Człowiek studiujący ma masę rzeczy na głowie. Szczególnie, jeśli do studiowania podchodzi na serio, a nie na zasadzie prześliźnięć między egzaminami*. I jak się okazuje, czasami nie zdąży z czymś i skorzysta z pomocy (odwzajemnionej!) innego studenta/tki. A potem zapomni, że dopisek obok - "notatki od X "- to ważna informacja...
A zatem nie czytałam Cesarza, a moja pamięć nie ma się aż tak źle, jak sądziłam. Co najwyżej sama się zakręciłam, bo zapomniałam o drobnym epizodzie, gdy przed egzaminami okazało się, że czasu jest za mało, nawet gdy się nie sypia przez 24h i nie dam rady przeczytać pełnej listy wymaganych lektur. Padło wtedy zupełnie przypadkiem na Cesarza. A to, że mętnie kojarzyłam, że czytałam wynikało raczej z tego, że dobrze się z tych notatek przygotowałam do egzaminu.
W każdym razie dziś, po kilku reportażach, po wiedzy jaką człowiek przyswoił przez studencką osmozę i nieprzespane noce, sama lektura Cesarza nie robi takiego wrażenia, jakie zapewne robiła świeżo wydana. Gdy świat dopiero miał szansę poznać kulisy władzy ostatniego cesarza Etiopii Hajle Sellasje I (albo świetnie skomponowaną na ten temat fikcję literacką) i powoli otrząsać się z szoku po lekturze. Bo nawet gdy poznało się wnikliwie mechanizmy działania komunizmu, ciche wyzyskiwanie sił roboczych, epokę donosów na własną rodzinę, to nadal gdy czyta się tego typu relacje człowiek wciąż nie przestaje się dziwić temu, że można pozwalać umierać drugiemu człowiekowi z głodu, podczas gdy samemu opływało się w bogactwa. Już mniejsza o te donosy, etykietę dworską i masę ludzi zatrudnionych tak naprawdę do niczego. Bo czymże jest rola pana od poduszek, czy tego, który ściera psi mocz z generalskich butów? To jest nic wobec tysiąca umierających z powodu suszy, bo plony nie obrodziły, a spekulanci, patrz: najbliższe otoczenie cesarza, wywindowali ceny zboża do granic możliwości biednych rolników.
Książka jest zbiorem rozmów z byłymi pracownikami dworu, pełniącymi różne, najdziwniejsze role, jednakże traktujący te role mniej więcej z taką czcią i godnością, jakby byli ludźmi odpowiedzialnymi za czyjeś życie, podczas gdy tak naprawdę dbali tylko o cesarski podnóżek, albo otwieranie drzwi sali audiencyjnej. Potęga siły magicznej, jaką prosty lud obdarza ludzi u władzy spowodowała nie tylko ogromny szacunek wobec tej władzy, ale również szacunek dla własnej, bardzo przyziemniej i w zwykłych warunkach niewiele znaczącej roli. Cesarz jest zatem reportażem z ostatnich chwil działania dworu, do momentu gdy doszło do obalenia władzy Hajle Sellasje.
Atutem całej lektury jest język i kompozycja utworu. Dbałość o bezpieczeństwo swoich rozmówców, nawet jeśli pan od poduszek, lub woreczkowy mieliby zostać rozpoznani po samej roli pełnionej w pałacu, powoduje, że większość rozmówców mówi w podobny sposób (z nielicznymi wyjątkami), a całość sprawia wrażenie tak naprawdę jednej wypowiedzi, którą się tylko dzieli na masę innych pseudonimów, co by mocniej zawęzić krąg poszukiwań. Wypowiedź jednej postaci jest kontynuowana przez następną, co potęguje to wrażenie, dodatkowo, ponieważ wszyscy używają tej samej maniery powtarzania pewnych metafor, rozciągania jednego znaczenia w wielość wypowiedzi, rozbuchania słownego w celu uwypuklenia siły i znaczenia tego, co zostało powiedziane, zdaje się, że Kapuściński rozmawia z jednością, jaką jest całość narodu Etiopczyków. Wszyscy oni pod pozorami szacunku dla mądrości i boskości cesarza opowiadają jakim człowiekiem był on naprawdę, jakie miał wyczucie czasu i proporcji czynów, jak dbał o zachowanie pozorów, jak rozumiał niuanse tak absolutnej władzy. A jednocześnie pozwalał by jego ministrowie wprowadzali w życie zabójcze ustawy, powodujące w kraju coraz większą biedę i związaną z nią umieralność.
