Kornel Makuszyński to autor moich dziecięcych lektur (oczywiście nie jedyny, ale jeden z ważniejszych). Panna z mokrą głową, Awantura o Basię, Szelmostwa panny Ewy, O dwóch takich co ukradli księżyc, Bezgrzeszne lata, czy Szatan z siódmej klasy, to książki które zaczytywałam wielokrotnie, po kilkakroć czasami w miesiącu. Śmiałam się i płakałam z pomysłowych bohaterów Makuszyńskiego, uwielbiałam kilkuletnią Basię z tekturką na szyi, szaloną Ewę z postrzelonym równie jak jego pani psem Rollym, bliźniaków chuliganów kradnących księżyc, że już o Adasiu, przemyślnym detektywie nie wspomnę. Jeśli komuś zawdzięczam poczucie szczęśliwego, beztroskiego dzieciństwa to chyba tylko Makuszyńskiemu za co dozgonnie będę wdzięczna. Żałuję, że nie mogłam nigdy osobiście podziękować temu wspaniałemu, mądremu człowiekowi, który dał mi tyle szczęścia dzięki swoim książkom.. Które to szczęście nadal się we mnie rozpływa, gdy tylko wspomnę czas spędzony na lekturze kolejnych książek. Dlatego z ogromną przyjemnością przeczytałam wpis u Beznadziejnie zacofanego w lekturze i dałam się ponieść fali wspomnień, a co za tym idzie sięgnęłam po książkę, którą po prostu w amoku czytelniczym musiałam pominąć. I tak oto zaczęła się moja przygoda z Przyjacielem wesołego diabła.
Wstyd, tak wstyd, że dotąd nie przeczytałam tej słynnej historii, ale pewnie jeszcze bardziej wstydliwe jest to, że i filmu nie znam. I zapewne nie poznam, gdy przeczytałam tu i ówdzie cytaty z rzekomych wypowiedzi Piszczałki, których nie tylko w książce nigdzie nie znalazłam, ale nawet przybliżonych do takich nie widziałam! Dlatego nie, swobodnej fiksacji reżyserskiej dam spokój, za to do książki sięgnęłam niemalże zachłannie, jakbym nagle przypomniała sobie o przyjacielu zaniedbanym, jak Witalis o Huraganie :) Bo to właśnie oni, jako pierwsi bohaterowie pojawiają się na scenie Przyjaciela wesołego diabła.
(..) jest to historia sędziwa i gdyby cudownym opowieściom rosły z wiekiem srebrne brody, opowieść (..) dźwigałaby brodę równie wspaniałą, jak (..) starzec.*
Zarówno Witalis, starzec, jak i Huragan, jego koń, to sędziwi bohaterowie. Wiele już w życiu przeszli i zdaje się, że ich życie bliżej ma się ku schyłkowi, niż ponownemu rozkwitowi. Gdy pewnego wieczoru wracają z podróży i gdy Huragan twardo się zatrzymuje i żadne przemowy Witalisa nie pomagają, by raczył ruszyć dalej, Witalis zrozumiał, że spotkali coś ważnego. I było to ważne i smutne, bowiem na ciemnej drodze leżała kobieta ściskająca w ramionach śpiące smacznie niemowlę. Kobieta niestety nie dożyła do momentu spotkania z Witalisem i Huraganem, ale pojawili się oni w odpowiednim momencie, aby uratować życie niemowlęciu. I tak oto w życie skromnego, ubogiego mędrca i filozofa i jego konia, wkracza mały chłopiec o imieniu Janek. Jak łatwo się domyślić obaj, starzec i chłopiec, pokochali się miłością ogromną i czystą, gotowi jeden za drugiego wskoczyć w ogień. I pewnie dlatego, mimo wieku starczego, Witalis niejako odżywa i rozkwita jego dzieło naukowe i tak mija im wspólnie pięknych 14 lat, podczas których jedynym cieniem jaki położył się na ich wspólnym życiu było ostatnie pożegnanie z Huraganem. Gdy Janek skończył 14 lat Witalis zaczął tracić swój największy i najcenniejszy skarb - wzrok. Jego odkrycie naukowe, że ziemia się nie kończy, a jest okrągła, ciągle jeszcze było w fazie sprawdzania i udowadniania, a bez wzroku jego praca stanęła w miejscu. Rozpacz ogarnęła wrażliwego chłopca, choć Witalis starał się pokornie pogodzić z losem. Gdy zatem pewnego dnia chłopiec otrzymuje propozycję odzyskania wzroku dla swego przyszywanego ojca, od tajemniczej postaci w czerni, postanawia przystać na jej warunki, mimo, że musi okupić je nie tylko cierpieniem, ale i długą i żmudną wędrówką. I własnie w trakcie tej wędrówki poznaje diablego terminatora, który musi jeszcze praktykować tysiąc lat, by wreszcie zostać diabłem, Piszczałkę. A że Piszczałka inteligencją nie grzeszył to i misji swojej nie wykonał i z chłopcem się zaprzyjaźnił. Dalszą więc podróż odbywają więc już we dwóch.
