Zanim uda się odbudować naród, obywatele muszą najpierw zrozumieć, jak doszło do jego zniszczenia: w jaki sposób osłabiano instytucje, wypaczano język, manipulowano ludźmi. Muszą znać konkrety, nie ogólne teorie, muszą usłyszeć osobiste świadectwa, nie ogólniki na temat mas. Muszą lepiej pojąć, co powodowało ich poprzednikami, dostrzec w nich ludzi z krwi i kości. Dopiero wtedy będzie możliwa powolna odbudowa społeczeństwa.*
Anne Applebaum poświęciła tej pozycji sześć lat, które spędziła na wertowaniu archiwów, rozmowach z ludźmi (pisarzami, artystami, dziennikarzami), którzy ciągle jeszcze wspominają lata stalinizmu, będący świadkami jego rozkwitu bądź upadku, a także na czytaniu literatury przedmiotu. Jej praca zaowocowała niezwykłym dziełem, które oprócz wartości historycznej ma walory świetnego reportażu, niezwykłych wywiadów, a także dużego taktu wobec osób, które brały czynny udział w tworzeniu państw socjalistycznych, a które później historia i ich współcześni oceniali bardzo surowo.
Węgry, Niemcy Wschodnie, tak zwane NRD, oraz Polska są głównymi bohaterami tej książki, choć Czechosłowacja, Bułgaria czy Rumunia również wzięły w niej udział jako bohaterowi poboczni. Głównym zainteresowaniem autorki jednak cieszyły się te trzy kraje, między którymi jak sama powiedziała w wywiadzie**, można wskazać więcej różnic niż cech wspólnych, ale w których proces tworzenia państwa socjalistycznego przebiegał w dokładnie ten sam sposób, ze stosowaniem tych samych metod podporządkowywania sobie ludzi oraz tworzeniem podobnej aparatury rządowo-policyjnej.
Po drugiej wojnie światowej, po której większość narodów biorących w niej udział przeżyła ogromne traumy, związane zarówno z samymi działaniami wojennymi, okupacją, a przede wszystkim z gettami i obozami koncentracyjnymi, w których zginęło całe mnóstwo ich bliskich i znajomych, konieczność odczuwania ulgi po jej zakończeniu była silna. Każdy potrzebował poczucia wolności, możliwości swobodnego funkcjonowania i jako takiej normalności. Wkroczenie Armii Czerwonej, która teoretycznie przynosiła wyzwolenie, witane więc było z autentycznym entuzjazmem i prawdziwym poczuciem ulgi. To, co jednak przemilczały późniejsze informacje na ten temat to liczne zniszczenia, ciała zamordowanych ludzi i zniszczone psychiki zgwałconych kobiet, które pozostawiała za sobą przechodząca z triumfem przez kolejne kraje armia radzieckich żołnierzy. Już sam ten początek mógł dawać sporą wiedzę w temacie tego, jaką tak naprawdę przyszłość przygotowuje ZSRR dla okupowanych państw. Od tej historii, od wkroczenia armii radzieckiej do każdego z państw przyszłego bloku wschodniego zaczyna swoją opowieść Anne Applebaum. Kolejne rozdziały przybliżają historię powstawania, jako kraju komunistycznego, każdego z tych państw kolejno od och sekretarzy generalnych partii, zwanych "małymi" Stalinami (na Węgrzech Mátyás Rákosi, w Polsce Bolesław Bierut, w Niemczech Wschodnich Walter Ulbricht), tworzenia Partii, aparatu bezpieczeństwa, który z czasem przerodził się w kolejne narzędzie socjalistycznego terroru, pilotowanie grup młodzieżowych, w których zduszano wszelkie spontaniczne inicjatywy, a wreszcie do planów kilkuletnich stworzonych w każdym kraju, mających na celu sprawną i szybką odbudowę państw po wojnie, rozbudowę miast, szkół i gospodarki. Jednakże to jest elementarna wiedza historyczna, którą może przekazać każdy podręcznik. Czym się zatem wyróżnia ta książka?
