Perspektywa była absolutnie beznadziejna. Podróż przez ten cholerny busz do tego jakiegoś ryjącego za kością słoniową Kurtza tak się roiła od niebezpieczeństw, jakby był co najmniej zaklętą księżniczką śpiącą w bajkowym zamku. * Tym cytatem można by streścić fabułę Jądra ciemności Josepha Conrada. Oczywiście byłaby to wersja mocno okrojona i pozbawiona wszelkich niuansów. Jednak nie oszukujmy się: cała historia to krótka opowieść Charlesa Marlowa, który wspomina pewną wyprawę w tytułowe jądro ciemności (czyli Kongo), z ramienia Towarzystwa Handlowego, w celu odszukania niejakiego Kurzta, któremu krótko mówiąc samotność i obcowanie z poddańczymi tubylcami w buszu zdecydowanie zaszkodziła w kwestii zdrowia psychicznego (i jak się okaże również fizycznego), a po drodze do celu pokazując cały rasizm i szowinizm epoki.
Można odkrywać wiele poziomów odbioru literatury. Pierwszy, najniższy, dotyczący fabuły rzadko jest powodem do nieporozumień, choć i tu o dziwo można spotkać różnice. Drugi związany niejako z przesłaniem powieści, jej drugim dnem, czy też nurtem literackim jaki reprezentuje, może już sprowadzać na manowce interpretacyjne i wywoływać dyskusje. Trzeci, ten jeszcze głębszy to już związany z różnicami indywidualnymi sposób odbierania pisarza. Styl, opisy, charakterystyczne maniery, czy cechy osobowościowe bohaterów. Odłóżmy na bok kwestie związane z rasizmem, jaki przebija się z Jądra ciemności, czy z kwestią władzy, która może wpłynąć na psychikę i poprowadzić podatny grunt umysłu w niebezpieczne rejony. Zostawmy to wszystko, szkoda czasu, dyskusji. Można o tym znaleźć ślady w bez mała każdej recenzji Jądra ciemności. Mnie, czytelnika z takimi a nie innymi preferencjami narracyjnymi porwał przede wszystkim mrok wyłaniający się z opisów, gęstość zieleni, mgły i obcość eksplorowanego właśnie lądu.
Podróż w górę rzeki była jak wędrówka do najwcześniejszych początków świata, kiedy roślinność kłębiła się na ziemi, a wielkie drzewa były królami. Pusty nurt, wielka cisza i potężna puszcza. Powietrze było ciepłe, gęste, ciężkie, muliste. Nie istniała tu radość słonecznego blasku. Długie odcinki naszego szlaku biegły samotnie, w ponurym cieniu.**
Zmrok wśliznął się tam sporo przed zachodem słońca. Nurt biegł gładko i wartko, ale na brzegach osiadł milczący bezruch. Żywe drzewa, powiązane z sobą pnączami i przeróżnymi krzewami niższych partii lasu, wyglądały jak skamieniałe aż do najcieńszej gałązki, najlżejszego listka. Nie sprawiało to wrażenia snu - to był stan nienaturalny, jak jakiś trans. Znikąd nie dochodził nawet najcichszy dźwięk. Człowiek patrzył zdumiony i zastanawiał się, czy nie ogłuchł, a potem naraz zapadła noc, a wraz z nią przyszła ślepota.***
Gdyby nie takie fragmenty spaliłabym na stosie zarówno książkę, jak i odłożyłabym na bok pozytywne wrażenia o autorze (tylko skąd? Lorda Jima pamiętam, męczyłam w szkole..). Całość bowiem jest tak przesączona wyższością białej rasy nad czarną, że aż człowiekowi słabo się robi. O traktowaniu kobiet, jak istot co najmniej niedorozwiniętych już nie wspomnę. Conrad jednak potrafi wciągnąć swoimi opisami w zmysłowość krajobrazu. Sama nie wiem na ile to bardzo dobra powieść, a na ile to zła książka, tylko dobrze napisana. Ciekawa jestem naprawdę, jak są prowadzone lekcje podczas jej omawiania w szkołach.. [edit: proszę zerknąć do komentarzy]
