W obliczeniach był błąd. Nie przeszli nad atmosferą, ale zderzyli się z nią*. Potem katastrofa już tylko mogła nabrać rozpędu i feralnego lądowania, które wbiło statek mocno w planetarną glebę. Tak mocno, że sporo czasu zajęło im w ogóle sprawdzenie stanu maszyny (sporą część zalała radioaktywna woda, przez co nie udało się sprawdzić co się stało z Obrońcą) , a później odkopanie się. Oczywiście, wiedzieli, że trafili na Eden, o którym jednak nie wiedzieli tak poza tym już nic. Gdy w końcu wydostali się z rakiety ich oczom ukazała się widok na poły znajomy, na poły niezwykły. Dopiero jednak za dnia mogli przyjrzeć się temu bliżej. Zalana słońcem równina biegła we wszystkie strony jednakowo, gładka, płowa, daleko wznosiły się smukłe, dostrzeżone poprzedniego dnia sylwetki, ale w mocnym świetle widać było, że to nie są drzewa. Niebo nad głowami niebieskie jak na Ziemi, a u horyzontów nabierało zielonkawego odcienia. Nikłe pierzaste obłoczki sunęły prawie niedostrzegalnie na północ**. Ze zdumieniem odkryli, że na równinie nic nie rośnie i że brakuje im czegoś tak banalnego, jak trawy. I zaczęli powoli, ale systematycznie poszukiwać na planecie śladów życia, by kolejnymi posunięciami, rozmowami, oraz przedziwnymi, mocno zagadkowymi spotkaniami poznać nieco bardziej Eden i odrobinę jego zawiłej jak się okazało historii..
Chemik, Cybernetyk, Doktor, Fizyk, Inżynier i Koordynator weszli w skład tej ekspedycji. Ich celem w ogóle nie był Eden, a pechowe lądowanie odbyło się niejako przez przypadek. Jednakże gdy się już odbyło próbowali za wszelką cenę najpierw naprawić rakietę, a następnie rozwikłać coraz bardziej zagadkowe spotkania z obcą cywilizacją. Bo, że mają do czynienia jednak z cywilizacją doszli już po paru dniach, a jej niezwykłe zachowania, opuszczoną fabrykę, napotykane przypadkowo na drodze martwe ciała, bądź w ogóle masowe groby, powodowały coraz większe i trudniejsze spekulacje. W nich są zwykłymi ludźmi i dlatego mają swoje przypuszczenia, swoje racje. Jeden Doktor próbuje im wskazać błąd w takiej dialektyce. Jesteśmy ludźmi, kojarzymy i rozumujemy po ziemsku, wskutek tego możemy popełnić ciężkie błędy, przyjmując obce pozory za naszą prawdę, to znaczy układając pewne fakty w schematy przywiezione z Ziemi. *** Wątpliwości odnośnie pewnych podejrzeń zaczyna rozwiewać masowy mord jakiego są przypadkowym świadkiem, a o mały włos również ofiarą. Co w takiej sytuacji? Interweniować, nie znając historii planety, nie rozumiejąc postępowania jej mieszkańców? Przecież to trochę tak, jakby jakaś inna rasa zastała Ziemię podczas wojen religijnych i chciała stanąć po stronie słabszych. W oparciu o swoją potęgę zakazuje palenia na stosie heretyków, prześladowania innowierców i tak dalej. Czy myślisz, że potrafiliby upowszechnić na Ziemi swój racjonalizm? Przecież prawie cała ludzkość była wtedy wierząca, musieliby stopniowo wytłuc ją do ostatniego człowieka i zostaliby sami ze swoimi racjonalnymi ideałami!****
W całej tej smutnej i jakże wymownej historii tylko dziwne piękno opisów Edenu jest tym, o którym warto mówić całymi zdaniami. Zapadł zmierzch. Ominęli wielkim łukiem pochylnię - nie była, jak sądzili, tworem architektonicznym, ale najdalszym rozpłaszczonym na równinie wybiegiem rzeki magnetycznej, której całość ogarnęli dopiero teraz. Schodziła po zboczach z górnego piętra doliny, zakrzepła w dziesiątki potrzaskanych zerw i kaskad. Pełną garbów powłoką jakby metalicznego żużlu okrywała niższe połacie stoku, tylko w górze, gdzie stromizna stawała się gwałtowna, wysterczały z tego martwego potopu nagie skalne żebra.
