Pokazywanie postów oznaczonych etykietą listy. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą listy. Pokaż wszystkie posty

czwartek, 24 lipca 2014

Pisane smutkiem "Listy" Marka Hłaski

  Gdy pierwszy raz pisałam tutaj o czytaniu listów, wspomniałam o takim dziwnym poczuciu wkraczania w cudzą intymność. W końcu listy, a już szczególnie te pisane tylko do bliskich osób, powinny zostać zachowane właśnie u nich, w pamiątkach po danej osobie. Rzecz oczywista, gdy mowa o kimś przeciętnym, zwyczajnym, nieznanym jest to całkiem naturalny odruch. Zmienia się nieco sposób rozumowania, gdy pojawia się temat listów kogoś znanego, kogoś ważnego, cenionego. Pisarza chyba szczególnie, zwłaszcza zmarłego, gdy potencjał jego prozy został wyczerpany. Wtedy znalezione, zebrane, trzymane w pamiątkach listy są istotną pokusą. Wydawać, czy nie wydawać? Tu zawsze będę na swego rodzaju rozdrożu. Z jednej strony naprawdę jestem szczęśliwa, że poznałam listy Kafki, czy Mrożka. Zmieniły one moje podejście do obydwu pisarzy, zbliżyły do nich, sprawiły, że ich proza stała się dla mnie dużo ważniejsza. Mniej mnie cieszyły listy Johna Lennona, bo wyraźnie były zbiorem listów przeznaczonych dla rodziny i naprawdę największych fanów. Listy Marka Hłaski powinny były zostać w rodzinnych zbiorach, albo jakimś literackim muzeum. Powinno się im oddać szacunek, bowiem są obrazem ludzkiego nieszczęścia. Takiej najzwyklejszej niedoli, spowodowanej zawirowaniami historycznymi, fatalnym ustrojem, oraz wynikającą z tego emigracją i tułaczką. Te listy wzbudzają ogromną litość i poczucie żalu, że tak postępowano, nawet nie tyle, że z pisarzem, co po prostu z człowiekiem. Poza litością i żalem, nie wywołują jednak większego zainteresowania swoją treścią.

Marek Hłasko, źródło zdjęcia
 Zbiór Listów otwierają te nieliczne pisane w okresie dorastania Hłaski, toteż nie dziwią pewne charakterystyczne, szablonowe sformułowania, jakich używa ich autor. Przypominają się lekcje języka polskiego i nauka pisania listów, podań i pism oficjalnych. Szablon, pod który wkładało się treść własną był czymś, czego powidok mam ciągle pod powiekami. Niektórym udaje się "wyrosnąć" z owej szablonowości, przerobić ją na własny styl, dodać wiele od siebie, ba, nawet zrezygnować z pewnych jej rygorów (powitanie, zapytanie o zdrowie, rozwinięcie, pozdrowienie i uszanowanie na koniec), a niektórzy piszą w ten sposób przez całe życie. I tak, gdy czytamy pierwsze, dziecinne, chłopięce, nieco zbuntowane, choć zbyt grzeczne w swoim buncie, listy Marka Hłaski uśmiechamy się pod nosem. Jakie to znajome! Gdy jednak ten styl dominuje także u dorosłego pisarza coś zaczyna się psuć. Wyrozumiałość dla chłopca jest naturalna, dla dorosłego nieco mniejsza. Istotniejsze jednak są opisywane przez niego wydarzenia, toteż czytelnik odkłada na bok zaskoczenie formą i skupia się na treści.

  Czytając te listy, nawet bez znajomości biografii pisarza, łatwo się w nich odnaleźć bowiem zbiór został podzielony na kolejne lata, a przed każdym rokiem jest krótki opis ważniejszych wydarzeń z życia Hłaski (w opracowaniu Andrzeja Czyżewskiego). I tak poznajemy trudności wychowawcze w okresie dojrzewania, gdy Hłasko nie mógł się porozumieć ani z matką, ani z ojczymem. Trudności pedagogiczne i nieukończenie szkoły, a co za tym idzie, konieczność podjęcia pracy w wieku szesnastu lat. Pierwsze próby pisania i przyjęcie do grona literatów. Ciężką pracę i wykorzystywanie jej wątków do pierwszych opowiadań. A potem u progu sławy wyjazd do Paryża, nagonkę w polskiej prasie, niezgodę na przedłużenie ważności paszportu i niefortunną prośbę o azyl w Berlinie, czego Hłasko będzie bardzo długo żałować, jako swój największy błąd. Nie wiedział jeszcze wtedy, że do kraju już nigdy nie wróci, a jego tułaczka będzie trwała do końca jego życia.

