Lektury okresu dzieciństwa mają niezwykły urok. Na mojej liście jest kilka stałych ulubieńców, których kartki swego czasu wertowałam namiętnie i z dużą regularnością. Do nich należy między innymi
Taja z Jaśminowej Adriany Szymańskiej wydana pierwszy raz w 1988 roku. Taka "dziewczyńska", jak to mawiał mój brat cioteczny, choć on w ogóle uważał, że czytanie jest "dziewczyńskie". Taja jednak była dla mnie szczególna. W momencie lektury byłam tylko o rok starsza od bohaterki, przede mną były podobne zmiany, czyli przeprowadzka, miałyśmy rodzeństwo w zbliżonym wieku. Dlatego ta malutka książeczka miała dla mnie szczególne znaczenie wtedy, a i dziś sentyment z nią związany wcale nie uległ zmniejszeniu. Szczególnie, gdy patrzę na te pierwsze próby oznaczania własnych książek, a także, pierwsze próby ich katalogowania.
Gdy zobaczyłam pierwsze od 1988 roku wznowienie
Tai, pięknie zresztą wydane przez wydawnictwo W.A.B w 2010, leżące w taniej książce w ilości kosmicznej, za całe 11 polskich złotych, zrobiło mi się smutno. W trzy lata po wydaniu tej książeczki zainteresowanie nią okazuje się być znikome. A przecież jest to naprawdę przemiła książka dla dzieci, która mogłaby również cieszyć oko rodzica przyjemnymi ilustracjami, czy to ze starej, czy to z nowej jej wersji.
Taja tak naprawdę ma na imię Natalia. Jej imię zmodyfikował malutki braciszek, Daszo, który zresztą również sobie zmienił imię, bo przecież jego prawdziwe to Adam. Po tacie, Adamie. Tata dla rozróżnienia więc jest Duży - to po to, by mama nie musiała wołać ich obu na raz, gdy będzie potrzebowała tylko jednego. Całą rodziną, wraz z babcią, mieszkają w ślicznym domku przy Jaśminowej 3. Taję cieszy przy Jaśminowej wszystko. Ogród pełen Dziwanów, dziadek Filip po sąsiedzku, kolega Michał, z którym często się droczy i oczywiście kochana rodzina, choć oni ciągle zajmują jej czas, podczas gdy w ogrodzie tyle się dzieje!
|
ilustracja z wersji z 1988, ilustrowała Katarzyna Gintowt |
Tańczące Świetliki śpiewają jej piosenki i zmuszają do poszukiwań, bo ciągle jej umykają. Słończyk bywa kapryśny i nie zawsze się pojawia, gdy Taja tego pragnie. Czasami, gdy pada dłużej niż jeden dzień tęskni za nim bardzo i dlatego się cieszy, gdy ponownie się pojawia. Oczywiście, wraz z pierwszymi promieniami słońca.
|
ilustracja z wersji 2010, ilustrowała Lucyna Talejko - Kwiatkowska |
Bo tak, Taja ma bujną wyobraźnię i to ona pomaga jej nie myśleć o zmianach, które są nieuchronne. Wyprowadzka z Jaśminowej to już tylko kwestia czasu. Mama ciągle mówi o nowym mieszkaniu, cieszy się, babcię też ta zmiana nastraja optymistycznie, gdyż duża wilgoć w domu przy Jaśminowej znacząco wpływa na jej samopoczucie. Daszy póki co jest wszystko jedno. A Taja nie wyobraża sobie innego życia niż tego przy Jaśminowej. Dziadek Filip znaczy dla niej bardzo wiele, a Michała też na pewno będzie jej brakować. Oprócz tego ogrodowe Dziwany, ściganie Rdenia, poszukiwania Galopka - tego nie da jej mieszkanie w nowym bloku. Dziewczynka jest więc zrozpaczona i postanawia, że zostanie sama przy Jaśminowej. Dopiero rozmowy z Dziadkiem Filipem pomogą jej zrozumieć, że pewne zmiany w życiu są konieczne, że należy szukać w nich pozytywnych stron, nie żałować tego, co mija, a witać nowe z ciekawością, bo nigdy nie wiadomo, co ono przyniesie. A wszystko co najważniejsze przecież Taja i tak zabierze ze sobą, w swoim sercu.