Anne Applebaum opisuje kolejne elementy znanej nam już historii ukazując jej szczegóły w kontekście wszystkich wydarzeń, zarówno wojennych, jak i tych zaraz po wojnie. Sytuacje, ludzi, poszczególne miasta opisuje drobiazgowo, dając zaplecze kolejnych działań wszystkich bohaterów tego trudnego okresu. Opisując drogę polityczną "małych" Stalinów opowiada o ich przeszłości, wymienia zaciemnienia wokół Bieruta, nie przemilcza rozkochania w systemie jaki wprowadzał stalinizm u Ulbrechta, pisząc o gwałtach jakie dokonywała "zwycięska" Armia Czerwona nie opuszcza fragmentów związanych ze spustoszeniami, jakie po sobie zostawiła, ale też daje psychologiczny obraz jej wycieńczonych żołnierzy. W reporterski sposób omawia osoby, które brały udział w budowaniu socjalizmu w swoich krajach, przedstawia ich punkty widzenia, trudności, z jakimi się borykali, ich próbę wiary w reżym komunistyczny, albo próbę wykorzystania zastanej sytuacji w najlepszy możliwy dla swojego narodu sposób. Żyjąc w krajach komunistycznych w okresie rozkwitu stalinizmu nie sposób było zupełnie nie brać udziału w zachwalaniu ustroju. Brak obecności na marszach pierwszomajowych, manifestach, festynach, brak udziału w zbiorowym śpiewaniu pieśni chwalących czy to Stalina, czy Partię, mogło skutkować zainteresowaniem Bezpieki, wzięciem danej osoby pod obserwację w najlepszym przypadku, aresztowaniem i brutalnym przesłuchiwaniem w najgorszym. Paranoja Stalina wywoła również obłęd w jego poplecznikach. Szukanie szpiegów tam, gdzie ich nie było, zwalczanie wszelkich spotkań zorganizowanych żeby zapobiec ewentualnego buntowi, zwalczanie organizacji religijnych, walka z Kościołem, to wszystko by utrzymać cały czas silną pozycję, nie pozwolić by ktokolwiek zaczął myśleć samodzielnie, a wreszcie doprowadzić do utworzenia Homo Sovieticusa..
Poznawanie tej epoki to nie tylko kwestia dogłębnego przyjrzenia się kolejnym etapom zmian historyczno - politycznych okresu. Jest tutaj i historia, ale i jej kontekst społeczny, jest przedstawianie wydarzeń ogólnie, ale i przez pryzmat jednostek, zwykłych, szarych ludzi, z cytowaniem listów robotników, opowieści związanych z codziennym życiem, swoistym rozdwojeniem jaźni, które wywoływało publiczne mówienie tego, co poprawne i pochwalane przez ustrój. To fragmenty książek, reportaży, poezji z okresu, dające dowód tego, że choć ludzie musieli żyć pod przymusem, walczyć o szansę na przetrwanie, to jednak nie udawało się wcale łatwo przetransformować ich w Homo Sovieticusa, jak to sobie wyobrażał Stalin. Ta krótka z historycznego punktu widzenia epopeja sowieckiego obłędu jest o tyle ważna, że pokazuje, że jednoznaczne, czarno-białe oceny zachowań i decyzji ludzi żyjących w tamtych czasach jest błędnym i nie do końca sprawiedliwym zachowaniem. Chociażby dlatego, że często za tymi decyzjami krył się strach o rodzinę, o najbliższych, o życie. Oczywiście z uwzględnieniem, że nie każdy człowiek o to życie musiał się obawiać, nie każda decyzja wynikała z przymusu. To też historia o tych, którzy uwierzyli komunizmowi, a więc jednoznacznie opowiedzieli się za reżymem, o tych, którymi łatwo było manipulować, bo byli słabego charakteru, jednak przede wszystkim o tym, że ludzie po prostu chcieli normalnie żyć, nawet jeśli w związku z tym musieli czasem zaśpiewać bezsensowne pieśni.
Szczerze mówiąc ta książka udowadnia tylko jak mało wiedziałam o tym okresie. Hasła, nazwy, daty, to wszystko to było jak widok za mgłą. Wiedziałam i nie wiedziałam jednocześnie. Miałam świadomość tego, jak było ciężko w tamtych czasach, ale nie wiedziałam nawet jak bardzo. Gdy dziś człowiek ma prawo do wykształcenia, własnych poglądów politycznych, czy wyznania religijnego ot tak, po prostu, bo jest człowiekiem, nie jest w stanie w pełni zrozumieć problemów tamtej epoki. Dlatego tak ważna jest ta książka. Rozrzedza mgłę, przejaśnia obraz. A przy okazji to kawał rzetelnej pracy dziennikarskiej. Mogę tylko zachęcać do lektury.