Oczywiście można jeszcze porozmawiać o tym, czym naprawdę jest tytułowe jądro ciemności. Bo to, że nie chodzi o sam Czarny Ląd, jego ciągłą wówczas nowość i dzikość krajobrazu i mieszkańców wydaje się zrozumiale samo przez się. Tak naprawdę, co pozornie oczywiste, a prowadzi jednak do dalszych dywagacji, mowa o ciemności w człowieku, który czasami daje jej wolną rękę i pozwala rządzić. Kurtz pozornie tą jest istotą, którą opętała ciemna strona jego duszy. Nie dba o ludzkie życie, zabija niemalże z nudów, gardzi tubylcami, choć też w jakiś sposób jest do nich przywiązany. Jest podziwiany i jest szaleńcem. Mieszanka wybuchowa. Pytania i dywagacje w moim odczuciu rodzić może bardziej postać samego Marlowa, który choć świadomy tego, jak Kurtz pobłądził w swoim człowieczeństwie, nie waha się go nazwać geniuszem i podziwiać w nieskrywany sposób. Szacować poziom człowieczeństwa po elementach dzikości i poddawać gradacji istoty ludzkie. A jednocześnie.. Ba jednocześnie Marlow opowiada z czystą wirtuozerią, delikatnością, przenikliwością dotyczącą ludzkiej natury. I zrozumieniem odnośnie zdobywania afrykańskiego kontynentu. Do samego końca ciężko zdecydować, czy sympatyzuje się z Marlowem, czy jednak nie..W każdym razie moc tej powieści polega na tym, że choć od jej powstania minęło ponad sto lat to ciągle jest aktualna. Człowiek zawsze będzie w sobie skrywać pokłady zła, nienawiści, wymyślonych ideałów, które będą pozwalały mu zabijać, grabić, zdobywać..
Zdobywanie ziemi na ogół oznacza odbieranie jej tym, którzy mają inny odcień skóry albo nieco bardziej spłaszczone nosy, a to nie jest zbyt piękne, zwłaszcza kiedy się przyjrzeć z bliska. Odkupieniem może stać się tylko idea. Jakaś idea, która za tym stoi: nie sentymentalne pozory, ale prawdziwa idea oraz bezinteresowna wiara w nią - w coś, co zostaje ustanowione, czemu oddaje się pokłon i składa ofiary...****
Jądro ciemności, Joseph Conrad, Wydawnictwo Znak, Kraków 2011, tłum. Magda Heydel
* str. 57
** str. 46
*** str. 53
**** str. 11
Ja męczyłam w szkole właśnie "Jądro ciemności" i "męczyłam" to dobre określenie; wiem, że to mądra książka, ale wyjątkowo ciężko mi się ją czytało.
OdpowiedzUsuńSzczerze się zastanawiam, czy to dobry pomysł umieszczenie jej na liście lektur :)
UsuńPrzesączona wyższością białej rasy ...? kobiety jako osoby co najmniej niedorozwinięte ...? - czy aby na pewno to co czytałaś to było "Jądro ciemności"? :-)
OdpowiedzUsuńEeeee.. mam cytować? dawać przykłady? Albo wiesz, może faktycznie - nie czytałam "Jądra ciemności". Tak się dałam ponieść fantazji ;-)
UsuńJeśli o mnie chodzi to nie musisz :-) dosyć dobrze znam "Jądro" i dlatego pisałem, że nie ma tam tego co zarzucasz Conradowi, chociaż od kiedy Marcin Moskalewicz zarzucił Tuwimowi rasizm w "Murzynku Bambo" to w sumie jeśli chodzi o interpretację nic mnie nie powinno już dziwić :-)
UsuńNie wątpię, że dobrze znasz :-) absolutnie! I oczywiście, skoro twierdzisz, że nie ma to nie. Co ja tam mogę wiedzieć w końcu. Fragmentów w których Marlow mówi o kobietach, wspomina rozmowę z narzeczoną Kurtza, oraz opisuje czarnych i próbuje się pogodzić z myślą, ze to też ludzie - też oczywiście nie ma! No nie ma. Ja to mam bujną wyobraźnię. Ułańską fantazję! ;-)
UsuńSkoro tak mówisz, to pewnie masz rację :-) i tego wątku ze swojej strony mogę powiedzieć, że nie zamierzam kontynuować tym bardziej, że jestem u Ciebie gościem i niczego on nie wnosi ale jeśli miałabyś ochotę rzeczowo podyskutować na temat "Jądra ciemności" to możesz na mnie liczyć :-).
