Cztery akty dość przykrego koszmaru
1921
Stanisław Ignacy Witkiewicz
Dwa są tylko miejsca dla metafizycznych jednostek w naszych czasach: więzienie i szpital wariatów.
Wybuchy, rewolucja, uwięzienie artystów, walka, choć nie do końca klasowa, i dużo artystycznego, a przynajmniej na takiego się kreującego, bełkotu. Czyli witajcie w świecie Witkacego, w interpretacji Teatru Narodowego.
Rzecz się rozpoczyna na pustym polu, na styku nocy i dnia, podczas kopania tajemniczego grobu. Dwóch grabarzy dość leniwie kopie grób, nad którym stoi starzec. Rozmowa związana z pytaniami odnośnie grobu prowadzi donikąd, bowiem starzec odmawia odpowiedzi, wymawia się swoim wiekiem. Starcem jest niejaki Giers, którego refleksje związane z wiekiem są jedynie parafrazowaniem słynnej hamletowskiej sceny, zresztą, również z czaszką w dłoni. Tu jednak nie ma sentymentów, Giers jest ponury i dość grubiański. Na miejsce zaczyna przyciągać coraz więcej osób, mimo wszelkich prób odosobnienia i utrzymania go w tajemnicy. Najpierw pojawia się książę Padoval de Grifuellhes, który odkrywa w jednym z grabarzy swojego ojca, następnie malarz, Plazmonik, którego jak się okazuje Giers właśnie aresztował oskarżając o szpiegostwo wraz z podejrzaną o to samo kompozytorką, Różą van der Blaast. Wszystko to jednak blaga i nic nie warte słowa. Sztuka, sztuka, której co prawda uwięziony, nie może wykonywać, okazuje się bowiem w pewien sposób wyzwoleniem dla Plazmonika, dzięki rozmowie z kolejną pojawiającą się na scenie osobą: młodziutką i śliczną malarką, Klaudestyną de Montreuil.
Klaudestyna de Montreuil (Dominika Kluźniak) oraz Plazmonik Blödestaug (Marcin Hycnar), fot. Andrzej Wencel, źródło zdjęcia |
(..) chodzi o wyrażenie metafizycznej dziwności Istnienia w
konstrukcjach czysto formalnych bezpośrednio przez samą harmonię barw,
ujętych w pewne kompozycje...(..) Dziwnym jest, że nic o pani nie słyszałem. Mówmy dalej. Zapominam, choć na chwilę, o okropności mego położenia. Ból fizyczny i teoretyczna rozmowa są moimi jedynymi przyjemnościami – wtedy nie myślę o rzeczywistości mego życia...
Plazmonik jest zakochany bez wzajemności w Róży van der Blaast. Ta ostatnia, niezwykle utalentowana kompozytorka, ma jedną, wielką słabość, którą jest miłość do Buffandera, znanego w szpiegowskim światku jako Cynga. Śledztwo w związku z tym doprowadziło do niej, choć sama o szpiegostwie kochanka do ostatniej chwili nic nie wiedziała. Ostatecznie jednak, gdy Plazmonik decyduje się na przyznanie do winy, ona również poświęca się dla ukochanego. Warunek Plazmonika, by zostać osadzonym w jednej celi z ukochaną, zostaje przez władze uznany. Kolejne absurdalne sceny zatem wiodą do więzienia.
Plazmonik Blödestaug (Marcin Hycnar) i Róża van der Blaast (Patrycja Soliman), fot. Andrzej Wencel, źródło zdjęcia |
Jakże wstrętnie cyniczną jesteś. Różo! Nie rozumiesz zupełnie, w jakim wymiarze jest moje przywiązanie do ciebie...
Oboje, Róża i Plazmonik, zamknięci w celi nie mają świadomości rozpoczynającej się właśnie rewolucji. Lud pod przywództwem drugiego z grabarzy, którego nazwisko zostaje w końcu obnażone (Girtak) rozpoczyna rewoltę. Pod hasłami w stylu: Na latarnię cały rząd! Precz z kapłanami! widzowie są świadkami prawdziwej rewolucji na scenie. Bicie, kopanie, wleczenie przez scenę, wybuchy, strzały są oddane tak realistycznie, że trudno się oderwać od tych obrazów, jednocześnie nie odczuwając wstrząsu na widok tak realny. Wszystko to jest widowiskowe, pięknie rozegrane, oddaje ducha prawdziwej walki, w której zadawane są prawdziwe rany. Tylko tak naprawdę o co ta walka? Świat, w którym grabarz jest ojcem następcy tronu, w którym zwykły prosty człowiek może zbratać się z księciem, nie wydaje się w niczym podobny do świata rewolucji w Rosji w 1917, która odcisnęła niesłychane piętno na twórczości Witkacego. A jednak rewolucja trwa w dziele na całego. W końcu rząd zostaje obalony, zwycięża szara, jednolita masa, więźniowie zaś zostają wyzwoleni. A co się dzieje z jednostką? Co z artystą? Co z Plazmonikiem?
scena zbiorowa, fot. Andrzej Wencel, źródło zdjęcia |
(..), ja w tym społeczeństwie, którym rządzi pan Girtak i tłum z przedmieścia, żyć nie mogę. Ja bardzo polubiłem mój pokój w tym gmachu. (wskazuje na więzienie) Sztuka się skończyła, a sztucznej religii nie wytworzy nikt – nawet sam nieboszczyk Cynga razem z Mieduwałem, a nawet z samym Girtakiem. Ja wracam do więzienia. A żeby nie mieć już pokusy wyjścia, muszę popełnić coś odpowiednio potwornego. Przypuszczam, że nawet w państwie Girtakowego motłochu i mitu o bydlęcej bezpracy pewne zbrodnie będą karane.
