Czytanie prozy Stanisława Lema to niewątpliwie kwestia gustu czytelniczego* i to tak naprawdę związana aż z trzema wymiarami. Pierwszy to gatunek, jaki uprawiał, który ma swoich fanów, ale i wielu czytelników omijających szerokim łukiem. Drugi dotyczy specyficznego języka, jakiego używał pisarz - admiratorzy będą zgodnie potakiwać głową, że nie masz nic cenniejszego nad prozę Lema, przeciwnicy, że nadto karkołomna. Trzecim jest niewątpliwie ta warstwa między wierszami, w której Lem przemycał swoją życiową filozofię, pesymizm i ateizm. Dlatego czytanie Lema nie każdego musi interesować. Ale czytanie o Lemie, na dodatek czytanie o nim z perspektywy jego syna, zaufajcie mi, może zainteresować każdego, czy jest lemofilem, czy też nie. Tomasz Lem napisał o swoim ojcu książkę piękną, subtelną, zabawną, taktowną i po prostu - ciekawą! Mówi ona o nietypowym człowieku, jego nietypowych relacjach z ludźmi, rodziną a także z tym najważniejszym w końcu - z synem.
I nie chodzi o to, że jest to kolejna biografia, którą być może drodzy czytelnicy już z miejsca zaklasyfikujecie zgodnie ze sztampowym schematem "urodził się, był, stworzył bądź przyczynił się, zmarł", a w związku z tym kojarzycie z nudą, a o to, że to zwyczajnie wyśmienita książka, dzięki której można choć trochę poznać tego fascynującego człowieka. Bo czy jest się gorącym zwolennikiem literatury jaką się parał, czy też nie, nikt nie zaprzeczy, że była to bujna, niezwykła i fascynująca osobowość.
Od samego początku Tomasz Lem nie ukrywa, dość wiedzieć że z ponurym przymrużeniem oka, że Hitler i Stalin byli istotną przyczyną poznania się jego rodziców. Gdyby nie konieczność opuszczenia rodzinnego Lwowa zapewne spotkanie z ukochaną Basią, o którą Stanisław, bo już nie Staszek z racji sporej różnicy wieku między tą dwójką, musiał się długo starać i długo do siebie przekonywać, nigdy nie doszłoby do skutku. Do spotkanie jednak doszło i do przekonania wybranki serca również. Jak mu się to udało pozostaje zagadką, jednak ostatecznie Basia powiedziała "tak", a potem była największym autorytetem w życiu Lema, najważniejszą osobą, łącznikiem ze światem zewnętrznym, ba, nawet z rodziną. Choć niejednokrotnie zdarzało mu się ten autorytet nie zauważać..
Lata sześćdziesiąte ubiegłego wieku. Jak co dzień ojciec zawozi matkę do pracy; zostawia samochód na parkingu i wyrusza do delikatesów uzbrojony w awośkę - torbę na zakupy, którą nosiło się na wszelki wypadek.
Tymczasem z powodu awarii sprzętu lekarzy odsyłają do domów. Matka odnajduje samochód na parkingu i siada na przednim siedzeniu.
Ojciec wkłada zakupy do bagażnika i, nie zauważając żony, zasiada za kierownicą.
Basia, początkowo oburzona, siedzi cicho. Wyjeżdżają z parkingu - Basia czuje narastające zaniepokojenie. Gdyby się znienacka odezwała, Staszek mógłby się przestraszyć i spowodować wypadek.
Samochód zatrzymuje się na światłach. Zamyślony mąż z nudów myje spryskiwaczem szybę, rutynowo oblewając czekających na tramwaj. Zaczyna się rozglądać. Jego wzrok zatrzymuje się na wykładzinie podłogowej po stronie pasażera. Dostrzega tam czyjeś nogi. W damskich butach i rajstopach.
