Oszust napisał bowiem książeczkę Dzień oszusta, i nazwał ją dniem oszusta, żeby oszukać nas takim tytułem, teraz on już nas wali spokojnie tą książeczką w mordę, a my jesteśmy bezradni, ponieważ nie można rozszczepić tego, co jest w nazwaniu Dzieła oszustwem (właśnie tego samego typu, powtarzam, jaki praktykuje bohater), od tego, co jest "konwencją", "warsztatowym sposobem"...Z listu Stanisława Lema do Sławomira Mrożka*
Czytanie listów między Lemem a Mrożkiem (Mrożkiem a Lemem) to niebywała przyjemność, którą rozciągam w czasie niemalże na siłę. Odrywając się od lektury poszukałam pierwszego tomu dzieł zebranych, w którym zostały opublikowane trzy krótkie powieści Ireneusza Iredyńskiego, aby nareszcie poznać autora, z którego tak niewybrednie szydzili moi ulubieńcy. O listach opowiem w swoim czasie, dość dodać, że tego typu lektura może odsłonić takie cechy lubianych pisarzy, o które w żadnym wypadku się ich nie podejrzewało.
Te trzy utwory, które udało mi się poznać to wymieniony wyżej Dzień Oszusta, a następnie Ukryty w słońcu, oraz Okno. Każda to krótka historia jednego bohatera, jednego i właściwie odczucie jest, że tego samego, aczkolwiek bohater Okna jest już nieco inny przez co ciekawszy, choć podobieństwa nadal można dostrzec.
Dzień oszusta to historia spięta klamrą, rozpoczyna i wieńczy ją bowiem jedna i ta sama scena leniwego zabijania czasu w łóżku w wynajmowanym pokoju, w którym mieszka tytułowy oszust. Dlaczego oszust? Niekoniecznie z powodów oczywistych, związanych z jego sposobem zarobkowania, a więc sprzedawania rzeczy bezwartościowych za duże stawki. Oszustwo jakiego się dopuszcza główny bohater tej opowieści to oszustwo wyższego kalibru, oszustwo związane z tym co czuje, jak widzi świat i jak go przeżywa. Nasz oszust zdaje się nie wierzyć w to, co się dookoła niego dzieje, zda się traktować ludzi jak marionetki, swobodnie żonglując ich losami, życiem, a nawet śmiercią zabawiając się w swoistego aktora na wielkiej scenie miasta. Nie od rzeczy w swojej recenzji Lem nazwał go nihilistą. Oszust bowiem oszukuje wszystkich, łącznie z samym sobą. Oszukuje swoją gospodynię, swoją dziewczynę, przyjaciół, przypadkową dziewczynę, którą beztrosko w zasadzie zabija, oszukuje wreszcie sam siebie przy dwukrotnym markowaniu własnego samobójstwa. Zdaje się, że rzeczywisty jest tylko w jednym momencie, w jednej chwili, gdy uświadomi sobie co zrobił dziewczynie i w końcu poczuje jakieś żywsze emocje, ale to ledwie na chwilę, na moment, jej śmierć przyjmie już na ten swój dobrze odgrywany sposób. Kim jest ten oszust? W pierwszej chwili wydaje się być złośliwy, potem trudniej ocenić jego kolejne kroki, a ilość niechęci jaką powoduje może odstraszać. Jednak w tym wszystkim przewija się coś ważnego, jakaś nieuchwytna nić związana z tym jaki człowiek jest naprawdę, a jakiego siebie odgrywa przed ludźmi. Na ile to jaki ma swój wewnętrzny porządek to jednolita całość, na ile to materia podlegająca wpływom innych ludzi, ich ocenom, a także sytuacjom, jakie się pomiędzy nimi tworzą? Śledząc dzień jaki przeżywa tytułowy oszust trudno jednoznacznie to ocenić.
