Orientacja światopoglądowa: depresja.*
Zwiódł mnie Karpowicz Sońką okrutnie. Zwiódł, uwiódł, namieszał w głowie, że będzie inaczej (niż w Balladynach i romansach). Toteż popędziłam zakupić i Cud i Ości i przeczytałam i zawiedziona przemilczałam nawet sama przed sobą, że nie, nic nie jest inaczej. Nadal marazm, stagnacja, depresja i nieumiejętność wchodzenia w głębsze relacje. Owszem, Karpowicz ma zdolność diagnozowania współczesności w sposób ironicznie wnikliwy i dogłębny, owszem, posiada dar pisania niesamowity, owszem, czyta się przyjemnie. Ale, ale! Ileż można o tym samym? I oczywiście nie chodzi o to, że Karpowicz pisze tę samą fabułę w Balladynach i romansach, Cudzie i Ościach, ale że pisze o dokładnie tym samym bohaterze zbiorowym. Z dokładnie takim samym zestawem cech, interpretacji rzeczywistości i życiowej indolencji. I gdy się czyta jedną powieść po drugiej to widać to jeszcze wyraźniej. A właśnie ten błąd popełniłam i zaraz po Cudzie przeczytałam Ości. I nie było olśnień. Dobra rada dla czytelników - czytajcie powieści Karpowicza w dużych odstępach czasowych. Ponieważ główny problem tkwi w tym, że Ości to naprawdę kawał dobrej prozy.
Ości to historia bez historii. Nie ma tu konkretnej o(śc)i fabuły, jest zwykła, (nie)zwyczajna rzeczywistość kilkorga ludzi, których łączą ze sobą naprawdę delikatne powiązania. Ot jedno zna drugie skądś tam, jedno poznało drugie przez przypadek, inne było w jury konkursu w którym brał udział jego facet, a inną dwójkę łączy dziwna przyjaźń. Konstrukcja fabularna przypomina filmy typu Gra w serca, czy Magnolia, wydźwiękiem zaś jest bliższa temu drugiemu. W Ościach podobnie nie ma głównego bohatera, podobnie na początku jesteśmy zagubieni w ilości postaci i planów, ukazanych w jakiejś wyrwanej z kontekstu sytuacji, podobnie śledzimy losy wszystkich bohaterów i dostrzegamy nikłe bądź nieco bliższe powiązania między nimi. I podobnie, każdy czytelnik/widz znajduje swoje odbicia, swoje bolączki i w związku z tym bliższe sobie charaktery poszczególnych postaci, które śledzi najuważniej.
Maja i Szymon to klasyka polskiego małżeństwa. Pobrali się, bo ciąża, mieszkanie zafundowali rodzice, żyją, pracują, oddalają się od siebie. Andrzej i Krzyś żyją w przekonaniu, że jest dobrze między nimi. A jak nie jest dobrze, to można udawać nadal, że jest. Norbert ogólnie rzecz biorąc nie cierpi pedziów i ma bezrefleksyjne nacjonalistyczne poglądy. To, że jego chłopak jest Azjatą, że po godzinach jest Kim Lee w pięknej sukience, wyglądającej jak ogon syreny, nie ma żadnego związku. Ninel i jej matka to z kolei klasyczny obrazek napiętych relacji między matką i córką; Ninel nie może wybaczyć matce, że w dzieciństwie nazywała ją Kubą, i że po śmierci ojca ponownie zaczęła to robić, zaś jej matka, choć widzi nadwrażliwość córki próbuje łagodzić wszystko przemilczaniem i dostosowywaniem się do jej dziwnej gry. Maria zaś stara się udawać, że wcale nie widziała pomalowanego paznokcia, czy cienia na powiekach męża, ani nietypowej relacji z Norbertem, bo co powie jej katolicka rodzina na takie dziwne ekstrawagancje? Gdyby Kuan zdradził ją po chrześcijańsku, z inną kobietą, miałaby gotowy wzorzec do działań, a tak?
