Gdyby ktoś mnie zapytał, za co kocham książki Marcina Szczygielskiego w pierwszej chwili pewnie nie potrafiłabym doprecyzować. To jak zapytać, za co kocham najbliższych mi ludzi. Przecież nie kocha się za coś, tylko pomimo, jak mawia mądrość ludowa.
Generalnie kocham prozę Marcina Szczygielskiego za to, że zawsze, ale to absolutnie zawsze, działa na mnie jak czarna dziura. Pochłania absolutnie, zasysa, nie pozwala się oderwać bodaj na moment. Daje mi też mnóstwo frajdy, wywołuje różne emocje w zależności od tematu, jest również odskocznią od wszystkiego. "Bingo" czytałam podczas uciążliwej podróży do Zakopanego. Ostatnie strony już w Zakopanem. Mój mąż doskonale zrozumiał mordercze spojrzenie, gdy o coś mnie wówczas zapytał. Czytanie ostatnich stron to świętość. I nie wolno wtedy przeszkadzać!
Dojrzewanie do poznania
Wychowanie w określonej kulturze, w kręgu określonych zasad społecznych wywołuje konieczność podążania ich głównym nurtem, co czasami koliduje z tym, co się czuje. Bo jeśli czuję, że wcale nie mam ochoty brać udziału w zbiorowych zachwytach (jak nie zachwyca?!), czy w zbiorowym wyznawaniu jakiejś wiary, to dlaczego mam brać w tym udział? Mądrość przysłów związana z tym mówi, o wspólnym krakaniu w gronie. Kiedyś to miało głębszy sens, brak chóralnego odzewu mógł wiązać się ze społecznym ostracyzmem, a nawet utratą zdrowia lub życia. Dziś zostaje tylko ostracyzm i pogardliwe splunięcie sąsiadki spod dwunastki. Tyle tylko, że można to mieć już gdzieś.
Gorzej, gdy własne wewnętrzne przekonania, zbudowane na przesłankach związanych z takim a nie innym doświadczeniem życiowym, powodują odpychanie podstawowej wiedzy o samym sobie. Można wtedy w bardzo krótkim czasie unieszczęśliwić nie tylko samego siebie, ale również wszystkich swoich najbliższych.
Gorzej, gdy własne wewnętrzne przekonania, zbudowane na przesłankach związanych z takim a nie innym doświadczeniem życiowym, powodują odpychanie podstawowej wiedzy o samym sobie. Można wtedy w bardzo krótkim czasie unieszczęśliwić nie tylko samego siebie, ale również wszystkich swoich najbliższych.
Błędny krąg własnych przekonań
Dziecko może tylko w jeden sposób interpretować nagłe zniknięcie rodzica: nie było kochane, nie było chciane. To jest ta najprostsza logika, której sile trudno się oprzeć. Tym trudniej, gdy wsparcie od drugiego rodzica jest znikome. Pewnie z tego powodu Paweł najbardziej lubił robić ojcu na złość. Wydawało się wręcz, że wszystkie decyzje, których ojciec na pewno by nie zaaprobował, sprawiały mu mściwą satysfakcję. Jak założenie rodziny w bardzo młodym wieku, gdy przed Pawłem było całe życie i cała możliwa kariera do zrobienia.
Spychanie prawdy o samym sobie też było pewnie częścią tych uwarunkowań. A może już tylko czymś, co Paweł sam w sobie nie chciał zaakceptować? Trudno powiedzieć do końca, na pewno jednak po parunastu latach małżeństwa, odchowaniu dorastającej córki, było dużym szokiem uświadomienie sobie samemu, że tak naprawdę woli mężczyzn.
Trudna droga do przebycia
W "Bingo" Marcin Szczygielski pokazuje percepcję takich przemian z perspektywy obydwojga małżonków. Anna żona Pawła nie zastanawia się zbyt mocno na temat ich niemalże nieistniejącego życia seksualnego, oddając całą swoją energię na pisanie scenariusza serialu, przy którym pracuje i swojej Książki. Myli przy tym prace badawcze do książki ze zwykłym podglądactwem i wścibstwem. To właśnie jej inicjatywa wypróbowania pewnej sceny łóżkowej "na żywo" staje się punktem zwrotnym w życiu małżonków.
Jednakże podglądanie sąsiadów z wnikliwą ocena sytuacji, jak się przynajmniej Annie wydaje, ma się nijak do obserwacji własnej rodziny. Anna nie zauważa zmiany, jaką wywołuje w Pawle jej "scena" z książki, nie dostrzega problemów, które zaczął w związku z tym przeżywać Paweł, i pewnie dlatego nie potrafi się do końca pogodzić z jego "decyzją".
Z dedykacją dla kobiet
Marcin Szczygielski zadedykował tę powieść kobietom, które same przeżyły podobną historię. Odkrywały w pewnym momencie swojego małżeństwa, że współmałżonek woli mężczyzn, że wszystko, co dotąd zbudowały w swoim życiu okazało się kłamstwem. Historia Pawła jest oczywiście jedną z wielu możliwych, ale zapewne także jedną z wielu, które mogły być czyimś udziałem.