Anne Applebaum opisuje kolejne elementy znanej nam już historii ukazując jej szczegóły w kontekście wszystkich wydarzeń, zarówno wojennych, jak i tych zaraz po wojnie. Sytuacje, ludzi, poszczególne miasta opisuje drobiazgowo, dając zaplecze kolejnych działań wszystkich bohaterów tego trudnego okresu. Opisując drogę polityczną "małych" Stalinów opowiada o ich przeszłości, wymienia zaciemnienia wokół Bieruta, nie przemilcza rozkochania w systemie jaki wprowadzał stalinizm u Ulbrechta, pisząc o gwałtach jakie dokonywała "zwycięska" Armia Czerwona nie opuszcza fragmentów związanych ze spustoszeniami, jakie po sobie zostawiła, ale też daje psychologiczny obraz jej wycieńczonych żołnierzy. W reporterski sposób omawia osoby, które brały udział w budowaniu socjalizmu w swoich krajach, przedstawia ich punkty widzenia, trudności, z jakimi się borykali, ich próbę wiary w reżym komunistyczny, albo próbę wykorzystania zastanej sytuacji w najlepszy możliwy dla swojego narodu sposób. Żyjąc w krajach komunistycznych w okresie rozkwitu stalinizmu nie sposób było zupełnie nie brać udziału w zachwalaniu ustroju. Brak obecności na marszach pierwszomajowych, manifestach, festynach, brak udziału w zbiorowym śpiewaniu pieśni chwalących czy to Stalina, czy Partię, mogło skutkować zainteresowaniem Bezpieki, wzięciem danej osoby pod obserwację w najlepszym przypadku, aresztowaniem i brutalnym przesłuchiwaniem w najgorszym. Paranoja Stalina wywoła również obłęd w jego poplecznikach. Szukanie szpiegów tam, gdzie ich nie było, zwalczanie wszelkich spotkań zorganizowanych żeby zapobiec ewentualnego buntowi, zwalczanie organizacji religijnych, walka z Kościołem, to wszystko by utrzymać cały czas silną pozycję, nie pozwolić by ktokolwiek zaczął myśleć samodzielnie, a wreszcie doprowadzić do utworzenia Homo Sovieticusa..
Poznawanie tej epoki to nie tylko kwestia dogłębnego przyjrzenia się kolejnym etapom zmian historyczno - politycznych okresu. Jest tutaj i historia, ale i jej kontekst społeczny, jest przedstawianie wydarzeń ogólnie, ale i przez pryzmat jednostek, zwykłych, szarych ludzi, z cytowaniem listów robotników, opowieści związanych z codziennym życiem, swoistym rozdwojeniem jaźni, które wywoływało publiczne mówienie tego, co poprawne i pochwalane przez ustrój. To fragmenty książek, reportaży, poezji z okresu, dające dowód tego, że choć ludzie musieli żyć pod przymusem, walczyć o szansę na przetrwanie, to jednak nie udawało się wcale łatwo przetransformować ich w Homo Sovieticusa, jak to sobie wyobrażał Stalin. Ta krótka z historycznego punktu widzenia epopeja sowieckiego obłędu jest o tyle ważna, że pokazuje, że jednoznaczne, czarno-białe oceny zachowań i decyzji ludzi żyjących w tamtych czasach jest błędnym i nie do końca sprawiedliwym zachowaniem. Chociażby dlatego, że często za tymi decyzjami krył się strach o rodzinę, o najbliższych, o życie. Oczywiście z uwzględnieniem, że nie każdy człowiek o to życie musiał się obawiać, nie każda decyzja wynikała z przymusu. To też historia o tych, którzy uwierzyli komunizmowi, a więc jednoznacznie opowiedzieli się za reżymem, o tych, którymi łatwo było manipulować, bo byli słabego charakteru, jednak przede wszystkim o tym, że ludzie po prostu chcieli normalnie żyć, nawet jeśli w związku z tym musieli czasem zaśpiewać bezsensowne pieśni.
Szczerze mówiąc ta książka udowadnia tylko jak mało wiedziałam o tym okresie. Hasła, nazwy, daty, to wszystko to było jak widok za mgłą. Wiedziałam i nie wiedziałam jednocześnie. Miałam świadomość tego, jak było ciężko w tamtych czasach, ale nie wiedziałam nawet jak bardzo. Gdy dziś człowiek ma prawo do wykształcenia, własnych poglądów politycznych, czy wyznania religijnego ot tak, po prostu, bo jest człowiekiem, nie jest w stanie w pełni zrozumieć problemów tamtej epoki. Dlatego tak ważna jest ta książka. Rozrzedza mgłę, przejaśnia obraz. A przy okazji to kawał rzetelnej pracy dziennikarskiej. Mogę tylko zachęcać do lektury.
