Choć - myśli Omega i jest to jedna z najbardziej dorosłych myśli w jej dotychczasowym życiu - czy jakakolwiek śmierć ma sens, jeśli człowiek nie ma zapasowego życia, w którym dzięki otrzymanej nauczce nie popełni już drugi raz tej samej pomyłki?*
Omegę, a właściwie Joasię, poznajmy o poranku w dniu jej dwunastych urodzin. Jest to o tyle nietypowy poranek, oprócz tego, że urodzinowy, że Omega budzi się dużo wcześniej niż jej mama. Co samo w sobie jest bardzo niezwykłe. I dodaje temu dniu jeszcze większej nadzwyczajności. Jak na dwunastolatkę Omega jest zdecydowanie trochę dziwna. Choć nie znam zbyt wielu dwunastolatek, niemniej kojarzą mi się one z dziewczynkami chodzącymi stadnie, szczebioczącymi, wesołymi, raczej towarzyskimi istotami. Omega preferuje towarzystwo komputera, z którym znajomość zawarła naprawdę bliską. Lubi wszelkiego rodzaju gry komputerowe, a na różnych forach, na których bywa i gdzie jest znana i lubiana, dzieli się wszystkimi odkryciami jakich dokonuje podczas pokonywania kolejnych poziomów. Innymi słowy Omega to istota, która lubi życie wirtualne i ten właśnie styl bycia przedkłada nad znajomości z rówieśnikami i relacje z mamą. Które już i tak są utrudnione odkąd tata postanowił założyć nową rodzinę. Cóż, bywa i tak.
Niezwykłość dnia urodzinowego podkreśli pewna niespodzianka - zagadkowy, bo jakby znikąd, e-mail wraz z linkiem do prezentu: do nowej gry. Omega długo się nie zastanawia, klika na link i dwukrotnie potwierdza, że tak, jest pewna, że chce zacząć grę. I odtąd cały świat Omegi zmieni się w scenę gry, każda jej znajoma postać będzie musiała się podporządkować regułom tej gry, a dziwne, bo mówiące niemowlę znalezione na progu mieszkania będzie jedynym przewodnikiem po tej zwariowanej sytuacji. Przewodnikiem o tyle nietypowym, że nie do końca pewnym, czy można zaufać Dziecku, czy też nie. Omega do samego końca nie będzie tego pewna.
Kolejne poziomy gry przynoszą ze sobą następne zagadki i metody przejścia danego poziomu. Sceną każdego poziomu są miejsca Omedze dobrze znane, jak jej szkoła, ulice miasta, czy stadion, na którym będzie zmuszona wziąć udział w Olimpiadzie Zmysłów. Omega będzie musiała pokonać bandę dziwnych klaunów, którzy kradną ludziom radość, przeciwstawić się własnej samolubności i chęci rozstawiania ludzi po kątach, gdy na jednym z poziomów będzie musiała pracować jako Funkcjonariusz Kodeksu, wziąć udział w wyścigu strusi, a także przeżyć kilkakrotnie swoją śmierć. Szczygielski wymyśla dla swojej bohaterki coraz to nowsze i bardziej skomplikowane historie z którymi musi się ona zmierzyć. Omega poznaje przeszłość swojej babci, z której zombie zresztą będzie wędrować przez większość poziomów, będzie uciekać przed wilkołakami i ratować dzieci przed zupełnym pozbawieniem ich własnej tożsamości w pewnej okropnej klinice pseudo - psychiatrycznej. W tym zalewie dziwności i fantazyjności przewija się jednak sporo prawd o współczesnym świecie, wiele ciekawych wskazówek i rozwiązań dla samej Omegi, która pokonując kolejne poziomy gry pokonuje też własne wady i słabości. Ostatecznie, w tej dziwnej grze o powrót do własnego życia, Omega ma szansę trochę dorosnąć, troszkę dojrzeć, przyjrzeć się własnym przywarom i lepiej zrozumieć zachowanie swojej mamy, która jest samotna i zrozpaczona i która też może potrzebować, by się nią ktoś zaopiekował.
Omega to dość długa powieść, jak na powieść skierowaną do młodzieży, ale przyznaję uczciwie, że wcale nie czułam jej długości, bo jest naprawdę fajnie skomponowana i ciekawie napisana. Wygląda na to, że mogę kupować powieści Szczygielskiego już w ciemno, choć Omegę mogłabym przegapić, gdyby nie nieoceniony kolega, mianujący siebie Zacofanym w lekturze, u którego odkryłam ten tytuł, gdy pisał o nim tutaj.
