Astronauci widzą kochających się ludzi jako punkciki światła. Właściwie nie tyle światła, ile łagodnego blasku, który można przez pomyłkę wziąć za światło - koitalnego promieniowania, które potrzebuje całych pokoleń, żeby jak miód przepłynąć przez ciemność i dosięgnąć oczu astronauty. (..) Blask ten rodzi się z sumy wielotysięcznych miłości: nowożeńców i nastolatków, iskrzących jak zapalniczki, w których skończył się gaz; z par męskich, które płoną szybko i jasno; z par kobiecych, które całymi godzinami jarzą się wielością subtelnych iluminacji; (..)*
Czego można się spodziewać, wybierając się na poszukiwania korzeni rodzinnych, wyjeżdżając z Ameryki, na stary kontynent, z jednym zdjęciem zaledwie, garścią wspomnień rodzinnych i na dodatek ogromną przywarą, bycia wegetarianinem? Co może przynieść spotkanie z rdzennym mieszkańcem Ukrainy, który język angielski, owszem, zna i studiuje, jednakowoż oczewidno nie otrążalił się ze słownikiem należycie. Albo był to słownik archaizmów... Komedii omyłek? Zabawnych dialogów? To na pewno. Wbrew jednak pozorom, wbrew wierzchniej, zabawnej warstwie, jest to bardzo poważna książka, o bardzo poważnej i tragicznej przeszłości, którą amortyzuje możliwość pośmiania się ze stylu wypowiedzi Aleksa, dzięki czemu zamiast melodramatu, otrzymujemy bardzo pięknie napisaną tragikomedię.
Jonathan postanawia poszukać informacji o kobiecie, która uratowała jego dziadka, Augustynie, do której ślad prowadzi właśnie na Ukrainę, miejsca, skąd pochodzi jego dziadek i gdzie kiedyś historia ciężkim butem powaliła mały sztelt zwany Sofijówką. Albo Tramchibrodem. Bo kroniki i mapy wspominają o tych dwóch nazwach, ale używano na ogół tej drugiej, choć pierwsza była oficjalna. Jednak zanim ciężar historii unicestwi mały sztetl, zatoczy ona pełne koło, rozpoczynając się w nurtach rzeki Brod. Dokąd wpadł wóz Trachima, któremu prawdopodobnie nie można było już pomóc. Pierwsze zauważyły ten fakt bliźniaczki, Chana i Hanna, które dostrzegły wypływające na powierzchnię rzeki różne dziwne rzeczy. I zaczęły je wyławiać. Od tego momentu ten dzień nazwano Dniem Trachima, świętując i odtwarzając zatonięcie wozu i próbę ratowania tonącego. Po którym jak się wkrótce okazało została mała dziewczynka. Brod, jak ją nazwano, była prapraprababką Jonathana, a zarazem genezą wszystkich następujących po sobie wydarzeń.
I tak przeszłość, z której wyniknęła teraźniejszość, przeplata się w silnym uścisku z momentem spotkania Saszy, podpisującego się w listach jako Aleks, z Jonathanem, młodym Amerykaninem, dla którego Sasza ma być przewodnikiem, a dziadek Saszy, szoferem. Pies, Sammy Davis Junior, Junior, jest niezbędnym członkiem tej ekipy jako pies przewodnik. Oczywiście pies przewodnik niewidomego dziadka - szofera. A jakże.
Dokąd zaprowadzą ich rozpoczęte właśnie poszukiwania? Czy uda się odnaleźć tajemniczą Augustynę? Co się stało z małym sztetlem? Czy można odtworzyć dawno zapomniane emocje? Nie, nie będę podpowiadać. To trzeba przeczytać! Polecam. Książka nie dość, że świetnie napisana, to również mówiąca o ważnych sprawach, w sposób skromny, delikatny, bez patosu, przez co jego wydźwięk trafia prosto w serce.
Wszystko jest iluminacją, Jonathan Safran Foer, Wydawnictwo W.A.B., Warszawa 2010
* str. 157
Jakże się cieszę, że książka tak Ci się podobała. Niezwykła, tak jak kiedyś napisałam – zupełnie inna od wszystkich traktujących o Holocauście.
OdpowiedzUsuńCzuję to samo gdy podobają Ci się książki, które i mi się podobają :D i tak masz rację, jest zupełnie inna. Dzięki czemu taka niezwykła, a jednocześnie, zapadająca w pamięć głęboko..
