Weterynarz to lekarz, którego odwiedzamy najczęściej. Przy piątce Potworów to nieuniknione. Nieuniknione stało się również to, że nasze relacje z czasem zaczęły być coraz bardziej przyjacielskie. Bywa to komiczne, gdy wchodzimy z trójką psów na ten przykład, a pani weterynarz od progu wie, że tylko jedno przyszło z potrzeby, a reszta dla towarzystwa. Ciekawa jestem, czy każdy pies tak ciągnie do miejsca,w którym kłuto go tysiące razy, zmuszano do stania podczas żmudnego strzyżenia i wreszcie, gdzie zaglądano mu w takie miejsca, o których dżentelmen nigdy nie wspomina w towarzystwie. A jednak. Weterynarz to dla nas trochę jak przyjaciel. I druga rodzina.
I już wiadomo, co mnie podkusiło by poznać "Jeśli tylko potrafiłyby mówić"?
Młodym pacholęciem będąc
Wyobrażenie o wykonywanym zawodzie w momencie podejmowania jego praktyki może okazać się bolesnym upadkiem na ziemię. Mniej więcej podobne przeżycie spotyka młodego Jamesa Herriota, gdy podczas studiów, po dniu pełnym wykładów o koniach, napotkanego w drodze powrotnej z zajęć, czekającego spokojnie na ulicy konia (mowa o latach 30-tych ubiegłego wieku, gdy jeszcze można było spotkać na mieście bryczki konne) próbuje..przebadać. Domyślam się, że znalezienie się w centrum uwagi przechodniów, narażenie na krzyki właściciela, a wreszcie, wstydliwe znalezienie się w pozycji co najmniej.. rozbrajającej nie mogło być zabawne dla Herriota. Niewątpliwie, było zabawne dla całej reszty.
Opowieść "Jeśli tylko potrafiłyby mówić" to pod płaszczykiem humoru sytuacyjnego dość prawdziwa w wydźwięku opowieść o zmaganiach młodego weterynarza wiejskiego z realiami jego zawodu. Zawodu nieco trudniejszego od tego uprawianego w mieście, gdzie oprócz walki z chorobami zwierząt i niepewnością odnośnie diagnozy, trzeba również zwalczać uprzedzenia ich właścicieli.
Blaski i cienie
Dodatkową trudnością jest przełamywanie własnych barier i lęków, gdy trzeba interweniować podczas trudnego porodu cennej krowy, gdy trzeba zdecydować o śmierci zwierzęcia, bo ktoś haniebnie zaniedbał opiekę nad nim, gdy spędza się kolejną noc w zimnie, wilgoci i na podłodze, bo cielątko źle się ułożyło i trzeba mu pomóc w wydostaniu się na świat.
Blaski pracy weterynarza objawiają się w najmniej spodziewanym momencie. Radość, gdy kolejne maleństwo przyjdzie cale na świat i dzielnie potruchta do zmęczonej porodem matki. Zachwyt nad pięknem poranka po ciężkiej nocy, ponieważ na wsi nie mają one sobie równych. I wreszcie stwierdzenie, że to jednak była najlepsza decyzja w życiu.
Zabawne życie młodego asystenta
Jednak nie tylko zwierzętami młody weterynarz żyje. Gdy Herriot rozpocznie pracę asystenta u doktora Siegrieda Farnona jego życie zacznie zmieniać się w niekończący się ciąg komicznych sytuacji. A to będzie świadkiem braterskich potyczek, nietypowego prowadzenia księgowości, czy dziwnych relacji międzysąsiedzkich. Wisienką na torcie będzie zażylość z pewną ekscentryczną damą, traktującą swojego pieska niczym małe, rozpieszczane dziecko.
"Jeśli tylko potrafiłyby mówić" to lekka w odbiorze, przyjemna w lekturze i momentami całkiem pouczająca lektura. Zapewniam, że nie tylko dla, jak to mawia moja mama, takich "manjaków zwierząt", jak ja.
"Jeśli tylko potrafiłyby mówić", James Herriot, przełożyli Irena Doleżal - Nowicka, Zbigniew A. Królicki, Wydawnictwo Literackie, Kraków 2015
Ale jak to? Dopiero teraz na to wpadłaś?
OdpowiedzUsuńA my sobie ostatnio gawędziliśmy z panią weterynarz o tej książce, czekając aż kotu zejdzie kroplówka. Ponoć sporo osób wybierało weterynarię pod wpływem Herriota :)
No tak to.. Zdarza mi się mieć opóźnienia..
UsuńTo podziwiam, jeśli po tej książce wybierali weterynarię. Opisy związane z trudami tego zawodu są naprawdę mocne. Ale w sumie, kiedyś też o tym zawodzie myślałam - pomimo ;)
Pani wet stwierdziła, że po opisach nocy spędzanych z ręką w krowiej pochwie zdecydowała się na małe zwierzątka :)
Usuńhm.. jakimiż to krętymi ścieżkami wędrują ludzkie myśli.. :)
UsuńCzemu pokrętnymi? Realnie oceniła swoje umiłowanie zawodu :)
UsuńBo innych to jednak zachęcało :)
UsuńNie wiem, czy zachęcało, ale niekoniecznie odstraszało, bo inaczej konie i krowy zostałyby bez opieki :) Swoją drogą, mój chory kot miał lepszą opiekę niż miałbym chory ja :P
UsuńMoże zatem nie ma tego złego :)
UsuńMam dokładnie takie samo wrażenie z naszymi zwierzakami. Żaden z moich lekarzy nie dzwonił do mnie z pytaniem, jak się czuję. Wet dopytuje o Potwory.. ech
No właśnie. Moje dziecko dostało kroplówkę z nieogrzewanej soli fizjo, a kotu pani wet podgrzewała w mikrofali, żeby szoku biedak nie miał.
UsuńNo pięknie! Trzeba odbyć poważne rozmowy z lekarzami leczącymi ludzi ;)
UsuńSzkoda, że nie opisałam jak to było gdy Niunia została zoperowana. Ponieważ było jej zimno gdy narkoza przestała działać, była, uwaga, podgrzewana specjalną poduszką elektryczną plus kotem (leżącym na niej oczywiście) do kompletu ;-)
Aha, i czysta wołowina w charakterze diety :D A mnie żona nie pozwala wołowiny :P
UsuńA no wiesz, jak żona nie pozwala to i lekarz nic nie wskóra ;)
UsuńJakbym miał tatar przepisany na recepcie, to musiałaby ulec, nie?
UsuńAno nie wiem, nie wiem.. Pytanie, czy udałoby Ci się przekonać lekarza, że może ryzykować w ten sposób życie.. swoje, nie Twoje ;P
UsuńMoże weterynarz by się odważył?
UsuńA spytaj, spytaj. To byłaby recepta hit :D
UsuńPolecam też "Wet" Luka Gamble'a - taki współczesny Herriot
OdpowiedzUsuńTo jeszcze lepiej jak współczesny :) Chętnie sięgnę, dzięki.
Usuń