  Treść tego zbioru, jak na początku dotyczyła trudnej relacji rodzinnej Hłaski, tak później w dużej mierze zmagań zarówno z emocjonalnymi, jak i finansowymi trudami emigracji. Jej bolesny początek działa szczególnie mocno, gdy w listach do polskich władz w Izraelu Hłasko w uniżonym tonie przeprasza za azyl w Berlinie, prosi, wręcz błaga o zgodę na powrót do kraju. A jednak ukartowana przez polskie władze gra  z pisarzem była z góry przegrana. Hłaskę miano zwodzić i zwodzono. Hłasko stał się persona non grata w Polskiej Rzeczpospolitej Ludowej i jedyne co mogę powiedzieć, to to, że  za każdym razem, gdy o tym czytam jest mi wstyd za rodaków. Kolejne listy są pewną formą poddania się, przyznania do porażki w tej sprawie i próbą jakiegoś uporządkowania codzienności w zastanej formie. Izrael jest jednak trudnym krajem, praca fizyczna, co uświadamia sobie dość szybko Hłasko, nie jest możliwa do wykonywania przez całe życie, oprócz tego jest dobroduszność jest wykorzystywana przez wszystkich, począwszy od matki, na biednych znajomych zakończywszy. Hłasko hojnie dzieli się tym co ma, rozdaje ciężko zarobione pieniądze, wysyła je rodzinie, utrzymuje biednego kolegę, nieświadomy, że ten go szpieguje na zlecenie władz polskich. Jest w tym wszystkim dużo niesprawiedliwości i wrednych działań ludzi udających jego przyjaciół. Jednak sam Hłasko nie jest też pozbawiony wad. Lubi wypić, zabawić się, nie jest specjalnie wierny swoim kobietom, choć w swoich wyznaniach miłości wydaje się chłopięco i wzruszająco szczery.


  Z listów tych wyłania się postać człowieka niewykształconego, prostego, wyolbrzymiającego swoje dolegliwości, często zaprzeczającego samemu sobie i raczej nieobytego, który jednak ma talent, upór i ambicję, by coś zmienić. Często prosi o przysyłanie książek (Błagam Cię, wysyłaj mi książki, bo to dla mnie jak chleb, bez którego nie mogę żyć*), próbuje nadrabiać braki w wykształceniu, chce coś zmienić. Wydaje się jednak, że utknął w jakimś nieszczęśliwym impasie. Gdy w końcu coś się zaczyna układać, bo szczęśliwie się ożenił, to jednak małżeństwo z miesiąca na miesiąc zaczyna się sypać. Problemy z chorym dzieckiem Sonii, częsta rozłąka wynikająca z jej aktorskiej pracy, nie sprzyjają całości. Wreszcie stałe problemy finansowe, które od połowy tomu są tematem dominującym. Wymiana korespondencji z wydawcami to ciągłe dopominanie się o pieniądze, prośby o stypendia, opisywanie problemów związanych ze staraniami o stały pobyt w Stanach, co uniemożliwiało podjęcie jakiejkolwiek pracy. Ogółem, jest to prywatna historia nieszczęścia Marka Hłaski, spisana jego ręką w korespondencji do bliskich i do wydawców. Czy w związku z tym warto czytać Listy? Ulubioną odpowiedzią psychologów jest zwrot "to zależy". Jeżeli ktoś jest wielbicielem polskiego Jamesa Deana i tak postrzega Hłaskę, jako swoistego patrona zbuntowanych, to odradzam. Jeżeli jednak lubi czytać jego prozę, po prostu jest zainteresowany jest losami i stylem pisania listów, wtedy myślę, że można sięgnąć po ten zbiór. W każdym razie nie jest to lektura, mimo prostoty tych listów, lekka. Wzbudza dużo smutku i refleksji, ale też na pewno w pewien sposób wzbogaca wiedzę o samym Hłasce, jego sposobie zapatrywania się na pewne sprawy, jego skłonności do mitomanii, czy stylu bycia wobec ukochanych kobiet. Niewątpliwie jest to też świadectwo pewnej epoki, epoki pisania listów, która wydaje się być już jakąś odległą przeszłością. Dla tej wiedzy o Hłasce i powrotu do przeszłości zapewne warto sięgnąć po Listy.

  


Listy, Marek Hłasko, Agora SA, Warszawa 2014
* z listu do matki, str. 349


Czytaj więcej

środa, 22 stycznia 2014

"Mrogi Drożku, Drogi Staszku", czyli o dwóch takich co listy pisali

 Sławomirze Miru Sławny! Hospodynie Literatury Polskiej! Okraso Satyry! Omasto Niebios! Doskonałości Wrodzona! Szlachetności, Na koniec, Której blaskami skąpany Chadzam (..)*


 Marzyłam o tym zbiorze listów od dawna. Lekturę smakowałam, przedłużałam, podążałam trochę ich literackimi śladami, a to sięgając po powieści nękanego w wielu listach Ireneusza Iredyńskiego, a to wracając do opowiadań Mrożka, czy poznając jego sztuki z obietnicą, że nadrobię również wkrótce Summe technologiae Lema. Nadal podążam, wyznaczyli mi swoisty kierunek czytelniczy, podali tropy, a ja przyznaję, dość bezmyślnie po prostu dałam się im uwieść. W zasadzie, tu przyznając rację Jerzemu Jarzębskiemu, który napisał do zbioru zgrabny wstęp, najbardziej dałam się uwieść Mrożkowi. I to jest pierwsze duże zaskoczenie, bowiem to Lema byłam więcej niż pewna, że znowu mnie natchnie czymś nowym, rozkocha jeszcze bardziej, a tu proszę, nie. Mrożek! Mrożek mnie oczarował najbardziej. 

