Latem 1959 roku Sławomir Mrożek brał udział w międzynarodowym letnim seminarium Henry'ego Kissingera zorganizowanym na Uniwersytecie Harvarda. W drodze na miejsce, podczas wspólnej podróży statkiem poznał innych uczestników seminarium, w tym Gunnara Brandella. Mrożek w tamtym momencie był wciąż młodym, ledwie dwudziestodziewięcioletnim pisarzem, ze skromnym dorobkiem literackim (parę książek i jedna sztuka), ale już docenianym - współpracował z "Dziennikiem Polskim" i "Przekrojem". Brandell był zaś czterdziestotrzyletnim i już cenionym w rodzinnej Szwecji literaturoznawcą, dziennikarzem, oraz szefem działu kulturalnego "Svenska Dagbladet". Spotkanie, jedno z tych przypadkowych, a jakże znamiennych w życiu człowieka, zaowocowało długoletnią, serdeczną przyjaźnią, której dowodami była prowadzona korespondencja. Jej ciągłości nie przerywały liczne przeprowadzki, zmiany życiowe, zawodowe, ani zawirowania historyczne, co najwyżej powodowały przerwy, które jednak obaj korespondenci starali się nadrabiać. Trwała przez trzydzieści pięć lat, do śmierci Brandella. I pełniła w życiu Mrożka ogromną rolę. Kto mógł przewidzieć wiele lat temu na pokładzie USS "United States" z Southampton do Nowego Jorku, że to będzie początek tak trwałej przyjaźni? Życie jest naprawdę dziwne. Ta przyjaźń jest jednym z bardzo niewielu, jakże niewielu trwałych i solidnych wątków w moim raczej bezwątkowym życiu.*
Gunnara Brandella od początku zachwyciła twórczość Mrożka. Będzie jej najwytrwalszym wielbicielem, konstruktywnym krytykiem, najwierniejszym czytelnikiem, a wreszcie, propagatorem całokształtu zarówno poprzez własne dzieła krytycznoliterackie, jak i liczne zachęty, jakie będzie kierować do swoich kolegów po fachu, reżyserów teatralnych, czy poprzez wiele zgłoszeń kandydatury Mrożka do Nagrody Nobla. Nie będzie w tym jednak bezrefleksyjny, czy ślepo ufny w talent swojego polskiego przyjaciela. Gdy uzna, że czegoś w danym utworze brakuje, że dobrze by było coś zmienić, podkreślić, bądż wykreślić, nie waha się dzielić swoimi spostrzeżeniami z autorem. W duńskim przeglądzie "Perspektiv" przeczytałem Twoje opowiadanie o psie. Bardzo dobre. Pod względem warsztatu nie mogło być lepsze. Mam jednak wrażenie, że w tym Twoim paranoicznym świecie czegoś brakuje. ** I takie słowa mają dla Mrożka niebywałe znaczenie. Ufa Gunnarowi i stara się ewoluować w swoim pisarstwie, bo intuicyjnie rozumie czego brakuje w jego utworach, choć Brandell nie zawsze potrafi to doprecyzować. W listach Mrożka zaś jest bardzo dużo szczerości i pokazanie własnych słabości, tęsknot, czy ubolewania nad tym, co się dzieje w kraju. W ocenie sytuacji w Polsce jest skończonym pesymistą, a ten pesymizm niesie ze sobą bardzo wiele trafnych, choć przejmujących diagnoz. To samo w dziedzinie sztuki, a przede wszystkim literatury. Mrożek prognozuje brak głosu jednostki, miałkość i bylejakość już w liście z 1963 roku. (..) stwierdzam natomiast, że w naszych czasach, a jeszcze bardziej czasach, które nadchodzą, usłyszany będzie tylko głos instytucji, tylko on znajdzie posłuch społeczny, podczas gdy głos jednostki cichnie, staje się coraz słabszy. Bez względu na to, jaka to będzie instytucja - państwo, ideologia, religia, wydawnictwo, agencja reklamowa, mass media - jedynie jej głos zostanie wysłuchany z należytą uwagą. Nasze czasy to czasy średniej jakości w coraz większym natężeniu (..).*** Własne pisarstwo będzie długo widział jako wtrącone w ten charakterystyczny rys satyry politycznej, w jakiej na początku dobrze się czuł, a którą jednak chciał przenieść na inny poziom. Będzie więc czuł niejakie zniewolenie w tej formie w jakiej go poznał polski czytelnik i z której nie chciał go uwolnić. Z tego też powodu nie widział siebie jako pisarza emigracyjnego, nie przewidując, że właśnie taki scenariusz się wkrótce ziści. Jednak o paradoksie, to właśnie emigracja wyzwoliła w nim pokłady talentu pisarskiego i reżyserskiego, dzięki czemu rozwinął skrzydła i wypróbował sam siebie w różnych zawodowych konfiguracjach.