|
Dziadek Filip w starszej wersji |
Taja z Jaśminowej jak na lekturę dla dzieci przystało omawia parę ważnych spraw, ale przede wszystkim daje popis siły dziecięcej wyobraźni. Wszystko, co widzi Taja jest przesycone pięknem, ale też pokazujące, że zwykły promień słońca, zwykły deszcz, mogą być źródłem niesamowitych wyobrażeń. Nawet taka nudna czynność, jak pielenie grządek, może okazać się niezwykłą przygodą. Oczywiście jest to historia, która może już nie znajdywać swoich odbiorców. W świecie, gdzie wyobraźnię zastąpiły gotowe obrazy, a rozrywki dostarczają gadżety elektroniczne, taka bajeczka o zwykłej w sumie dziewczynce, z przeciętnymi, choć poetyckim marzeniami, może wydawać się nudna. A jednak sądzę, że świat dziecięcej wyobraźni aż tak bardzo się nie zmienił i dlatego mimo wszystko warto dawać dzieciom
Taję do poczytania. W każdym razie moja bratanica na pewno dostanie swój egzemplarz, jak tylko osiągnie odpowiedni wiek. I liczę na jej spektakularny sukces, podobny do tego z jakim spotykają się aktualne lektury (w tej chwili mocno, ale też z dużą namiętnością, targane za nieszczęsne stronice).
Taja z Jaśminowej, Adriana Szymańska, Wydawnictwo "Alfa", Warszawa 1988
Wydawnictwo W.A.B., Warszawa 2010
Nie wiem, jak to się stało, ale nie czytałam nigdy historii o Tai... I teraz żałuję strasznie, bo czuję, że mogłaby to być jedna z ulubionych książek mojego dzieciństwa :-)
OdpowiedzUsuńFakt, pewne lektury, nie przeczytane w dzieciństwie, już nie zyskają tego samego zachwytu w późniejszym okresie. Ale zawsze możesz kiedyś własnemu dziecku sprezentować :) Wspólna lektura też może być ciekawa :)
UsuńJa wiem doskonale, w momencie wydania byłam już po studiach więc miałam marne szanse na zapoznanie się z książką, nawet moja mała siostrzyczka miała już naście lat :) Ale to fantastycznie, kiedy człowiek może powrócić mentalnie w czas dzieciństwa (ileż to już razy obiecywałam sobie wrócić do Ani, czytanej swego czasu rok rocznie).
UsuńW momencie wydania miałam 8 lat ;) ale muszę dodać, że podczas studiów miałam nawrót zainteresowania literaturą dziecięcą (i tak już mi zostało, jak widać ;D), który spowodował, że łapałam jakieś świeżynki wydawnicze ciekawa, co w "trawie piszczy" ;) A tu powrót do tej książki to czysty przypadek, bo też takie powroty sobie obiecywałam, tylko ciągle coś stawało na przeszkodzie ;) No i u mnie Ania była trochę później, bodaj jak miałam 11 lat ;)
UsuńKasia
UsuńChyba jednak sama przeczytam, bo dziecko, ze względu na płeć męską, mogłoby w pełni nie docenić walorów przygód rezolutnej dziewczynki :-)
Guciamal
Ja też miałam kiedyś taki czas, że każdego roku w wakacje czytałam cały cykl o Ani plus cykl o Emilce ;-) Chyba ze cztery lata z rzędu ;-) Ale to dawno było.
O to wiesz, może wcale by i zainteresowała :-) u dzieci różnie z tym bywa, dość długo w końcu nie różnicują na płeć ;) Ten sam braciszek cioteczny, który uważał czytanie za dziewczyńskie swego czasu dziergał razem ze mną na szydełku ubranka dla lalek ;) Co dziś jest rzecz jasna wstydliwym wspomnieniem (dobrze, że tu nie zagląda).
UsuńA z czytaniem Ani miałam podobnie jak i Ty i Guciamal ;) Też co jakiś czas czytałam cały cykl od nowa :)
Kasia, ja też mam kuzyna, który w dzieciństwie czytał książki dla dziewczynek, ale nie miał wyjścia - robił to pod groźbą odseparowania od najciekawszych zabaw ;-)
UsuńMyśle, że na fali popularności gender byłoby wręcz mile widziane podsuwanie "dziewczyńskich" książek chłopczykom ;-)
O, tak szantażem niecnie zmuszać? Nieładnie ;-)
UsuńWiesz, może mnie ratuje brak wszelakich mediów (TV/radia), bo jakoś ani fala popularności, ani samo znaczenie owego gender (wdziałam dyskusję u Marlowa odnośnie książki Ingi Iwasiów - mogę tylko sparafrazować Marlowa: nie ogarniam gender) nadal nie dotarło do mnie ;-)
To już wiem, czemu nie znam tej książki. W '88 JUŻ nie czytałem książek dla dzieci, a JESZCZE nie zacząłem ich czytać na nowo:) Starsza by chyba prychnęła pogardliwie, ale może dla Młodszej się nada.
