Blog się nieco przykurzył w ostatnich dniach. Nie ze złej woli lub chęci porzucenia- absolutnie nic z tych rzeczy. Nieco wyczerpałam się jeśli chodzi o wenę do pisania, jak również, nowe obowiązki w pracy narzuciły mi takie tempo i ilość spraw do załatwienia, że przyznaję bez bicia, czytam mniej. Ale czytam nadal, nadal podczytuję również moich ulubionych blogerów, ale cóż, czasu mam mniej by zostawiać po sobie ślady w postaci komentarzy, choć powoli sytuacja zaczyna się uspokajać, normować i mam nadzieję, że wkrótce wrócę w stały rytm częstszych wpisów i regularniejszych odwiedzin. Póki co, szaleję z zakupami, co nie ulega zmianie niezależnie od zawirowań zawodowych (które skądinąd są bardzo interesujące i naprawdę wciągają mnie swoją intensywnością i możliwościami nauki nowego). I tak oto oczekuję Esejów Camus znalezionych na Allegro za cenę.. powiedzmy, dopuszczalną. Również czekam aż moja ulubiona księgarnia zrealizuje najnowsze zamówienie i będę mogła (oby!) rzucić się na najnowszą powieść Cherezińskiej, czyli Legion. Co oprócz tego? Oprócz tego długo poszukiwane Fragmenty. Wiersze, zapiski intymne, listy Marylin Monroe również mają wkrótce do mnie dotrzeć. I parę innych tytułów znalezionych tu i ówdzie, (a niedostępnych w ulubionej księgarni), bo była okazja, bo przecena, bo nie można nie skorzystać. I teraz tylko znaleźć czas na ich lekturę..Jeśli aktualnie cierpię na jakieś deficyty to jest to zdecydowanie wolny czas, czas na leniwą lekturę i możliwość pisania o wrażeniach po zakończeniu. Trzymam się jednak mocno tej nadziei, że wkrótce to wróci.
A tymczasem nadrabiam małe zaległości.
Z nieopisanych lektur w tlipcu zostały mi dwa tytuły i ponieważ nie mam za wiele na ich temat do powiedzenia, będzie wyjątkowo krótko i bez przynudzania.
Gugara Andrzeja Dybczaka to pierwszy reportaż wydawnictwa Czarnego, który niestety nieco rozczarowuje. Co dziwne, jest naprawdę świetnie napisany! Nie mogę zarzucić autorowi braku talentu, powiedziałabym nawet więcej pisarskiego niż reporterskiego jeśli chodzi o język i stworzoną narrację. Pięknie, poetycko opisane lasy syberyjskie zapraszają wręcz do siebie zapachem i kolorami. Dałam się wciągnąć do środka czumu, czułam dym i zimno, byłam w środku syberyjskiego lasu. Opisy Dybczaka są tak plastyczne, że nie sposób się nie zachwycać nimi. Nie zachwycają jednak Ewenkowie, temat przewodni Gugary i główni bohaterowie. Paru Ewenków, ostatnich przedstawicieli tego koczowniczego plemienia poznajemy za pomocą pióra Dybczka. Spędza on z nimi czas w namiocie, w którym godzinami zabijają czas grami wszelkiego typu, albo chodzą po lesie by zbierać szyszki. Siedzi we wsi, w której się zaopatrują i czasami przeczekują jesień. Główna rodzina z jaką przebywa autor jest całkiem sympatyczna, klną znacznie mniej niż pozostali, psa nie zostawiają uwiązanego w lesie, gdy go opuszczają na jakiś czas. Cała reszta to jedna wielka chuliganeria, w moim odczuciu rzecz jasna, bo autor nie ocenia swoich bohaterów. Ta chuliganeria dużo pije, za alkohol wyrzyna stado reniferów, zostawia uwiązane w lesie psy na okrutną śmierć. Zabija ot tak, bo jest potrzeba zemsty za coś. Na przykład podpalając zamkniętych w chacie ludzi. Chyba ostatecznie trochę traci rozum na tym pustkowiu, co w tych okolicznościach nie powinno dziwić. Życie w czumie wymaga nie lada wytrwałości. Cisza lasu może prowokować psychikę, by wkraczała na manowce. I choć to wszystko rozumiem to jednak nie potrafiłam i nie potrafię zrozumieć upodobania autora do tych ludzi. I dlatego książka męczyła mnie momentami.. Ratowały ją opisy i ciekawe rozmowy z Tatianą. Ale tylko tyle. Czy to wystarczy, żeby polecać ten reportaż? Pozostawiam indywidualnej ocenie.