Omega, Marcin Szczygielski, Instytut Wydawniczy Latarnik, Warszawa 2009
* str. 271
Kasiu, moja lektura Twojej recenzji była celowo powierzchowna, bo "Omega" dopiero w planach, mam nadzieję, że niezbyt dalekich. Cieszę się niezmiernie, że Tobie też się podobała. Świetnie, że jest już po premierze najnowszej książki dla młodzieży Szczygielskiego, niedawno pisali o niej w Rymsie, jest też kilka ilustracji:
OdpowiedzUsuńhttp://ryms.pl/ksiazka_szczegoly/1661/arka-czasu.html
Tym razem liczba stron nie poraża potencjalnego czytelnika. :)
Ależ bardzo proszę, nie obrażam się :) aczkolwiek starałam się za wiele z treści nie zdradzić :)
UsuńI bardzo się cieszę z premiery nowej książki! Dziękuję za link! :) Szczygielskiego zaś nigdy za wiele, dlatego liczba stron absolutnie nie przeszkadza, a wręcz zachęca ;)
A nie mówiłem? :D Czekam na wrażenia z kolejnych Szczygielskich:)
OdpowiedzUsuńMówiłeś, mówiłeś :D przyznaj się, lubisz to stwierdzać ;)
UsuńWrażenia będą jak dopadnę najnowszy tytuł :)
Uwielbiam to stwierdzać:) A przed najnowszym, dopadnij jakiegoś starszego :P
UsuńZnaczy mam zaryzykować coś spoza kręgu powieści dla młodzieży? ;) To co polecasz na początek?
UsuńMożesz zacząć od rubasznego PLBoya, albo z grubej rury od Bierek/Berka, nie pamiętam, które było pierwsze z tej pary. Albo Poczet, ale tego jeszcze nie czytałem, ale Momarta chwaliła.
UsuńNotuję ;-) wierzę że skoro polecasz warto poszukać. Ale nie wiem kiedy będę czytać, bo na razie Lem rządzi się okrutnie ;-)
UsuńSzturchnij Lema lekko, niech się przesunie trochę:)
UsuńNie bardzo mam odwagę! właśnie mi wyjaśnia w sposób stochastyczny, ergodyczny i probabilistyczny co to jest szczęście...
UsuńLem Ci wyjaśnia szczęście, a Szczygielski da Ci szczęście. No może kupę radości :)
UsuńO, ale Lem też daje :) Choć też masę refleksyjności, jak to on. Ale Szczygielskiego poszukam, poszukam. Jak Ty zapewniasz kupę radości, to już zacieram łapki ;)
UsuńPL Boy to czysta radocha, Berek i Bierki to raczej gorzkie opowieści, ale z momentami, zabawnymi też.
UsuńAktualnie preferuję radochę, więc PLboy na początek ;)
UsuńJakaś zasada czytania książek tego pana jest? Bo chyba inne do mnie bardziej przemawiają (nie żeby ta nie, jednak jakoś zawsze chcę uciekać, gdy widzę grę komputerową w jakiejkolwiek formie i kontekście...), a już ta najnowsza i opisywany kiedyś przez ciebie "Czarny młyn" to jakaś magia...
OdpowiedzUsuńPrzyznam szczerze, że czytam jak popadnie, albo lepiej - jak i kiedy coś wpadnie w moje łapki ;) Wbrew pozorom ta "gra" nie ma znamion gry komputerowej, oprócz pewnych elementów charakterystycznych (poziomy oraz ilość "żyć") a tak poza tym bliżej jej do książki fantastyczno - baśniowej ;) Polecam "Czarownicę piętro niżej" bo jest równie magiczna jak "Czarny młyn", a zdecydowanie bardziej optymistyczna :)
UsuńFabuła wygląda ciekawie, chociaż gier komputerowych nie lubię, więc nie wiem, czy historia z nimi związana by mi zasmakowała, chociaż sądząc po Twoim komentarzu powyżej, nie odczuwa się ich aż tak. Za to ogromnie podoba mi się tytuł "Czarownica piętro niżej" :)
OdpowiedzUsuńMoże powinnam była wyjaśnić że ja też gier nie lubię, że w ogóle się nie odnajduję w ich świecie zaś "Omegę" czytało mi się z ogromną przyjemnością! :-) Dlatego samą kwestią gry nie ma się co zrażać :-)
UsuńDobrze wiedzieć :) Gdy najdzie mnie ochota na jakąś pozycję dla młodzieży, to postaram się pamiętać o "Omedze". Ale ta "Czarownica" to kusi już teraz... dobra jest?
UsuńO "Czarownica.." jest dobra! Naprawdę fajna, choć wiadomo, nie każdy musi lubić literaturę skierowaną do młodzieży :) W każdym razie Szczygielski ma niepowtarzalny styl pisania i to mi się u niego podoba.