UsuńNie do końca czuję się przekonana do tej książki, aczkolwiek Twoja recenzja mnie też zachęca. Szczególnie te poszukiwania i to, że książka mówi o ważnych sprawach bez patosu :)
OdpowiedzUsuńJeśli nie czujesz się przekonana, to polecam drugą tego autora - "Strasznie głośno, niesamowicie blisko", równie dobra, jak nie lepsza :) ale w niej nie ma karkołomnych części związanych z angielszczyzną Aleksa, więc może bardziej Cię przekona do autora i wtedy już sięgniesz po "Wszystko jest iluminacją" :)
UsuńMam tę książkę w planach od dawna, tylko ciągle nie mogę na nią trafić. Ale wszystko w swoim czasie. Zresztą, podobnie jak "Strasznie głośno, niesamowicie blisko" opisywaną przez Ciebie kilka miesięcy temu.
OdpowiedzUsuńOo, jak miło, że pamiętasz :) Autor pisze naprawdę ciekawie, więc myślę, że powinien Ci się spodobać :) a że wszystko ma swój czas.. to wiadomo.. Na mnie też jeszcze wiele książek czeka :) ważne, że się doczekają :D
UsuńNie tylko książka jest świetnie napisana. Twoja recenzja też. Poruszyła mnie tak bardzo, że popędziłam sprawdzić dostępność powieści Foera i z radością zobaczyłam, że był chyba jakiś dodruk, a raczej drugie wydanie, bo okładka inna, i książkę można zdobyć bez problemu. Mam nadzieję, że uda mi się też kiedyś zobaczyć adaptację filmową.
OdpowiedzUsuńDziekuję! Chyba nie ma przyjemniejszego komentarza od potwierdzającego że się zachęciło do lektury :) a ze zdobyciem tego egzemplarza mój mąż miał drobny problem ale udało się tuż przed moim urodzinami :)
UsuńTo w takim razie dostałaś bardzo udany prezent przedurodzinowy. :) Pierwsze wydanie (czarna okładka z białymi literami) było kiedyś naprawdę trudne do upolowania. Dobrze, że wydano powieść powtórnie.
Usuńo, udany i trochę zdetronizował inne prezenty ;) ale tylko na chwilę. Też się cieszę, że wydano ją powtórnie, a teraz niecierpliwie czekam na kolejne książki, na ich tłumaczenie, kto wie, może w tym roku jeszcze coś wyjdzie?
UsuńNowa powieść dopiero w 2014 r., planowany tytuł: Escape from Children's Hospital. Tutaj trochę więcej na ten temat.
UsuńWątpię, czy wydadzą u nas "Tree of Codes", notabene inspirowane prozą Schulza, bo to jakieś bibliofilskie cacuszko i zapewne cena byłaby obłędna. :(
O, a co z planami odnośnie "Eating Animals"? Liczyłam na to, że uda się ją wydać w tym roku.. Według wikipedii, cytuję "Polskie wydanie książki ma się ukazać nakładem Wydawnictwa Krytyki Politycznej".. Ale pewnie jak zwykle, wszystko się skończy na planach.
UsuńA tytułem "Tree of Codes" to mi właśnie zrobiłaś małe kuku, bo pewnie wsiąknie mi w głowę i będę jej poszukiwać namiętnie..
Na stronie Wydawnictwa Krytyki Politycznej nie ma jeszcze w zapowiedziach. :(
UsuńTutaj fotorelacja z czyjejś lektury "Tree of Codes". Wygląda to bardzo awangardowo. :)
Oglądałam ekranizację (bardzo mi się podobała) i chciałam przeczytać, ale po lekturze innej powieści Foera: "Strasznie głośno, niesamowicie blisko", trochę się boję. Doskonała powieść, ale boleśnie szarpiąca za serce, nie wiem, czy dam radę przeżyć powtórkę.
OdpowiedzUsuńNie widziałam filmu, więc trudno mi się wypowiedzieć, ale wierzę na słowo :) Rozumiem to szarpanie za serce, ta niestety również tak robi, toteż lekturę proponuję na jakiś lepszy emocjonalnie moment.
Usuńksiążka stoi gdzieś na mojej półce, nawet zaraz po zakupie zaczęłam ją podczytywać i zrobiła na mnie bardzo dobre wrażenie, szczególnie angielszczyzna Saszy. niestety, przeczytałam tylko kilkadziesiąt stron i inne książki mnie rozproszyły. na pewno jednak po książkę sięgnę jeszcze raz, porządnie. bo i Twoja recenzja zachęca, i ostatnio z przyjaciółką rozmawiałyśmy o tym autorze - może to znak? a i film mnie kusi, ale to już po książce :)
OdpowiedzUsuńoj, to w takim razie musi być znak :) i to że książka już jest i to, że ostatnio o niej rozmawiałaś :) choć wiem, czasami musi być odpowiedni moment :)
UsuńNie słyszałam...strasznie się cieszę, że tę recenzję przeczytałam u Ciebie, z pewnością poszukam. Pozdrawiam:)
OdpowiedzUsuń