Jest to baśń pełną gębą. Przygody, cierpienia, poznawanie egzotycznych (i dosłownie i w przenośni) postaci, odkrywanie nowych miejsc, oraz ogromna przyjaźń i oddanie. Do tego, jak to u Makuszyńskiego, okraszona pięknym językiem, owszem, ckliwym, sentymentalnym, ale też wrażliwym i pełnym ciepła. I z pięknym, jak to w baśni bywa, szczęśliwym i pełnym niedowierzania zakończeniem. Wzruszona patrzę na okładkę swojego wydania mając pełną świadomość, że inaczej czytam tę książkę teraz, a inaczej pewnie czytałabym ją 20 lat temu. Nie wpłynęło to jednak na to, że Makuszyński znowu pogłaskał mnie po sercu, jakby mówił: popatrz, jakie to pięknie, tak kochać, że wszystko można poświęcić dla kochanej osoby. Piękne. Baśniowe. Polecam każdemu dinozaurowi takiemu jak ja, który nie wstydzi się przed sobą, że ciągle gdzieś tam w środku jest dzieckiem. Może jeszcze do poczytania własnym dzieciom... :)
Przyjaciel wesołego diabła, Kornel Makuszyński, Wydawnictwo Literackie, Kraków 1982
* str. 6
cytat z nagłówka - str.7
Ten komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuń"Przyjaciel wesołego diabła"... Kurcze, ja nawet nie wiedziałam, że ta książka istnieje. A film pamiętam do tej pory. Jakie to były emocje! Ten diabeł z jednej strony straszny (przynajmniej dla dziecka jakim wtedy byłam:P), z drugiej sympatyczny. I ta 'mroczna' atmosfera filmu... To było coś!:)
OdpowiedzUsuńCzasem tak bywa, że najpierw film a potem książka :) Co nie zawsze musi psuć później czytania, ten film, o ile zrozumiałam z opisów, niekoniecznie trzyma się treści książki, więc do lektury zachęcam :)
Usuńoo, ja film pamiętam, ale książka pewnie lepsza :) i u mnie Makuszyński był ważnym autorem dzieciństwa, a Szaleństwa panny Ewy po prostu ubóstwiałam :) Szatana czytałam niemal w każde wakacje, ech, słodkie dzieciństwo :)
OdpowiedzUsuńO tak, słodkie, jeśli chodzi o Makuszyńskiego :D
UsuńFilm (serial?) to było jakieś koszmarzydło, szczególnie w porównaniu z książką.
OdpowiedzUsuńTwoja opinia tylko potwierdza, że nie ma sensu nadrabiać tej zaległości ;)
UsuńMoja opinia nie musi być miarodajna:P
UsuńFakt, nie musi ;P niemniej jednak tym razem tak ją potraktuję ;P
UsuńTego Pana to tylko o tym białym rogatym w czerwonych gatkach czytałem ;)
OdpowiedzUsuńAle..ale.. jak Ty się w ogóle uchowałeś???? do nadrabiania marsz! ;P
UsuńWolę innego autora - płci żeńskiej - o podrzynaniu tętniczek ;P
UsuńOraz załączam stosowne wyrazy w związku z tym, iż po skomentowaniu nie trzeba już wpisywać tych idiotycznych literek i cyferek, coby potwierdzić, że nie, na sery i selery, nie jestem automatem spamującym ;)
Usuńpodrzynanie tętniczek (pod kolankiem..) to Fabicka ;P
UsuńA o weryfikacji dopiero się niedawno dowiedziałam.. gdyby ktoś wcześniej dał mi sygnał że jest to bym usunęła.. nie zwróciłam uwagi, że z automatu była ;P
Musierowicz, Brulion Bebe Be. ;P
OdpowiedzUsuń"- Mogli się pozabijać jak nic. A Gustawek...
- Konradek - poprawił Kozio z ujmującą grzecznością.
- Konradek rzucił tym w Jareczka i Bogu dzięki trafił go tylko w kolanko. Mogli się pozabijać jak nic albo powykłuwać sobie oczka, albo...
- ...popodrzynać tętniczki - usłużnie podrzucił Kozio."
;D
:D :D :D :D śmieję się jak norka! faktycznie, zapomniałam o tym :D
Usuńha, teraz sobie przypomniałam, że Rudolf chyba sobie chciał "pociąć" żyły pod kolankami, o starości, o sklerozo..
Usuń