Najpierw ucieszyłam się.
Pomyślałam "oho, dobry moment, może reaktywuję pisanie na blogu, trochę go odkurzę, ruszę ponownie z pisaniem" (co jak widać zakończyło się tylko życzeniowo). Mina mi zrzedła, gdy pojawiło się to słowo nielubiane, obce, jakieś takie wstrętne i ogólnie zniechęcające: "spotkanie będzie nagrywane". Nagrywane. Aha.
Kilka razy zbierałam się do tego, by napisać e-maila wyjaśniającego, że "przepraszam, ale nie mogę jednak przyjechać, bo..". Problematyczne okazało się to całe "bo", ponieważ w ściemnianiu zawsze byłam kiepska, na ściąganiu przyłapywana, toteż szybko zaprzestałam tego nieszczęsnego procederu całe wieki temu, a powiedzenie wprost, że nie znoszę kamer, robienia zdjęć i tym podobnych czynności, mających na celu rozreklamowanie spotkania, wydawało mi się co najmniej marudzeniem niegodnym wszak dzielnego mola książkowego. Bo przecież gdy przychodzi temat książek, to jakoś jednak się spinam, robię szaleństwo poszukiwań w szafie, biorę kilka książek na drogę, w ramach odruchu samoobrony (jak wiadomo dwojakiego znaczenia) i wsiadam w pociąg. Nic to, że potem się krzywię na wszystkie zdjęcia, na których wypadło mi pokazać swe paskudne oblicze, nawet gdy towarzystwo obok jest najzacniejsze na świecie. Skupiam się więc na towarzystwie, bo moje oblicze to naprawdę marginalna sprawa, a towarzystwo zdecydowanie warte uwagi i przełknięcia obaw związanych z owym paskudnym słowem "nagrywanie".
Blogerzy książkowi na spotkaniu w Agorze (fot. Ann RK) |
A mowa o wczorajszym spotkaniu w siedzibie Agory, spotkaniu, które w czasach bohaterów Wojny i pokoju Tołstoja zapewne by nazwano "na salonach", z całą śmietanką towarzyską. Oczywiście, z tą, która mogła porzucić swoje obowiązki, sprawy rodzinne i inne tematy i przybyć do Warszawy, by poznać innych blogerów książkowych, posłuchać redakcji magazynu "Książki", zadać pytania Ignacemu Karpowiczowi i wysłuchać Mariusza Szczygła, który nawet gdy mówił, jak uwieść czytelnika, uwodził jednocześnie swoją publiczność. Zdradził nam przy tej okazji, jak wykorzystywać zebrany materiał, jak absolutnie nie pisać, jak najlepiej przyciągnąć uwagę czytelnika i jakie... Domyślam się, że jesteście ciekawi szczegółów, jednakże sami rozumiecie, sekrety warsztatu powinny zostać tylko między blogerami książkowymi. W końcu każdemu z nas zależy na tym, żeby uwieść swojego czytelnika.
Redakcja magazynu "Książki", a przede wszystkim organizatorka całego zamieszania, Ela Zdanowska, spisali się na medal. Co prawda, trochę ciężko jest rozruszać mole książkowe, które nic, tylko spędzają czas z nosem w książce (byli tacy, którzy weszli do sali, usiedli, wyjęli książkę i czytali spokojnie dalej), niespecjalnie mający skłonności do gwiazdorzenia, a już tym bardziej, do występowania przed kamerą, nie mieli również za bardzo odwagi zadawać pytania autorowi, którego książki owszem znają, czytają, nawet może i chwalą (ganią), ale jakoś tak siedzą cicho i jedynie jedna, czy dwie osoby tę ciszę przerywają. A ja pytanie miałam, o tak!, pytanie nie padło ani z moich ust, ani z innych, bo być może tylko mnie interesowało, ile Ignacego Karpowicza jest w Igorze/Ignacym, bohaterze Sońki. Niestety, szczękościsk związany z zachwytem, że widzę ulubieńca na żywo kompletnie odebrał mi zdolność mowy. Moja nieśmiałość w kontakcie z ulubionymi autorami zakrawa na ponuractwo i niezdolność komunikacji jako takiej w ogóle. Bywa.
Dzień pełen wrażeń zakończyło spotkanie zupełnie niespodziewane (co zawdzięczamy temu, że chyba już każdy polski pisarz zna Agnieszkę Taterę), nieplanowane, odejmujące mi mowę zupełnie, potem ustawiające do pionu, by jednak się zmusić do mówienia... Dobrze się stało, że było w tak wąskim gronie, w związku z czym mniej osób widziało, jako wygląda prawdziwa psychofanka, gdy zobaczy obiekt swojego uwielbienia. A Elżbieta Cherezińska jest nie tylko świetną pisarką, ale i świetną osobą, która spokojnie i z wyrozumiałością zniosła moje akty uwielbienia.
Dziękuję za ten wspaniały dzień! Takich integracji nigdy za wiele.
Z Moniką jako Proustem i Karpowiczem, jako Olgą Tokarczuk (fot. Padma) |
Ależ się cieszę, że tak wspaniałe Ci się udała ta integracja :) a za tekst o 'paskudnym obliczu' to wytargam za uszy przy najbliższej okazji :P
OdpowiedzUsuńA jak ja się cieszę! :-)
Usuńa co do targania za uszy...to ponegocjujemy ;P
Kasiu, cieszę się, że się poznałyśmy. :)
OdpowiedzUsuńZazdroszczę Wam oczywiście tego spotkania z panią Elą, ale cóż... :/
Samo spotkanie było bardzo fajne, choć faktycznie, nie z każdym udało się porozmawiać, ale tak to już chyba jest na imprezach, na których przebywa aż tyle osób.