  Listy 1956-1978 otwiera nieśmiały list Mrożka do Lema, pisany z pozycji czytelnika zaciekawionego jego trylogią pod tytułem Czas nieutracony (która jak wiadomo trylogią nie miała być, a Lem po latach zabronił wznawiania pozostałych dwóch tomów napisanych "na zamówienie") i w zasadzie to onieśmielenie będzie jedną ze stałych cech jego listów, nawet gdy z czasem ich relacje się zmienią, staną się sobie równymi partnerami do polemiki, a Lem będzie podziwiał swojego młodszego kolegę, choć ze sporą dozą krytycyzmu wobec jego dzieł. Mrożek przez te wszystkie lata będzie tym, którego ton wypowiedzi zawiera w sobie dużo większą dawkę szacunku i admiracji wobec Lema.


  Kolejne listy, niemalże eseje, które będą między sobą wymieniać obaj panowie to czysta słowna ekwilibrystyka, w której na początku dominuje Lem, zdaje się bawiący zarówno samą formą listu, jaki i stylem wypowiedzi, by z czasem pałeczkę przejął Mrożek i z listu na list niezwykle rozwijał się w tej formie. Tematyka, w jakiej się poruszają dotyczy niemalże wszystkiego. Od codziennych problemów, po wrażenia z literatury, omawianie zakupionych aut, bądź planowanych zakupów, omawiania szczegółów swoich aut, łącznie z dokładnym opisem wyglądu, przygód przeżywanych w tychże pojazdach (wypadek Mrożka, przeboje Lema z częściami zamiennymi) po wreszcie tematy nieco głębsze, bardziej filozoficzne, dotyczące problematyki zarówno egzystencjalnej, jak i artystycznej. Wrażenia związane z dużymi przemianami społecznymi, których świadkami byli obaj pisarze są tutaj również podejmowane, szczególnie z perspektywy Mrożka bardziej uwypuklone i w większym zakresie obejmowane. Mrożek przebywający w Chiavari ma niebywałą okazję by oglądać już wówczas kwitnący przemysł turystyczny, widzi tłuszczę na plaży rozłożoną szerokim cielskiem, która nie tylko się nie wstydzi własnych ułomności, ale i nie ma nic przeciwko takiemu zamknięciu w obozowej, znaczy plażowej, rzeczywistości.  Gdzie człowiek ściśnięty obok człowieka niczym przysłowiowy śledź w beczce, gdzie nie ma w ogóle warunków na cieszenie się naturą, bo gdzie, jaka natura, skoro koc przy kocu, ręcznik przy ręczniku, dookoła śmieci i jeszcze chwila i tłuszcza całe morze zaleje. Jest w tych obserwacjach Mrożek szalenie wnikliwy, widzi świat z perspektywy ktoś powie pesymistycznej, ja zrównoważę: pesymistyczno - realistycznej. W każdym liście można dostrzec subtelności myśliciela, który ważne tematy poddaje drobiazgowej analizie, rozkłada na czynniki pierwsze, powątpiewa i rozważa, wyłuszcza i zaprzecza.

Jeżeli nie w świat, to można by wierzyć w siebie ostatecznie. W tym samym sensie, jak się wierzy w duchy czy w Boga. W siebie jako w coś substancjalnego, odrębnego, koniecznego, w kształcie jedynym, z sednem nierozszczepialnym. Można to nawet nazwać duszą, czy jak kto chce. Ale wiek i życie zmywa ze mnie tę wiarę. Oczywiście, jakoś tak jestem, ale mam duże podejrzenia i niepewność co do tego. A jak brać z czegoś, co do czego ma się podejrzenia, czy jest to solidne i w ogóle istniejące w sposób ostateczny, budować z tego świat? To jest dobre dla Alicji w Krainie Czarów - ów kot, który był albo nie był - ale to za mało dla budowania świata. Owe odkrycia (pewnie to jest egzystencjalizm) doprowadziły nas do bzdury i siebie same też. Udowadniają, że świat jest z nami, ale nie dają żadnej gwarancji ani dowodu, że my jesteśmy. Dawniej brak było tylko dowodu absolutnie pewnego, dla każdego z nas, na istnienie drugiego człowieka. Teraz już nawet nie wiadomo, czy my sami jesteśmy. Wszystko jest na słowo honoru.**

 Lem jest tym trzeźwiej stąpającym po ziemi, przynajmniej w kontraście z dość wysublimowanym w tych listach Mrożkiem. Mniej pesymistyczny, a więcej realistyczny, choć w swego rodzaju kontekście katastroficznym (w sensie ogólnych relacji międzyludzkich), co przede wszystkim ujawnia się podczas dyskusji dwóch przyjaciół o lemowskiej  Summe technologiae, którą jako jedyny utwór Lema omawiają dość szczegółowo, i której to właśnie Mrożek zarzuca brak człowieka, brak miejsca dla jednostki w lemowskiej wizji świata i technologii, której to wizji jednak trudno nie oddać racji i swego rodzaju zdolności proroczych. Lem w listach do Mrożka to starszy kolega, nie tylko starszy z racji wieku, ale i doświadczenia w sztuce pisania, toteż Mrożek często korzysta z wiedzy przyjaciela, zadaje pytania związane z przemianami w kolejnych latach życia, korzysta z uwag dotyczących jego tekstów. I choć Lem bywa krytykiem ostrym, kategorycznym i czasami zdaje się mocno nie rozumiejącym Mrożka, to jednak wnosi swoją krytykę ciekawe, bo zupełnie inne od zarówno wielu krytyków, jak i czytelników, spojrzenie na sztuki, które omawia. Lem nie miał zupełnie oporów by skrytykować tak ceniony dramat jak Tango, choć w późniejszych latach, gdy Tango spotka się z pozytywnym odbiorem i zyska na popularności Lem nieco zweryfikuje swoją ocenę, choć fundamentalnego zarzutu nie zmieni.