UsuńMarlow, możesz tu pisać, na co tylko masz ochotę :-) Jesteś u mnie zawsze mile widziany, nawet gdy kwestionujesz po raz któryś zresztą, czy faktycznie czytałam omawianą książkę. Jedno to niezgadzanie się z czyjąś interpretacją (która owszem, może być subiektywna), a drugie podważanie tego, że w ogóle wie o czym pisze.
UsuńPrzepraszam jeśli poczułaś się urażona, to była tylko figura stylistyczna z mojej strony ale rozumiem, że oględnie mówiąc nie przypadła Ci do gustu. Tak że jeszcze raz przepraszam, co nie zmienia jednak meritum mojego postu :-), że moim zdaniem (też subiektywnym z definicji) ani zarzut rasizmu, ani seksizmu postawione Conradowi nie są uzasadnione.
UsuńPrzeprosiny przyjęte :-) Zrzućmy to na karb zmęczenia :-)
UsuńDlaczego interpretuję pewne wypowiedzi w książce jako przejaw rasizmu? Sposób pokazywania czarnoskórych (dzicy, szaleją, dziwnie tańczą, jak obłąkani), sposób traktowania jako niewolników jako całkowicie naturalny (oczywiście rozumiem, że kwestia epoki miała na to silny wpływ, ale gdy Marlow myśli o "dzikich na brzegu" to czuje niedowierzanie, że to też ludzie - czy to nie jest rasizm? bo przecież nie mówimy tu o zupełnym braku znajomości czarnoskórych, odkrywania czegoś w rodzaju nowej ludzkiej rasy, a już znajomości i wykorzystywania czarnoskórych jako gorszych).
O kobietach zapomniałam dodać - tu już może być moja subiektywna nawet nadinterpretacja, nie przeczę, ale ogółem Marlow opowiada o kobietach jako o pięknym dodatku, ale raczej głupiutkim i mało rozgarniętym. Ale tu się sprzeczać nie będę, bo to może być już mocno subiektywne z mojej strony ;-)
UsuńZacznę od końca, od kobiet :-). Marlow mówi o narzeczonej Kurtza "Czuło się w niej dojrzałą zdolność do wierności, do zaufania, do cierpienia" - nie widzę w tym cienia "niedorozwinięcia" :-) okłamuje ją przecież nie dlatego, że uważa ją za głupią lecz dlatego, że nie ma odwagi zmierzyć się z jej bólem. O czarnej kochance (?) Kurtza "Twarz o tragicznym i dzikim wyglądzie wyrażała obłędny smutek i niemy ból, a zarazem niepokój jakiegoś nurtującego, na wpół dojrzałego postanowienia" - to nie opis głupiutkiej i mało rozgarniętej kobiety.
UsuńW odniesieniu do "odźwiernych u wrót Ciemności" czyli kobiet, które spotkał w siedzibie spółki w Brukseli, a właściwie w odniesieniu do starszej z nich - "Wprowadzono właśnie dwóch młodzików o głupkowatych, wesołych twarzach [to raczej mężczyźni u Conrada są durniami, ale wydaje mi się że tej cechy tak na prawdę nie zastrzegał specjalnie dla jakiejś płci] a stara rzuciła im takie samo szybkie spojrzenie, mądre i obojętne. Zdawało się, że wie o nich wszystko, a także i o mnie." Wreszcie ciotka - przecież zwraca się do niej jako do ostatniej deski ratunku z prośbą o pomoc w załatwieniu pracy i załatwia mu to, czego on sam nie potrafił i nie potrafili inni mężczyźni - jeśli by więc uważał ją za głupią, to jakimi durniami musieliby być oni, skoro nie potrafili załatwić tego co załatwiła głupia kobieta? Owszem Conrad stawia kobiety na innym poziomie niż mężczyzn jako obiekty podziwu i uwielbienia ale to wcale nie znaczy, że są głupie.