Za żelazną kurtyną. Ujarzmienie Europy Wschodniej 1944-1956, Anne Applebaum, Świat Książki przy współpracy z Agora S.A., Warszawa 2013
* str. 522
** wywiad można obejrzeć tutaj
No faktycznie, do Brzechwy akurat :) a jak tam u Applebaum ze stylem? Przeglądałem "Gułag", wydał mi się raczej ciężkawy.
OdpowiedzUsuńPrawda? ;-) A wiesz, tutaj styl nie jest najgorszy. Ale przyznaję, nie jest to lektura typu lekkiego. Wymagająca i czasochłonna, ale nie mam pewności, czy przez ciężkość tematu bardziej, czy stylu autorki. Mi się ogólnie przyjemne ją czytało.
UsuńAleż to zabrzmiało.. Przyjemnie, bo nie ma trudności stylistycznych, choć tematycznie wiadomo.. Żeby nie było że czerpię jakieś sadystyczne przyjemności ;-)
UsuńNie no, rozumiem. Ja z tematyką obcuję na co dzień, więc pewnie po to nie sięgnę, ale dobrze, że jest coś, co się dobrze czyta i jest kompetentne.
UsuńO widzisz, a dla mnie to trochę było jak odkurzenie bardzo starej półki. Niby wiedziałam co jest pod spodem, ale i tak niektóre ślady na półce zaskoczyły.. A jakoś mam wrażenie, że jest sporo osób z przybliżoną wiedzą do mojej.
UsuńTakich książek akurat nigdy za dużo, stale coś takiego powinno być na rynku.
UsuńPopieram. Mam ochotę na więcej, bo ta się zamyka zgodnie z tytułem na 1956 roku (choć wiadomo, z niektórymi tematami przeskakuje dalej, ale to pobieżnie), a chciałabym teraz "odkurzyć" resztę okresu komunizmu do jego końca w '89. Swoją drogą jednak coś mi mignęło w planowanych wydaniach, że ma być więcej pozycji w temacie. Podejrzewam, że w związku z 25-leciem, ale może to przypadek..
UsuńFaktycznie, mamy rocznicę. To na bank będzie fala publikacji, tylko pewnie będzie problem, żeby wybrać najlepsze.
UsuńZ tym wyborem dobrych pozycji zawsze jest problem. Szkoda że sam teraz nie sięgasz po ten temat dzięki czemu miałabym rzetelne informacje czego unikać ;-)
UsuńPewnie to i owo mi w ręce wpadnie, to się podzielę wieściami :)
UsuńO, koniecznie :-) będę zobowiązana :-)
UsuńSpoko. Tylko niech się rozejrzę w zapowiedziach, bo nic mi w oko nie wpadło dotąd. Najwyraźniej wydawcy zaspali :P
OdpowiedzUsuńWiesz, ten anormalny długi weekend wszystkich chyba ciągle jeszcze zadziwia.. I jakoś wpływa na normalny rytm ;-)
UsuńJa wciąż na urlopie, to w ogóle.
UsuńSzczęściarz! Co prawda nie mogę narzekać na brak wolnego w ostatnich dniach, ale nadal co urlop to urlop ;-)
UsuńTia, tyle że we wtorek czeka mnie brutalny szok :(
UsuńJak to po urlopie bywa... Dlatego na razie ciesz się jeszcze urlopem ;-) Myślenie o wtorku zostaw na wtorek rano ;-)
UsuńPróbuję, ale zła wieść już przeniknęła do świadomości:P
UsuńOj tam, weź jakąś dobrą książkę do ręki i daj się ponieść literaturze ;P i zła wieść się ulotni ;-)
UsuńNie jestem człowiekiem, który dowolnie dysponuje swoim czasem, niestety :( Trochę poczytałem, ale widać historia nie jest dość dobra, żeby się wieści ulatniały :D
UsuńHm.. Dobra, nie dopytuję, choć trochę to intrygująco zabrzmiało. W tej sytuacji nie pozostaje Ci nic innego jak wybrać inny tytuł ;D ewentualnie zająć myśli czymś innym. Dobra wieść jest taka, że przed Tobą nadal dwa dni wolnego! Może na niej się skup? ;-)
UsuńŻadna tajemnica, muszę jedną robotę skończyć. A tytułu nie zmienię, bo i tak mam dwa zaczęte. Spróbuję jakichś afirmacji albo mantrowania.
UsuńRozumiem, że trochę trudniej z motywacją do skończenia tej roboty? Dwa zaczęte to przecież nadal tylko dwa. Możesz jeszcze jeden dorzucić ;-) Mantrowanie też może być przydatne ;-) Możesz spróbować też jogi, muzyki relaksacyjnej, ewentualnie pobiegać ;-)
UsuńNajlepszą motywacją do skończenia roboty są finanse:P Trzeciej książki nie dołożę, bo zgubię wątki w dwóch pozostałych. Muzykę mam raczej pobudzającą, żeby nie usnąć, a bieganie problemu nie załatwi, prędzej czekolada.
