Temat życia studenckiego coś natarczywie do mnie wraca ostatnimi czasy. Najwyraźniej siła zwana przymusem do nauki znowu wpływa na mnie z każdej strony, czy to ze świadomych źródeł, czy to podyktowana potrzebami podświadomymi.
Pamiętam jak szalenie ceniłam wykłady prof. Cierpiałkowskiej, które przecież zawierały w sobie cały ogrom wiedzy, realnych scen wziętych z doświadczenia pani profesor (a to była chyba najciekawsza część wykładu). Do dziś pamiętam parę przykładów, jakie przytoczyła wykładowczyni na temat trudów związanych z procesem terapeutycznym, o wybiegach pacjentów (np. tzw. pacjenci klamkowi, czyli po opowiedzeniu całej historii swojego, zdawałoby się poukładanego i bezproblemowego życia, na wyjściu, już trzymając klamkę, rzucają hasłowo prawdziwy problem, jaki ich sprowadził do gabinetu terapeutycznego), o tym jak też trzeba zadbać o siebie w całym procesie i wiele, wiele innych. Siła wykładu nie pozostaje we mnie bez echa. Zapis z wykładu, choć to nie to samo co jego wysłuchanie, może trochę wprowadzić w tę atmosferę, rozbudzić wyobraźnię, która zabierze czytelnika na salę i pozwoli mu wsłuchać się w głos prelegenta. To nie jest zawód dla cyników to właśnie taki zbiór wykładów, warsztatów, ale i wywiadów przeprowadzonych z Kapuścińskim, kolejno w Ameryce Łacińskiej i we Włoszech. Podzielona na dwie części książka, z której część wykładowa nosi tytuł Pięć zmysłów dziennikarza, a część z włoskich spotkań To nie jest zawód dla cyników zawiera w sobie swoiste kompendium wiedzy o wykonywaniu zawodu, czyli dziennikarstwa. Część najciekawsza to zdecydowanie warsztaty o dziennikarstwie, taka próbka przekazania młodym adeptom sztuki dziennikarskiej, swojego doświadczenia, zebranej wiedzy, prób znalezienia jakiegoś zestawu recept, jak być dobrym dziennikarzem, jak najlepiej wykonywać swój zawód, jak rozmawiać z innym, jak nazywa Kapuściński swoich rozmówców, mieszkańców krajów Trzeciego Świata.
Czym jest współczesne dziennikarstwo? Wydaje się, że w epoce globalnej wioski, życia wirtualnego, zawód dziennikarza stracił rację bytu, bowiem informacje docierają do wszystkich w każdym zakątku świata w błyskawicznym tempie. Wiadomości są przygotowywane przez cały sztab ludzi, w związku z tym trudno znaleźć autora efektu końcowego, trwa ciągłe manipulowanie sposobem myślenia ludzi, bo informacja jest na wagę złota, a więc dotarcie do niej również. Co za tym idzie wszyscy, żeby na pewno dysponować dokładnie tą samą informacją, co konkurencja relacjonują na przykład zdarzenia z jednego miejsca, pilnując siebie nawzajem, podczas gdy ważne rzeczy dzieją się w innym i są przemilczane. Co sprawia, że jakby nie zaistniały.. Dlatego jak podkreśla Kapuściński dziś dziennikarz stając przed wyzwaniami współczesności musi w dwójnasób się starać. Przede wszystkim nie ustawać w kształceniu. Na każde napisane sto stron poświęcić lekturę wielu książek. Musi mieć kontakt z ludźmi, bo tylko dzięki nim pozyska żywe, prawdziwe relacje. Musi mieć w sobie dużo empatii i absolutnie nie wolno mu być cynikiem, bo dziennikarstwo to nie zawód dla cyników.