Z przeciwnej strony zaciskał kilkusetmetrowy przesmyk o wyschłym, gliniastym dnie pokrytym zygzakami pęknięć, wał górskiego łańcucha uchodzący w chmury. Okrywał go, o ile można to było dostrzec poprzez okna obłoków, czarniawy kożuch roślinności. W ołowianym świetle wieczoru skrzepła rzeka, zapewne pozostałość wulkanicznej erupcji, z lśniącymi czołami znieruchomiałych fal wyglądała jak wielki lodowiec.*****
Eden to powieść, którą Lem ukończył w 1958 roku. Podaję tę datę, bo mnie samą zdumiewa jego zdolność do opisów czegoś niemalże niewyobrażalnego, zdolność do stworzenia obcej cywilizacji tak fascynującej, szczególnie podczas odsłaniania kolejnych zagadkowych zachowań i zdarzeń, że lekturę pochłania się dosłownie w tempie zastraszającym, zdolność wreszcie do budowania takich konstrukcji różnorodnych maszynerii, rozwiązań gdy w jego rzeczywistości nie tylko nie było czegoś takiego jak telefon komórkowy i internet, ale również kolorowa telewizja była ciągle świeżym wynalazkiem, a w Polsce jeszcze nie było możliwości jej oglądania. Choć nie da się ukryć, że w powieści fantastycznej Lem przemycił również krytykę ówczesnego ustroju, w posłowiu porównywaną stylem do Orwellowskiej powieści Rok 1984. Jednak Antyutopia Lema sięga nieco dalej niż dyskurs z ustrojem politycznym. Rozważając losy mieszkańców Edenu Lem przy okazji pochyla się nad istotą, której za bardzo nie lubił, ale która go mocno fascynowała - nad człowiekiem. I jest tym człowiekiem głęboko zainteresowany, daje mu rozsądne cechy, pozwala na własne dochodzenie, daje możliwość uczenia się i szybkiego kojarzenia faktów. Nie buduje wśród członków ekspedycji skrajnie złego charakteru, choć niewątpliwie najwięcej empatii wlał w postać Doktora, który umiejętnie i rzeczowo skłania załogę do bardziej abstrakcyjnego myślenia, do odsuwania ziemskich schematów, do prób ujrzenia planety oczami jej mieszkańców. I wreszcie pozwala by to mieszkańcy Edenu podjęli ostateczną, choć dramatyczną decyzję. Pozostawia czytelnika z mnóstwem pytań w głowie, pytań, których nie ma komu już zadać, nad którymi można wiele rozmyślać i ponownie kartkować strony jego niezwykłej powieści.
Eden, Stanisław Lem, Agora SA, Warszawa 2008
* str. 5
** str. 25
*** str. 84
**** str. 201
***** str. 107
Faza na Lema trwa? "Eden" jest znakomity, pierwsza książka Lema, która mnie w pełni do siebie (i do autora) przekonała. (PS Powiesiłem tekst o "Wakacjach").
OdpowiedzUsuńTrwa, trwa :-) U mnie się zaczęło od "Dzienników gwiazdowych", a teraz lecę po kolei :-) Już zaglądam!
UsuńDzienniki w końcu zmieniły się w nudziarstwo.
UsuńJak możesz tak mówić, no wiesz ;P
UsuńWynudziłem się, to nie będę udawał, że było inaczej:) A Arkę przeczytałaś?
UsuńMasz rację, lepiej nie udawać :-) ja się bawiłam kosmicznie gdy je czytałam bodaj dziesięć lat temu, ale kto wie jak bym sobie teraz powtórzyła, jak by to było..hm.. ;)
UsuńMelduję posłusznie, że 3/4 książki za mną. Konieczność wejścia do biura spowodowała, że musiałam zaprzestać czytania. Szczyt bezczelności, że nie mogę czytać w pracy ;)
No to są faktycznie szczyty:) Format jest dość poręczny, może się uda pod jakimiś aktami schować?