Powstaje pytanie na ile Kapuściński sporządził wierny reportaż na podstawie tego co usłyszał od swoich rozmówców, a na ile swobodnie skomponował treść bazującą na ich wypowiedziach? Na ile pokazał na tym przykładzie działanie państwa totalitarnego, a na ile rzeczywiście chciał przedstawić Etiopię taką, jaką była za czasów ostatniego cesarza. Podczas lektury nie raz i nie dwa pojawiają się takie wątpliwości, a to jest coś, co uważnego czytelnika prowadzi do poszukiwań. Te póki co nie doprowadziły mnie do jednoznacznej odpowiedzi. Co czyni sprawę jeszcze ciekawszą, ale też rodzi kolejne pytania o samego autora. Wygląda na to, że jest wokół jego postaci sporo niejasności. Ale mówiąc szczerze, to właśnie takie niejasności powodują, że człowiek jest jeszcze bardziej ciekawy i nienasycony wiedzy w temacie. Cesarza polecam bez dwóch zdań. Jako ciekawy twór literacki, nieco gombrowiczowski w stylu, nieco zamydlający oczy, a jednocześnie potwierdzający, że Kapuściński miał literacką smykałkę.
Cesarz, Ryszard Kapuściński, Kolekcja Gazety Wyborczej, Warszawa 2005
* spójrzmy jednak prawdzie w oczy, może i byłam solidną studentką, ale tylko w zakresie zainteresowań własnych - a więc w zakresie l i t e r a t u r y, co oznaczało omijanie szerokim łukiem zajęć z gramatyki (czy to opisowa, czy historyczna) i robienie ładnych min do złej gry na egzaminie.. zaliczanych na najniższych notach, ale przynajmniej przy pierwszym podejściu ;)
Jestem w trakcie słuchania Podróży z Herodotem (dopiero zaczęłam), ale pierwsza myśl była taka, że książka jest dziś bardziej wartością, jako świadectwo tego, w jakich czasach autor ją pisał i jak wówczas postrzegał rzeczywistość, niż wartością odkrywania świata przez autora (nieco naiwną i skrzywioną sytuacją geo-polityczną). Druga myśl- nie doceniamy tego co mamy; w zasadzie nieograniczonej (tzn. ograniczonej jedynie brakiem czasu) możliwości czerpania wiedzy; chociażby z internetu, nie mówiąc już o dostępności lektur w sklepach, sieci, bibliotekach.
OdpowiedzUsuńA, mam w planach całego Kapuścińskiego (bo chcę sama ocenić i ewentualnie "osądzić" na ile to wszystko co czytam w sieci jest prawdziwe, na ile jednak będę chciała wejść z tym w polemikę), toteż dotrę zapewne i do "Podróży..". Twoje myśli są świetne, nieco pokrywają się z moimi podczas lektury "Cesarza", choć Ty je fajnie doprecyzowałaś (mi czasami tego brakuje, jest myśl, a jakoś umyka mi zdolność jej przekazania..). I nie ma co ukrywać, że na ogół człowiek średnio docenia to co ma.. Ostatnio uczę się prostej czynności: cieszę się z tego prostego faktu, że żyję. Przecież to niesamowite! A jednak wydaje się takie blade przy ogromie problemów z jakimi trzeba się uporać na co dzień.. Stąd i nauka bywa utrudniona. Ale nie wolno się poddawać :)
UsuńNa ogół w ogóle nie doceniamy tego, co mamy, tej wartości najprostszej i najważniejszej, że w życiu najważniejsze jest samo życie, dopiero jakieś tam zdrowotne zawirowania naprostowują nasze myślenie na właściwe koleiny. No, ale zaraz pojawia się problemik jeden, drugi, dziesiąty i zapominany...
UsuńWłasnie tak to działa. Jest moment refleksji, docenienia, a za chwilę natłok codzienności to wszystko w jakiś sposób resetuje. Plus natura typowego Polaka ;) czyli ciągłe narzekanie na rzeczywistość.. No, nie jest łatwo tak po prostu cieszyć się, bo się żyje..