Gdy niedawno czytałam biografię Magdaleny I. Niemczyńskiej Mrożek. Striptiz neurotyka poznałam nieco innego Mrożka. Przede wszystkim często milczącego, dość skąpego człowieka. Zarówno w kwestii finansowej, jak i emocjonalnej. Dziś cenię tę książkę dużo bardziej niż podczas pierwszej lektury, bo pokazała w jaki sposób Mrożek był postrzegany, co zapewne było jego sposobem radzenia sobie z rzeczywistością. Czytając zaś tak osobiste zapiski, jak listy, można odkryć w Mrożku pokłady ciepła i serdeczności, nie tylko wobec korespondenta i jego rodziny, ale także w stosunku do pierwszej żony (czemu zdawała się przeczyć biografia Niemczyńskiej), nawet jeśli pierwszy okres małżeństwa jest dla Mrożka dziwnym doświadczeniem; w relacjach z innymi ludźmi, a także w kontekście do przeżywanych wydarzeń. To właśnie tutaj ujawniają się skrywane przez pisarza cechy charakteru. Był nie tylko intrygującym autorem wielu ciekawych tytułów, ale i bardzo przenikliwym, inteligentnym człowiekiem, bystrym obserwatorem codzienności, oczytanym erudytą. Prowadzona w języku angielskim, z próbkami francuskiego, korespondencja Mrożka i Brandella obfituje w liczne, nieustające czasami przez miesiące dyskusje dające tego dowód. Dyskusje te dotyczą nie tylko twórczości Mrożka i jej percepcji w Szwecji, czy innych krajach, ale także sytuacji politycznej w Europie, burzliwych przemian jakich świadkami byli obaj panowie, nowin ze świata literatury i sztuki, oraz własnych spraw rodzinnych. Jest to niebywała, wspaniała, niezwykła lektura, która nie pozostawia czytelnika obojętnym wobec pozostałych tytułów Mrożka. Listy te tylko podsycają ciekawość, rozbudzają fascynację, bo nareszcie przybliżają nieco Mrożka zwykłemu czytelnikowi.
Mam niebywałe wprost wrażenie, że to jedna z moich ważniejszych lektur tego roku. Trochę jak olśnienie, bowiem przypomniała mi szkolną fascynację opowiadaniami Sławomira Mrożka, czytaniem bez mała w kółko Wesela w Atomicach, czy Tanga. Teraz moja ciekawość wobec listów z Lemem osiągnęła swoje apogeum i już wiem, że niedługo znajdą się na mojej półce. Polecam lekturę listów polsko - szwedzkiej przyjaźni, bo nie tylko pokazuje nowe oblicze Mrożka, czy wspaniałe relacje między obydwoma literatami i moc zaufania jakim się nawzajem obdarzyli, ale jest przede wszystkim pięknym przykładem literatury epistolograficznej.
Listy 1959-1994, Sławomir Mrożek, Gunnar Brandell, Wydawnictwo Literackie, Kraków 2013
* str. 229 z listu Mrożka do Brandella
** str. 54 z listu Brandella do Mrożka
*** str. 73 z listu Mrożka do Brandella
Niedobrze, bo teraz wszystkie moje marzenia co do listów Mrożka i Lema powiększą się o te listy i przypomnienie czy też zapoznanie się z kolejnymi dziełami Mrożka... Chociaż, można to też traktować jako znak. ;-)
OdpowiedzUsuńO moich marzeniach odnośnie listów z Lemem już nie wspomnę.. ;-) A przypominanie sobie/poznawanie kolejnych dzieł Mrożka to ogromna przyjemność, więc tylko mogę zachęcać ;-) albo potwierdzać: tak, to znak! ;-)
UsuńA jak wygląda to edytorsko? Tylko przekład polski, czy również oryginały? No i kto tłumaczył?
OdpowiedzUsuńEdytorsko trudno się przyczepić, przekład zrobił Robert Sudół i niestety brakuje oryginałów. Ale wtedy byłoby to pewnie grubsze od listów z Lemem ;-) Choć przyznam, że chciałabym poznać też oryginały, szczególnie, że możliwości Mrożka z kwestii pisania w języku angielskim wyraźnie się poprawiały z listu na list (na co wskazuje sam Mrożek w swoich listach).