Masz rację we wszystkim co piszesz, jak najbardziej. Scena gdy Marlow stara się opowiedzieć narzeczonej Kurtza o jego ostatnich momentach jest dla niego bolesna i jak najbardziej dobrze o nim świadczy, choć miałam odczucie, że traktuje ją trochę jak aktorkę we własnym świecie łez (ale to moje subiektywne odczucie) Tylko gdy Marlow poprosił ciotkę o pomoc, a potem z nią rozmawiał, podsumowuje jednocześnie "Nie do wiary jak rozwiedzione z rzeczywistością są kobiety", a gdy wspomina pierwszy raz o narzeczonej Kurtza stwierdza o kobietach, że "Trzeba zadbać o to, żeby zostały w tym swoim pięknym świecie" i to już jest trochę mniej subiektywne. Dla mnie to przekaz że kobiety owszem są piękne i cenne, ale trochę nadto bezmyślne by traktować je poważnie. Choć oczywiście przyznaję Ci słuszność w tym co odnotowałeś.
UsuńA propos kobiet: myślę, że gdybyśmy przyjęli miły stosunek do pań za "kryterium wyszukiwania", z literatury dziewiętnastowiecznej nie uzyskalibyśmy zbyt wiele wyników, o wcześniejszej w ogóle szkoda mówić pod tym względem.
UsuńW moim odczuciu to nie jest zmowa zgryźliwych megalomanów, to jest wynik trwającego setki lat, konsekwentnego wtłaczania poglądu, że kobieta to ZŁO. Właściwie wtedy kobieta przedstawiana jest tylko na 2 sposoby: albo jako stuprocentowo idealny anioł, albo jako lubieżny i perfidny diabeł wcielony. Obydwa wizerunki są nieprawdziwe, ale jakoś nikt nie protestuje przeciwko tym idealizacjom. :)
Rozumiem, że negatywny stosunek do kobiet może drażnić, można próbować wyeliminować te tytuły ze swoich lektur, ale to oznaczałoby przekreślenie całej literatury dziewiętnastowiecznej, z moim ukochanym Flaubertem na czele, co według mnie byłoby zbrodnią.
O nie, nie, nie, to tak jakby przyjąć z kolei wrogi stosunek do mężczyzn i wykreślić z literatury wszystko co mogłoby świadczyć o tym, że to wcale nie jest mądra i wartościowa płeć! Absolutnie nie w tym rzecz. Zwróciłam uwagę na parę zdań o kobietach, bo tak, jestem wrażliwa w tej kwestii, ale to nie oznacza, że nie dostrzegam wcale w wymienianych kobiecych wadach jakiejś prawdy i stąd będę unikać wszelkiego krytyki odnośnie kobiet ;) Wprost przeciwnie, z Tołstojem w pewnych kwestiach nawet się zgadzałam, choć może trochę w innym odniesieniu, ale jednak. A on to dopiero miał o kobietach mniemanie ;) Przynajmniej sądząc po "Sonacie Kreutzerowskiej" ;)
UsuńDo postrzegania kobiet (nie tylko w literaturze) przyczyniły się niestety one same. Co więcej nawet dziś nam współczesne chętnie podtrzymują tylko te skrajne wizerunki bo oba mają w sobie nutkę romantyzmu. Kobieta mądra, trzeźwo stąpająca po ziemi, kierująca się rozsądkiem jest zwyczajnie nudna, lub przerażająca.
Równania "piękne i cenne" = "trochę bezmyślne" nie ma w "Jądrze ciemności" w odniesieniu do żadnej z pięciu kobiet o których tam mowa. Nie sądzisz, że w konstatacji dotyczącej ciotki zawiera się autoironia - oto kobieta żyjąca we własnym świecie patrzy trzeźwo na świat w przeciwieństwie do mężczyzny, który pozornie twardo stąpa po ziemi a tak na prawdę szuka przygody za którą tęsknił już jako chłopiec - ona wie, że za tym wszystkim na samym końcu są pieniądze. To że mężczyzna chce oszczędzić kobiecie widoku brudu życia wcale nie świadczy o tym, że uważa ją za głupią lecz tylko o tym by oszczędzić jej trosk i cierpień a to wcale się nie wiąże z oceną ich "potencjału intelektualnego" :-).
