Wszystko się zaczęło od tego, że dziadek, warszawiak z krwi i kości, warszawiak wielopokolonieniowy, opuścił był stolicę, by zapuścić korzenie na Mazurach. Gdzie skądinąd urodziłam się ja i spędziłam pierwsze 19 lat mojego życia. Jaki by nie był, bo wspomnienia mam na przemian słodko- gorzkie, to jednak jemu zawdzięczam uwielbienie do czytania i pierwsze próby polubienia stolicy. Niestety próby te spełzły na niczym, bo Warszawa już od dziecka kojarzyła mi się z wielkim, niespecjalnie ładnie pachnącym (próbuję być dyplomatyczna..) molochem, do którego dziadek zabierał mnie podczas licznych odwiedzin swojego rodzeństwa. Wychowana w małym miasteczku pośród jezior i lasów miałam do wszelkich większych miast ambiwalentny stosunek. Z jednej strony zadziwienie nowym krajobrazem i ciekawość żeby zobaczyć więcej, z drugiej zaskoczenie, że może być tak brzydko, tłoczno, niegrzecznie.. Całe życie więc odżegnywałam się od Warszawy. Wiedziałam, że cokolwiek w życiu nie będę robiła będzie to z daleka od stolicy. Los jednak bywa ironiczny. Gdy poznałam mojego męża nie wiedziałam, że moim przeznaczeniem jednak będzie Warszawa, bo to właśnie na skutek jego decyzji zamieszkaliśmy w stolicy. Pierwsze miesiące były dla mnie jak ziszczenie najgorszego snu. Długie dojazdy do pracy, niegrzeczni ludzie, obdrapane blokowiska Pragi. Jak zwykle to książki pomagały mi przetrwać każdy trudny okres, ale tu nagle pojawiła się książka dla młodzieży „Felix, Net i Nika oraz Gang Niewidzialnych Ludzi”. Rzecz oczywista porównanie z cyklem o Harrym Potterze nasunęło się od razu. Trójka przyjaciół, wspólne rozpoczynanie nowej szkoły, która mimo, ze dość normalna, różni się zasadniczo od reszty szkół w Warszawie, dziwne zjawiska i niezwykła wprost umiejętność do wplątywania się w różne dziwne sytuacje, plus magiczna można by rzec umiejętność jedynej w grupie dziewczyny, Niki. Oczywiście minusów na początku uzbierałam całą masę, począwszy od dziwnej dla mnie, filologa jakby nie było, nowomowy gimnazjalistów, po konstrukcję fabuły, gdzie jedna z bohaterek pozbawiona jest wszystkiego co najważniejsze w jej wieku- rodziców, bezpiecznej przystani jaką jest dom, a pozostali bohaterowie mają w nadmiarze- oprócz dość posażnych rodziców, możliwości i gadżety o jakich przeciętny nastolatek może tylko pomarzyć. A jednak. Jednak to dzięki tej pierwszej książce Warszawa zaczęła się odmieniać w moich oczach. Przestałam widzieć ją tylko jednostronnie jako tylko i wyłącznie brzydkie blokowisko. Nagle przypomniano mi wszystkie ulubione, tajemnicze legendy z dzieciństwa, którymi zaczytywałam się do cna- o złotej kaczce, czy o Bazyliszku. Pokazano mi to miasto od zupełnie innej strony i chyba z tego powodu zaczęłam mieć nieco bardziej pozytywny stosunek do tego trudnego miasta, choć skłamałbym mówiąc, że zaczęłam jakoś bardzo lubić Warszawę. Przestałam jednak tak jej nienawidzić, a to naprawdę dużo.
Najnowsza część cyklu, czyli ósma (tom 9, ale ponieważ jedną z
historii rozbito na dwa tomy, jest to według mnie część ósma, a tom 10
będzie jej kontynuacją) nosi podtytuł „oraz Świat Zero” i dla każdego
kto zna stary serial „Sliders” jest niewątpliwie powtórzeniem starego
motywu podróżowania między alternatywnymi światami. Znowu mogłabym
wyciągnąć minusy – powtarzanie się autora, bo już raz wykorzystał motyw
Pierścienia i przeskoków w czasie/przestrzeni, co prawda tu różnica jest
oczywista, bo przeskoki dotyczą światów alternatywnych, ale nadal
wykorzystano podobny motyw, podobnie w światach alternatywnych autor
znowu wyciąga krajobraz PRLu z wszystkimi jego szarościami i
biurokracją. Nie ma to jednak znaczenia. Lubię ten cykl, lubię czytać te
dziwne dialogi, lubię tę trójkę, której co prawda motywów postępowania
nie zawsze rozumiem (może jednak różnice pokoleniowe? :D) i choćbym
znalazła tysiące minusów będę nadal niecierpliwe czekać na następną
część cyklu, tak samo jak czekałam na kolejne tomy „Harry’ego Pottera”.
W tej części Felix, Net i Nika przez nieostrożną ciekawość przenoszą
się do świata alternatywnego. Na początku nie dostrzegają tego faktu,
ponieważ różnice są subtelne i łatwe do wyjaśnienia. Bo na przykład to
żaden kłopot że bohaterowie mają inne prace domowe, niż ich koledzy w
klasie. Ale gdy zmieniają się znacznie ważniejsze fakty zaczyna się
robić nieswojo.. Bo niby to nadal ci sami rodzice, klasa i szkoła, ale
różnią się bardzo od znanego wcześniej przyjaciołom świata. I tak
zaczyna się jak się wydaje niekończąca się wędrówka między światami
alternatywnymi w celu odnalezienia tego właściwego, którego bohaterowie
nazwali dla rozróżnienia światem zero. Jak się skończy ta wędrówka? Ile
jeszcze alternatywnych możliwości poznamy w kolejnym tomie? Ach, nie
mogę się doczekać :D
Cytat z tej części, nad którym się uśmiałam jak norka:
Pański ton sugeruje, że już się kiedyś spotkalismy. Nie pamiętam
niczego takiego, a przecież przykre doświadczenia pamięta się najlepiej.
(str. 329, wyd. Powergraph, 2011)
Felix, Nei i Nika oraz Świat Zero Rafał Kosik, Powergraph 2011
Wpis przeniesiony z http://dziewczynazalaski.blox.pl/html
Jak to odbiór mzależy od okoliczności :) Osobiście uważam, że Warszawa w FNiNie jest mocno odrealniona i w życiu bym jej nie odnosił do realu. Ta stereotypowa Praga, gdzie mieszka Nika, te zimne apartamentowce z penthousami...
OdpowiedzUsuńDla kogoś, kto dopiero odkrywa Warszawę to może być całkiem realne :) A zbiegło się w czasie zarówno odkrywanie Waw, jak i serii Kosika :)
UsuńWszystko rozumiem, ale nie pojmuję :) Jakbyś Warszawę Lalką oswajała albo Złym, to wszystko byłoby jasne :) No ale grunt, ze seria chwyciła.
UsuńWiesz, nawet jeśli odrealniona, to nadal współczesna. Warszawę Prusa i Tyrmanda to już w ogóle nie rozpoznawałam. Ale wiesz, meandry błądzącego młodego umysłu, nawet jeśli własnego ;) dla mnie również pozostają zagadką :)
UsuńNo tak, współczesna i nawet niezbyt odrażająca :) W sumie może to i dobrze, że nie wpadł Ci w ręce któryś z tych nowomodnych kryminałów a la skandynawski, bo jeszcze byś się zraziła do stolicy :)
UsuńMyślę, że to był najważniejszy czynnik: że nawet niezbyt odrażająca ;-)
Usuń