UsuńA ja wprost przeciwnie, kochałam gramatykę wszelaką, najbardziej historyczną oraz łacinę, zaś nie przepadałam za literaturą (bo egzaminy ustne, których nie cierpiałam) :P
OdpowiedzUsuńNawet nie wiedziałam, że Kapuściński w swoich reportażach mógł naginać prawdę. Ale "Cesarz" i tak mi się podobał, nawet jeśli może być w nim wiele fikcji.
A ja widzisz, chodziłam tylko na ustne, bo pisanie było dla mnie maskarą. Pod wpływem stresu nie pisałam wyraźnie i na ogół oceny były zaniżane za brak możliwość rozczytania. Od tamtej pory chodziłam już tylko na ustne, na tzw. zerówki i często sesję miałam za sobą zanim reszta w ogóle zaczęła ;) A co do gramatyki i literatury to ten podział wśród braci studenckiej od początku był wyraźny.. Ciekawe swoją drogą, z czego to wynika.. ;)
UsuńWiesz, nie mam pewności odnośnie tego czy to fikcja czy prawda, choć teraz wykłady, które czytam trochę rozjaśniły ten dylemat. Ale o tym napiszę w następnym wpisie ;)
Oj miał smykałkę literacką, miał."Cesarza" nie czytałam tylko "Szachinszacha" i"Wojnę futbolową". Czyta się go znakomicie, gdyż pisał piękną polszczyzną a przy tym jasno i zrozumiale."Szachinszacha" czytałam dwa razy i może przeczytam jeszcze raz. Pisał tak obrazowo, że od poprzedniego czytania do tego w ubiegłym roku jeszcze miałam przed oczami pustynię, na której stały i rdzewiały czołgi, samoloty i inne urządzenia nabyte za petrodolary przez Rezę.Pogląd na totalitaryzm Kapuściński miał i potrafił uwypuklić jego cechy, tak przynajmniej mi się wydaje, a wszędzie jak się okazuje polegał on na tym samym; na utrzymywaniu narodu w ciągłym strachu.
OdpowiedzUsuńFajnie, że polecasz też inne jego książki, tym przyjemniej będzie mi po nie sięgać :D Do tego jak widać, opisy miał naprawdę plastyczne, skoro masz ciągle te obrazy przed oczami.
UsuńA pogląd jest jasny i wyraźny, to fakt, tylko są zwolennicy teorii że z kolei Kapuściński zaszkodził Etiopii "Cesarzem", że poparł rewoltę, która obaliła rządy Hajle Sellasje a przecież po nich właśnie nastąpił jeszcze większy koszmar.. Ale jeszcze doczytuję o tym :)
O tym nie wiedziałam.
UsuńCzekam w takim razie na na Twoje opinie na ten temat.
Myślę, że pojawią się w następnym wpisie :) Ale zobaczymy :)
UsuńDobrego mialam nosa :) Widze, za Kapuscinski spodobal Ci sie i to bardzo.
OdpowiedzUsuńSama moze kiedys po niego siegne raz jeszcze, ale nie sadze, ze byloby w ciagu kilku najblizszych lat;)
Na razie mam tyle innych rzeczy do odkrycia, po Twoim Krzysztoniu na przyklad Twoja Munro :D
Masz na myśli Murdoch? ;)
UsuńPodoba mi się niejednoznaczność jego postaci, prowadzenie śledztwa w sprawie "Cesarza" - to naprawdę jest intrygujące i wciągające! :) A sam "Cesarz" jest fajnie napisany, mógłby Ci się spodobać :) Ale widzę, że już trochę lektur Ci niechcący "zadałam" więc faktycznie, Kapuścińskiego na razie możesz odłożyć na "później" ;)
Jasne, ze Murdoch! Co tez upal czyni z ludzmi! Kompletnie nie mysle, ewentualnie czytam, ale poskladac moje mysli w sensowna calosc - to jest juz problem.
UsuńTak, tez jestem zdania, ze na razie wystarczy. Poza tym polki pekaja w szwach, ja czytam, czytam, odkladam jednorazowki do kartonu, aby sie ich pozbyc, a tam jak bylo ciasno tak jest:)
Spokojnie, mi też wczoraj upał nieźle dał popalić i zamiast tego co myślałam, napisałam coś.. zbliżonego ;) Rozumiem to.