Z oczami wielkimi jak spodki:
- Basiu, co ty tu robisz? Przecież jesteś w pracy!**
Tego typu ciekawymi, zabawnymi, czasami, jak to w życiu, również przykrymi historiami przepełniona jest ta niezwykła książka. Czytanie Awantur na tle powszechnego ciążenia to przyjemność niezwyczajna, bo powoduje uśmiech, wybuchy śmiechu głośnego i w związku z tym przyciąganie uwagi mojego osobistego ochroniarza, czyli Bruna (choć tak poza tym pierwszego tchórza RP) zainteresowanego moim głośnym zachowaniem i patrzącego na mnie z wyrzutem, bo on też by tak chciał. A właśnie czytałam o relacjach domowych z innymi członkami rodziny, jakimi były zwierzaki, łudząco podobne do naszej trójki i wielkiej męczarni, wydatków i zmilczenia jak ta menażeria śmierdzi, bo przecież miłość, buddyzm, ZEN i ogólny humanitaryzm zakazują mordowancji. ***
Obraz Stanisława Lema w oczach Tomasza Lema nie jest wcale jakimś zachwyconym, i w związku z tym idealistycznym, oddaniem charakteru ojca. Z taktem, czułością i miłością mówi też o jego trudnym temperamencie i częstych pogadankach pedagogicznych, jakie musiała uprawiać żona Lema, żeby mąż odnosił się nieco dyplomatyczniej do gości. Mówi zarówno o tym, że dzieci mieć nie chciał, bo uważał świat za zbyt podłe miejsce by sprowadzać na nie życie, jak i o tym, że gdy już tym ojcem został wcale nie potrafił tak do końca zrezygnować z siebie i swojej cukierkowej pasji, na przykład częstując syna jedną porcją a samemu pałaszując całość torebki. Niemniej był też ojcem troskliwym i nieskończenie cierpliwym:
- Co robi tata?
- Tata siedzi na schodach i wkłada buty.
- A Tomeciek?
- Tomeciek siedzi obok taty i pyta co robi tata.
- A tata?
- Tata odpowiada, że wkłada buty
- A Tomeciek?*****
Miał dla syna czas i starał się nim interesować, na tyle na ile to było dla niego możliwe. A jak się pięknie uśmiechał gdy później trzymał w ramionach wnuczkę! Bowiem Awantury na tle powszechnego ciążenia, to nie tylko anegdoty o śpiewaniu podczas golenia, tworzeniu kolejnych ciekawych konstrukcji domowego, powiedzmy, użytku, czy wreszcie wojaży po świecie, ale również piękny album rodzinny. Do którego nie tylko warto, ale trzeba zajrzeć.
Awantury na tle powszechnego ciążenia, Tomasz Lem, Wydawnictwo Literackie, Kraków 2009
** str. 60-61
*** str. 101
**** str. 112
* próbuję być dyplomatyczna, grzeczna i wyrozumiała, choć oczywiście jako lemofil sama bym siebie za to zdanie chętnie skarciła, bo przecież jest jeden tylko rozsądny gust w tej materii
A o samochodach coś jest? W listach Lema do Mrożka panowie ciągle się wymieniają uwagami o autach:P
OdpowiedzUsuńOczywiście że jest! W ogóle nie wyobrażam sobie, że tego mogłoby zabraknąć. Dla zachęty dodam, że jest pewna zabawna scena właśnie z Mrożkiem i samochodem ;-)
UsuńZachęcaj, zachęcaj:) W listach wiele takich scen jest, dodam zachęcająco :P
UsuńMi się te "Listy.." już śnią po nocach ;P
UsuńW "Awanturach.." Mrożek w ogóle jest jakiś taki.. inny. Nawet mniej skąpy niż to ostatnio przedstawiła Niemczyńska. A Tomasz Lem pisze też fajnym językiem, nie zdradza jakichś przesadnie intymnych szczegółów życia rodziny, ale też dużo oddaje z ich ciekawych relacji. O samochodach dodam jest osobny rozdział ;)
jak sobie porównam Mrożka z dzienników (no dobra, z pierwszego tomu) z tym z listów do Lema, to mi wychodzi, że albo facet się masakralnie kreował, albo cierpiał na jakieś rozdwojenie jaźni:) Albo jedno i drugie :P
UsuńI pewnie dlatego tak fascynuje - no, przynajmniej niektórych, jak mnie ;) Podobne wrażenia mam z Gombrowiczem :-) Może nie aż tak, że miał rozdwojenie jaźni, ale też masakrycznej kreacji egocentryka i pozornie krytycznego i zdystansowanego do wszystkiego (krytyka w Dzienniku jest naprawdę ogromna - katolicyzm, komunizm, egzystencjalizm, literatura polska wszystko wrzuca do jednego wora.. ludzi też) i podczas gdy był cholernie samotny i smutny. Co czasami gdzieś tam mu się wymykało. Dzienniki Mrożka mam w planach, zaraz po listach :-)
UsuńDo dziennika Mrożka bym się nie śpieszył, poczytanie kilku fragmentów skutecznie odbiera wiarę we własne wykształcenie i inteligencję:P
UsuńDo tego to mi Mrożka nawet nie trzeba..;)
Usuń:) Jedynym ratunkiem jest uznanie, że to popisy na użytek przyszłych czytelników :P
UsuńNo tak, cóż by innego? ;-) A do Mrożka mnie ciągnie własnie to jego rozchwianie osobowościowe. Taką zagadkę rozgryźć to dopiero psychologiczne wyzwanie :)
UsuńMnie nie kręcą takie wyzwania, no ale co kto lubi :)
UsuńPewnie, że tak. To się nazywa w psychologii różnice indywidualne ;)
UsuńJa się na psychologii nie poznam, nawet jak się o nią potknę:P
UsuńA ja poczytałam parę trudniejszych zwrotów i udaję, że się trochę znam ;)
UsuńAkurat :P
UsuńI znowu mnie przejrzałeś ;P
UsuńNie mogę oprzec się wrażeniu, że gdyby nie żona, a potem dziecko, Lem dużo wcześniej poddał (oddał?) by się bardzo poważnemu pesymizmowi. Ach, mieć dobrą żonę!