UsuńMoże już pora, żeby się zmobilizować i coś skrobnąć swojego o. Mnie najbardziej przeszkadzała bohaterka, bo jednak ciężko czterdziestolatkowi płci przeciwnej wczuć się w dylematy 12letniego dziewczęcia. I nawet jeśli się lubi komputerowe jatki, to można wymięknąć przy domu z mięsa :P Ale ogólnie, o całkiem, całkiem :D
OdpowiedzUsuńNapisz, napisz koniecznie! Jestem bardzo ciekawa czegoś Twojego ;) Bohaterka bywała irytująca, zgodzę się, ale mimo wszystko człowiek gdzieś tam wyczuwał, że a) to tylko młode dziewczę, b) mocno jeszcze niedojrzałe, c) dotąd zakrywające się przed światem właśnie w wirtualnej rzeczywistości, stąd konfrontacja z pewnymi zachowaniami, ludźmi, emocjami, mogła być dla niej samej ciężką przygodą ;) A dom z mięsa - wyobraź sobie czytającą to wegetariankę! I to biedne serce sikające krwią.. No ale dla kogoś innego temat zombie też może być odstraszający.. Cieszę się jednak, że ogólnie całkiem, całkiem :D
UsuńA co Wam dom z mięsa wadzi? Chyba Szczygielski wymyślił go przed mięsną suknią lady Gagi nawet :)
UsuńNie tyle wadzi, co budzi złe skojarzenia. Wiesz, biedne martwe stworzenie ;P
UsuńJa jakiś nieczuły jestem zupełnie, typowy mięsożerca.
UsuńDlatego nawet nie próbuję kreować przed Tobą jakichś czułych obrazków zwierzątek, które zjadasz. I tak je zjesz i tak ;P szkoda zachodu :) A nie mam mentalności "nawracania" wszystkich :D dlatego - a jedz sobie na zdrowie :)
UsuńWadzi że surowe. Poza tym, spoko :P
UsuńKasiu, ja nieedukowalny jestem, w pewnych granicach, rzecz jasna.
UsuńBazyl: jakby było przysmażone już nie wadziło? ;)
UsuńZwL : Granice są ważne. Pewne, rzekłabym, powinny być nieprzekraczalne :)
Toteż może zejdźmy z mięsożerności :) A dom przysmażony nie byłby taki fajny.
UsuńTrudno by wtedy było o krwiobieg :)
UsuńWłaśnie, a nie ma to jak dobry krwotok dla podniesienia poziomu grozy:) Tak, wiem, za dużo horrorów klasy B w młodości:P
Usuń@Kasiu No, ja też z tych co to wiesz, schaboszczak z zasmażaną kapustką :)
UsuńCzy podniosło poziom grozy to nie wiem, choć moment gdy serce zaczynało pęcznieć.. noo, był dość mocny :) Swoją drogą, jeżeli Ty oglądałeś za dużo horrorów klasy B i dziś krwotok podnosi poziom grozy, to ciekawe co dorosłej Omedze i jej realnym odpowiednikom będzie podnosiło? Mała pamięć RAM? Zepsuta komórka? Czy zadeptany pendrive? ;)
UsuńBazyl, pocieszę Cię - mój mąż też! :) I wielu innych znanych mi panów. Jakoś tak nie znam nawet jednego mężczyzny wegetarianina.
UsuńKasia: nie trzeba czekać na młodsze pokolenie. U mnie poziom grozy rośnie podczas przerw w dostawie internetu :P
UsuńAa! no tak! zapomniałam o tym, wszak to najważniejsze! :P :) i proszę, nawet nie trzeba krwotoków..
UsuńNo chyba że to krwotok u małoletniego z rozbitego kolana:)
UsuńNo to z automatu podnosi poziom grozy. Dobrze jednak, że to taka mała groza, którą rodzicielska opieka szybko uspokoi :)
UsuńZaprawieni w bojach, na kolanka nie zwracamy już uwagi. Co innego nos, warga albo łuk brwiowy:P
UsuńAha, muszę zapamiętać. Widzisz, ja nie mam jeszcze żadnego doświadczenia, a mój siostrzeniec łapie mnie na wszystko póki co :) Chyba dlatego tak mnie uwielbia, bo wie, że ciotka się wszystkim zmartwi ;)
UsuńNo wiadomo. Rodzice przyzwyczajeni, zblazowani, to najłatwiej na ciotki wpływać. A już rozkrwawić się pod opieką ciotuni, to można ciągnąć korzyści przez długi czas, jadąc na ciotczynych wyrzutach sumienia :D
UsuńNo ładne rzeczy. Ech ta młodzież ;P Ale co tam, tak rzadko się widujemy, że niech korzysta już z tych ciotczynych wyrzutów sumienia. Choć póki co mam tylko siniaki na sumieniu ;P Zobaczymy, jak będzie po najbliższym weekendzie, bo właśnie czeka mnie wizytacja :D już obmyślamy wszelkie rozrywki możliwe, co by młodzieńca nie zanudzić stetryczeniem ciotki i wujka ;)
UsuńZ przyjemnością odnotowuję książkę - z pewnością poszukam:)
OdpowiedzUsuńZachęcam serdecznie :) Przyjemna lektura :)
UsuńA tu się jednak pozwolę nie zgodzić, bo przyjemną tej lektury z pewnością bym nie nazwał :)
UsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
UsuńO ładnie mi tu tak zaprzeczać? ;P Dla mnie była przyjemna, z momentami mniejszej przyjemności. Ale jednak - przyjemna :)
Usuń