I nie wątpię, że to musi być ogromna trudność znaleźć się w takiej sytuacji. Konieczność pogodzenia się z nią, a potem budowania życia na nowo jest kolejną trudną drogą do przebycia, po wydawałoby się największych życiowych komplikacjach. Jak dla mnie i dla wielu innych czytelników "Bingo" to kolejna świetna powieść ukochanego pisarza, powieść dodam, nieodmiennie wywołującą na zmianę a to uśmiech, a to jakieś refleksje, dla takich osób nie musi być kolejną zabawną opowieścią fikcyjną. Mam nadzieję, że może będzie próbą pokazania, że pomimo ciężaru tej sytuacji, można z niej wyjść obronną ręką. Że może, tylko może, będzie choć końcem pewnej epoki, również początkiem nowej, kto wie, czy wcale nie lepszej?
"Bingo" Marcin Szczygielski, Instytut Wydawniczy Latarnik, Warszawa 2015
Spychanie prawdy o samym sobie też było pewnie częścią tych uwarunkowań. A może już tylko czymś, co Paweł sam w sobie nie chciał zaakceptować? Trudno powiedzieć do końca, na pewno jednak po parunastu latach małżeństwa, odchowaniu dorastającej córki, było dużym szokiem uświadomienie sobie samemu, że tak naprawdę woli mężczyzn.
Trudna droga do przebycia
W "Bingo" Marcin Szczygielski pokazuje percepcję takich przemian z perspektywy obydwojga małżonków. Anna żona Pawła nie zastanawia się zbyt mocno na temat ich niemalże nieistniejącego życia seksualnego, oddając całą swoją energię na pisanie scenariusza serialu, przy którym pracuje i swojej Książki. Myli przy tym prace badawcze do książki ze zwykłym podglądactwem i wścibstwem. To właśnie jej inicjatywa wypróbowania pewnej sceny łóżkowej "na żywo" staje się punktem zwrotnym w życiu małżonków.
Jednakże podglądanie sąsiadów z wnikliwą ocena sytuacji, jak się przynajmniej Annie wydaje, ma się nijak do obserwacji własnej rodziny. Anna nie zauważa zmiany, jaką wywołuje w Pawle jej "scena" z książki, nie dostrzega problemów, które zaczął w związku z tym przeżywać Paweł, i pewnie dlatego nie potrafi się do końca pogodzić z jego "decyzją".
Z dedykacją dla kobiet
Marcin Szczygielski zadedykował tę powieść kobietom, które same przeżyły podobną historię. Odkrywały w pewnym momencie swojego małżeństwa, że współmałżonek woli mężczyzn, że wszystko, co dotąd zbudowały w swoim życiu okazało się kłamstwem. Historia Pawła jest oczywiście jedną z wielu możliwych, ale zapewne także jedną z wielu, które mogły być czyimś udziałem.
I nie wątpię, że to musi być ogromna trudność znaleźć się w takiej sytuacji. Konieczność pogodzenia się z nią, a potem budowania życia na nowo jest kolejną trudną drogą do przebycia, po wydawałoby się największych życiowych komplikacjach. Jak dla mnie i dla wielu innych czytelników "Bingo" to kolejna świetna powieść ukochanego pisarza, powieść dodam, nieodmiennie wywołującą na zmianę a to uśmiech, a to jakieś refleksje, dla takich osób nie musi być kolejną zabawną opowieścią fikcyjną. Mam nadzieję, że może będzie próbą pokazania, że pomimo ciężaru tej sytuacji, można z niej wyjść obronną ręką. Że może, tylko może, będzie choć końcem pewnej epoki, również początkiem nowej, kto wie, czy wcale nie lepszej?
"Bingo" Marcin Szczygielski, Instytut Wydawniczy Latarnik, Warszawa 2015
Witaj. Piszę do Ciebie, bo trafiłam przez przypadek na Twojego bloga i zauważyłam, że piszesz o książkach. Czy pamiętasz może wydaną wiele lat temu (20?) książkę dla dzieci z niebieską okładką i jakimiś rysunkami z przodu, bodajże grupy chłopców, ale nie jestem pewna? Autora nie pamiętam, tytułu również nie, ale wiem, że grupa chłopców spędzała wakacje, z początku im się chyba nudziło (mieli namiot na podwórku jednego z nich), ale szybko wpadli na trop jakiegoś przestępstwa i finałowa scena łapania przestępcy razem z policją toczyła się bodajże w zamku. Do tego pamiętam kilka scen - gdzieś na początku książki jeden z chłopców (przy tym namiocie) mówi "Carpe diem", a drugi pyta "Jakiego karpia zjem?". Do tego wiem, że prowadząc już to śledztwo natknęli się na niejakiego Cienia, który im co jakiś czas pomagał. Gdy zapytali o jego imię (głowę miał zakrytą kapture) machnął ręką i zapytał "Czy to ważne?". Potem się okazało, że to była dziewczyna. Do tego na książce pisało, że jest niebezpieczna, bo można bodajże umrzeć ze śmiechu. I wiem, że miała to być 1 część serii, ale reszty nigdy nie wydano. Co to było? Szukam tego już od wielu, wielu lat!
OdpowiedzUsuńObawiam się, że nie mam odpowiedzi na Twoje pytanie.
UsuńPolecam Ci stronę lubimyczytac.pl tam jest utworzona grupa, gdzie ludzie pomagają sobie nawzajem szukać książek właśnie tak opisanych jak ta przez Ciebie. Powodzenia!