Reportaże Mariusza Szczygła stały sobie jakiś czas na półce, pożyczone od przyjaciółki. Która wie, że oddam, więc nie było pośpiechu. I proszę, jak piękne się wpisały w aktualne potrzeby.
------------
Uświadomiłam sobie, że szpital dla psychicznie chorych jest w Czechosłowacji jedynym normalnym miejscem, bo wszyscy mogą tam bezkarnie mówić, co naprawdę myślą.*
Dokształcam się dzięki reportażom. Obserwuję w sobie ponownie chęć do poznawania świata i ludzi, co ostatnio było we mnie nieco uśpione. Nawet, gdy ci ludzie jawią się jako osoby mocno zakłamane, albo ciut zbyt dziwaczne, nawet jak na moje tolerancyjne podejście do sprawy. Bo sama nie wiem czy chciałabym poznać mieszkańców Pitcairn. Natomiast Czechów? Bardzo chętnie! W ogóle, chciałabym wybrać się do Pragi i chodzić ulicami Franza K. Popytać o kafkarnę. I zrozumieć z kontekstu, co to znaczy.
Reportaże Mariusza Szczygła to niezwykłe świadectwo czasów, jakby się zdawało bardzo odległych, ale ciągle żywych w sercach i umysłach ludzi, o których pisze. Taki Bata (Ani kroku bez Baty), prekursor orwellowskiego świata z Wielkim Bratem w roli głównej, którego buty są znane dużo bardziej, niż idąca za nimi historia, wciąż jest legendą, nawet jeśli ta legenda ma negatywny odcień. Pozostawione dziedzictwo i wspomnienia pracowników świadczą o pełnym, niczym nieskrępowanym inwigilowaniu pracowników- od ilości przepracowywanych godzin, poprzez miejsce zamieszkania, z metrażem stosownym dla jego rodziny i kuchnią tak małą, że niewiele się w niej mieści, ale za to blisko sąsiada, którego się mimowolnie szpieguje, po zakończenie "współpracy" na warunkach pracodawcy.
Lida Baarova, źródło zdjęcia |
Źródło zdjęcia |
Całość jest świetne skomponowana i zgrana w tym jednym tomie. Mimo tego, że historie często dotyczą innych ludzi i nieco innych czasów, mają ze sobą wspólne mianowniki. Jak niektóre miejsca, czy podobne osoby w kręgu znajomych, bądź wrogów. Wszystko to czyta się diablo dobrze, nawet gdy pewne opowieści wydają się niewiarygodne, mrożą krew w żyłach lub po prostu, zasmucają i wywołują masę refleksji. Człowiek człowiekowi.. Mogę tylko powiedzieć, że taki cykl absolutnie nie zaspokaja głodu i po lekturze ma się tylko ochotę na więcej. I więcej.
Gottland, Mariusz Szczygieł, Wydawnictwo Czarne, Wołowiec 2006
* str.149
Mnie się szalenie podobało określenie "batyzm", że niby prawie jak faszyzm :) Recenzja z Gottlandu była jedną z pierwszych na moim blogu i też podkreśliłem to zdanie o szpitalu psychiatrycznym, samo w sobie znakomite. I cały czas się dziwiłem, że dla nas Czechosłowacja to były tylko kolorowe sklepy i nikt nie miał pojęcia, co się dzieje w podwórkach za nimi.
OdpowiedzUsuńPopatrz, widać książka zrobiła na nas podobne wrażenie :) Batyzm też mi się podobał - określenie rzecz jasna, a nie traktowanie pracowników. A zdanie o szpitalu - Ty wiesz, że cała strona mi została w głowie na długo. Kolejno wymieniani artyści których zdeklasowano, kazano pracować w innych zawodach, odebrano sens życia.. I podsumowanie ze szpitalem - kapitalne w kontekście całości! Ja za czasów istnienia Czechosłowacji zbyt wiele o samym kraju nie wiedziałam niestety.. Raz autokarem przejeżdżaliśmy przez Pragę, ale jako że to był tylko przejazd, dwa, dawno temu (będzie z 20 lat) to i słabo pamiętam..
Usuńja zaliczyłem wczasy pracownicze z rodzicami i kolonie, niestety, Praga była potraktowana po macoszemu, jakieś jednodniowe wypady tylko :( Zdecydowanie polecam Ci "Kacicę" Kohouta, to jeden z tych zmarginalizowanych pisarzy opozycjonistów.