UsuńWiesz, jakbyś był bliżej to bym Cię poczęstowała, bo właśnie widzę, że mój informatyk się dorwał do czegoś i jeszcze jest (ale to jeszcze potrwa chwilę..) nawet kawałek ;-) a tak to mogę Cię ewentualnie zachęcić do szybkiej wizyty w sklepie całodobowym, o ile nie masz czegoś pod ręką ;-)
UsuńDzięki, coś znajdę, po świętość obfitość dóbr czekoladowych i czekoladopodobnych :D
UsuńO, jak masz obfitość, to nic tylko się dosładzać ;-)
UsuńByle dzieci nie zauważyły, że mają manko :P
UsuńOj, nie chcę straszyć, ale tu mogą być naprawdę dokładnymi księgowymi ;-) chyba, że nie są przesadnymi wielbicielkami, to jeszcze masz szansę..;-)
UsuńZa bardzo były rozproszone przy odbieraniu prezentów, żeby dokładnie zliczyć, jest szansa :P
UsuńJednak nie masz to jak rozproszenie uwagi prezentem. O wszystkim można zapomnieć ;-) to trzymam kciuki by zadziałało ;-)
UsuńPo kiepskich doświadczeniach z jej "Gułagiem" omijam kobietę szerokim łukiem. W porównaniu z nią Sołżenicyn był niemalże "złotousty" :-)
OdpowiedzUsuńAż muszę zajrzeć do tej książki bo kompletnie nie mam punktu odniesienia! Swoją drogą może teraz Pulitzera dają za ciężki styl? ;-)
UsuńMoże się od tamtego czasu podciągnęła a może po prostu wersja angielska jest lepsza :-)
UsuńObie wersje są prawdopodobne ;-) co nie zmienia faktu, że zajrzeć do "Gułagu" warto chociażby dla porównania stylu :-)
UsuńTematyka jest mi znana, ale myślę, że nie zaszkodzi spojrzeć na nią pod innym kątem, nieco szerszym. Bo ten węższy tak jakoś mi się skojarzył z telewizyjnym serialem Dom (moim zdaniem jednym z lepszych polskich seriali). Żaden z bohaterów nie jest kryształowy, nic nie jest ani czarne, ani białe i chyba to mi się najbardziej w nim podoba, to spojrzenie na ludzi w kontekście uwarunkowań w jakich żyli i tej chęci uwierzenia w normalność mimo wszystko i przeciw wszystkiemu, a że niektórzy próbowali mieć zbyt długo zamknięte oczy, a inni umieli to wykorzystać dla własnych oportunistycznych celów to inna sprawa.
OdpowiedzUsuńMi niby też była znana w ogółach, datach i pewnych faktach (inna sprawa, że ciągle też się dokształcam), ale to szersze ujęcie jest bardzo ciekawe. Daje do myślenia i pozwala trochę na więcej zrozumienia tego, w jakich warunkach się żyło.
UsuńSerial "Dom" kiedyś oglądałam z rodziną, ale chyba byłam za mała, żeby dokładnie zrozumieć i teraz pamiętać. Może kiedyś sobie odświeżę ;-)
Kasiu, że się wtrącę: spróbuj Przyszłem Głowackiego, bardzo zręcznie napisana rzecz i nawet dość kształcąca.
UsuńWtrącaj się, wtrącaj. Skoro polecasz, to spróbuję, choć odstraszał mnie tytuł (snobka językowa się odezwała..). Potrzebuję się dokształcać i to bardzo..
UsuńTytuł akurat ma pełne umocowanie w treści, w końcu to o Wałęsie jest :P
UsuńDomyślałam się, ale i tak.. Rozpowszechnienie tego tytułu na plakatach wywołało we mnie odczucie, że teraz to dopiero młodzież zacznie poprawnie mówić, jak się tytuł w głowach utrwali..;(
UsuńGdyby jedynym problemem z językiem młodzieży było poszłem, to doprawdy nie byłoby nad czym płakać :P
UsuńWcale nie twierdzę, że to jedyny problem ;P
UsuńA ja tam nie zamierzam się przejmować językiem młodzieży, nie mnie za to płacą :P
UsuńCóż, mi też za to nikt nie płaci... i nie jest tak, że spędza mi to sen z powiek, choć nie powiem, czasami irytuje styl wypowiedzi młodych ludzi. Ot, podzieliłam się refleksją, która się pojawiała za każdym razem, gdy przechodziłam koło plakatu (mój pech jest taki, że mijałam go średnio dwa razy dzienne)
UsuńNa mojej trasie wisiał tylko jeden, na szczęście mało wyeksponowany :P I nie budził żadnych refleksji, na szczęście.