UsuńZ półkami też tak mam, pękają w szwach, jednorazówki oddaję do bibliotek, a tu jakoś ciągle dużo..:D
Nie ty jedna masz wątpliwości. :) Podobnie myśli Domosławski, który postanowił napisać książkę o Kapuścińskim pt. "Kapuściński non fiction". Polecam i pozdrawiam ;)
OdpowiedzUsuńO Domosławskim też czytałam. Że powiedział w książce za dużo, że obraził uczucia żony, że obnażył wiele faktów itd. Dlatego muszę ją przeczytać ;) lubię tego typu prowokacje. Chciałabym jednak najpierw poznać twórczość Kapuścińskiego.
UsuńPozdrawiam również :)
Może i Kapuściński naginał fakty, nie wiem, ale i tak cenię jego książki. I chyba nawet nie bardzo jestem ciekawa prawdy. O Domosławskim sporo myślałam i nie jestem pewna, czy to jego grzebanie w życiorysie Kapuścińskiego było potrzebne. Choć z drugiej strony - z tego co napisałam wynika, że nie mam nic przeciwko okłamywaniu mnie jako czytelnika. Skomplikowane to wszystko. ;)
OdpowiedzUsuńWidzisz, tu się pojawia ponownie temat odcinania twórcy od dzieła ;) już niegdyś przewijający się w blogosferze. Dla mnie książka jest świetnie napisana, i generalnie miałabym w nosie, czy zostały tu nagięte fakty, czy tez nie, ale tutaj jej wpływ na rzeczywistość okazał się jednak ogromny, stąd moje dociekania :) Zaś mogę ze spokojnym sumieniem powiedzieć, że jest świetna, niezależnie od tego jakim człowiekiem był Kapuściński. Potrafię oddzielić dzieło od twórcy, choć są sytuacje, gdy wiem, że może to być trudne.
UsuńMoże być trudne i jest. Staram się dzieło oceniać w oderwaniu od postaci autora, ale w skrajnych przypadkach nie zawsze wychodzi.
UsuńWłaśnie :) Zależy to od wielu czynników, dlatego warto być w tej kwestii elastycznym. Zero-jedynkowe podejście może być ze szkodą albo dla autora, albo dla jego dzieła.
Usuń"Cesarz" to dobra literatura, ale trzeba pamiętać, że związek książki z historią Etiopii jest taki sam, jak króla Ubu z historią Polski. Kapuściński był w Addis Adebie już po obaleniu Haile Selassie i miał do czynienia wyłącznie z antycesarską propagandą jaka wtedy krążyła. To tak jakby pisać historię AK na postawie prasy w pierwszej połowy lat 50-ych. Tę propagandę włożył w usta fikcyjnych postaci i uzupełnił własnymi zmyśleniami, często o charakterze rasistowskim. Ponieważ propagandę powtórzył bezkrytycznie, więc w książce się roi od błędów o charakterze faktograficznym. Np. napisał, że słynny reporter BBC Dimbleby nakręcił film o głodzie w Etiopii, gdzie sceny głodu są przeplatane obrazkami z sytego życia cesarskiego dworu. W rzeczywistości Dimbleby nakręcił reportaż o głodzie w Etiopii, który uruchomił falę międzynarodowej pomocy dla Etiopii, ale te wklejki z życia dworu zostały zostały dodane już w Etiopii na użytek propagandowy, gdy media były już w rękach opozycji. Takich błędów jest tam cała masa.
OdpowiedzUsuńCała książki jest pisana z pozycji białego człowieka z kraju "demokracji ludowej", który przyjechał do kraju Murzynów rządzonych do niedawna przez cesarza i na dodatek przywiązanych do religii chrześcijańskiej.
"Cesarza" warto przeczytać ze względu na walory literackie, ale jak ktoś chce zdobyć wiedzę o historii Etiopii to lepiej jednak sięgnąć po literaturę stworzoną na innych zasadach, opartą o rzetelną wiedzę faktograficzną, znajomości temat i pozbawioną rasistowskich uprzedzeń.
Mirek, dziękuję! Bardzo mi się podoba Twój merytoryczny wkład w ten wpis! :)
Usuń