żeby sięgnąć po książki tej autorki. Za to dostrzegam w nich jeden plus: zdaje się, że zmuszają do uważnego czytania, żeby w trakcie lektury móc wyłowić jak najwięcej absurdów. ;)
OdpowiedzUsuńO dzięki za docenienie dzielności :-) Ale uczciwość nakazuje sprostować: w jej książkach absurd jest tak czytelny że nawet nie trzeba się mocno skupiać na lekturze.. ;-)
UsuńA ludzie i tak będą to czytać i tego bronić...Że niby życiowe. Ja po przeczytaniu "Nadziei" nawet kijem nie ruszę powieści Pani Michalak.
OdpowiedzUsuńTak tak, takie życiowe i takie "prafdziwe"..;-) Cóż chyba żyjemy w różnych realiach i obserwujemy zupełnie inny świat.
UsuńCieszę się, że już jeden tytuł autorKasi zadziałał na Ciebie wystarczająco! Witaj w klubie :-D