Ścieżki przecinają się krzyżowo. Maja przyjaźni się z Andrzejem, Szymon przypadkiem pomoże Ninel gdy jej kot się rozchoruje, Norbert spędzi z Ninel noc i nie wiadomo kiedy połączy tę dziwną dwójkę coś więcej, choć nadal, mocno powierzchownie, cieleśnie. Maja zakocha się we Franku i tak pozna jego matkę. Ninel. Maria będzie dobrą opiekunką dla chorego Norberta, w końcu są prawie jak rodzina. Spotkania, rozmowy, spędzanie ze sobą czasu, niby robi się tłumnie w Ościach, quasi rodzinnie, ale to wszystko nadal tylko szkielet, ości relacji, które nie są w stanie przeniknąć przez barierę dziwnych przekonań, nawyków, przyzwyczajeń i strachu. Strachu do przyznania, że matka Ninel to zwykła osoba, która ma prawdo do popełniania błędów. Strachu do przyznania, że mąż Marii ją zdradza, choć nie po katolicku, bo przecież z innym mężczyzną. Strachu do przyznania, że Maja i Szymon nie są dla siebie stworzeni, choć wydaje im się, że nie potrafią bez siebie żyć. Łatwiej więc ten niepokój, te lęki zakopać pod nowymi nawykami i udawać, że przechodzi się nad tym do porządku dziennego.
Jednakże to nie Maja, Szymon, Andrzej, Norbert czy Ninel są tu bohaterami. Głównym bohaterem jest polska codzienność, a główną osią fabularną jej analiza. Większość i mniejszość, depresja i brak perspektyw, uprzedzenia i hipokryzja, ateizm w kontraście z katolicyzmem, papierowe małżeństwo i związek homoseksualny, to są jej cechy reprezentatywne. Karpowicz tylko nadał im imiona i rysy charakterystyczne, ale tak naprawdę to każdy może być Norbertem czy Marią. Pod tą warstwą zaś jest nieustanna potrzeba by być szczęśliwym. Tylko gdzieś zaginęła recepta na to, gdzieś tam po drodze najważniejsze wartości jak lojalność, wierność, miłość, zostały stłamszone, zakrzyczane przez nowoczesność, otwarte związki, milczącą zgodę na zdradę. I ogólną rezygnację, że w zasadzie nie da się już inaczej.
Nie da się? Nie da się. Da się. Może. Karpowicz w jednym ma rację. Mamy coraz większy problem z budowaniem więzi i z rozmawianiem ze sobą otwarcie. Obserwuje rzeczywistość przez krzywe zwierciadło, jednak z kolei nie lukruje jej. Widzi może pewne zjawiska w sposób przerysowany, ale nie udaje, że czegoś nie ma. Jest i coraz bardziej wchodzi nam w nawyki. A to wcale nie ma optymistycznego wydźwięku.
Są tu cytaty z klasyków, są kpiarskie tonacje, spaczenia w kierunku mitologii i jest Sławoj. Ze Sławojem można porozmawiać o ile ma się dla niego jakieś resztki. Co do pozostałych postaci, cóż, trudno dociec, czy udałoby się z nimi porozmawiać w sposób powszechnie uznawany za normalny. Jest też śmierć, która jest bardzo cicha i bardzo trudna. Nie umiałabym mimo wszystkich wypaczeń jakie można znaleźć w tej powieści widzieć tu tylko ironię lub formę alegorii. Ignacy Karpowicz to cynik i satyryk w jednym. Wdawanie się z nim w polemikę może się skończyć całodobową dyskusją bez dna. Piekielnie inteligentny, niesamowicie oczytany, świetnie operujący polszczyzną kpiarz i mistrz sarkazmu. W diagnozie rzeczywistości ma sporo racji, ale też, na szczęście!, sporo wyolbrzymia. Pokazuje również, że pomimo zaniku rodziny, relacji, więzi, możemy ciągle trwać. Pytanie tylko, czy na pewno chcemy trwać właśnie w taki sposób? Czytajcie Karpowicza z przerwami między jego powieściami. Nie sięgajcie zachłannie po więcej. Dajcie sobie czas. A wtedy dopiero, tak myślę, uznacie Ości za świetną powieść.
źródło zdjęcia |
Ości, Ignacy Karpowicz, Wydawnictwo Literackie, Kraków 2014
* str. 7
** str. 142
* str. 7
** str. 142
Dostosuję się do Twojej rady i poczekam z lekturą "Osci" -tez wlasnie skonczylam czytac "Sonkę".
OdpowiedzUsuńPopieram takie działanie :-) Sama pluję sobie w brodę, że weszłam w ciąg, zamiast odczekać.
UsuńNie czytałam i szczerze mówiąc chyba nie przeczytam, bo jakoś mnie do tego autora nie ciągnie.
