Lato uważa się za okres idealny do czytania lżejszych lektur, zwanych potocznie czytadłami. Na ogół królują kobiece powieścidła, w których piękne i powabne bohaterki płci żeńskiej, oraz piękni i powabni bohaterowie płci męskiej przeżywają swoją wielką miłość. Jeśli jednak już przewracasz oczami drogi czytelniku, masz alergię na słodkie, kolorowe okładeczki i w związku z tym sięgasz częściej po stary dobry kryminał, bo przynajmniej nie mdli od uroczych opisów i szczęśliwych ciąż, to książka o której chciałam opowiedzieć, będzie dobrym wyborem. Lekkim w lekturze, a jednocześnie wystarczająco intrygującym w fabule. Czymś na jedno, góra dwa całkiem udane popołudnia.
Troje Sarah Lotz miało już swoje pięć minut na blogach, a mój egzemplarz przeboje w drodze do mnie, przez co ominęła mnie fala wpisów w tym temacie. Pierwsza przesyłka zaginęła, co zgłosiłam wydawcy. A ten ku mojemu zaskoczeniu przesłał książkę po raz drugi. Na szczęście druga koperta, choć wyraźnie po przejściach, trafiła do mojej skrzynki. Zastanawiam się jednak, dokąd trafiły wszystkie te książki, które do mnie nigdy nie dotarły. Bo to nie był pierwszy raz, a ponieważ przesyłki są nadawane jako listy zwykłe, to nawet nie ma jak zweryfikować ich losów. A szkoda.
Troje to wielogłosowa powieść, która łączy w sobie klimaty naprawdę różnorodnych gatunków. Jest tu powieść grozy, jest trochę obyczajówki, coś pomiędzy tabloidową aferą, a nagłówkami zwykłych gazet. Ogółem mieszanka, o której po wielu recenzjach nabrałam przekonania, że słaba i mało zajmująca. I może dzięki temu, że nie spodziewałam się arcydzieła właśnie książka zabawiła mnie trochę jak odcinek Archiwum X, albo Millenium. Zawierała w sobie odpowiednią dawkę sensacji, intrygi, zagadki i odrobiny humoru, jaka jest niezbędna na jeden odcinek. A czego chcieć więcej od wakacyjnej lektury?
Fabuła osnuta jest wokół czterech katastrof lotniczych, ich nietypowości, ponieważ takie wydarzenie zaburza wszelkie statystyki, ponieważ nie ma szans, by jednego dnia spadły aż cztery samoloty, na dodatek, jak się wydaje bez poważnego powodu. Samoloty, żeby było jeszcze bardziej intrygująco, spadają w czterech różnych częściach świata. Jeden trafia do położonego w Japonii lasku samobójców. Inny spada na afrykańską osadę. Następny rozbija się na bagnach na Florydzie, a ostatni w Wielkiej Brytanii. Według statystyk katastrofa lotnicza to nieuchronna śmierć wszystkich pasażerów. Szczególnie samolotów pasażerskich, które latają na dużych wysokościach. A jednak z tych czterech katastrof uchodzi z życiem troje dzieci. Jest to dziwne, nietypowe, ale stanowi jednocześnie swego rodzaju odrobinę ulgi. Że jednak ktoś przeżył. Że ów Czarny Czwartek przyniósł choć trochę nadziei. A potem nastąpiły spekulacje odnośnie czwartego dziecka. Ktoś zaczął widzieć w tym pewien schemat, jakąś niepisaną regułę, że z każdej katastrofy powinno było ocaleć jedno dziecko. I rozpoczęła się wielka akcja poszukiwawcza tajemniczego czwartego dziecka.