Gugara, Andrzej Dybczak, Wydawnictwo Czarne, Wołowiec 2012
Drugim pominiętym tytułem jest Wielki Gatsby, o której to powieści nie mogę powiedzieć ani że mnie rozczarowała, ani że zachwyciła. Ot historia niespełnionej miłości w otoczce dramatu z zarysem kryminalnym. Ciekawie napisana, ale przeczytanie jej nie wyjaśniło na czym polega fenomen ani tej powieści, ani pisarstwa Fitzgeralda (choć w tym celu muszę niewątpliwie poznać nieco więcej tytułów jego autorstwa). Jak każdy człowiek, któremu w życiu było dane zaznać biedy, tysiąca i jeden potraw z ziemniaków, lubię mieć pieniądze. Lubię wiedzieć, że mogę pozwolić sobie na szaleństwo w księgarni. Ale nigdy nie przemawiał do mnie blichtr, wystawne przyjęcia, opływanie w bogactwo. Źle się czuję na wszelkich bogato wyposażonych imprezach, nie lubię żerować na czyimś sukcesie, także nawet firmowe wyjazdy nie są dla mnie przyjemnością, choć doprawdy, nie muszę za uczestnictwo w nich wydawać nawet grosza. Może to zatem o to chodzi? Gatsby, wielki mitoman na temat swojego pochodzenia oraz źródła bogactwa nie fascynuje mnie zatem, wywołuje jedynie masę współczucia siłą namiętności jakiej uległ, a do której dotarcia środkiem uczynił pieniądze. Jedno jest niewątpliwe - Fitzgerald pisał ciekawie, książkę czytałam z dużym zainteresowaniem, choć sama nie mam pewności na ile wpłynęła na to jej fama, albo samo tłumaczenie Dehnela (do którego jak już wiadomo mam niczym nieuzasadnioną słabość). Dla mnie ogółem pozycja warta zainteresowania i na pewno warta poznania. Rozważam jeszcze przeczytanie wcześniejszego tłumaczenia, bo jestem ciekawa jego odbioru. I porównania.
Wielki Gatsby, Francis Scott Fitzgerald, Wydawnictwo Znak, Kraków 2013
Teraz próbuję skończyć dawno porozpoczynane powieści, jak Dzwon Iris Murdoch, czy Zew natury Guya Grieve, a także moją ulubioną pozycję Zimbardo, czyli Efekt Lucyfera, czytany kilkakrotnie w języku polskim, więc teraz dla odmiany w języku angielskim (co mnie tylko przekonuje, że mamy dobrych tłumaczy w kwestii literatury psychologicznej), utrudniając sobie tradycyjnie życie. Ale jak to powiedziała Gabrysia Borejko, nie pamiętam w której części Jeżycjady, "a kto powiedział, że ma być lekko"? A może to była mama Borejko.. W każdym razie w moim życiu dzieje się coraz ciekawiej. Liczę jednak na powrót do normalności przynajmniej w zakresie czytania i pisania o tym, co przeczytałam.
Wydaje mi się, że lato generalnie (pomijając przyczyny natury wszelakiej innej, zawodowo, osobisto, zdrowotnej) nie sprzyja wytężonemu wysiłkowi intelektualnemu. To trochę tak, jakby nasze mózgu na sam dźwięk słowa wakacje wybierały się na urlop od analizowania, czego nasze zawodowy obowiązki nie zawsze są w stanie zaakceptować. Tym sposobem mimo mniejszej ilości obowiązków zawodowych nie mam siły na pisanie na blogu z taką częstotliwością, jak dotychczas. Czytam sobie i to nawet w dość przyzwoitym tempie, ale zaległości "recenzyjne" sięgają znowu dwóch miesięcy i dziesięciu pozycji - więc wszystko w normie :) Co do WG - witaj w klubie osób, które się na geniuszu pisarza w tym dziele nie poznali. Napisałam już u maniczytania- paradoksalnie bardziej spodobał mi się film B.Luhrmanna niż sama powieść i może nawet bardziej do mnie przemówił. Ja czytałam książkę w wydaniu wcześniejszym - tłumacza nie pamiętam, w każdym razie nie był to pan Dehnel.