OdpowiedzUsuńNo, Sudół to jest firma:) Może będzie edycja w oryginale na rynki zagraniczne.
UsuńPotwierdzam :) A jeśli będzie taka edycja to oczywiście chętnie poczytam. Szczególnie, że te listy można tak sobie czytać i po kilka razy. Przyjemna lektura.
UsuńMusisz śledzić zagraniczne zapowiedzi:) A ja się przyznam po cichu, że myślałem, że to listy Lema są do Brandella. Sugestia okładki :P
UsuńA ja myślałam, że tylko ja mam tak, że wszędzie widzę Lema ;P
Usuń:) Po prostu przy okazji edycji Lem-Mrożek uznałem, że zaczęto wydawać listy Lema, a nie jakiegoś tam Mrożka (sławnego głównie dzięki korespondencji z Lemem:PP).
UsuńA tu niespodzianka, wydają listy (nie tylko z Brandellem!) "jakiegoś tam" Mrożka na dodatek WL wręcz zalewa rynek jego dziełami ;P A przecież, gdyby nie Lem to nikt by go nie kojarzył ;-)
UsuńO właśnie, lansują jakichś dziwnych autorów, nie wiadomo, dlaczego :D Chyba sobie jakiegoś Lema poczytam, bo tego Mrożka to chyba nie warto, co?
UsuńNa temat dziwnych autorów w WL to wiesz.. mogłabym pisać eseje ;) Jedno nazwisko tam aż razi w oczy ;) Ale Mrożka to wiesz, możesz poczytać, ot tak, z ciekawości, kogo Lem tak lubił ;)
UsuńTaaa, mnie chyba razi to samo :P Mówisz, że poczytać? No to dobrze, mam jakiś zakurzony tom.
UsuńOj, dla odkurzenia tego tomu warto. Zawsze jakiś Twój wkład w przedświąteczne porządki ;-)
UsuńPrzed świętami to na pewno nie zdążę. Ale co się odwlecze itd. A kurz jest po to, żeby sobie leżał, ot co.
UsuńTrudno nie przyznać Ci racji. Wolę kurzu nie ruszać, bo wtedy to dopiero się robi nieporządnie. A tak, lektura może zawsze poczekać spokojnie. Na półkach jest wszak bezpieczna ;-)
UsuńI odkurzana była razem z całym księgozbiorem jakiś kwartał temu:P
UsuńTo się chwali! U mnie też księgozbiór jest odkurzany mniej więcej raz na kwartał, choć bywa i częściej, jak mam natchnienie do takiej mordęgi ;-)
UsuńCałości raz na kwartał nie dałbym rady, góra raz na rok :(
UsuńCo zwyczajnie oznacza, że masz większy księgozbiór :-)
UsuńAlbo jestem leniwym bałaganiarzem :P
UsuńPrzyjmijmy wersję optymistyczną, że jesteś po prostu bałaganiarzem, który jednak ma na swoje usprawiedliwienie naprawdę duży księgozbiór ;)
UsuńPokrętna ta logika, ale podoba mi się :P
UsuńPokrętna logika bywa sympatyczna ;) O ile oczywiście nie kręci za bardzo ;)
UsuńTa konkretna jest bardzo sympatyczna i wcale za dużo nie kręci ;)
UsuńStarałam się :-)
UsuńZ urywków cytowanych bądź omawianych w różnych tekstach mnie też wyłania się nieco inny Mrożek - jakby bardziej kanciasty, chropowaty niż w ten, którego widziałam przez pryzmat opowiadań i dramatów.
OdpowiedzUsuńChciałabym zapoznać się z tymi listami, choć korespondencja z Lemem kusi mnie jeszcze bardziej.
Bardzo mi się podobała ta recenzja, zdecydowanie narobiła i dodatkowego apetytu na książkę.
Bo był chropowaty, ale nie tak bardzo jak to się wydaje przy pierwszym kontakcie. Dzięki tym listom można poznać go trochę z bardziej, ujmijmy to kolokwialnie, ludzkiej strony.
UsuńKuszenie odnośnie listów z Lemem rozumiem doskonale. Sama odliczam dni ;-)
Dziękuję za miłe słowa. Nie ukrywam, że o to mi chodziło :-) Bo książka naprawdę warta polecania :-)
Dla mnie Mrożek to Wyspy Dziewicze. Zarówno biografia jak i dorobek literacki.
OdpowiedzUsuńDobrze, że chociaż cokolwiek na jego temat czytałam.
Nigdy nie jest za późno, żeby poznać Mrożka ;-)
Usuń