UsuńPod aktami byłoby trudno, bo teraz się wycwanili i na wszystko są specjalne szafy. Ale wiesz, jak pokój pustoszeje to zaglądam bodaj na chwilę ;-) co jednak nie jest takie znowuż dobre, więc chyba lepiej jak poczekam do końca dnia.
UsuńRzeczywiście, poczekaj, aż spokojnie usiądziesz, tego nie powinno się czytać małymi kawałkami.
UsuńWłaśnie próbuję się uzbroić w cierpliwość :-) Ale już niedługo, jeszcze trochę..
UsuńByle do fajrantu :)
UsuńDokładnie. A potem pewnie będę czytać po raz drugi... No w każdym razie do soboty na pewno zdążę i z lekturą i z pisaniem :)
UsuńWłaśnie kończę czytanie po raz drugi:) To jesteśmy umówieni.
UsuńSzczęściarz ;-) Swoją drogą to ciekawe, o czym bym nie pisała i tak trafiamy na temat "Arki.." ;-) na mojego bloga wpadają już osoby szukające właśnie informacji o niej. A tu na razie tylko masa komentarzy ;-)
UsuńU mnie tak samo:) znaczy statystyki nam skoczą po publikacji:P
UsuńOjej, nie wiem czy sobie poradzę z taką nagłą popularnością ;P
UsuńMoże idź do fryzjera na wszelki wypadek?
UsuńOczywiście masz rację, warto zadbać o image, zaktualizować fotkę profilową i tak dalej. Nigdy nie wiadomo kiedy człowiek zostanie gwiazdą!
UsuńJakaś ustawka z paparazzi by się przydała jeszcze :D
UsuńI jeszcze mentor, podobny do tego, jakiego miały Filipinki , żeby mi woda sodowa nie uderzyła do głowy ;)
UsuńMoże mąż mógłby Cię dyscyplinować? Np. podrzucać skarpetki do cerowania, gdy Ty szykujesz się do wywiadu dla Vivy? :P
UsuńTak, tak i jeszcze coś do prania ręcznego :P To mi od razu poprawi charakter i będę później podczas wywiadu bardzo skromna ;)
UsuńMożesz prać te pocerowane skarpetki :P
UsuńO to, to, to, z ust mi to wyjąłeś ;P
UsuńO ile "Eden" do mnie przemówił, na "Dziennikach gwiazdowych" poległam. Planujesz recenzję?
OdpowiedzUsuńW sumie nie planowałam, ale jak piszesz, że poległaś, to może warto na zachętę. Zajrzę do mojego zeszytu, może coś mnie mnie natchnie ;)
UsuńLem oceniając swoje ksiązki stwierdził, że "Eden" może się podobać czytelniczo i tak własnie jest, wciąga. O "Dziennikach" nie miał dobrego zdania, że niby nie przetrzymały próby czasu. można tam znaleźć jednak wiele ciekawych pomysłów, oczywiście jak kogoś interesuje np. soipsyzm, zapętlenia czasu itp. Poza tym język, wymyślane nazwy i terminy oraz humor, te pozostały, chociaż o poczuciu humoru, tak jak o gustach nie powinno się dyskutować :)
OdpowiedzUsuńsolipsyzm oczywiście :)
UsuńO gustach to się tylko mówi, że się nie powinno dyskutować, a jednak często się o tym dyskutuje ;) Swoją drogą, nie to jest złe samo w sobie, złe jest krytykowanie i deprecjonowanie cudzych tylko dlatego, że inne :)
UsuńDla mnie "Dzienniki" przetrzymały próbę czasu, a solipsyzm i zapętlenia czasu odpowiadają właśnie mojemu gustowi ;) Faktem jest, że są zupełnie inne od "Edenu". "Eden"jest poważniejszy, refleksyjny, podczas gdy w "Dziennikach.." Lem sobie kpi na całego.