UsuńTo i tak udało Ci się zobaczyć więcej.. A wiesz czytasz mi w myślach bo po "Gottlandzie" to aż się prosi by poznać czeskich autorów a już w szczególności tych wspomnianych w książce.
UsuńTo ja tylko dorzucę, że Kacica to jedna z moich ulubionych powieści, wielokrotnie czytanych. Zresztą to była miłość od pierwszego przekartkowania na stoisku z tanią książką:P
UsuńŁadnie... Jako ofiara Twoich lekturowych zachęt niezwłocznie rozpocznę poszukiwania ;) bo tu to nawet nie widzę innego wyjścia :P
UsuńZaraz tam ofiara, doprawdy, chyba aż tak źle z tymi zachętami dotąd nie było? Do Kacicy obowiązkowo powtórka Szpitala na peryferiach :D
UsuńMarudzenie to w końcu nasza cecha narodowa ;) a wiesz dobrze że od Ciebie to ja mam same strzały w dziesiątkę :) dlatego cóż.. Pomarudzić muszę chociażby dlatego że lista długa a Ty ciągle coś dajesz nowego.. ;P
UsuńJakie ciągle? Już nie pamiętam, co było ostatnie, Mali bohaterowie chyba.
UsuńNo tak. A kolejne tytuły Rolleczek już Ci umknęły? Poza tym sporo tytułów mam zanotowane przez Ciebie właśnie. "Omega" Szczygielskiego na przykład jest bezpośrednio wynikiem nieuważnego zaglądania na Twój blog. Dużo jest tych tytułów tylko aktualnie "Omega" przyszła mi do głowy.. Jak sobie przypomę więcej (w końcu pomysł zapisywania nie wziął się znikąd..) to niezwłocznie Cię powiadomię ;P
UsuńOch, och. To znaczy, że jestem wpływowym blogerem :DD Omegę dalej bardzo polecam, akurat na wakacje będzie dobra.
UsuńOoo .. Zauważyłeś ;P
UsuńPrzypomniał mi się kolejny tytuł, zresztą aktualnie pod lupą - "Diuna"!
Też doskonała na wakacje:) Ja mam słabą orientację, stąd spóźnione zauważanie :P
UsuńWidać muszę to częściej powtarzać. Choć mam nieodparte wrażenie że mówiłam to naprawdę wiele razy ;P
Usuń"Diunę" niestety mogę tylko w domu bo mam zakaz dźwigania po operacji a to przecież cegła toteż do pociągu biorę lżejsze woluminy. No ale przez to czytam na raty..
tak, tak, koniecznie powtarzaj częściej, niech mi ego eksploduje i będziesz miała z głowy:P Ja jestem na etapie wybierania lektury na wakacje i chwilowo mam osiem pozycji obowiązkowych. Pojęcia nie mam, czy mi wystarczy, czy może przywiozę połowę nietkniętą do domu.
UsuńNo i wydało się.. Taki był mniej więcej mój plan..;P
UsuńNa wakacje zawsze lepiej wziąć więcej jak mniej. Bo pod ręką warto mieć wszystko co aktualnie interesuje. Osiem to zdecydowanie mało ;)
Kobiety są podstępne i przewrotne :P Też uważam, że lepiej za dużo niż za mało, dorzucę jeszcze kilka, w tym jakąś cegłę.
UsuńTak, tak. Na dodatek wszystkie! Jak jeden mąż ;P
UsuńTak czułam że kwestii ilości książek na wakacje będziemy się zgadzać :)
Tak jest, jak jeden mąż. Mam uraz w kwestii wakacyjnych lektur po tym, jak długie lata mogłem wziąć jedną (słownie jedną) książkę na wakacje, bo jeździliśmy PKSem i bagaż należało ograniczać. Książka się kończyła po tygodniu i można było zwariować.
UsuńMój uraz jest tak długotrwały, że wszyscy się ze mnie śmieją, że na urlop biorę ze sobą walizkę książek ;) a wracam z dwiema, jeśli po drodze jest księgarnia/antykwariat/tania książki :) I nawet ciężar wożenia tego wszystkiego nie jest w stanie mnie przekonać do czytników :)
UsuńOstatnio przeczytałem dwie książki w telefonie i dało się przeżyć, chociaż to nie całkiem to samo. Zresztą z audiobookami mam podobnie, słucham i niekoniecznie wiem, o co chodzi - chociaż ponoć to kwestia treningu.