  Listy te, jak to listy między dwójką bliskich sobie ludzi nie są jednak tylko i wyłącznie przykładem wysokiej sztuki epistolograficznej. Oczywiście między wierszami pojawiają się wady obydwu panów, nie zawsze są subtelni i używający jedynie poprawnej i pięknej polszczyzny, nie zawsze słowa są stonowane. Często dając upust swoim odczuciom używają wulgaryzmów, nie mają oporów przed krytykowaniem kolegów po piórze, ze szczególnym okrucieństwem traktując wymienionego wyżej Ireneusza Iredyńskiego, a także lubią sobie poplotkować. I dzięki tym częściom nie zatracamy ich zwykłych, codziennych twarzy, dodaje to tym listom swoistego zabarwienia, nie są sztuczne, ani napuszone, choć w krytyce panowie są napuszeni jak najbardziej. Nie zmienia to faktu, że zbiór listów napisanych pomiędzy Stanisławem Lemem a Sławomirem Mrożkiem stał się dla mnie jedną z tych ważnych książek, których obecność w domowej bibliotece jest więcej niż obowiązkowa. Są książki, które wiem, kiedyś pewnie pójdą w świat, by zrobić miejsce innym, są takie, wiem, które czeka to jeszcze wcześniej. Zanim tamte były i zanim inne będą Lem i Mrożek są.***


Listy 1956-1978, Stanisław Lem, Sławomir Mrożek, Wydawnictwo Literackie, Kraków 2011
*  str. 26, z listu Lema do Mrożka, rok 1960
** str. 580, z listu Mrożka do Lema, rok 1966
*** parafrazując.. Jam jest Ubik. Zanim świat był, jam jest.

Czytaj więcej

sobota, 14 grudnia 2013

"Życie jest naprawdę dziwne." Sławomira Mrożka i Gunnara Brandella listy z lat 1959-1994

  Latem 1959 roku Sławomir Mrożek brał udział w międzynarodowym letnim seminarium Henry'ego Kissingera zorganizowanym na Uniwersytecie Harvarda. W drodze na miejsce, podczas wspólnej podróży statkiem poznał innych uczestników seminarium, w tym Gunnara Brandella. Mrożek w tamtym momencie był wciąż młodym, ledwie dwudziestodziewięcioletnim pisarzem, ze skromnym dorobkiem literackim (parę książek i jedna sztuka), ale już docenianym - współpracował z "Dziennikiem Polskim" i "Przekrojem". Brandell był zaś czterdziestotrzyletnim i już cenionym w rodzinnej Szwecji literaturoznawcą, dziennikarzem, oraz szefem działu kulturalnego "Svenska Dagbladet". Spotkanie, jedno z tych przypadkowych, a jakże znamiennych w życiu człowieka, zaowocowało długoletnią, serdeczną przyjaźnią, której dowodami była prowadzona korespondencja. Jej ciągłości nie przerywały liczne przeprowadzki, zmiany życiowe, zawodowe, ani zawirowania historyczne, co najwyżej powodowały przerwy, które jednak obaj korespondenci starali się nadrabiać. Trwała przez trzydzieści pięć lat, do śmierci Brandella. I pełniła w życiu Mrożka ogromną rolę. Kto mógł przewidzieć wiele lat temu na pokładzie USS "United States" z Southampton do Nowego Jorku, że to będzie początek tak trwałej przyjaźni? Życie jest naprawdę dziwne. Ta przyjaźń jest jednym z bardzo niewielu, jakże niewielu trwałych i solidnych wątków w moim raczej bezwątkowym życiu.*