UsuńBo nie masz natręctw ;-) Ja się krzywię za każdym razem, gdy widzę, że ktoś pisze "z resztą" w znaczeniu "zresztą". Ba, jak sama popełnię błąd to dopiero się krzywię! ;-)
UsuńJa mam gigantyczne skrzywienie zawodowe, ale je tłamszę w okolicznościach pozaprofesjonalnych, bo inaczej żyć bym nie mógł :)
UsuńWiadomo, trzeba to tłamsić (podziwiam!), ale cóż, dlatego nazwałam to u siebie natręctwem. Jest silniejsze ode mnie ;-)
UsuńTłamszę, ale skutek jest różny, po książki niektórych wydawnictw programowo nie sięgam, bo wiem, że będę miał permanentny ból zębów przy czytaniu.
UsuńMoże warto zrobić listę takich wydawnictw? Jakbyś zrobił to poproszę na maila ;-) Wiesz, wolę prewencyjnie zadbać o zęby..;-)
UsuńŻaden sekret: miejsce pierwsze Bellona, miejsce drugie Dolnośląskie. Nie licząc pokątnych oficynek, ale tych na szczęście nie czytam za często (chyba że jakieś zaległości z lat 90.).
UsuńAleż mnie ucieszyłeś! Wydawnictwa najrzadziej przeze mnie kupowane ;-)
UsuńPrzeze mnie też, zbyt boleśnie się kilka razy naciąłem, na szczęście nie za własne pieniądze.
UsuńPrzynajmniej tyle dobrego :-) Przeglądam sobie publikacje obydwu wydawnictw. Dziwne, że w sumie nic do mnie nie przemawiało dotąd. Bellona ma sporo tytułów historycznych, a Dolnośląskie widzę wypuściło najnowszy kryminał Rowling. Do którego też mnie jakoś nie ciągnęło, mimo pochwał. Ale to chyba bez związku z wydawnictwem ;-)
UsuńMnie akurat sporo pozycji tych wydawców by interesowało, ale nie zaryzykuję. No poza Rowling, bo liczę, że może tu się trochę bardziej postarali.
UsuńWłaśnie dlatego się zdziwiłam, że dotąd Bellona mnie nie zainteresowała, bo tytuły są interesujące. Rowling na razie sobie odpuszczam, ale nie dlatego, że w ogóle mnie nie interesuje, tylko dlatego, że aktualnie mam ciągoty w innym kierunku ;-)
UsuńJa się nie oparłem poświątecznej wyprzedaży pani Rowling, ale sobie poleży aż przetoczy się blogowa fala (zadziwiająco niewysoka i tak).
UsuńJa już nic nie będę mówić odnośnie wyprzedaży..;(
UsuńA frekwencją wpisów o książce Rowling też byłam zaskoczona. Toteż może być tak, że ta fala to jeszcze przed nami ;-)
Wysokość fali zależy od tego, czy wydawnictwo posłało egzemplarze recenzyjne, czy należało sobie bestseller nabyć za własne. W tym drugim wypadku fala będzie niziutka :P
UsuńW sumie jeszcze nie do końca mam rozeznanie jak to działa - współpraca z wydawnictwami. W zasadzie ani Agora, ani WL nie wypowiedziało się w temacie. Jak poproszę o książkę to uprzejmie wysyłają. Ale kurczę, jakoś nie widziałam "fali" tych tytułów, które ja wybrałam.. Hm?
UsuńBo Agora wydaje rzeczy dość niszowe, policz, na ilu blogach pojawiła się recenzja Rublowki, Mrożka albo Filipinek. WL ma bardziej zróżnicowaną ofertę, ale chyba i mniej współpracujących blogerów, więc też je słabiej widać. Taki Świat Książki dwa lata temu potrafił rozsyłać po kilkadziesiąt egz. jednego tytułu i to było widać, uwierz mi :P Na szczęście chyba wydawcy przykręcają kurek blogerom, więc jest trochę większa różnorodność w tytułach.