Mogę się tylko odwzajemnić! :-)
UsuńFakt, sporo nas było, mi też parę osób umknęło, dlatego mam nadzieję na więcej takich spotkań, żeby to nadrobić :-)
To musiało być wspaniałe spotkanie :) Żałuję bardzo, że nie dotarłam, ale jednak z mojego Śląska za daleko do stolicy. Pozdrawiam i mam nadzieję, że kiedyś uda się spotkać osobiście
OdpowiedzUsuńJest nadzieja, że jeszcze się takie spotkania powtórzą, także ciągle mamy szansę :-)
UsuńSpotkanie z Elżbietą Cherezińską było jak wisienka na torcie. Wróciłam do domu tak zadowolona, jakbym była po dobrej randce haha ;)
OdpowiedzUsuńMiło było Cię poznać :)
Dokładnie tak, trafiłaś w samo sendo. I z wisienką na torcie i z zadowoleniem jak po randce ;-)
UsuńWzajemnie!
Ech, jak ja zazdraszczam, szkoda, że mam tak daleko do Warszawy :(. Wrocław coś sie jakoś tak nie potrafi zmobilizować i to nasze środowisko blogerskie jakieś takie aspołeczne :(.
OdpowiedzUsuńMam wrażenie, że blogerzy książkowi to ogólnie jakoś takie nieco aspołeczne typy..;) Do tego większość nieśmiała niesamowicie.. Mam nadzieję, że kiedyś uda się spotkać przy innej okazji :)
UsuńHahahaha, dobra jesteś, rozśmieszyłaś mnie mio tego, że zaczynam się słabiuteńko czuć, nie wiem, czy nie przybłąkało się do mnie jakieś paskudztwo :/
OdpowiedzUsuńW każdym razie było super, jestem przeszczęśliwa, że tak wszystko pięknie się udało i nie mogę się doczekać powtórki ;)
A, to się cieszę, że Cię rozśmieszyłam, choć nie cieszy, że coś Cię zaczyna łapać ;/ Mam nadzieję, że nic poważnego.
UsuńJa chodzę w stanie permanentnego uśmiechu :D
Cieszę się, że znów tu zawitałaś i znów piszesz. :) Tęskniłam za tobą! Jeszcze nie spotkałam żadnego ulubieńca ani ulubienicy na żywo, ale obawiam się, że miałabym podobny szczękościsk. ;) Udana ta relacja; jak sobie wyobraziłam mole, które wchodzą do sali, siadają i spokojnie czytają, uśmiechnęłam się. Niewykluczone, że właśnie tak bym postąpiła na ich miejscu. :)
OdpowiedzUsuńUściski!
Jejku, dla takich miłych słów warto wracać do pisania! Dziękuję! :-)
UsuńSzczerze mówiąc, sama miałam ochotę tak postąpić, ale szczęśliwie już prawie od wejścia wpadłam w rozgadane, roześmiane towarzystwo i nawet nie wiem kiedy, całe spotkanie mignęło mi dosłownie, jakby trwało chwilę, a nie parę godzin :)
Kasiu, ja sobie to nasze wspólne zdjęcie z Karpowiczem oprawię i postawię na kominku :) Dzięki za spotkanie - było REWELACYJNIE! :)
OdpowiedzUsuńMam podobny plan, tylko kominka nie mam, ale coś się wymyśli! :-) Sama nie wiem kto cenniejszy na tym zdjęciu, Ty, czy Karpowicz ;-)
UsuńRównież dziękuję i potwierdzam - było rewelacyjnie. Oby więcej takich fantastycznych spotkań :)
Kasiu, bardzo się cieszę, że jednak przemogłaś się i wzbogaciłaś grupę swoją obecnością :) Bardzo się cieszę, że udało nam się zobaczyć osobiście... Bardziej zobaczyć niż poznać - bo przecież na to nie było czasu;) Ale mam nadzieję, że pierwsze koty za płoty i następnym razem będzie z górki :) :)
OdpowiedzUsuńMyślę sobie, że Igor to z całą pewnością autor. W końcu sam to zasugerował i zostawił sporo tropów. Jestem tak samo pewna, że zapytany wprost jednak by zaprzeczył. To taka gra między autorem, a czytelnikiem...Jeśli coś męczy czytelnika, to tak prędko o książce nie zapomni:) Pozdrawiam serdecznie:)
Mi również było miło spotkać Cię na żywo - ależ jesteś rozpoznawalna, od razu wiedziałam, że to Ty! - i też żałuję, że zabrakło więcej czasu na rozmowy, ale myślę podobnie jak Ty, pierwsze lody przełamane, później będzie jeszcze lepiej :-)
UsuńTej powierzchownej części podobieństw domyśliłam się, jak pewnie większość czytelników, natomiast intrygował mnie zawód książkowego Ignacego w związku ze stosunkiem autora do teatru polskiego, jako takiego. Jestem też ciekawa tej przeszłości Ignacego i na ile jest wiernym odbiciem, a na ile tylko swoistą parafrazą życiorysu Karpowicza.
Pozdrawiam Olu! :)
Cudne zdjęcie ' na ściance' :)
OdpowiedzUsuńPrawda? ;-)
UsuńO, nie jestem sama! :D :D :D
OdpowiedzUsuńPodrzucę organizatorce taką myśl :) w końcu Targi Książki (Agora na pewno będzie mieć swoje stoisko) to dobra okazja i do takiego spotkania, prawda? :)