  Gunnara Brandella od początku zachwyciła twórczość Mrożka. Będzie jej najwytrwalszym wielbicielem, konstruktywnym krytykiem, najwierniejszym czytelnikiem, a wreszcie, propagatorem całokształtu zarówno poprzez własne dzieła krytycznoliterackie, jak i liczne zachęty, jakie będzie kierować do swoich kolegów po fachu, reżyserów teatralnych, czy poprzez wiele zgłoszeń kandydatury Mrożka do Nagrody Nobla. Nie będzie w tym jednak bezrefleksyjny, czy ślepo ufny w talent swojego polskiego przyjaciela. Gdy uzna, że czegoś w danym utworze brakuje, że dobrze by było coś zmienić, podkreślić, bądż wykreślić, nie waha się dzielić swoimi spostrzeżeniami z autorem. W duńskim przeglądzie "Perspektiv" przeczytałem Twoje opowiadanie o psie. Bardzo dobre. Pod względem warsztatu nie mogło być lepsze. Mam jednak wrażenie, że w tym Twoim paranoicznym świecie czegoś brakuje. ** I takie słowa mają dla Mrożka niebywałe znaczenie. Ufa Gunnarowi i stara się ewoluować w swoim pisarstwie, bo intuicyjnie rozumie czego brakuje w jego utworach, choć Brandell nie zawsze potrafi to doprecyzować. W listach Mrożka zaś jest bardzo dużo szczerości i pokazanie własnych słabości, tęsknot, czy ubolewania nad tym, co się dzieje w kraju. W ocenie sytuacji w Polsce jest skończonym pesymistą, a ten pesymizm niesie ze sobą bardzo wiele trafnych, choć przejmujących diagnoz. To samo w dziedzinie sztuki, a przede wszystkim literatury. Mrożek prognozuje brak głosu jednostki, miałkość i bylejakość już w liście z 1963 roku. (..) stwierdzam natomiast, że w naszych czasach, a jeszcze bardziej czasach, które nadchodzą, usłyszany będzie tylko głos instytucji, tylko on znajdzie posłuch społeczny, podczas gdy głos jednostki cichnie, staje się coraz słabszy. Bez względu na to, jaka to będzie instytucja - państwo, ideologia, religia, wydawnictwo, agencja reklamowa, mass media - jedynie jej głos zostanie wysłuchany z należytą uwagą. Nasze czasy to czasy średniej jakości w coraz większym natężeniu (..).*** Własne pisarstwo będzie długo widział jako wtrącone w ten charakterystyczny rys satyry politycznej, w jakiej na początku dobrze się czuł, a którą jednak chciał przenieść na inny poziom. Będzie więc czuł niejakie zniewolenie w tej formie w jakiej go poznał polski czytelnik i z której nie chciał go uwolnić. Z tego też powodu nie widział siebie jako pisarza emigracyjnego, nie przewidując, że właśnie taki scenariusz się wkrótce ziści. Jednak o paradoksie, to właśnie emigracja wyzwoliła w nim pokłady talentu pisarskiego i reżyserskiego, dzięki czemu rozwinął skrzydła i wypróbował sam siebie w różnych zawodowych konfiguracjach.
 
 Gdy niedawno czytałam biografię Magdaleny I. Niemczyńskiej Mrożek. Striptiz neurotyka poznałam nieco innego Mrożka. Przede wszystkim często milczącego, dość skąpego człowieka. Zarówno w kwestii finansowej, jak i emocjonalnej. Dziś cenię tę książkę dużo bardziej niż podczas pierwszej lektury, bo pokazała w jaki sposób Mrożek był postrzegany, co zapewne było jego sposobem radzenia sobie z rzeczywistością. Czytając zaś tak osobiste zapiski, jak listy, można odkryć w Mrożku pokłady ciepła i serdeczności, nie tylko wobec korespondenta i jego rodziny, ale także w stosunku do pierwszej żony (czemu zdawała się przeczyć biografia Niemczyńskiej), nawet jeśli pierwszy okres małżeństwa jest dla Mrożka dziwnym doświadczeniem; w relacjach z innymi ludźmi,  a także w kontekście do przeżywanych wydarzeń. To właśnie tutaj ujawniają się skrywane przez pisarza cechy charakteru. Był nie tylko intrygującym autorem wielu ciekawych tytułów, ale i bardzo przenikliwym, inteligentnym człowiekiem, bystrym obserwatorem codzienności, oczytanym erudytą.  Prowadzona w języku angielskim, z próbkami francuskiego, korespondencja Mrożka i Brandella obfituje w liczne, nieustające czasami przez miesiące dyskusje dające tego dowód. Dyskusje te dotyczą nie tylko twórczości Mrożka i jej percepcji w Szwecji, czy innych krajach, ale także sytuacji politycznej w Europie, burzliwych przemian jakich świadkami byli obaj panowie, nowin ze świata literatury i sztuki, oraz własnych spraw rodzinnych. Jest to niebywała, wspaniała, niezwykła lektura, która nie pozostawia czytelnika obojętnym wobec pozostałych tytułów Mrożka. Listy te tylko podsycają ciekawość, rozbudzają fascynację, bo nareszcie przybliżają nieco Mrożka zwykłemu czytelnikowi.

 Mam niebywałe wprost wrażenie, że to jedna z moich ważniejszych lektur tego roku. Trochę jak olśnienie, bowiem przypomniała mi szkolną fascynację opowiadaniami Sławomira Mrożka, czytaniem bez mała w kółko Wesela w Atomicach, czy Tanga. Teraz moja ciekawość wobec listów z Lemem osiągnęła swoje apogeum i już wiem, że niedługo znajdą się na mojej półce. Polecam lekturę listów polsko - szwedzkiej przyjaźni, bo nie tylko pokazuje nowe oblicze Mrożka, czy wspaniałe relacje między obydwoma literatami i moc zaufania jakim się nawzajem obdarzyli, ale jest przede wszystkim pięknym przykładem literatury epistolograficznej.