Jak zwykle przy takich sytuacjach powstają różnorodne teorie spiskowe, fanatycy religijni mają używanie, a gazety na długo gorący temat na pierwsze strony. Cztery katastrofy stają się przyczyną do intratnych interesów, czwarte dziecko okazuje się nabierać coraz większego znaczenia w umysłach niektórych ludzi, a jego poszukiwania zataczają coraz szersze kręgi i pociągają za sobą kolejne ofiary i kwitnący handel dziećmi. Jednakże najdziwniejsze rzeczy dzieją się w rodzinach ocalałych dzieci. Każdy z opiekunów zaznaje wstrząsających zmian w swoim życiu, w życiu ich bliskich, albo we własnym zdrowiu. Nie wszystko da się wytłumaczyć rozumem, nie wszystko ma naturalne przyczyny. Dzieci zaczynają przerażać swoich opiekunów...
Wątek katastrof i ich skutków to główny motyw powieści, jednakże ma on wiele odnóg. Są tu relacje niektórych rodzin i bliskich osób zmarłych pasażerów czterech lotów, którzy zostali ze swoją tragedią i z ocalałym dzieckiem. Są fragmenty wywiadów, książek, czatów, historii niejako pobocznych, ale nigdy nie odbiegających zbyt daleko od wątku głównego. Jest zabawa stylem wypowiedzi, formą, jest całkiem udana wielogłosowość, gdyż każda z postaci jest wiarygodnie wykreowana. Wszystko to tworzy quasi reporterską, dobrze skomponowaną, naprawdę ciekawą powieść. Taką do przeczytania w wakacyjne popołudnie, gdy ma się potrzebę na lekkie, ale nie zepsute czytadło. Szczerze mówiąc, gdyby Chris Carter chciał nakręcić kolejną pełnometrażową część Archiwum X to myślę, że mógłby czerpać z tej książki pełnymi garściami.
Troje, Sarah Lotz, Wydawnictwo Akurat, Warszawa 2014
Troje to wielogłosowa powieść, która łączy w sobie klimaty naprawdę różnorodnych gatunków. Jest tu powieść grozy, jest trochę obyczajówki, coś pomiędzy tabloidową aferą, a nagłówkami zwykłych gazet. Ogółem mieszanka, o której po wielu recenzjach nabrałam przekonania, że słaba i mało zajmująca. I może dzięki temu, że nie spodziewałam się arcydzieła właśnie książka zabawiła mnie trochę jak odcinek Archiwum X, albo Millenium. Zawierała w sobie odpowiednią dawkę sensacji, intrygi, zagadki i odrobiny humoru, jaka jest niezbędna na jeden odcinek. A czego chcieć więcej od wakacyjnej lektury?
Fabuła osnuta jest wokół czterech katastrof lotniczych, ich nietypowości, ponieważ takie wydarzenie zaburza wszelkie statystyki, ponieważ nie ma szans, by jednego dnia spadły aż cztery samoloty, na dodatek, jak się wydaje bez poważnego powodu. Samoloty, żeby było jeszcze bardziej intrygująco, spadają w czterech różnych częściach świata. Jeden trafia do położonego w Japonii lasku samobójców. Inny spada na afrykańską osadę. Następny rozbija się na bagnach na Florydzie, a ostatni w Wielkiej Brytanii. Według statystyk katastrofa lotnicza to nieuchronna śmierć wszystkich pasażerów. Szczególnie samolotów pasażerskich, które latają na dużych wysokościach. A jednak z tych czterech katastrof uchodzi z życiem troje dzieci. Jest to dziwne, nietypowe, ale stanowi jednocześnie swego rodzaju odrobinę ulgi. Że jednak ktoś przeżył. Że ów Czarny Czwartek przyniósł choć trochę nadziei. A potem nastąpiły spekulacje odnośnie czwartego dziecka. Ktoś zaczął widzieć w tym pewien schemat, jakąś niepisaną regułę, że z każdej katastrofy powinno było ocaleć jedno dziecko. I rozpoczęła się wielka akcja poszukiwawcza tajemniczego czwartego dziecka.