OdpowiedzUsuńFakt, Basia była niezwykłą postacią dla Lema. Aż jestem pełna podziwu dla pani Lem za jej oddanie i jakby nie patrzeć, hart ducha, bowiem z tak ciekawym mężem nie raz i nie dwa musiała załamywać ręce. A czy faktycznie Lem popłynąłby w kierunku całkowitego pesymizmu? Niewykluczone.. choć pewności nie mam. On mimo wszystko za bardzo był ciekawy świata i zjawisk przyrodniczych, żeby tak po prostu się oddać pesymizmowi.
UsuńMasz całkowitą rację, że Lema albo się uwielbia albo jest się nim potwornie znudzonym. Pesymizm Lema jest mi bardzo bliski, chociaż w jednej z książek-wywiadów określił siebie jako optysemistę, czyli optymistycznego pesymistę :)
OdpowiedzUsuńZjadacz Liter/W zaciszu biblioteki
Mi też ten jego pesymizm jest bardzo bliski może stąd to moje uwielbienie.. ? Marzy mi się zdobyć "Tako rzecze Lem", ponoć w tej rozmowie był naprawdę otwarty i szczery ;-)
Usuńhistoria z żoną w samochodzie przednia :) od razu mi się przypomniały (podobnie jak zacofanemu) listy samochodowe Lema i Mrożka! jak się tylko uporam z ich listami, sięgnę po "Awantury..."
OdpowiedzUsuńWłaśnie też mi się bardzo spodobała :-) i zapewniam, że jeszcze jest takich sporo w książce :)
UsuńJa z kolei marzę, by się zabrać za listy :) jak tylko je zdobędę.
Też byłam zachwycona "Awanturami" podczas pierwszej lektury zaraz po wydaniu książki. Myślę, że z przyjemnością do niej jeszcze wrócę :)
OdpowiedzUsuńTeż czuję, że to ten typ lektury, do której się wraca :-)
UsuńTeż mi się podobało, A jeśli chodzi o samochodowe smaczki, o których piszecie wyżej, to motyw z opisanym u mnie wyciąganiem kluczyka, przedni :D
OdpowiedzUsuńSmaczki w ogóle są w tej książce bardzo przyjemne, nie tylko samochodowe, ale też te podróżnicze, czy związane z przyjmowaniem gości :-) Ogółem, warto polecać, warto przeczytać, warto mieć na półce ;-)
UsuńJa na półkę chętnie zaprosiłbym Szekspira w tłumaczeniu Barańczaka, w dwóch nowych wydaniach Znaku. Wczoraj pokazałem Mikołajowi, dodawszy że Komedie pierwsze. Zobaczymy :D
UsuńO, też bym chętnie zaprosiła Szekspira :-) Choć mam już inne tłumaczenia, ale co tam. Lista prezentowa ogólnie to u mnie bardzo długa jest.. Na pierwszym miejscu jednak listy Lema i Mrozka ;)
UsuńSpytaj ZwL. On najlepiej wie od jak dawna jęczę w sprawie kupna tych "Listów ..." :D
UsuńA jęczysz? Nie przypominam sobie :P Ja mam egzemplarz szwagra i łatwo mu go nie oddam :D
UsuńHa, ha ;-) zajrzyjcie do moich ostatnich komentarzy, też za tymi listami "jęczę" od dłuższego czasu ;D i też jak bym się dorwała.. to raczej nie oddam :D
Usuń@ZwL No, ba! A taki szwagier to skarb :)
Usuń@Kasia No to pora na zakupy. Ubędzie nam jeden powód do jęczenia :P
Chyba masz rację, że najwyższa pora :-) choć wiesz, ja tak czasami lubię potęsknić za jakąś książką. Raz, że później jeszcze lepiej smakuje, dwa, że może mąż się połapie i na przykład kupi w ramach prezentu bez okazji ;)
UsuńTo samo mówię. Co prawda szwagier nie rodzina, zwłaszcza szwagier żony, ale skarb :)
UsuńKasiu, ale wiesz, że jak chłopu wprost nie powiesz i jeszcze na kartce nie zapiszesz, to się nie połapie w tych westchnieniach, spojrzeniach i aluzjach?