Listy 1959-1994, Sławomir Mrożek, Gunnar Brandell, Wydawnictwo Literackie, Kraków 2013
* str. 229 z listu Mrożka do Brandella
** str. 54 z listu Brandella do Mrożka
*** str. 73 z listu Mrożka do Brandella
Czytaj więcej

sobota, 21 września 2013

"Dni płynęły cienką strużką".. o listach Franza Kafki

 Pisanie listów, dawna już tradycja i przebrzmiała, to taki niezwykły ślad po myślach i doznaniach z konkretnego momentu w życiu człowieka. Często zupełnie ulotny, ginący w natłoku codziennych czynności. Dla Kafki, który sporą część swojego życia spędził w różnorodnych sanatoriach na leczeniu swoich chorych płuc i próbach przybrania masy ciała miały one wartość dodatkową - zastępowały mu bezpośredni kontakt z bliskimi i ze znajomymi, z którymi siłą rzeczy nie mógł spędzać tyle czasu, ile by sobie życzył. Nasza korespondencja może być bardzo prosta; ja piszę o swoich sprawach, Ty o swoich i to już jest odpowiedź, osąd, pociecha, rozpacz. *


Franz Kafka w swoich listach jest szczery i bezpośredni, choć mając ich taką kompilację w jednej książce, łatwo można rozróżnić osoby, którym ufał najbardziej i wobec których był bezpardonowo szczery (jak wobec przyjaciół Maksa Broda, Oskara Bauma, czy siostry Ottli), od tych, które lubił i szanował, ale w pisaniu do nich był nieco bardziej powściągliwy, a w związku z tym mniej skupiony na doznaniach wewnętrznych, a więcej na podziwie warunków zewnętrznych w jakich przyszło mu przebywać (jak w listach do nowo poznanych osób w sanatoriach, z którymi jednak z czasem znajomości też nabierały znamion przyjaźni). Czytając też te listy od czasów jego młodości, gdy w stylu przeważały kwieciste metafory, do czasów nieco dojrzalszych, a oprócz tego bardziej skupionych na leczeniu, dbaniu o zdrowie, a co za tym idzie, częściej stykających się z tematyką śmierci, można zauważyć niezwykły rozwój zarówno pisarski jak i osobisty. Przychodzą większe momenty refleksji nad własnymi wyborami i związkami z kobietami. Refleksje osobiste, ale i te trochę bardziej ogólne. Pierwsze (..) błędy życiowe są tak godne uwagi. Prawdopodobnie nie powinno się ich badać oddzielnie ponieważ mają wyższy i szerszy sens, ale czasem trzeba to zrobić; przychodzą mi na myśl wyścigi, w których, co też jest słuszne, każdy uczestnik jest przekonany, że wygra, a przy bogactwie życia byłoby to nawet możliwe. Dlaczego tak się nie dzieje, choć niby każdy ma tę wiarę? Ponieważ niewiara nie wyraża się w "wierze", lecz w zastosowanej "metodzie wyścigu".**

Listy do rodziny, przyjaciół, wydawców to pozycja zawierająca listy Franza Kafki z lat 1900 -1924 a więc obejmujące okres ponad połowy jego życia. Te początkowe są skupione na życiu codziennym, na emocjach związanych z pisaniem, z kobietami, z nowymi utworami, czy przeczytanymi książkami, które zrobiły na nim największe wrażenie. Od momentu, gdy jego zdrowie, które w sumie od lat dziecięcych nie należało do najlepszych, zaczęło niestety być coraz słabsze (problemy z płucami, kaszlem, temperaturą, a w końcu diagnoza gruźlicy) i zmuszało go do częstego przedłużania urlopu zdrowotnego, listy coraz częściej oswajają tematykę związaną z bezruchem, słabością ciała, upływem czasu, oraz strachem. Strachem związanym już niemalże z każdą zmianą. (..) szczerze mówiąc, straszliwie boję się podróży, oczywiście nie akurat tej podróży i w ogóle nie tylko podróży, lecz każdej zmiany; im większa jest zmiana, tym większy wprawdzie strach. (..) *** Jednak to nie jedyny temat, jaki najczęściej jest poruszany przez Franza Kafkę w listach. Najważniejsze jest dla niego pisarstwo, któremu poświęca najwięcej wolnego czasu, choć, jak sam zaczyna podejrzewać, być może to to ono podtrzymuje właśnie taki, a nie inny jego styl bycia. Pisanie mnie trzyma, ale czy nie słuszniej będzie powiedzieć, że utrzymuje ono taki rodzaj życia? Nie mówię tym samym, że moje życie jest lepsze, gdy nie piszę. Jest wtedy raczej o wiele gorsze i absolutnie nie do zniesienia, i musi się skończyć obłędem. Ale to zapewne tylko pod warunkiem, że - co faktycznie ma miejsce - także gdy nie piszę, jestem pisarzem, a niepiszący pisarz jest jednak dziwolągiem, który rzuca wyzwanie obłędowi. Ale jak to jest z samym byciem pisarzem? Pisanie to słodka zapłata, lecz za co? Nocą stało się to dla mnie jasne, że to zapłata za usługi diabła.****