UsuńPrzeczytałam książkę jeszcze raz. Wczoraj męczyło mnie to i było silniejsze ode mnie :-) Teraz czytam ponownie szukając tego, co uderzyło mnie po raz pierwszy dużo silniej niż podczas drugiej lektury (no ale to raczej kwestia tego, że drugi raz zawsze jest trochę słabszy). Być może zbyt dosłownie przyjęłam to "rozwiedzenie z rzeczywistością" i chęć pozostawienia kobiet w ich własnym świecie. Przeczytałam raz jeszcze uważnie rozmowę z narzeczoną Kurtza. Uczucia Marlowa są chyba podczas niej silniejsze niż te kobiece. I cóż.. może faktycznie źle to zinterpretowałam pierwotnie :-)
UsuńNawet gdyby kobiety były "rozwiedzione z rzeczywistością" to tylko jako osoby żyjące na wyższym diapazonie. ale w ujęciu Conrada nie ma to nic wspólnego ze "słodkimi idiotkami" Chyba nawet M. Haydel w swoim przereklamowanym posłowiu nie twierdziła, że Conrad był seksistą :-) miałem wrażenie, że raczej tylko referuje taki pogląd, za to była bardziej przywiązana do oskarżenia Conrada o rasizm. Jeśli będziesz miała okazję to polecam tłumaczenie Anieli Zagórskiej w opracowaniu Zdzisława Najdera - było w "Wyborze opowiadań" Conrada wydanym przez Ossolineum w BN.
UsuńA wiesz, że nawet chętnie poczytam. Ogólnie widzę, że percepcja tej powieści może być naprawdę różnorodna :) i jak sądzę warto poznać inne tłumaczenia. Gdzieś mi nawet mignęło takie stwierdzenie, że z rozumieniem Conrada było u nas różnie właśnie ze względu na kiepskie tłumaczenia. Ale nie powiem Ci teraz gdzie taką informację znalazłam. W każdym razie na pewno warto poczytać więcej. Co nie zmienia faktu, że i tak każdy może interpretować jego prozę po swojemu :-)
UsuńW wersji Haydel Conrad jest bardziej dosłowny i bardziej ironiczny zarazem, w wersji Zagórskiej/Najdera zdecydowanie bardziej klimatyczny. Różnicę widać - może nie w "zapalnych" kwestiach :-) ale w samej atmosferze opowiadania.
UsuńNic dziwnego, że ile tłumaczeń, tyle interpretacji :-)
UsuńDo "Jądra ciemności" mam sentyment między innymi dlatego, że to była pierwsza lektura w czytelniczym klubie Ani. Nie będę dublować swoich opinii, jak kiedyś znajdziesz chwilkę czasu, dyskusję można przeczytać tutaj. Powiem krótko: na początku byłam nastawiona do tej książki niezbyt entuzjastycznie, po przeczytaniu zakochałam się w Conradzie.
OdpowiedzUsuńW kwestii rasizmu: polecam Twojej uwadze wstęp Conrada do "Szaleństwa Almayera". Pisze tam o tym, że mieszkańcy egzotycznych krain mają takie same uczucia, bogate życie wewnętrzne, etc jak my i to jest podawane w kategoriach ogromnej rewelacji i odkrycia. Wydaje mi się, że robi się problem, kiedy patrzymy na pewne zjawiska przez pryzmat naszych odczuć i poglądów - kiedy powstało "Jądro ciemności", wiedza o egzotycznym świecie była znikoma, budził lęk. W listach Conrada widać wyraźnie, jaką traumą dla niego był kontakt z tamtym światem, bardzo niedawno był taki list w Płaszczu. Zastanawiam się, czy w tamtych czasach w ogóle powstała jakaś książka, w której autor pisząc o mieszkańcach egzotycznych miejsc nie wyrażałby mniej lub bardziej wyraźnego poczucia wyższości?
Nam się to może wydawać bulwersujące, ale wtedy tak właśnie patrzono na mieszkańców Afryki i innych odległych miejsc. I tak jak wspominałam, za tym stoi nie wredność charakteru, ale po prostu baśniowa otoczka zamiast wiedzy, do której my mamy dostęp jednym kliknięciem. Polskie dzieci też bawiły się kiedyś w "czarnego luda". :(
A propos pań: temat chwilowo przemilczę, bo lada moment napiszę o biografii Conrada autorstwa jego żony. :) Wspomnę tylko, że korespondencja Conrada z Margueritte Poradowską świadczy o tym, że były kobiety, które szanował i cenił.
