Ostatnio jest sporo publikacji o dziedziczonej traumie, o przekazywaniu kolejnym, powojennym
pokoleniom skutków dramatycznych przeżyć. To już druga książka Magdaleny Tulli
w tym temacie, wkrótce do księgarń trafi także książka Anny Janko w podobnym
nurcie, wydaje się, jakby puściła jakaś ogromna tama, która trzymała te
wszystkie emocje na uwięzi. A może utrudniał je swoisty, życiowy szum?
Najnowsza powieść Magdaleny Tulli to obrazowy przykład na
to, jak niedomówienia mogą rzutować na całe życie. Bo Szum to nie tylko historia o przekazywanej kolejnym pokoleniom
traumie po tragedii II wojny światowej, czy osobista historia lęku rodzinnego. To
także historia o tym, jak problemy w komunikacji z najbliższymi stają się
przedsionkiem do rodzinnego piekła.
Taka prosta pisarka*
To jest niezwykłe, wysłuchać wypowiedzi Magdaleny Tulli. Jej widok, słowa, które dobiera, wywołują we mnie mnóstwo ciepłych uczuć. Jest szalenie delikatna i skromna. Mówi o sobie, że jest taką prostą pisarką. A jednak jej proza, choć pisana prostym językiem, zdaje się odsyłać do wielu wymiarów: zarówno emocjonalnych, jak i poznawczych. Przede wszystkim Szum, podobnie jak Włoskie szpilki, jest powieścią, która chwyta za serce. Złapie tak czytelnika od pierwszych stron i trzyma w uścisku do końca.
Magdalena Tulli, materiały prasowe wydawnictwa Znak, źródło zdjęcia |
Przemożne pragnienie normalności
Okazuje się, że jest to największą ze sztuk: być kimś
zwyczajnym, normalnym, nie odstawać od otoczenia. Tego silnie pragnie matka
dziewczynki po obozowych przejściach, tego pragnie siostra matki, to jest celem
właściwie całej jej rodziny. Zamiast budowania relacji rodzinnej, zamiast
wsparcia i miłości jest misterium kreowania normalnego życia. Gdy zatem
dziewczynka przysparza coraz więcej kłopotów, gdy zwraca na siebie uwagę
nauczycieli, uczniów, staje się swoistym zagrożeniem dla karkołomnie budowanego
wizerunku.
Ponieważ matka jest bezradna wobec ułomności własnego
dziecka pozwala, by życie córki reżyserowała jej siostra, matka w końcu tak
udanego chłopca. Dziewczynka kontrastuje z nim ogromnie. Ma trudności z nauką
podstawowych czynności, nie nadąża za szkolnym programem, ma bujną wyobraźnię,
która zwodzi ją na manowce..
Jak lis z esesmanem
Właśnie ta wyobraźnia to kolejne odwołanie do spadku w
postaci traumy. Nie bez powodu jednym z towarzyszy dziewczynki jest esesman,
wywołujący na zmianę nieufność i litość, choć przyjacielem i doradcą będzie lis.
Ten lis jest zdecydowanie odległym wspomnieniem lisa Antoine'a de
Saint-Exupéry'ego, bo choć ma równie mądre uwagi, są one dużo bardziej cyniczne
i związane z życiem, jakie wiedzie sam lis, który tak poza tym, że spędza czas
z dziewczynką jest zwykłym lisem wykradającym kury i jajka, uciekającym przed
wymierzeniem sprawiedliwości za te kradzieże.
Jak sam lis jest wydaje się zrozumiałym tworem dziecięcej
wyobraźni tak trudno to samo powiedzieć o postaci esesmana. Jest on takim
niewyraźnym echem wspomnień matki, a jednak dobitnym i mocnym w przekazie. To
on właśnie eskortował matkę dziewczynki do innego obozu i podobnie jak
pozostałym więźniom, zapewnił jej warunki do przeżycia tej podroży. Jego śmierć
zaś to skutek kolejnego przemilczenia.
Od przemilczeń do wybaczenia
Przemilczenie przeszłości w przypadku matki dziewczynki
doprowadziło do braku więzi między nią i jej córką i żalu za stracone dzieciństwo i trudny spadek.
Zrozumienie, co tak naprawdę spotkało matkę i dlaczego na skutek całego splotu
wydarzeń zdecydowała, by na zawsze milczeć w tej jednej sprawie i markować normalność,
nie musi jednoznacznie wywołać wybaczenia. Na pewno jest pierwszym krokiem ku
temu.
Jest zatem Szum
opowieścią nie tylko o trudach związanych z próbą budowania normalności po
traumatycznych przejściach, nie tylko o dramacie małej dziewczynki, ale również
o dramacie przemilczeń. A także o potrzebie, by wybaczyć, nawet, gdy wydaje
się, że oskarżona jest winna wszystkich zarzuconych jej czynów. A przecież
wszystko ma jakieś drugie dno…
Szum, Magdalena Tulli, Znak, Warszawa 2014
* film do obejrzenia jest tutaj
Szum, Magdalena Tulli, Znak, Warszawa 2014
* film do obejrzenia jest tutaj
Ładnie to opisałaś Kasiu:) Z chęcią zapoznam się z tą książką.