Z listów tych, czytanych nieśpiesznie, smakowanych przez dłuższy czas, wyłania się wiele ciekawych informacji o Kafce. Listy do rodziców i do siostry mówią o trudnej relacji z ojcem, o braku porozumienia, o braku wiary w to, że ojciec akceptuje syna takim, jaki on jest. Wydaje się, że Kafka ma ogromny kompleks ojca, choć z drugiej strony, zdaje się starać przechodzić nad tym do porządku dziennego. Jednocześnie ma sam dla siebie bardzo wiele zarzutów. W kolejnym liście do Maksa Broda tak opisuje zresztą sam siebie - ze sporą dozą goryczy, ostrej samokrytyki, podważania własnej wartości: Syn niezdolny do ożenku, niedostarczający nazwisku przedstawicieli; na rencie w wieku trzydziestu dziewięciu lat; zajęty tylko ekscentrycznym pisaniem niezmierzającym do niczego prócz zbawienia lub nieszczęścia własnej duszy; nieczuły; obcy wierze; chory na płuca, nabawił się zresztą tej choroby zgodnie z absolutnie słusznym z pozoru zapatrywaniem ojca, gdy po raz pierwszy wypuszczony na jakiś czas z dziecinnego pokoju, niezdolny do jakiejkolwiek samodzielności, wyszukał sobie niezdrowy pokój w Schonborn. Oto wymarzony syn.***** Najbliższe zaś relacje rodzinne są z siostrą. Wyraźnie jest on dla niej mentorem i wzorem do naśladowania. Za jego przykładem Ottla również przejdzie na wegetarianizm, będzie mu służyła pomocą w każdej możliwej sytuacji, od załatwiania przedłużenia urlopu po przysyłanie różnych rzeczy, których bratu brakowało w kolejnych miejscach pobytu. Więź między tą dwójką jest ogromna i widać z listów, że z nikim ze swojej rodziny Kafka nie zaznał takiej bliskości.

Czytanie listów czasami przypomina oglądanie drugiego człowieka w całkowitym obnażeniu. Może nie tyle cielesnym, co tym związanym z najgłębszymi przemyśleniami, lękami, wrażeniami. Czasami pojawia się odczucie, że zobaczyło się w tym obnażeniu zbyt wiele. Z drugiej strony, jakiż obraz drugiego człowieka może się wyłonić z takiej lektury! Być może nie zawsze najszczerszy, bo czasami wykreowany na potrzeby uzyskania aprobaty adresata listu. Jednak w większości przypadków daje to obraz czyjejś wrażliwości, stylu widzenia świata i ludzi. W przypadku Kafki pokazuje dużą samotność, smutek i niską samoocenę. Tak niską, że z listów wydaje się, że Kafka nie tylko ciągle jest na zwolnieniu, ale tak poza tym jest naprawdę kiepskim pracownikiem. Podczas gdy skądinąd wiem, że był bardzo ceniony. Z drugiej strony zaś widać, że miewa niskie mniemanie o kobietach, pisząc często o "ich gierkach", konieczności ładnego wyglądu i bezmyślności, a jednocześnie jest ogromnym admiratorem kobiecej obecności. Gdy pisze listy do kobiet jest w nich niesamowicie ciepły i wrażliwy. Bywa też, że zaprzecza sam sobie. Z jednej strony pisze długie, obfite w szczegóły listy, a z drugiej strony nie ufa pisaniu listów. Jest w tym jednak prawdziwie ludzki, zmienny, nastrojowy, ale piszący z listu na list coraz lepiej, zgrabniej, wyraziściej.

Oczywiście są listy, które można było spokojnie wyrzucić z tego zbioru. Listy do wydawcy, w których ustala szczegóły kolejnych wydań opowiadań, ich kolejność, okładkę myślę, że można było spokojnie opuścić, w to miejsce zostawiając pominięte przez tłumaczy fragmenty listów, w których Kafka omawia szczegółowo utwory nieznane polskiemu czytelnikowi. Cóż, wiele omawianych tytułów też nie znałam, a mimo to czytałam  ich opisy z ogromną przyjemnością. Fragmenty zaś z listą ubrań i bielizny, o jaką prosi Franz Ottlę można zaś było spokojnie opuścić. Nie umniejsza to jednak wartości całego zbioru. Właściwie całość jest po prostu ogromną przyjemnością czytelniczą, wymuszającą bardzo częste zaznaczanie kolejnych ustępów. Bo tak są ciekawe, tak refleksyjne, tak zgrabnie skomponowane. Jednak pytanie o takie wchodzenie w cudzą intymność nie dawało mi spokoju przez cały czas..

Listy są na pewno dla cierpliwego czytelnika. Nie tylko dlatego, że sama książka to kilkaset stron, ale też dlatego, że Kafka nie pisał łatwych, lekkich listów. Omawia w nich szeroki przekrój własnych refleksji od osobistych, po te polityczne, związane z aktualnymi wydarzeniami, a również z byciem Żydem w tamtych niespokojnych już czasach. Polecam wytrwałym. Wielbicielom prozy Kafki. I tym, którzy po prostu lubią smakować lekturę listów.



Listy do rodziny, przyjaciół, wydawców, Franz Kafka, Wydawnictwo W.A.B, Warszawa 2012
* str. 164, fragment listu do Maksa Broda
** str. 255-256, fragment listu do Maksa Broda
*** str. 420, fragment listu do Oskara Bauma
**** str. 423,  fragment listu do Maksa Broda
***** str. 438,  fragment listu do Maksa Broda
Czytaj więcej
Obsługiwane przez usługę Blogger.