UsuńWiesz, jak była potrzeba to też skorzystałam z czytnika, co wynikało już mocno z praktycznego podejścia, co nie zmienia faktu, że to nie dla mnie. Audiobooki tak samo. Próbowałam i cóż.. A tracić czas na ten trening nie mam ochoty :) wolę już poczytać :)
UsuńJa też nie lubię e-booków. Przeczytałam 3 na laptopie i chyba na razie wystarczy. Co do audiobooków, to jestem wzrokowcem, przez co nie potrafię się skupić, jak ktoś mi czyta. Muszę mieć tekst przed oczami.
UsuńPrzeczytałam parę podczas długiego wyjazdu, co miało swoje uzasadnienie - walizka była lżejsza o kilka pozycji książkowych a ja nie musiałam płacić za nadbagaż. Ale to dla mnie jedyne uzasadnienie dla korzystania z e-booków :)
UsuńPo moim czeskim czerwcu mam ogromna ochote na reportaze Szczygla.
OdpowiedzUsuńPieknie o nich napisalas. Nie wiem dlaczego, ale spodziewalam sie zupelnie innych historii.
To spotkasz tu parę znajomych nazwisk jak Oty Pavela czy Hrabala. Takie trochę sceny zza kulis utworów. Podejrzewam że równie interesujące jak same utwory :) kto wie, może nawet bardziej..
UsuńSwietnie! W takim razie musze sie zaopatrzyc :)
UsuńO, myślę, że po czeskich inspiracjach literackich to może być naprawdę interesujące (choć i przykre niestety, ale cóż, życie..) dopełnienie :)
UsuńCzytałam już jakiś czas temu, też mi się bardzo podobało i zapadło w pamięć, doskonale pamiętam historie o tej aktorce czy gigantycznym pomniku (tę szczególnie!). Świetna recenzja, ja mam zawsze problem z pisaniem o reportażach. No i dlatego zwykle nie piszę.
OdpowiedzUsuń;)
Dziekuję za miłe słowa :) ja mam z kolei tak że piszę tylko o tym, co naprawdę zrobiło na mnie wrażenie. Bo wtedy to i słowa same się pojawiają znikąd. A reportaże ostatnio wywołują tylko nienasycenie :)
UsuńJa też tylko o tym, co zrobiło na mnie wrażenie - dobre lub złe, ale to pierwsze zdecydowanie, zdecydowanie częściej. Bo chyba najgorzej pisze się o książkach zwykłych i nijakich. Ale że w ogóle piszę mało, to reportaże (nawet te naprawdę dobre) też tak jakoś przepadają... ;)
UsuńWłaśnie to jest jedyny minus jaki mogę Ci zarzucić - że za mało piszesz ;) ale sama wiem że czasami nawet najlepsza książka musi poczekać na lepszy moment a czasami cóż, nie doczekać się go wcale. Ale może następne reportaże uda Ci się opisać? Kto wie :)
UsuńDawno czytałam, ale lektura tej książki zrobiła na mnie takie wrażenie, że kilka historii pamiętam do dziś, w tym jedną, o której akurat nie wspomniałaś, o Marcie Kubisovej. Kiedyś zdarzyło mi się być na Morawach i widziałam miasto Baty, mając w pamięci "Gottland":) Świetna książka i bardzo dobry wpis :)
OdpowiedzUsuńMyślę, że "Gottland" długo pozostanie w mojej pamięci również.. Niezwykła lektura. Rozglądam się już za "Zróbmy sobie raj", a w międzyczasie przeglądam stronę autora :) Dziękuję! :)
UsuńO Lidzie Baaroej sporo czytałam, przy okazji Goebbelsa. O książce Szczygła czytałam różne opinie, ale bardzo chetnie bym ją przeczytała :)
OdpowiedzUsuńO widzisz, różne opinie też wzbudzają ciekawość wobec jakiejś książki. Ja oczywiście polecam :)
UsuńMoże i ja sięgnę po Szczygła, gdyż Cechy mnie ciekawią, a po Pradze też bym chętnie pochodziła. Może to marzenie mi się jeszcze spełni.)
OdpowiedzUsuńTo jak Cię interesują, to warto sięgnąć :) A marzenie o Pradze - mam nadzieję, że nam obu się spełni :)
Usuń