Pan Nakano jest już statecznym panem po pięćdziesiątce, co jednak nie przeszkadza mu ani w trzecim małżeństwie, ani w posiadaniu kilku kochanek. Ma też w sobie mnóstwo pomysłów, które realizuje w zależności od nastroju. W tym momencie jego życia padło na otwarcie sklepu ze starociami. Nie mylić z antykami, to jednak trochę inny typ sklepu. Są tu przeróżne rzeczy, które już dawno znudziły się właścicielom albo zostały przejęte po czyjejś śmierci, a których wartością samą w sobie jest to.. no właśnie, że są stare i używane. I o dziwo sklep ma całkiem niezłe obroty. W prowadzeniu sklepu pomagają panu Nakano Hitomi, stojąca na ogół za kasą, Takeo, który najczęściej pomaga przy licytacjach i transakcjach z właścicielami rzeczy sprzedawanych do sklepiku, oraz pani Masayo, starsza siostra pana Nakano, artystka, która wolne chwile spędza w sklepie, przyciągając samą swoją obecnością nieco więcej klientów niż w zwykłe dni, gdy jej nie ma.
Całość w zasadzie stanowi zbiór historyjek, które dotyczą całej czwórki. Narrację prowadzi Hitomi i to z jej perspektywy poznajemy zarówno sklep jak i jego bywalców. Główną osią historii wbrew tytułowi, nie są historie miłosne pana Nakano, które pojawiają się w formie przypadkowego spotkania czy przypadkowej rozmowy, ale właśnie funkcjonowanie sklepiku i relacje między jego pracownikami. Najtrudniejsza i najdziwniejsza jest ta pomiędzy Hitomi i Takeo, kiedy to zaczynają spotykać się nie tylko w pracy, ale i relacja między rodzeństwem, panem Nakano i panią Masayo, którzy troszcząc się o siebie załatwiają wiele spraw przez pośredników. Jednym z nich zostaje właśnie Hitomi, próbując za brata zorientować się jak wygląda nowy związek pani Masayo, czy za siostrę, gdy stara się porozmawiać z kochanką pana Nakano.
Historyjki w jednej historii, które spaja miejsce akcji i podobieństwo czasu, oraz bohaterowie, choć chwilami wydają się jakby oderwane od siebie. Część jest ciekawsza, część nieco powszedniejsza, ale każda z nich napisana jest w podobnym stylu jak Manazuru, gdy dialogi splatają się z narracją, relacje między postaciami gęstnieją w niewidoczny sposób, by dotrzeć do momentu bez odwrotu, co jednak nadaje im wymiaru zwyczajności w nadzwyczajnych okolicznościach. Otwarcie i zakończenie spowite w jedną klamrę, która otwiera i zamyka powieść wspólnym posiłkiem wszystkich bohaterów. Mimo, że powieść jest ciekawa i czyta się ją szybko, to jednak Manazuru podobało mi się zdecydowanie bardziej. Polecam zainteresowanym literaturą japońską, jej rożnymi obliczami i niejednorodną tematyką.
Pan Nakano i kobiety, Hiromi Kawakami, Wydawnictwo W.A.B., Warszawa 2012
Jestem zauroczona tą książką, jej prostotą, zabawnymi dziwactwami bohaterów i "leniwą" akcją, bez żadnych gwałtownych zwrotów, do których przyzwyczaiła nas literatura amerykańska i europejska. Podobnie czułam się, czytając "Miłość na marginesie" Yoko Ogawy, którą gorąco Ci polecam. A sama, z przyjemnością sięgnę po "Manazuru". Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńFakt, Kawakami pisze w dość urokliwy sposób :) O książce Yoko Ogawy myślę już od jakiegoś czasu, dzięki za polecenie :) A "Manazuru" jest niezwykła, bardzo jestem ciekawa, czy przypadnie czy do gustu tak jak "Pan Nakano.." :)
UsuńBrzmi ciekawie, a że "Manazuru" dostarczyło mi niezwykłej czytelniczej przyjemności, to i pewnie ta książka dostarczy miłych przeżyć. Chciałabym jeszcze przeczytać "Nadepnęłam na węża" tej autorki... I znów nachodzi mnie refleksja - tyle książek, a życie takie krótkie, bo na półce nadal mam sporą kolejkę i jak tylko finanse pozwalają, to ją wydłużam wciąż i wciąż...
OdpowiedzUsuńNo i co ja mogę powiedzieć...;)
UsuńManazuru bez duchów i mgły, czyli bardziej zwyczajna proza. Ale i tak chętnie kupiłabym coś jeszcze Kawakami. O ile wydawcy dadzą na to szanse. Swoją ścieżką to ciekawe że Kawakami wprowadzono na nasz rynek najdziwniejsza książką, czyli nadepnęłam na węża, w której roi się od niesamowitości, a dopiero za trzecim razem wydano ją jako autorkę posługującą prostą i przyziemną prozą.