Jednostka artystyczna może dla siebie znaleźć miejsce tylko w więzieniu, albo w szpitalu psychiatrycznym. W odosobnieniu, bowiem w tłumie, szarej, jednolitej masie, nie ma dla niej miejsca. Ostatecznie, choć lud wygrywa, jednostka, indywidualność przegrywa z kretesem.
Zanim wybrałam się do teatru przeczytałam jedną recenzję sztuki. Nie była przesadnie optymistyczna, zarzucała zespołowi Teatru Narodowego spłycenie sztuki Witkacego, choć w bardzo ładnej i efektownej oprawie. Być może brakuje mi jeszcze konstruktywnego oceniania sztuk teatralnych, bo dla mnie nie tylko oprawa była świetna, ale również wykonanie. Na Dominikę Kluźniak patrzę zawsze z zachwytem, Patrycja Suliman jest niezwykła, Marcin Hycnar idealnie oddaje artystyczne rozterki i żale, a wątek główny, związany z rewolucją jest uwypuklony i wyraźnie podkreślony. Widownia jest wciągnięta w grę nie tylko przez ulotki jakie są rozrzucane podczas spektaklu, ale także bezpośrednim zwracaniem się do niej. Muzyka dobrana do atmosfery sztuki podkreśla emocje, jakie mają wywołać poszczególne sceny, a strzały i huk jaki można usłyszeć powoduje, że widz naprawdę odczuwa niepokój. Być może brakuje mi wprawy wytrawnego krytyka, a być może ta sztuka jest dobrze zagrana. Polecam przekonać się o tym każdemu osobiście.
Bezimienne dzieło, Teatr Narodowy, reżyseria Jan Englert, scenografia Andrzej Witkowski, opracowanie muzyczne Rafał Kowalczyk
Obsada:
Dr Plazmodeusz Blödestaug: Włodzimierz Press gościnnie
Plazmonik Blödestaug: Marcin Hycnar
Róża van der Blaast: Patrycja Soliman
Klaudestyna de Montreuil: Dominika Kluźniak
Buffadera (Cynga): Grzegorz Małecki
Pułkownik Manfred hr. Giers: Jerzy Radziwiłowicz
Grabarz: Tomasz Sapryk
Józef Leon Girtak: Mateusz RusinKsiążę Padoval de Grifuellhes: Przemysław Stippa
Księżna Barbara: Beata Ścibakówna
Wszystkie cytaty pochodzą ze sztuki Bezimienne dzieło
Tę efektowną oprawę widać już na zdjęciach - szczególnie podobają mi się smugi światła z okien na tle surowej ściany. Jak oceniasz grę Radziwiłłowicza? Bardzo go lubię.
OdpowiedzUsuńO tak, scenografia naprawdę jest świetna! Tu nawet krytykujący sztukę chwalił ;-)
UsuńRadziwiłłowicz jest ciekawym aktorem. Lubię na niego popatrzeć, przykuwa uwagę. Ma w sobie coś dystyngowanego. Tutaj ładnie wcielił się w Giersa, dość podłą personę, na dodatek słabego charakteru. Ale przyznaję, że tym razem kobiece role były ciekawsze ;)
Czytuję czasami recenzje krytyków teatralnych, zdarza się i to bardzo często, że tę samą sztukę dwoje krytyków odbiera skrajnie odmiennie i to co jeden nazywa spłaszczeniem i brakiem koncepcji drugi wychwala pod niebiosa. Właściwie to samo odnosi się do krytyków literackich, więc ja będę się upierać, że nie to dobre, co dobre, ale to co się komu podoba. A nawiasem mówiąc twoja recenzja mi się podoba i mam wrażenie, że i sztuka by mi się spodobała. Notuję sobie te twoje recenzje, bo czekają mnie dwa wyjazdy do stolicy na koncerty, a przy okazji zamierzam odwiedzić parę teatrów :)
OdpowiedzUsuńW sumie racja, każdy zauważy coś innego, każdemu coś innego przypadnie do gustu. W sumie próbowałam to przemyśleć trochę konstruktywniej (już samo to, że wpis się pojawił prawie tydzień po spektaklu o czymś świadczy), ale przyznaję, że mogłabym co najwyżej przyczepić się, że temat w tej sztuce jest dość trudny, przygnębiający. le do samego wykonania? Nie znalazłam jakichś mankamentów.
UsuńDziękuję za miłe słowa :-) To widzę, że czeka Cię piękna, intensywna wycieczka! O tak, warto z góry zaplanować sobie marszrutę :-) szczególnie, że wiadomo, nie wszystkie spektakle są grane w określonym czasie.
Mi w takim razie też brakuje umiejętności albo jestem nieobiektywna, bo kocham Witkacego, ale moja recenzja była pozytywna. :-) Cieszę się, że Tobie również się podobało, bo to specyficzny autor.
OdpowiedzUsuńCieszę się, że mamy podobne zdanie :-) Może czasami dobrze być zwykłym widzem, a nie wytrawnym krytykiem :-)
UsuńOstatnie udało mi się wybrać do teatru i byłam zachwycona! Koniecznie będę musiała powtórzyć ten wypad. Niestety nie za często bywam w teatrze, ale bardzo chcę to zmienić. Może wybiorę się właśnie na tę sztukę.... :)
OdpowiedzUsuńOstrzegam, że to grozi nałogiem ;-) Jak już raz zachwyca to wciąga niesamowicie :) Dobrze, że koszty biletów trochę stopują.
Usuń