UsuńA to widzisz, ja nie obserwowałam blogów pod tym kątem (zanim utworzyłam własny), tylko czytałam, te, które mnie interesowały. Dopiero gdy założyłam własny zauważyłam te "fale", choć nie do końca jeszcze rozumiałam mechanizm ich powstawania ;-)
UsuńMasz rację, Agora wydaje mniej popularne tytuły, może dlatego ich oferta mnie tak zainteresowała? ;-) Ale też nie wszystko, nie da się ukryć. "Rublówkę" od razu skreśliłam z listy zainteresowań i gdy przeczytałam Twoją recenzję, stwierdziłam, że miałam nosa ;-)
Ominęła Cię cudowna akcja, w której portal książkowy rozdał bodajże 20 egz. powieści i kazał z niej napisać recenzję w ciągu 2 tygodni. Do tego wydawca hojnie rozesłał następną pulę. Wynik - przez miesiąc strach było otworzyć lodówkę, żeby ten tytuł Ci na głowę nie spadł.
UsuńCóż, niektóre akcje marketingowe mogą mieć odwrotny skutek. Przynajmniej wśród blogerów. Jakoś odczuwam nieufność gdy jeden i ten sam tytuł pojawia się zbyt często i na dodatek zgodnym chórem jest zachwalany. Inna sprawa, że wśród tych pochwał mogą być i te prawdziwe. Ale tak, wiem, były już dyskusje o tym na blogach (odnośnie uczciwości oceny książek i próbach przypodobania się wydawcom). Zresztą, przy tak dużej ilości lektur jakie muszę nadrobić naprawdę nie czuję potrzeby nadążania za nowościami..;-) Chyba, że nowością jest reedycja książek ulubionych autorów..;-)
UsuńOsoby, które mają przeczytane to i owo, a tym samym jakieś pojęcie o własnych potrzebach i upodobaniach czytelniczych, wydają się być w blogosferze w mniejszości. A reszta... Nie wiem, czy znasz opinię, że liczba współprac i zgarnianych książek to wyznacznik pozycji i jakości blogasa? Absolutnie cudny pogląd :P
UsuńNiestety, co do tej mniejszości trudno nie przyznać Ci racji (smutne). Zauważyłam już, że są blogerzy "puchnący" z dumy odnośnie ilości wydawnictw, z którymi współpracują, bądź statystyk wejść. O tym czy świadczy to o jakości.. przemilczę z uprzejmości jedynie ;-) W końcu zawsze mogę usłyszeć, ze to z zawiści bo moje statystyki są słabe, a ilość wydawnictw.. ach, nawet nie ma co mówić ;-)
UsuńAch, jakże typowy to był argument w wielu debatach. Teraz za to toczy się "debata" o jałowości książkowej blogosfery, która z powodu własnej nieudolności nie jest tak popularna jak szafiarki i której nikt nie zaprasza do Kuby Wojewódzkiego i telewizji śniadaniowej :P
UsuńPiękne są te debaty muszę przyznać! ;-) Na początku prześledziłam jedną czy dwie, bo już nawet nie pamiętam, zlewają mi się w pamięci ;) natomiast później uznałam, że to jednak nie dla mnie. Po pierwsze nie byłam w stanie poczuć się uczestnikiem tych rozmów (i nadal się nie czuję), bo zwyczajnie mnie nie dotyczyły (nie recenzuję hurtem, sama decyduję o tym co pisać, a o czym nie mam ochoty) a po drugie za często to przebiegało w formie samoobrony przez każdego uczestnika tych rozmów, a w żaden sposób nie przyczyniało się do konstruktywnego rozwoju samej dyskusji. I jakoś przeboleję brak zaproszenia od Kuby ;-) fakt, będzie ciężko, ale będę dzielna! ;-)
UsuńBrak wizyt u Kuby boli chyba część koleżanek najbardziej:P Ja przeżyłem już kilka dyskusyjnych fal, po żadnej nie pozostało nic konstruktywnego, niesmak i osobiste urazy co najwyżej.
UsuńWidać koleżanki lubią złośliwych facetów.. nie wiedzieć czemu. Przecenia się złośliwość jako przejaw inteligencji ;P
UsuńTeż nie odnotowałam niczego konstruktywnego po tych dyskusjach, które zaobserwowałam. I jakoś nie spodziewam się, by przyszłe się zakończyły w inny sposób.