Zajrzałam do dyskusji, żeby znaleźć Twoje wypowiedzi i widzę, że zwróciłyśmy uwagę na podobne fragmenty w kwestii kobiet :) Może zacznę od tego, że po przeczytaniu "Jądra ciemności" nie uznałam, że wszystko co odebrałam z tej powieści dotyczy całego światopoglądu Conrada. Wiem, że jego powieści są w pewnym stopniu autobiograficzne, ale nie, nie posuwałam się aż tak daleko, by uznać, że wszystkie słowa Marlowa to są myśli i uprzedzenia autora. Więcej powiem - mam w planach przypomnienie sobie "Lorda Jima" a do listów z przyjemnością zajrzę.
UsuńCo do kwestii rasizmu - przychylam się do opinii którejś z osób dyskusji, że autor jest dzieckiem swoich czasów. Brałam pod uwagę fakt epoki i inne związane z tym zmienne. Zabolał chyba najbardziej fragment o umierającym sterniku i zachowaniu Marlowa zaraz po nim - utopieniu butów i martwieniu się o spóźnienie na spotkanie z Kurtzem.
Jestem bardzo ciekawa tej biografii Conrada :)
Myślę, że stwierdzenie o byciu dzieckiem swoich czasów jest prawdziwe w każdym przypadku, tylko pytanie jak bardzo my, czytelnicy, jesteśmy na to odporni, jak bardzo nam to przeszkadza. Ja mam na przykład kłopot z noblistą Knutem Hamsunem. Jego romans z hitleryzmem sprawia, że mnie od jego książek po prostu odrzuca. :(
UsuńNawet nie wiesz, jak się cieszę, że napisałaś o Conradzie, bo bardzo boleję nad tym, że nie wywołuje u nas czytelniczej euforii, czego zresztą sama byłam przykładem przed "Jądrem ciemności". :)
Ale widzisz, kwestia tolerancyjności w stosunku czy to poglądów innej epoki, czy to samego autora chyba również ma swoje granice. Wydaje mi się, że nie ma co się naginać na siłę.
UsuńDziękuję Ci :-) teraz trochę żałuję, że nie napisałam wpisu jednak po tym jak przeczytałam "Jądro ciemności" po raz trzeci. Ale w końcu może nawet taki wpis zaintryguje i zachęci do autora. Zresztą, liczę na to, że czytelnik zauważy komentarze w kwestiach, jak to ujął Marlow, "zapalnych" ;)
Ja czytałam Jądro ciemności jako dość młoda osóbka, może zbyt młoda, może - a raczej na pewno - nie wszystko zrozumiałam, ale pamiętam, że mnie się podobało. Kiedy teraz czytam, że Conrada uważa się za jednego z kilku pisarzy trudnych i nie do przejścia (męczących), zastanawiam się jak odebrałabym go dzisiaj. Ale i moje pierwsze skojarzenie z lekturą - mroczna, gęsta, poruszająca. A to, że Tobie niezbyt przypadła do gustu - rozumiem, bowiem, ja nie mogę się przekonać np. do Pani Bovary Flauberta, co do której rozumiem, że jest świetną literaturą, ale mnie raczej irytuje, niż wzbudza zachwyt.
OdpowiedzUsuńBa, być może i ja nie wszystko zrozumiałam :) ale to też nie do końca tak, że mi się w ogóle nie podobała. Opisy afrykańskiej przyrody są przepiękne. Jest sporo celnych refleksji. Być może na całość rzutuje świadomość XXI - wiecznej czytelniczki, która nie może zrozumieć XIX -wiecznego eksplorowania Afryki i wykorzystywania jej mieszkańców jako taniej siły roboczej i podludzi. Ale nie, ostatecznie sama proza Conrada mi się podobała. Temat po prostu bardzo trudny. I jak widać ciągle wzbudzający ożywione dyskusje :)
UsuńJakoś nigdy Conrad nie wpadł mi w ręce, a może ja się do niego nie paliłam.
OdpowiedzUsuńA ja się z kolei paliłam od dawna, bo w literaturze jest masa odniesień własnie do "Jądra ciemności" i moja ciekawość rosła niesamowicie :)
UsuńCoś o nim ostatnio głośno i medialnie...
OdpowiedzUsuńTo coś mnie ominęło...
UsuńJest to jedna z lektur w szkole, której nie mogłam przejść...
OdpowiedzUsuńJeśli tylko jedna to i tak nieźle :)
UsuńJedna z kilku :P
Usuń