OdpowiedzUsuńO, dziękuję Ci :) bardzo mi miło.
UsuńPrzeczytaj koniecznie :) a potem chętnie poczytam Twoje wrażenia :)
Nie czytałam dotąd niczego autorstwa Tulli. Jej książki wydają się interesujące - ta, o której ;piszesz obecnie, również - a jednak coś mi w ostatnim okresie blokuje chęć (siłę?) do czytania pozycji tak silnie "straumatyzowanych". Myślę, że za jakiś czas - gdy będzie we mnie o wiele więcej optymizmu, satysfakcji i pewności własnego kierunku - znajdę też więcej czytelniczej gotowości na przyjęcie takich książek. Mam nadzieję.
OdpowiedzUsuńRozumiem to bez dwóch zdań. Sama miewam okresy, gdy wolę czytać lżejszą emocjonalnie literaturę. Ale jak już będziesz miała lepszy moment na lekturę Tulli, to weź od razu "Włoskie szpilki" i "Szum". Niby jedna nie jest kontynuacją drugiej, ale sądzę, że lepiej się rozumie "Szum", gdy zna się również "Włoskie szpilki". Pocieszę Cię, że obie są bardzo krótkie (144 i niecałe 200 stron), jedynie ładunek emocjonalny: duży.
UsuńAż mi się wszystko w środku ściska jak to czytam. To musi być piękna, ale potwornie smutna lektura.
OdpowiedzUsuńDokładnie tak, lepiej bym tego nie ujęła. Piękna, choć smutna.
UsuńOd pewnego czasu moja pozycja obowiązkowa. Aż się sama sobie dziwię, że jeszcze nie kupiłam własnego egzemplarza "Szumu", ale z pewnością nadrobię zaległości, bo obok takiej książki nie przechodzi się obojętnie :)
OdpowiedzUsuńZdecydowanie nie wolno przejść obojętnie! :) cieszę się, że jest dla Ciebie lekturą obowiązkową :)
UsuńWłaśnie jestem w trakcie lektury "Szumu", więc jeszcze nie przeczytam Twojej recenzji, ale już teraz mogę napisać, że rzeczywiście "Szum" zasługuje, by było o nim głośno. To mocna, głęboka książka.
OdpowiedzUsuńPoczekam spokojnie, aż przeczytasz :) a potem będę wyczekiwać Twojego tekstu :)
UsuńNo i namówiłaś. Tym bardziej, że mnie ten temat ciekawi. Relacje matka - córka dobrze też zostały przedstawione w "Piaskowej górze" Bator i "Dziewczynach z PRL-u" Chaładus i biograficznej "Wybór Ireny" Grzeli, zaś ojciec - syn w "Złodziejach koni" Grzeli.
OdpowiedzUsuńAleż się cieszę, że Cię namówiłam! :-) Temat jest bolesny, ale naprawdę interesujący. I cieszy mnie, że pośród wielu ważnych spraw tu poruszonych wyłuskałaś też tę istotną: relację matki z córką. "Piaskową górę" czytałam, wiem, masz rację, a resztę mam jeszcze przed sobą. I jak zwykle, cieszysz mnie podwójnie, bo piszesz o polskiej literaturze! :D
UsuńBoże, jak sobie przypomnę - właściwie to nie muszę, ja cały czas mam to w tyle głowy - opowieść mojej mamy o gestapowcu, który stał obok niej, kilkuletniej, rozczochranej i bosej, i uderzał szpicrutą w wyglancowane buty... Albo o 18-letnim żołnierzu Wehrmachtu rozstrzelanym na jej oczach przez Rosjan w styczniu 1945 na naszej łące... Ale rzeczywiście te opowieści są oklepane. Banalne. Zobojętnieliśmy na takie wojenne obrazki, w gruncie rzeczy zawsze takie same. Łatwiej grozę wojny czy innego horroru pokazać pośrednio - przez ich niewyraźne, ale bolesne ślady, niewywabialne plamy na psychice, inne pozornie tylko niewytłumaczalne zjawiska, które lęgną się spadkobiercom traumy... gdzieś w środku.
OdpowiedzUsuńDla mnie nawet opowiadane z drugiej ręki, gdzieś pośrednio, jak teraz przez Ciebie: to nadal wstrząsa ten obraz. Może jest to oklepane, bo dużo się o tym mówiło, nie wiem, możliwe, że powoli to przestaje być traktowane jako dramatyczne przeżycie, a przecież nigdy nim nie przestanie być!, ale to mówienie o tym, wcale nie zmienia istoty rzeczy. To było dramatem. Tego się nie da nie opowiadać. A swoją drogą właśnie odkryłaś powód milczenia matki dziewczynki..Ale nie chcę zbyt wiele zdradzić. Zachęcam do książki, myślę, że nie pożałujesz jeśli się zdecydujesz.
UsuńŚwietnie zachęcasz Kasiu...tak delikatnie piszesz a tak przekonująco.
OdpowiedzUsuńNie znam pisarki, ale widzę, że warto ją poznać.
Dziękuję, tak miło mnie zawsze komplementujesz.. :)
UsuńWarto, naprawdę. Jest niezwykła, nie trzeba nic więcej dodawać.