(..) Maud'Dib uczył się prędko, ponieważ najpierw przeszedł szkolenie, jak się uczyć. A najpierwszą ze wszystkich otrzymał lekcję podstawową, że może się nauczyć. Szokuje odkrycie, jak wielu ludzi nie wierzy, że mogą się nauczyć, a ile więcej uważa, że nauka jest trudna. *
Marcin kupił ją jeszcze w zeszłym roku, w ramach domowej akcji wspólnego czytania. Ponieważ ja raczej fantastyki nie czytam, Marcin zaś a i owszem, Herberta dotąd nie znałam, a Marcin czytał dość dawno, więc chciał sobie przypomnieć, toteż idea miała swoje uzasadnienie. Idea ideą, jednak lekturowy dobór u nas obydwojga rządzi się swoimi kaprysami, toteż chwilę trwało zanim wzięłam się do czytania. Herbert był remedium na przejedzenie się literaturą lekką, łatwą i przyjemną, która odegrała swoją rolę i zaczynała powoli męczyć.
Na Arrakis, jedyne źródło melanżu, zwaną Diuną, ród Atrydów przeniósł się po otrzymaniu przez Imperatora Szaddama IV lenna, odebranego wcześniej Harkonnenom. Paul miał wtedy piętnaście lat i choć nie urodził się na Arrakis, przeczuwał swoje życie na niej od dość dawna. Książę Leto, jego ojciec, przejął więc władzę i rozpoczął żmudny proces poznawania planety, jej mieszkańców, a co najważniejsze warunków życia, które utrudniał wszechobecny pustynny piasek i brak naturalnych źródeł wody. Nie wiedział jednak, że w jego gronie jest zdrajca, którego do zdrady zresztą pcha nienawiść do Harkonnenów, od których wierzył w to z nadzieją, odzyska to, co mu odebrano. Zdrada odniosła pełen sukces, na Arrakis ponownie zapanował chaos, ale zdrajca musiał przypłacić to życiem. Na co w sumie był poniekąd przygotowany. Marzenia marzeniami, ale człowiek jest częściej realistą niż o tym sądzi. I tak oto Paul i jego matka Jessica, zostają postawieni przed ogromną próbą - zostają sami na pustynnej Diunie, o której rdzennych mieszkańcach, Fremenach jest więcej plotek niż potwierdzonych faktów. Na pustyni pełnej nie tylko niebezpieczeństw związanych z burzami piaskowymi i odwodnieniem, ale również z potęgą stworzeń zwanych czerwiami. Na pustyni, na której władzę ponownie przejął Harkonnen. Jednak Paul nie jest zwykłym piętnastolatkiem, bowiem jego narodziny były efektem swoistej eugeniki, jaką prowadziły czarownice Bene Gesserit, a Jessica wszak była jedną z nich. Stworzony z jedynej w swoim rodzaju puli genetycznej, choć zrodzony wbrew woli Bene Gesserit, Paul ma zdolności przekraczające wyobrażenia na ten temat. Już pierwsza próba jakiej został poddany, gom dżabbar, udowodniła, że ma w sobie niezwykłą siłę znosząc tak potężny ból.
Fremeni, ludzie pustyni, ukrywający swoje istnienie w bezpiecznych siczach, opanowali życie na planecie do perfekcji. Jednak marzą o raju - prawdziwej zieleni, wodzie lejącej się z nieba, możliwości chodzenia bez filtraka i swobodnego oddychania. Ten raj obiecano im ale dopiero za kilka pokoleń. Wierzą jednak, że wspólna praca, wysiłek i ofiary jakie składają temu przyszłemu szczęściu są tego warte, nawet jeśli sami nie mają szansy by dożyć do spełnienia obietnicy. Są pełni wiary w różne przepowiednie, których częścią jak się okaże jest również Paul i jego matka. Spotkanie więc tej bezbronnej dwójki i grupy Fremenów doprowadzi do nietypowych zachowań, złamania kilku zasad, a wreszcie wiary, że to Paul jest legendarnym prorokiem. Chłopiec zresztą ma niezwykłą intuicję, dar uczenia się błyskawicznego i równie szybkiego wyciągania wniosków. A także możliwość przewidywania przyszłości, co jest bardzo cenne, gdy ma się ambicje by tę przyszłość zmieniać.