(..) dziennikarstwo nie może być uprawiane przez cyników. Trzeba jednak odróżnić cynizm od ostrożności, sceptycyzmu, czy realizmu. Te cechy są absolutnie potrzebne, bez nich nie da się wykonywać tego zawodu. Cynizm to cecha nieprzystająca do dziennikarstwa. Cynizm to cecha niegodna człowieka, cecha, która automatycznie wyklucza z dziennikarstwa. Mówimy tu tylko o wielkim dziennikarstwie, bo to jedyne, którym warto się zajmować, a nie o odrażającej jego formie, z którą często mamy do czynienia.*
Oddając tak wiele z własnego doświadczenia, jednocześnie Kapuściński udowadnia ogromną wiedzę o świecie, polityce, literaturze, a nawet odrobinę w psychologii, świadomy konieczności budowania związku z człowiekiem, zawiązywania więzi, niezbędnej do pozyskania zaufania, a co za tym idzie, relacji ze zdarzeń. Bogatej, prawdziwej, tej z pierwszej ręki, dzięki czemu jest ona dużo bardziej wiarygodna, niż ta poznana ze źródła pośredniego. Czyta się to wszystko bardzo przyjemnie i nie da się ukryć, że mogę tę lekturę polecać każdemu, kto chciałby bliżej poznać Kapuścińskiego i jego podejście do zawodu. Parę minusów tej pozycji jednak warto nadmienić. Nie wiem w jakim odstępie czasu odbywały się warsztaty w Buenos Aires, ale pojawia się element powtórzeń. Być może miał to być celowy zabieg, nie wykluczam tego, w końcu chodziło o to, żeby czegoś nauczyć, coś wpoić, ale w pewnym momencie jest poczucie, że można by z tego wyciągnąć pewną esencję i już jej tak bardzo nie rozwadniać o masę przykładów. Dzieciństwo autora przywoływane jest chyba z dwa razy, jak również jego początki pracy reporterskiej. Rozumiem ważność tego tła autobiograficznego, ponieważ kto wie, może gdyby nie ten moment w historii i takie jej zawirowania, Kapuściński zostałby na przykład lekarzem, a nie reporterem, ale powtórzone w tak krótkim tekście powoduje poczucie zapętlenia w lekturze. W drugiej zaś części, relacjonującej spotkanie zainspirowane przez Marię Nadotii z Kapuścińskim i Johnem Bergerem, miałam wrażenie, że obaj panowie boją się porozmawiać, więc zarzucają się nawzajem masą komplementów przez parę stron, co zresztą przerywa im nareszcie autorka spotkania, by zachęcić do rozmowy na temat i jak to sama określiła, przywołać do rzeczywistości.
A co można znaleźć w tej książce o Cesarzu?
Niekiedy decyzje podejmowane przez autora prowadzą go w rejony, o których mu się nawet nie śniło. Na przykład w Cesarzu nie pisałem o życiu o Hajle Sellasje. Jego tam nie ma. Książka pokazuje, jak władza zmienia ludzi, w jaki sposób ulega wynaturzeniu zachowanie człowieka, który wchodzi do polityki. Polegając na własnym instynkcie, zamiast pisać książkę o Hajle Sellasje, skoncentrowałem się na psychologicznych, zakulisowych mechanizmach władzy, na funkcjonowaniu instytucji i ludzi, którzy nimi kierują.**
Wspomnień o Cesarzu jest kilka. Wracanie do tej pozycji jest swoistą mantrą powtarzaną przez autora, co nie znaczy, że nie wymieniał pozostałych swoich książek. Widać jednak, że Cesarz miała dla niego szczególnie znaczenie, chociażby ze względu na związany z nią wieloletni pobyt w Etiopii i fenomen wydawniczy i translatorski tej pozycji. Chwilami zastanawiające było to, że Cesarz jest i nie jest reportażem. Jest prawdziwy, bo Kapuściński spisał prawdziwe relacje, ale jednocześnie skonstruował na własny użytek archaiczne wypowiedzi swoich rozmówców. Jest i nie jest o Hajle Sellasje: jest, bo mówi o stylu jego władzy, nie jest, bo cesarz nie był z gruntu złym człowiekiem, tylko zmieniła go sama władza i jej ogromny wpływ na ludzką psychikę. Pozostaje nadal masa znaków zapytania.