Autorzy

A.S.Byatt Adam Bahdaj Adriana Szymańska Agata Tuszyńska Agatha Christie Agnieszka Jucewicz Agnieszka Topornicka Agnieszka Wolny-Hamkało Alan Bradley Albert Camus Aldona Bognar Alice Hoffman Alice Munro Alice Walker Alona Kimchi Andrew Mayne; tajemnica Andrzej Dybczak Andrzej Markowski Andrzej Stasiuk Ann Patchett Anna Fryczkowska Anna Janko Anna Kamińska Anna Klejznerowicz Anne Applebaum Anne B. Ragde Anton Czechow Antoni Libera Asa Larsson Augusten Burroughs Ayad Akhtar Barbara Kosmowska Bob Woodward Boel Westin Borys Pasternak Bruno Schulz Carl Bernstein Carol Rifka Brunt Carolyn Jess- Cooke Charlotte Rogan Christopher Wilson Colette Dariusz Kortko David Nicholls Diane Chamberlain Dmitrij Bogosławski Dorota Masłowska Edgar Laurence Doctorow Eduardo Mendoza Egon Erwin Kisch Eleanor Catton Elif Shafak Elżbieta Cherezińska Emma Larkin Eshkol Nevo Ewa Formella Ewa Lach Francis Scott Fitzgerald Frank Herbert Franz Kafka Gabriel Garcia Marquez Gaja Grzegorzewska Greg Marinovich Grzegorz Sroczyński Guillaume Musso Gunnar Brandell Haruki Murakami Henry James Hermann Hesse Hiromi Kawakami Honore de Balzac Ignacy Karpowicz Igor Ostachowicz Ilona Maria Hilliges Ireneusz Iredyński Iris Murdoch Irvin Yalom Isaac Bashevis Singer Ivy Compton - Burnett Jacek Dehnel Jakub Ćwiek Jan Balabán Jan Miodek Jan Parandowski Jerome K. Jerome Jerzy Bralczyk Jerzy Krzysztoń Jerzy Pilch Jerzy Sosnowski Jerzy Stypułkowski Jerzy Szczygieł Joanna Bator Joanna Fabicka Joanna Jagiełło Joanna Marat Joanna Olczak - Ronikier Joanna Olech Joanna Sałyga Joanna Siedlecka Joanna Łańcucka Joanne K. Rowling Joao Silva Jodi Picoult John Flanagan John Green John Irving John R.R. Tolkien Jonathan Carroll Jonathan Safran Foer Joseph Conrad Joyce Carol Oates Judyta Watoła Juliusz Słowacki Jun'ichirō Tanizaki Karl Ove Knausgård Katarzyna Boni Katarzyna Grochola Katarzyna Michalak Katarzyna Pisarzewska Kawabata Yasunari Kazuo Ishiguro Kelle Hampton Ken Kesey Kornel Makuszyński Krystian Głuszko Kurt Vonnnegut Larry McMurtry Lars Saabye Christensen Lauren DeStefano Lauren Oliver Lew Tołstoj Lisa See Liza Klaussmann Maciej Wasielewski Maciej Wojtyszko Magda Szabo Magdalena Tulli Maggie O'Farrel Majgull Axelsson Marcin Michalski Marcin Szczygielski Marcin Wroński Marek Harny Marek Hłasko Maria Ulatowska Marika Cobbold Mariusz Szczygieł Mariusz Ziomecki Mark Haddon Marta Kisiel Mathias Malzieu Mats Strandberg Matthew Quick Małgorzata Gutowska - Adamczyk Małgorzata Musierowicz Małgorzata Niemczyńska Małgorzata Warda Melchior Wańkowicz Michaił Bułhakow Milan Kundera Mira Michałowska (Maria Zientarowa) Natalia Rolleczek Nicholas Evans Olga Tokarczuk Olgierd Świerzewski Oriana Fallaci Patti Smith Paulina Wilk Paullina Simons Pavol Rankov Pierre Lemaitre Piotr Adamczyk Rafał Kosik Richard Lourie Rosamund Lupton Roy Jacobsen Ryszard Kapuściński Sabina Czupryńska Sara Bergmark Elfgren Sarah Lotz Serhij Żadan Siergiej Łukjanienko Stanisław Dygat Stanisław Ignacy Witkiewicz Stanisław Lem Sue Monk Kidd Suzanne Collins Sylvia Plath Szczepan Twardoch Sławomir Mrożek Tadeusz Konwicki Terry Pratchett Tomasz Lem Tore Renberg Tove Jansson Trygve Gulbranssen Umberto Eco Vanessa Diffenbaugh Virginia C. Andrews Vladimir Nabokov Wiech William Shakespeare William Styron Wioletta Grzegorzewska Wit Szostak Witold Gombrowicz Wladimir Sorokin Wojciech Tochman Zofia Chądzyńska Zofia Lorentz Zofia Posmysz

Popularne posty

O mnie

Moje zdjęcie
Nie lubię kawy na wynos: zawsze się oparzę i obleję. Maniakalnie oglądam "Ranczo" i jeszcze "Brzydulę".Uwielbiam zimę. I wiosnę. I jesień. I deszcz. Lubię ludzi. Kocham zwierzęta. Czytam, więc wmawiam sobie, że myślę.