OdpowiedzUsuńAle "nie bo nie", czy masz jakiś konkretniejszy powód?
UsuńOczywiście, nic na siłę. Jak nie masz ochoty to nie czytasz, proste ;)
Właśnie ją wypożyczyłam z biblioteki ;)
OdpowiedzUsuńSzczęściaro! U mnie na nowości to najpierw trzeba poczekać aż kupią, choć nie narzekam, nawet w mojej bibliotece nadążają za tym, ale potem trzeba czekać aż minie popularność danego tytułu i fala kolejkowa ;)
UsuńGorąco polecam tą książkę każdemu, Karpowicz jest z każdą powieścią coraz lepszy (Sońki jeszcze nie czytałam).
OdpowiedzUsuńPS Napisałam bardzo długi komentarz, ale zniknął przy logowaniu się - polecam Ci rozwinąć w opcjach bloga możliwości "komentarz jako" (brakuje np. adresu URL)
slubnaherbata.blogspot.com
A wyobraź sobie, że czytałam Twoją opinię :-) Stąd wiem, że bardzo Ci się podobała.
UsuńKażdemu bym jej nie polecała, ale doskonale rozumiem to uczucie, kiedy chciałoby się polecać na prawo i lewo ukochanego pisarza/książkę :-)
Jeśli pisałaś bez zalogowania to po prostu komentarz nie przeszedł, bo nie ma opcji wpisywania komentarzy jako anonim. Zablokowałam to przez spam, z którym sobie nie radziłam, bo zalewał mnie w dużej ilości.
Ciągle się na którąś jego powieść czaję. Słuchałam paru wywiadów z nim i autor wydaje się niebywale mądrym człowiekiem. Ta książka intryguje mnie na równi z pozostałymi utworami. Na pewno po coś sięgnę.
OdpowiedzUsuńJest szalenie inteligentny i ma dar opowiadania dlatego myślę, że warto coś przeczytać. Może "Cud" na początek byłby dla Ciebie dobry? Dobra, treściwa i nie tak długa, jak "Balladyny..", czy "Osci".
UsuńCiekawie o nich piszesz. :) Już u Mality czytałam, że to same wspaniał-ości i niezawodne źródło przyjemn-ości. Nie znam jeszcze żadnej książki tego autora, o "Sońce" czytałam artykuł w gazecie, nie szukałam, bo tematyka - jak się zdaje - nie moja.
OdpowiedzUsuńDzięki za miłe słowa :-) Wspomniana recenzja u Mality zdaje się być dużo ciekawsza :) A wiesz, "Sońka" mogłaby Cię zaskoczyć :)
UsuńLubię powieści Karpowicza, w najbliższych planach mam zamiar przeczytać ,,Sońkę,,
OdpowiedzUsuńJeśli lubisz dotychczasowe, te sprzed "Sońki", to myślę że będziesz zaskoczona. Ale bardzo bardzo pozytywnie :-)
UsuńObiecałam sobie, że "Ości" przeczytam przed Nike, bo czuję w kościach ;), że zdobędą laur, ale poległam przy pierwszym starciu (i w starciu z Karpowiczem w ogóle). Namawiają mnie, że warto zacząć od "Sońki" i póki co, darować "Niehalo". I chyba się posłucham.
OdpowiedzUsuńA Karpowicza posłucham w sobotę.
Do zobaczenia - mam nadzieję.
Zaczynanie od "Sońki" może się zakończyć tym, ze bardzo Ci się spodoba i będziesz szukać podobnego klimatu w pozostałych książkach Karpowicza, a tego tam niestety nie ma..Sugerowałabym raczej na początek "Cud", albo "Ości", a potem "Sońkę", Ale oczywiście nie namawiam ;-) wydaje mi się, ze najlepiej zacząć od tego, co "zagra". Skoro pierwsze podejście było nieudane, niewykluczone, że "Sońka" może być strzałem w dziesiątkę ;-)
UsuńDo zobaczenia! :-) Zapowiada się przyjemna sobota :-)
Szukałam Kim Lee, a znalazłam ten wpis. Jak ja się zgadzam! Sońka to moja miłość, zachwyt nad zachwytami. Ości i Balladyny są wirtuozerią lingwistyczną (10/10 za władanie polszczyzną), ale fabularnie gorzej, mniej wciągająco od Sońki. Jednak Balladyny to z kolei świetny pomysł, troszkę przeciągnięty, ale intrygujący :)
OdpowiedzUsuń