OdpowiedzUsuńDobrze powiedziane - bardziej zwyczajna proza :) choć też nie do końca biorąc pod uwagę dziwne relacje między bohaterami.. co swoją drogą jednak jest dość typowe dla literatury japońskiej ;) A co do wydawania Kawakami przypomniało mi się motto Karakteru - "wydajemy co nam się podoba" ;) no i wydali i "Manazuru" i zbiór opowiadań ;) A W.A.B. trochę zwyczajniejszą powieść.. ;)
UsuńBardzo lubię Kawakami, też najbardziej podobała mi się w "Manazuru", "Nadepnęłam na węża" może troszkę mniej, ale odrobinę tylko! A "Pan Nakano" oczywiście czeka w kolejece, aż przyjdzie ochota na japońszczyznę :)
OdpowiedzUsuń"Nadepnęłam na węża" jeszcze przede mną, ale póki co również "Manazuru" jest dla mnie tą najlepszą :D
Usuń"Nadepnęłam na węża" wspominam jako książkę olśniewającą. Trudno mi sobie wyobrazić Kawakami jako autorkę literatury (niemal) realistycznej, ale po Twojej recenzji motywacja do lektury "Pan Nakano i kobiety" i "Manazuru", notabene pokutującego w kolejce od wielu miesięcy, zdecydowanie wzrosła. :)
OdpowiedzUsuńO, to Twoja ocena opowiadań zachęciła mnie jeszcze mocniej do ich lektury :) Ciekawa jestem jak odbierzesz "Manazuru" :) I jeszcze ciekawa jestem jaką kolejność lektur wybierzesz.. :) pewnie zaczniesz od "Manazuru" skoro już czeka :)
UsuńOd kilku dni rozpaczliwie poszukuję "Manazuru" w kłębiących się książkowych stosach, jak na razie bez powodzenia, ale nie tracę nadziei. Rozważam zapisanie naszych dwóch szetlandek na kurs dla psów tropiących, ich umiejętności byłyby nieocenione w takiej sytuacji. :D
UsuńNasze pieski, gdyby je zaangażować w takie poszukiwania, zapewne by znalazły, ale sądzę, że książkę by szybko.. pochłonęły..Zdarza im się czytać zębami ;) Trzymam kciuki za poszukiwania :)
UsuńNasza młodsza sunia miała takie ciągoty, jak była małym szczeniaczkiem. Na szczęście już jej przeszło (w czerwcu kończy rok), ale kilka grzbietów książek wciąż nosi gustowne ślady jej ząbków. :)
UsuńNaszym też niby przeszło, ale.. wolę już nie ryzykować. Płakałam gdy mi Pestka zjadła "Idę sierpniową" więc już chowam wyżej wszystko :)
UsuńPestce można pogratulować gustu, to jedna z moich najulubieńszych części Jeżycjady. :) A tak serio to doskonale wiem, jak się czułaś po dokonaniu tego niemiłego odkrycia. U nas szczególnym wzięciem cieszyła się literatura pamiętnikarska, a zwłaszcza książki w twardych, płóciennych oprawach.
UsuńO Pestka wie co dobre :) ma już prawie 11 lat więc zna się na rzeczy. Bruno jako młodzież w domu (trochę ponad 3 lata) gustuje póki co w fantastyczne :) i choć już teraz potrafię się z tego śmiać to faktycznie w momencie odkrycia nie było wesoło
UsuńO, proszę, jakie zróżnicowane zainteresowania! :D Życzę jednak, żeby takich odkryć było jak najmniej. :)
UsuńMyślę, że po takich doświadczeniach będzie mniej. Nie wolno zostawiać książek na stoliku ;) bo tu oboje sobie zdejmują wszystko.
UsuńDziś opowiedziałam mężowi o Waszych psiakach i stwierdził, że powinniśmy dokonać wymiany zwierzyny na przykład na miesiąc - od jakiegoś czasu rozpaczliwie walczy z moim książkowym zakupoholizmem i doszedł do wniosku, że bibliofilskie pasje Pestki i Bruna radykalnie rozwiązałyby problem. :D
UsuńHm.. A nie łatwiej (i szybciej może) męża na jakiś kurs manii książkowej wysłać? ;) Co prawda, służę Potworami, ale znając ich wredne usposobienie, to nie tylko że nie zjedzą u Ciebie żadnej książki, ale jeszcze się zadomowią ;)
UsuńPoszukam stosownego kursu. :) Potwory mile widziane, nasza szetlandzka spółka na pewno by się z nimi zaprzyjaźniła.
UsuńZ literaturą japońską jeszcze się nie zetknęłam, ale cóż, czytam książki dopiero od około 40 lat, więc mam jeszcze trochę czasu. Myślę, że jak wpadnie mi ta lektura w ręce, to chętnie ją sobie poczytam.
OdpowiedzUsuńO, to istotnie, krótko, bagatela ;) choć przy moim prawie 30-letnim stażu to wydaje się całkiem długo :D Polecam literaturę japońską, jest interesująca, szczególnie, gdy ukazuje japońską codzienność od kuchni, która, chociażby ze względu różnic kulturowych, jest naprawdę ciekawa :)
Usuń