Ukryty w słońcu jest już bardziej złożoną i zdecydowanie ciekawszą historią, w której gatunki doznają pomieszania. Wydaje się, że to swego rodzaju powiastka psychologiczna, potem, że mała forma kryminalna, wreszcie groteska w płynącym w ciągu godziny strumieniu świadomości. Oto ponownie męski bohater oczekując na swoją mocno już się spóźniająca dziewczynę, Joannę, przeżywa ciąg rozmaitych wspomnień związanych z tym oczekiwaniem. Wspomnienia jedne ciągną za sobą kolejne przerzucając narrację w miejscu i czasie, choć nasz bohater nie zmienia swojego położenia przez całą tę godzinę. Śledząc kolejny ciąg obrazów, jaki wyłania się podczas tego oczekiwania zaczynamy coraz bardziej irytować się na spóźniającą, w końcu powątpiewać w jej istnienie, nareszcie podejrzewać, że to czekanie zakończy się, jak u Becketta. Przyglądając się bohaterowi Ukrytego w słońcu znajdziemy sporo cech wcześniejszego oszusta. Ten również lubi na poczekaniu wymyślać niestworzone historie, odsyłać ludzi w niewłaściwe miejsca i podobnie narażać życie dziewczyny. Jednak różni się znacząco. Jest artystą, dramaturgiem, lubi wyróżniać się w tłumie dzięki swojej oryginalności, ale podobnie jak oszust traktuje świat jak wielką scenę, a siebie jak aktora, który odgrywa znaczące role. Dlatego jego wspomnienia mieszają się z wyobrażeniami, ciągi myśli idą w różnych kierunkach, ostatecznie czytelnik nabiera się na prawdopodobną wersję wydarzeń, której finał jest zupełnie od nich odmienny..
Okno to już dojrzalsza na tle poprzedniczek opowieść. Historia pisarza, którzy pisze od wielu lat jedną powieść, której nie może ukończyć przez ciągłe poprawianie kolejnych wersji i jego dziwnego związku z poznaną na imieninach kolegi Basią ma już w sobie większy potencjał i gdyby Iredyński zdecydował się w nią zainwestować więcej czasu mogłaby przerodzić się w ciekawą powieść. W zasadzie szkoda, że ostatecznie każdej z tych historii gatunkowo bliżej do opowiadania niż powieści.
Po lekturze zbioru co do jednego czytelnik nie ma wątpliwości, bez zapoznania się z biogramem pisarza zawartym w posłowiu tomu. Biorąc pod uwagę ilość rozlewanego alkoholu w każdym utworze, oraz stosunek bohaterów do niego, od razu pojawia się pewność, że Iredyński był alkoholikiem, podobnie zresztą jak łatwo wyłapać różne stadia tego nałogu u jego bohaterów. Alkohol jest niemalże bohaterem pobocznym tych historii, sprzyja rozmowom i spotkaniom, jest wymówką i przyczyną, współgra z samopoczuciem, bądź je potęguje. Bohaterowie Iredyńskiego zdają się traktować wódkę niczym najważniejszą dla siebie osobę, bowiem zdradzając i oszukując wszystkich dookoła, tylko jej są właściwie wierni.
Mimo zastrzeżeń Lema, wywodów Mrożka i wielu ostrych słów z przekleństwami na czele, nie mogę potwierdzić ich opinii. Iredyńskiego dobrze się czyta, choć nie powiem, by napawał specjalnie optymizmem, czy pozwalał czytelnikowi dobrze się poczuć z kreowanymi przez siebie postaciami. Jednak trudno odmówić mu talentu, nawet jeśli faktycznie Iredyński "oszukiwał" swoich czytelników. Nieistotne. Myślę, że warto poznać jego prozę, samodzielnie ocenić, dać szansę autorowi, któremu przecież obca jest sława jego oponentów. Polecam!
Dzieła zebrane, tom 1., Ireneusz Iredyński, Warszawska Oficyna Wydawnicza, Warszawa 2009
* Listy 1956-1978, Stanisław Lem, Sławomir Mrożek, Wydawnictwo Literackie, Kraków 2013, str. 192
Jaki przerażający ten bohater "Oszusta", który, jak piszesz, beztrosko zabija przypadkowo spotkaną dziewczynę... Czy stał się taki nieludzki i okrutny na skutek nadużywania alkoholu?
OdpowiedzUsuńWiesz, to nie jest morderstwo jakie opisują kryminały. Nie ma krwi, broni palnej, czy białej. Tym bardziej jest to takie.. przerażające, masz rację.
UsuńWłasnie to trudno ocenić. Bo jego historia jest wyrwana z kontekstu, tu nie ma czegoś wcześniej, ani po. Jest jeden dzień, wędrówka po mieście, przypadkowe spotkanie, podanie środka, który przy zmieszaniu go z alkoholem powoduje właśnie śmierć.. Czy on stał się nieludzki, czy już taki był? Pojawia się sporo pytań, jakie może sprowokować lektura książki. W posłowiu wyczytałam, że Iredyński w ten sposób obnażał wszystkie wady społeczeństwa, pokazywał ubóstwo moralne.. To niewątpliwie jest ukazane.