UsuńJak się nie upomina to naprawdę skarb ;-)
UsuńChwilowo nie ma gdzie trzymać, więc trzyma u mnie. Jakiś zbrodniarz wymyślisz, żeby wydać to w postaci takiej cegłówki:P
UsuńHa, uprzedziłeś mnie ;-)
UsuńZ aluzji już dawno wyrosłam ;) Ale z drugiej strony tak wprost powiedzieć, żeby kupił też nie umiem. Więc tak tytułem daję po oczach często i gęsto ;-)
Fakt, WL ostatnio same takie zbrodnicze procedery uprawia.. ;-) Listy Lema do tłumacza nie mniejsze..
Żona, która nie używa aluzji, żoną lepiej zaopatrzoną w książki, ot co :P
UsuńDlatego mam całkiem pokaźny zbiór ;P
UsuńPopatrzcie na rzeczonego Szekspira. A i Le Guin z Ziemiomorzem chyba wyszła w jednym tomie :D Czyżby odwrót od tryndu na dzielenie :P
UsuńBazyl patrzyłam, patrzyłam ;) A Ziemiomorze też widziałam w nowościach bodaj albo zapowiedziach, w każdym razie mi ten pomysł scalania się podoba, może w końcu przeczytam? ;) Jakoś tak bardziej mnie nęcą grubaśne tomiszcza. Może to era moli książkowych nareszcie i stąd ten odwrót? ;)
UsuńSzeskpira mam w pojedynczych kawałkach, ale nie powiem, tomiszcze robi wrażenie:) Takie wydania to zwykle na okoliczność Gwiazdki się pojawiają.
UsuńO naiwności moja..;) Jasne, że ma to na pewno związek ze zbliżającym się szałem zakupowym :D Ale ktoś optymistycznie jednak zakłada, że to będzie się sprzedawało ;) A jakoś średnio to widzę, żeby kupowano Ziemiomorza, tylko po to, żeby stało sobie na półce jak masa innych dzieł (na przykład noblistów) nigdy nie czytanych..
UsuńNie takie wydania stoją nieczytane na półkach:)
UsuńZnowu naiwność ;-) Sądziłam, że Le Giun kupują tylko naprawdę zainteresowani. Chociaż kiedyś widziałam u kogoś półkę pełną różnorodnych książek, pięknych wydań, w twardych oprawach, smacznie wydanych i każda była zafoliowana i nigdy nieczytana.. serce boli ;(
UsuńMoże kupione jako lokata kapitału i późniejsza masa spadkowa :)
UsuńEwentualnie rodzaj broni ręcznej. W końcu opasłym tomem w twardej oprawie można zrobić krzywdę ;)
UsuńA dzięki folii kartki się nie zakrwawią :P
UsuńI proszę, można sobie poradzić domowym sposobem.. ;)
UsuńA ja tam się jednak takich kobył troszkę boję. I z tego względu na przykład nie przeczytałem do tej pory "Lodu" Dukaja. Ale od czasu do czasu widzę ostre zniżki na ebooka, to zaatakuję z tej mańki. Bo w papierze to jednak cholernie nieporęczne jest :P
UsuńCo czytelnik to inne predyspozycje ;-) ja uwielbiam nawet nieporęczne kobyły, byle książka ;-)
UsuńJestem kupiona Twoją recenzją. Już wiem co chcę dostać na Gwiazdkę... Odrobinę Lema;)
OdpowiedzUsuńOlu, dziękuję za miłe słowa. A odrobinę Lema na Gwiazdkę to naprawdę świetny wybór :-)
Usuń