OdpowiedzUsuńPewnie masz rację odnośnie lata - faktem jest, że oprócz zabiegania i pracy sporo czasu spędzam na powietrzu, dużo spacerów, jazdy rowerowej itd. co sprawia, że czasu spędzonego na lekturze jest znacznie mniej. Faktem jednak jest, że najwięcej wpływu na moje czytanie ma aktualnie praca. Dobrze, że powoli temat wyhamowuje ;) Rozumiem jednak doskonale ten mechanizm, że mamy mniejszą ochotę na wysiłek umysłowy przy takiej pogodzie ;) Szczerze mówiąc zastanawiam się, czy gdyby nie praca, która jednak zmusza mnie do takiego wysiłku, czy właśnie nie byłoby tak, że tłumaczyłabym się pogodą ;)
UsuńFilmu nie widziałam i nie wiem czy to zrobię (mam taką wadę, że omijam z reguły ekranizacje, choć jak to bywa przy regułach, pojawiają się wyjątki), a co do książki to może chodzi też o to, że duża jej część poświęcona jest bogactwu i gonitwie za nim i może dlatego do nas to tak nie przemawia? W końcu obie czytujemy "ubogich" pisarzy, że tak to nazwę, toteż temat przewodni WG może być dla nas zwyczajnie, mało atrakcyjny..
Najpierw odpowiedziałem na komentarz u siebie, a potem sobie poczytałem Twój tekst. No to już wszystko rozumiem z tego komentarza.
UsuńDla mnie też szczytem dobrobytu jest możliwość zaszalenia sobie w księgarni, choćby był to stragan z tanią książką (więcej książek przywiozłem z wakacji, niż na nie wywiozłem:P), więc mnie Gatsby nie ruszał swoimi snobistycznymi imprezami:D
Właśnie zauważyłam :)
UsuńZabawne, z tym przywożeniem większej ilości książek.. U mnie jakimś cudem dzieje się podobnie :) i cieszę się, że względem braku zachwytu Gatsbym jest nas więcej :D
Pewnie Gatsby czytany w Polsce to jak Wesele czytane w Ameryce: brak kompatybilności :P Mam nadzieję, że tłumaczenie Dehnela chociaż odrobinę poprawi moją opinię o Gatsbym.
UsuńA co do przywożonych książek: to muszę ponarzekać, że tegoroczne nadmorskie tanie jatki nie były dobrze zaopatrzone, na dodatek funkcjonowały co najmniej cztery firmy, każda miała inny zestaw wydawców i trzeba się było nalatać z namiotu do namiotu :D
UsuńByłam w Jastrzębiej Górze dosłownie na jeden dzień (krótki wypad jako substytut urlopu..) i zaobserwowałam to samo odnośnie tanich namiotów. Nie tylko, że nie były tanie, ale i propozycja godna pożałowania.. Nie to co jeszcze dwa lata temu w Jastarni, skąd wróciłam z walizką książek (skompletowałam sobie wtedy brakujące pozycje z kolekcji GW za naprawdę niską cenę). A co do Gastby'ego - to jest całkiem ciekawa książka, tylko nie rozumiem jej famy. Ale może masz rację z tą kompatybilnością ;)
UsuńJa sobie uzupełniłem głównie kryminały:) Co do Gatsby'ego, to może właśnie najpierw jest fama arcydzieła, my się nastawiamy na jakieś ekstremalne zachwyty, a tu pyk! taki sobie romansik.
UsuńDobre i kryminały ;) też się przydają.