Tak czytam i myślę - czy podążyć za wskazówkami Lema i Mrożka, czy raczej, zgodnie z intuicją i Twoją opinią, dać szansę Iredyńskiemu...? Autora znam tylko z jakichś opracowań, nie znam kompletnie jego twórczości.
OdpowiedzUsuńLem z Mrożkiem też nie do końca sprawiedliwie oceniali Iredyńskiego. Myślę, że warto dać mu szansę, chociażby z tego powodu, że pisał niebanalnie. Ale oczywiście decyzję zostawiam Tobie :-)
UsuńBiorąc pod uwagę, że opinie wzmiankowanych Panów mogą być nieco stronnicze, skłonię się raczej ku Twoim sugestiom :) Zapowiedziałam sobie wszakże, że muszę czytać więcej polskiej literatury. A że mamy do czynienia z mikropowieściami, to i ryzyko straconego czasu nie tak duże ;)
UsuńTrochę mnie odstrasza wątek libacyjno-alkoholowy. Przyznam (dla przykładu), że dyskryminuję trochę Pilcha ze względu na jego często deklarowane inklinacje do nadużywania alkoholu (choć nie tylko z tego powodu...). Nie to, żebym sama była abstynentką...;) Ale pijackie wynurzenia w literaturze jakoś działają mi na nerwy :)
Fakt, to krótkie historie, ostatecznie można też poprzestać na jednej, żeby stwierdzić, czy czytać dalej, czy nie :-)
UsuńTeż mam z tym mały problem z osobistych powodów. Alkohol jednak pojawia się w naszej literaturze bardzo często i trudno go pominąć. Pocieszę Cię, że w porównaniu z Pilchem Iredyński wypada blado ;-)
:-D
UsuńA`propos Pilcha, trochę mam ochotę na jego "Dziennik", ale obawiam się, że podczas lektury nie obyłoby się bez miotania przekleństwami (czego dla zasady nie czynię) i rzucania książką po ścianach. Denerwuje mnie u niego nie tylko nadszczerość w kwestiach spożywania trunków, ale bezlitosny cynizm w relacjach z płcią przeciwną. Brrr. Chociaż, żeby oddać mu sprawiedliwość, pod względem erudycji wielu nie dorasta mu do pięt.
Przyznam, że też mnie kusi, choć moje doświadczenie z Pilchem było takie, że po zapoznaniu się z większością jego tekstów podziękowałam i więcej nie sięgałam, także te najnowsze są mi zupełnie obce (zmęczyłam wtedy nie tylko "Pod Mocnym Aniołem", ale i "Bezpowrotnie utraconą leworęczność", zbiory felietonów i sztukę "Narty Ojca Świętego", z czego ta ostatnia jest naprawdę niezła). Erudycji mu nie brakuje, ale przy dłuższych tekstach miałam czasami wrażenie, że gdzieś tam zaczyna gonić własny ogon. Jest niekwestionowanym mistrzem felietonów, ale jego powieści już słabiej oceniałam. I też irytował swoim podejściem do kobiet, nie da się ukryć. Choć "Pod Mocnym Aniołem" jakoś tak ciągle uważam, za naprawdę świetną książkę. I w związku z tym polecam na prawo i lewo ;-)
Usuń"Pod Mocnym Aniołem" jest niezłe, to fakt, "Narty..." czytałam już dość dawno, w związku z czym niewiele pamiętam. Jako ostatnią jego ksiązkę czytałam chyba zbiór opowiadań "Moje pierwsze samobójstwo". O ile we fragmentach wspominkowych, dotyczących dzieciństwa, jest świetny to już dywagacje na temat kobiet oraz doświadczeń w dziedzinie podbojów miłosnych wywołały u mnie tylko grymas niesmaku i...politowania ;)
UsuńMoją ostatnią próbą własnie były te opowiadania ze zbioru "Moje pierwsze samobójstwo", po przeczytaniu bodaj dwóch, maksymalnie trzech odłożyłam książkę na półkę i tak stoi i czeka na zlitowanie.. Może kiedyś dam szansę, nie wiem.
UsuńA te ciągoty do dzienników już tak w ogólności to swoją drogą ciekawa sprawa. Zastanawiam się, czy to nie kwestia wieku ;-) że nagle człowiek jakoś więcej się tym interesuje ;-) bo pamiętam, że długo mi nie podchodził ten gatunek, a ostatnio jakoś tak.. własnie ciągnie ;-)