Najpierw zachwyciłam się zdolnością do uczenia, jaką posiadał Paul. Sama ciągle żądna wiedzy, pochłaniająca ją w tempie zastraszającym, aktualnie ucząca się wielu nowych rzeczy, byłam przez chwilę zauroczona tą postacią. Błyskawiczny refleks, zdolność do szybkiego analizowania faktów i wyciągania z nich wniosków, to było piękne. Gdy jednak zaczął w to wchodzić swoisty mistycyzm, wiara w przeznaczenie, którego Paul chciał uniknąć, a które w konsekwencji prowadził do spełnienia, sprawiło, że mój zachwyt nieco ostygł. Wszystko na Arrakis zostało wyśmienicie wyważone, pięknie opisane i skomponowane niemalże idealnie. Nie mam nawet argumentów na to, dlaczego książka mnie nie zachwyciła, na co miałam nadzieję. Podobała mi się, owszem, szczególnie sam pomysł Diuny, czerwie, dumni Fremeni, samo życie na planecie tak trudnej i męczącej swoim środowiskiem naturalnym, czarownice Bene Gesserit i dryfty na których poruszał się gruby baron. I do tego te piękne ilustracje Wojciecha Siudmaka! Wszystko to, wszystko zgrane wyśmienicie. Tylko zachwytu mi zabrakło.. Często musiałam siebie upominać, że początki książki to rok 1963. Co oznacza, że Herbert miał naprawdę niesamowitą wyobraźnię kreując tak złożony świat, jego religię i charaktery rdzennych mieszkańców na długo przed współczesnymi grami komputerowymi, rozwojem powieści fantastycznych i internetem. Sama budowa czerwia, jego opisy i sposób funkcjonowania zasługują na uznanie! Dlatego miesza się we mnie masa sprzecznych odczuć. Z jednej strony autentyczny podziw dla autora, bo napisał genialną historię. Z drugiej rozczarowanie, bo pomijając świat fantastyczny, po raz kolejny czytałam o walce o władzę, którego to tematu literatura podejmuje się od dawna, niezależnie od gatunku. A jednak gdzieś tam we mnie rodzi się coś w rodzaju oddania dla autora. I chęć sięgnięcia po kontynuację kronik Diuny. Trudno oprzeć się wrażeniu, że książka działa jak przyprawa zwana na Arrakis melanżem, od której człowiek nawet nie wie kiedy, powoli się uzależnia na zawsze. Najpierw, niczym przy mżawce, nie czuje się nic. A po chwili człowiek jest już cały mokry. A czytelniczka szuka kolejnych tomów, choć chwilę wcześniej zarzekała się, że nie czuje zachwytu,..
Diuna, Frank Herbert, Dom Wydawniczy REBIS, Poznań 2012
*str. 92
Książka niesamowita, jedna z moich ulubionych.
OdpowiedzUsuńO tak, wiem, wielbicieli ma wielu, w końcu - klasyka! :) sama się nie mogę zaliczyć do ich grona, ale na pewno jestem pod ogromnym wrażeniem :)
UsuńCzytałam dawno temu, ale mogę stwierdzić, że miałam odczucia identyczne jak Twoje. Dodam jeszcze tylko, że pomimo nie zwracam uwagi na okładki - tym razem zachwycam się ilustracjami Siudmaka. Są niesamowite:)
OdpowiedzUsuńIlustracje są genialne. Nie mogę się napatrzeć :)
UsuńKiedyś to była jedna z moich ulubionych książek S-F, którą czytałem n-razy :-) ale jak to bywa z czasem mój entuzjazm trochę osłabł, tak że nie przebrnąłem przez cały cykl. No i pojawiły się wątpliwości co do oryginalności wątków bo widać wyraźną inspirację chociażby kulturą bizantyjską i arabską chociaż oczywiście i tak nie zmienia to faktu, że to świetnie napisana książka :-).