Tak czy inaczej, książka warta czasu jej poświęconego. Szczególnie, że rady dotyczące zawodu dziennikarskiego mają wbrew pozorom dość uniwersalny wymiar. Przekaz można bowiem streścić tak: ucz się, rozwijaj w sobie empatię, ceń drugiego człowieka, nie ustawaj w wysiłkach, by się rozwijać, dojrzewać. W moim odczuciu, zestaw rad wart do podążania za nimi, niezależnie od tego, jaki zawód ktoś wykonuje.
To nie jest zawód dla cyników, Ryszard Kapuściński, Dom Wydawniczy PWN, Warszawa 2013
* str. 163
** str. 75
Nie mam wątpliwości, że to był mądry człowiek, trochę wielki, trochę mały, jak każdy :) I nikt nie odbierze mu prawdziwego światowego sukcesu.
OdpowiedzUsuńAbsolutnie nie mam nic takiego na celu :-)
UsuńMiał zalety i wady jak każdy człowiek tyle, że czytając jego książki o tym się nie myśli, gdyż pisał znakomicie.Poprzednio zapomniałam dodać jeszcze "Imperium".
OdpowiedzUsuńChyba każdy człowiek ma.. Staram się nikogo nie osądzać. Ale też zupełnie bezkrytycznie czytać nie potrafię..
UsuńA wierzę, że pisał dobrze, bo mam w planach poznanie pozostałych dzieł :)
Dlatego właśnie czekam na to co dalej napiszesz.
UsuńW ubiegłym wieku Kapuściński to było nazwisko, które znakomicie się kojarzyło i muszę powiedzieć, że te różne informacje po jego śmierci zasmuciły mnie.
Upadek autorytetów, a było ich więcej bardziej niż zasmuca.
Widzisz, u nas tak chyba z wszystkim jest... Jak już mamy złotego cielca to ciężko nam zdjąć z niego to złoto.. O Mickiewiczu też pisze się dobrze, duma narodowa, jego tytuły nie schodzą z listy lektur. A przecież jak się prowadzał wszyscy chyba już wiedzą, dlaczego umarł też. A w końcu nie to ma znaczenie, prawda? Tylko piękno słów, jakie stworzył.
UsuńKapuścińskiego nigdy już nie poznam inaczej jak z relacji. Nie mam zamiaru przyjmować bezkrytycznie ani tych pochlebnych, ani tych obrzucających błotem. Poza tym ostatecznie będzie mnie interesował Kapuściński pisarz :) A gdyby mi się nie podobało to co pisze, to poprzestałabym na "Cesarzu" :)
Po prostu chyba nikogo nie trzeba stawiać na piedestale.
UsuńBy później nie przeżywać jego upadku. A o Mickiewiczu wiedziałam już jak chodziłam do liceum a to dzięki swojej cioci, która była mocno oczytana a do gimnazjum chodziła przed wojną. My jednak tak mamy, to cecha narodowa, ale może to wynika z naszej historii, z tego, że bywamy i nie bywamy państwem, że jakby musimy wciąż udowadniać, że jesteśmy by nas znów nie skreślono.
Też tak myślę, że lepiej nikogo nie stawiać na piedestale. Cenić fakt, że ktoś świetnie pisał, ale na przykład widzieć, że miał tez wady, jak każdy człowiek. Może właśnie wtedy nie byłoby takich nagłych strąceń z tego piedestału. A ciągle by się ceniło to co najważniejsze :) Zresztą, ciągle jestem zdania, że warto rozdzielać autora od dzieła :) Bo gdyby się obrażać na autora, że dopuszczał się rożnych grzeszków.. To mielibyśmy naprawdę garstkę tych, z których można by mówić z dumą :)
UsuńA wiesz, może masz rację. Może to jakaś silna potrzeba istnienia, podkreślania, że mamy wartościowych twórców.
Będę miała na uwadze tę książkę :)
OdpowiedzUsuńPotrafisz zainteresować tematem:) Zastanawiałam się właśnie po którą książkę Kapuścińskiego sięgnąć i ta wydaje się idealna... Pozdrawiam:)
OdpowiedzUsuńDziękuję :) Szczerze mówiąc jeśli nie zna się innych wypowiedzi Kapuścińskiego ta jest jak najbardziej warta polecenia.
UsuńPozdrawiam :)