UsuńTo się biedna autorka nie wstrzeliła w moment ;-)
UsuńDla Młodszej warto spróbować, tym bardziej, że cena aż kusi ;-)
A kusząca cena to podstawa :)
UsuńI treść! :)
UsuńTreść to już wartość dodatkowa :P
UsuńTak, tak, cena jest najistotniejsza ;P
UsuńSzczególnie w czasach kryzysu.
UsuńA to przede wszystkim.
UsuńDziwne, wydaje mi się, że pamiętam obrazki z tej starszej wersji, ale zupełnie nie pamiętam historii. W dzieciństwie uwielbiałam takie książki i jest duże prawdopodobieństwo, że ją czytałam. Tylko dlaczego w ogóle tego nie pamiętam.
OdpowiedzUsuńMoja siostrzenica ma miesiąc, więc na książkach aktualnie się nie zna ;), ale nie mogę się doczekać, jak podrośnie na tyle, żebym mogła jej podsuwać historie takie jak ta:)
Wiesz, po latach można wcale zapomnieć historię, a obrazki czasami zostają gdzieś w pamięci. Też czekam aż bratanica nieco podrośnie (w tej chwili ma trochę ponad dwa latka), żeby ją ogłupiać ilością książek ;)
UsuńU mnie też w tym wieku były próby katalogowania, też z numerkami. :) Może kiedyś zaprezentuję.
OdpowiedzUsuńBardzo mnie cieszy, kiedy poeci piszą książki dla dzieci. Poczytałam trochę o pani Szymańskiej i okazuje się, że przyjaźniła się z Herbertem, który tak ładnie powiedział o jej twórczości: "Wiem tyle, że jest to świetny, dojrzały, soczysty i gorzki owoc. Poezja czuła i okrutna zarazem” .
Chętnie bym obejrzała Twoje pierwsze próby :-)
UsuńWrażliwość poety ma w sobie coś z wrażliwości dziecka. O przyjaźni z Herbertem nie wiedziałam (dziękuję!), a zatem nic również o tej pięknej wypowiedzi. Muszę się rozejrzeć za jej poezją, bo przyznaję, że nie znam zupełnie.
A wiecie, że to jest dobry pomysł? Z pokazywaniem dziecięcych prób bibliotecznych :) Ja sobie masę książek zniszczyłem, bo stosowałem metody dość brutalne :P
UsuńTo teraz mnie zaintrygowałeś! Co robiłeś? Jakieś samodzielne pieczątki niszczące kartki? ;)
UsuńGorzej. Chociaż pieczątkę też miałem. Nie zostało mi wiele książek z tamtych czasów, ale spróbuję poszukać i udokumentować.
UsuńSzukaj, szukaj :-) to może być faktycznie ciekawa prezentacja. Szczególnie, jeśli te próby miały tak spektakularne efekty ;)
UsuńByły wstrząsającym połączeniem moich zdolności, nazwijmy to, literniczych oraz prymitywnych środków klejących dostępnych w ówczesnych sklepach papierniczych :P Może się kiedyś umówimy z Lirael na jakąś równoległą prezentację własnych osiągnięć?
UsuńU mnie to są osiągnięcia bardzo proste, trzy koślawe literki i numerek, ale bardzo chętnie zademonstruję. :) W przyszłym tygodniu będę u rodziców, to wytypuję jakiś egzemplarz. :)
UsuńNa niektórych moich najstarszych książkach kolejne próby zastosowania jakiegoś systemu bibliotecznego nawarstwiają się niczym na wykopaliskach. Niestety, dość starannie przy każdej nowej fazie zacierałem ślady po poprzedniej :(
Usuń~ ZWL
UsuńTeraz, jak rozpaliłeś naszą wyobraźnię do czerwoności, nie ma wyjścia, musisz te książkowe wykopaliska zaprezentować publicznie! :)
Prezentacja cudzych błędów młodości zawsze jest atrakcyjna :)
UsuńLirael
UsuńU mnie to też raczej były prost próby, co najwyżej oznaczałam innym kolorem numerację :-) Ale też pamiętam, że zmieniałam system numeracji więc zdarzało się pokreślić, a jakże. Tyle, że miałam po prostu pokreślone pierwsze strony :)
ZWL
No jeśli się przejawiało w młodości takie dewastatorskie talenta ;) to trzeba je ogłosić światu :-)
Raczej starannie je ukryć :P
UsuńAleż, ku przestrodze ogłosić! :)
UsuńNie znam tej historii. A swoją drogą, też lubię zaglądać do lektur z dzieciństwa i żal mi czasami, że w pewnym momencie niektóre rodzice rozdali.
OdpowiedzUsuńTak, zaglądanie do lektur z dzieciństwa jest bardzo miłą czynnością. Przykre, że straciłaś swoje książki, ale kto wie, może to akurat te, do których wcale nie czułabyś sentymentu? ;-)
Usuń