OdpowiedzUsuńCzasami żałuję, że pewnym tytułom kazałam czekać tak długo. Być może gdybym była młodsza, też bym się bardziej zachwyciła :) A oryginalność wątków kulturowych.. no fakt, pozostaje pod znakiem zapytania, Fremeni istotnie przypominali Arabów, pod wieloma względami, od obyczajów po język, ale i tak sporo w książce oryginalności, a cóż, który z artystów nie sięgał po to co już znane..? Mi np. Sardaukarzy kojarzyli się ze Spartanami ;) co nie zmienia faktu, że w momencie powstawania książki pomysł na planetę - więzienie był naprawdę oryginalny :)
UsuńDwór Imperatora mi kojarzy się z Bizancjum a Bene Gesserit z Asasynami, a pewnie ktoś bardziej oblatany mógłby jeszcze niejednej analogii się dopatrzeć ale czy to ważne?! :-) Grunt, że książka jest zajmująca a że jeszcze większe wrażenie robi na czytelnikach w wieku nastu lat to fakt :-) sam byłem tego dowodem :-)
UsuńDokładnie, analogii pewnie można by się sporo doszukać, ale masz rację, że nie ma to aż takiego znaczenia. Ważne, że książkę się nieźle czyta. I że mimo upływu czasu ciągle ma w sobie to magiczne coś ;)
UsuńNo to zachwyciła czy nie? Mnie pierwszy tom zachwyca nieodmiennie, potem jest różnie, ale zdecydowanie warto czytać dalej.
OdpowiedzUsuńW trakcie lektury niespecjalnie. Ale im dłużej o tym myślę tym bardziej dochodzę do przekonania że zawiniło to czytanie na raty.. Na ostatnie sto stron już wzięłam książkę do pociągu i dopiero wtedy odkryłam że potrafi mnie wciągnąć. Po odłożeniu książki po lekturze zaczęła działać trochę jej magia. Ale to że jestem pod wrażeniem nie ulega wątpliwości. I że w planach ciąg dalszy - także :-)
UsuńDiuna! Czytałam dawno temu i mój stosunek do tej powieści można określić mniej więcej tak: podobało mi się, ale nie zachwyciło. ;)
OdpowiedzUsuń"Najpierw zachwyciłam się zdolnością do uczenia, jaką posiadał Paul" - wiesz, ja to już zielenieję z zazdrości za każdym razem, kiedy bohater/ka czytanej przeze mnie książki ma niezwykłe zdolności umysłowe. Kiedy zapanowała moda na wampiry i inne takie, pomyślałam sobie, że też mogłabym być nieumarłą, jeśli oznaczałoby to całą wieczność na naukę i czytanie. ;)
Czyli mamy podobną refleksję odnośnie książki :)
UsuńA co do zdolności Paula to akurat tę, dotyczącą umiejętności do nauki, traktuję jako coś naturalnego, stąd zresztą cytat na początku wpisu. Właśnie to jest coś, co dla mnie jest niezmiennie zadziwiające - jak mało ludzi dostrzega w sobie tę zdolność. A każdy ją posiada. Mamy 100% fenomenalnego mózgu do spożytkowania, wystarczy przełamać w sobie tę barierę, która mówi "nie dam rady" ;) A o wampirach w literaturze zbyt wiele nie wiem więc nie mogę się wypowiedzieć. Choć wieczność na naukę jak najbardziej brzmi kusząco..;)
Ostatnio znalazłam Diunę na strychu :D Po Twojej recencji pewnie ją przeczytam, chociaż nie przepadam za literaturą tego typu :)
OdpowiedzUsuńTeż nie mogę powiedzieć by to był mój typ literatury ;) ale czasami warto wyjść poza schemat :) dziekuję za miłe słowa :)
UsuńJakoś nie mogę przekonać się do fantastyki. I jeśli już to wybieram motyw wampirów, wilkołaków lub magii ;)
OdpowiedzUsuńTeż nie jestem przesadną wielbicielką, ale klasykę chciałabym poznać :)
Usuń