Jak zwykle przy takich sytuacjach powstają różnorodne teorie spiskowe, fanatycy religijni mają używanie, a gazety na długo gorący temat na pierwsze strony. Cztery katastrofy stają się przyczyną do intratnych interesów, czwarte dziecko okazuje się nabierać coraz większego znaczenia w umysłach niektórych ludzi, a jego poszukiwania zataczają coraz szersze kręgi i pociągają za sobą kolejne ofiary i kwitnący handel dziećmi. Jednakże najdziwniejsze rzeczy dzieją się w rodzinach ocalałych dzieci. Każdy z opiekunów zaznaje wstrząsających zmian w swoim życiu, w życiu ich bliskich, albo we własnym zdrowiu. Nie wszystko da się wytłumaczyć rozumem, nie wszystko ma naturalne przyczyny. Dzieci zaczynają przerażać swoich opiekunów...
Wątek katastrof i ich skutków to główny motyw powieści, jednakże ma on wiele odnóg. Są tu relacje niektórych rodzin i bliskich osób zmarłych pasażerów czterech lotów, którzy zostali ze swoją tragedią i z ocalałym dzieckiem. Są fragmenty wywiadów, książek, czatów, historii niejako pobocznych, ale nigdy nie odbiegających zbyt daleko od wątku głównego. Jest zabawa stylem wypowiedzi, formą, jest całkiem udana wielogłosowość, gdyż każda z postaci jest wiarygodnie wykreowana. Wszystko to tworzy quasi reporterską, dobrze skomponowaną, naprawdę ciekawą powieść. Taką do przeczytania w wakacyjne popołudnie, gdy ma się potrzebę na lekkie, ale nie zepsute czytadło. Szczerze mówiąc, gdyby Chris Carter chciał nakręcić kolejną pełnometrażową część Archiwum X to myślę, że mógłby czerpać z tej książki pełnymi garściami.
Troje, Sarah Lotz, Wydawnictwo Akurat, Warszawa 2014
Właśnie próbuję napisać recenzję tej książki, ale dość opornie mi idzie. Mam nadzieję, że w końcu moja wena wróci i uda mi się skleić kilka, w miarę interesujących i poprawnych zdań. ;-) A książka intrygująca i kontrowersyjna. Ogólnie wrażenia - zdecydowanie pozytywne.
OdpowiedzUsuńRozumiem doskonale ten stan :-) trzymam kciuki, by wena wróciła jak najszybciej. A w przypadku tej książki to wydaje mi się, ze właśnie najważniejsze jest oddać pozytywne wrażenia :-)
UsuńBrzmi ciekawie :) zapisuję na swoją wciąż rosnącą listę "do przeczytania", która ostatnio coś wcale nie maleje :/ w tym roku mój czytelniczy wynik jest strasznie kiepski...
OdpowiedzUsuńUwielbiam tę Twoją listę :-) to żeby za długo nie czytała, jako że wakacyjne czytadło, to Ci ją podrzucę przy najbliższej okazji :-)
UsuńWidzialem dosc srednie opinie na temat tej ksiązki. Trzeba jednak przyznac, ze w obliczu wydarzen ostatniego tygodnia stala się bardzo aktualna...
OdpowiedzUsuńTeż takie widziałam :-) cóż, to nie jest jakieś arcydzieło. Ogólnie to jest po prostu lekkie czytadło na raz. Jeśli tego się oczekuje od lektury wakacyjnej to polecam. Jeśli jednak czegoś ambitniejszego to mam całą listę, na której nie będzie na pewno "Troje".
UsuńJednym się podoba - innym nie - co czytelnik to inna opinia. A jeśli chodzi o zaginione przesyłki - znam to z autopsji - kilka moich też nie dotarło :(
OdpowiedzUsuńI w sumie dobrze, jakby każdemu się podobało dokładnie to samo byłoby nudno :-)
UsuńMnie te zaginione denerwują. Chociaż z drugiej strony pocieszam się tym, że może jakiś zapalony czytelnik na poczcie je sobie zabiera,,;-) oby ;)