UsuńZ tą famą to jest tak, że człowiek chciałby wiedzieć co ją spowodowało, stąd nastawienie, że to musi być dobre. No i właśnie wtedy następuje ów "pyk!" ;) ale też jakieś takie drążenie tematu w głowie.. Bo może to ja coś nie zrozumiałam, a powieść jest genialna? ;)
Kryminały dobre, tyle że od wieków nie mam na nie fazy:P CO do Gatsby'ego, to chyba nie znam nikogo, kto by twierdził, że to genialne, co najwyżej różnie stopniowane są pozytywne oceny, od może być do całkiem niezłe, albo wręcz bardzo dobre :)
UsuńTeż ostatnio nie mam na nie fazy, ale wiem, że są momenty gdy dobrze mieć kilka nieprzeczytanych na półce :)
UsuńKilka owszem, ale kilkanaście? :P
UsuńWidzę, że nie jestem sama w kwestii braku umiaru przy kupowaniu książek ;P
UsuńPrzez to wszystko (praca, lato, itp.) :) poszłam w końcu pozbierać trochę szyszek :)
OdpowiedzUsuńMoże by tak wziąć z Ciebie przykład.. ;)
UsuńMyslalam, ze wyjechalas na wakacje, a Ty ciezko pracowalas.:)
OdpowiedzUsuńNiesty i moj mozg wakacjuje, niespecjalnie mam wene na czytanie, gdy poce sie od samego patrzenia na ksiazke, a przejscie z sofy po szklanke z czyms do picia wymaga ogromnego wysilku;)
"Gugara" kiedys byla na mojej liscie do kupienia, ale potem mi przeszlo, a teraz sobie mysle, ze chyba w ogole nie musze miec.
"Wielki Gatsby" wciaz na liscie "wielkich Nieprzeczytanych" i pewnie na tlumaczenie Dehnela sie skusze, ale kiedys;)
Echm wakacje to dopiero we wrześniu ;) Nie mogę się już doczekać :)
UsuńMózg też musi mieć czas na wakacje. Zresztą, nie ukrywam że zimą czyta się najprzyjemniej. Człowiek i tak nie ma ochoty wychylać nosa z domu więc książka jest najmilsza :)
"Gugara" nie jest zła literacko. Czytałam parę zachwyconych recenzji. Dlatego może jeszcze przemyśl sprawę. Choć ja poczekam na jakiś inny tematycznie reportaż Dybczaka, bo te o Ewenkach póki co skreślam z listy. A WG zawsze warto poznać :) To krótka lektura, czyta się szybko, dlatego nie ma poczucia żalu nawet gdy niespecjalnie się spodoba.
Przemysle, aczkolwiek czeka mnie tyle roznych wydatkow w najblizszej przyszlosci, ze kupna dochrapia sie ksiazki tylko najbardziej wymarzone lub bardzo tanie;), wiec Gugara raczej sie nie zalapie.
UsuńRozumiem doskonale taką argumentację. Najważniejsze, żeby starczyło na książki najpilniejsze. Tak samo rozplanowuję sobie budżet. A czasami robię w nim dziury niestety..;/ oczywiście, przez książki. Czekam na wrzesień niecierpliwie, bo wtedy moja biblioteka będzie czynna również w soboty (w tygodniu mam małe szanse zdążyć przed zamknięciem) to trochę mój portfel odsapnie ;)
UsuńFajnie, że wróciłaś :) Kryzysem blogowym radzę się nie przejmować, bo każdy go przechodzi kiedyś tam, a zresztą nie liczy się ilość, lecz jakość :)
OdpowiedzUsuń"Wielkiego Gatsby'ego" czytałam wieki temu i z tego, co pamiętam nie byłam pod jakimś ogromnym wrażeniem, ale w Ameryce to chyba nadal książka "kultowa".
Dziękuję! :) Staram się nie przejmować, ale wiesz, tęskniłam za tym wszystkim - za pisaniem, wymianą komentarzy, czytaniem Waszych wpisów trochę mniej na szybko. Ale zgadzam się, że jakość jest najważniejsza :)
UsuńZ tego co mówisz wynika, że zacofany może mieć rację, że chodzi o brak kompatybilności. Może u nas mamy nadal za mały kult pieniądza? ;)
Wielkiego Gatsbye'go znam tylko z filmu chociaż dwie książki mam od lat w domu. Najwyższa pora wziąć na tapetę Scotta, gdyż mam i inne jego książki, ale chyba zacznę jeszcze raz do "Zeldy" by wejśc w klimat.)
OdpowiedzUsuńO ciekawa jestem czy Tobie się spodoba :) Będę czekać na Twoją recenzję. Kto wie, może na Ciebie podziała inaczej? :)
Usuń