Ja tam jestem złośliwy i uważam, że jest to przejaw inteligencji :)
UsuńTe dyskusje służą wyłącznie poprawie statystyk organizatora, więc gdybyś chciała sobie podnieść kiedyś słupki - zaczynaj śmiało dyskusję :P
Jest, oczywiście, że tak, ale wszystko ma swoje granice, złośliwość również ;P
UsuńRozumiem, to już wiem jak sobie podnieść statystyki. Jakiż to prosty przepis swoją drogą..;-)
Tylko pamiętaj o odpowiednim temacie: ogólnikowym, ale lekko obelżywym, żeby był odzew: "Blogosfera zjada własny ogon i robi pod siebie?" albo "Czytanie wyłącznie recenzyjnych przejawem ubóstwa myśli?". Koniecznie ze znakiem zapytania, że niby nie stwierdzasz, tylko chcesz zbadać temat :D
UsuńNie no, nie kuś! Bo aż mam ochotę przetestować jak to zadziała ;P (śmieję się głośno właśnie) :D
UsuńTylko odczekaj ze dwa tygodnie, bo chwilowo wystąpił przesyt :P
UsuńGdybym faktycznie to zrobiła i nagle "zyskała" popularność to musiałabym skasować bloga, bo nie zniosłabym tak gwałtownie podniesionych statystyk. To po prostu by było zbyt wiele dla mojego malutkiego bloga ;-)
UsuńDałabyś radę, pomyśl o wizytach w telewizji śniadaniowej :) Ile dobrego byś mogla zrobić dla propagowania czytelnictwa :D
UsuńTak, tą telewizją zdecydowanie przemówiłeś do wyobraźni.. ;P
UsuńNo widzisz. Leć pisać post dyskusyjny i do automatu go, żeby się opublikował 15 stycznia.
UsuńTak, popularność to moje skryte marzenie. Tylko bałam się przyznać ;P
UsuńPracuję nad wpisem, ale może w innym temacie jednak.. Aczkolwiek jeszcze sobie przemyślę ten post dyskusyjny ;P
No widzisz, wszyscy po cichu mamy parcie na szkło, tylko udajemy, że to nie dla nas :D
UsuńNo wiesz, człowiek się na ogół kryje ze swoimi najbardziej wstydliwymi marzeniami ;D
UsuńMoże trzeba je wywlec na światło, to się spełnią? :P
UsuńEee tam. W kółko powtarzam, że chciałabym być mądra i nic :P
UsuńMoże za słabo wizualizujesz i za krótko mantrujesz?
UsuńHm..Coś w tym jest. Za mało mantry. Muszę się przyłożyć.
UsuńMoże zainwestuj w tybetański młynek modlitewny.
UsuńO, niewątpliwie pomoże. W końcu trzeba mocno marzyć, to wtedy marzenia się spełniają. Wszechświat się nad człowiekiem pochyla i w ogóle. Zaopatrzę się jeszcze w inne pomoce rzecz jasna.
UsuńKoniecznie w baryłkę czegoś mocniejszego.
UsuńNawet sobie nie wyobrażam że mogłoby zabraknąć tak istotnego składnika ;-)
UsuńDla mnie ta książka nie była odkryciem (znaczy treść). No wiadomo, że też odnalazłam w niej fakty, których nie znałam albo zupełnie inne spojrzenie na te które znałam. Pewnie przyczyną było to, że niewiele wcześniej przeczytałam (co tam przeczytałam wciągnęłam) książkę o podobnej tematyce ale skupiającej się tylko na Polsce. Chodzi o książkę Marcina Zaremby "Wielka trwoga. Polska 1944-1947. Ludowa reakcja na kryzys", którą bardzo mocno polecam. Po jakimś czasie dopełniłam Snyderem i jego książką "Skrwawione ziemie. Europa między Hitlerem a Stalinem". A co do samej Applebaum to odkryłam jej "Gułag" 10 lat temu i wpadłam po uszy. W komentarzu ktoś napisał, że kiepski styl i źle się czyta. Ja nie miałam takiego wrażenia. Wręcz przeciwnie czytałam zachłannie po nocach tak wciągająco jest to napisane. Być może jestem bezkrytyczna bo co miłość to miłość:) Polecam jeszcze mniej znany tytuł tej autorki "Między Wschodem a Zachodem: przez pogranicza Europy". No to tyle:)
OdpowiedzUsuńWłaśnie tu w tym temacie jestem słaba. Znaczy, byłam, bo czuję się już nieco pewniejsza, bo sięgam po więcej książek i przyznaję, wiem trochę więcej. Ale nadal uważam, że za mało, że muszę się tu dokształcić. Poza tym, przez to ile emocji wywołuje ten okres w odbiorze wielu ludzi (patrz: Polaków) to nadal nie czuję się na tym gruncie pewna. Ilu ludzi tyle relacji, dlatego uważam, że ciągle się uczę.
UsuńDzięki za wskazówki odnośnie tytułów, zbieram i szukam, bo wiem, że warto poznać temat dogłębnie.