Pierwsze odczucia niezwykłości pojawiły się po lekturze samego dramatu. Czekajcie na nas długo zrobił na mnie wrażenie już po pierwszym czytaniu, choć tak, można znaleźć w nim pewne mankamenty, tak, można było inaczej rozegrać niektóre sceny, ale to nie zmienia faktu, że sam tekst ma w sobie to magiczne "coś". Historia Aleksandra i jego sióstr, zataczająca pełne kręgi życia i śmierci, przenikająca dwa światy, wnikająca w świadomość i sny, wreszcie, zaskakująca na zakończenie nie mogła nie zrobić wrażenia. Przeskoki między scenami, intensywne emocje głównego bohatera, wreszcie temat wiodący - bezpowrotne straty związane z odejściem bliskich, to siła tej historii, a jej sceniczna realizacja w Teatrze Współczesnym jest kropką nad i przeżyć z nią związanych.
Sławomir Orzechowski (Albert), Borys Szyc (Alekandr) fot. Magda Hueckel, źródło |
Ale przecież w końcu nie dowiedzieliśmy się tego, co chciałem. (..) Przecież mówiłem. Mówiłem prawdę. Chcę tylko wiedzieć, czy ojciec mnie kochał.
Aleksandr porzucił wojsko po śmierci ojca. Wraca do rodzinnego domu i tam osiada, by zająć się domem, a jednocześnie pielęgnować pamięć po rodzicach. Ma sobie za złe, że za mało czasu spędzał z ojcem podczas jego ostatniego roku życia. Zastanawia się też nad relacjami rodzinnymi. Saszka, bo tak zdrobniale mówią do niego siostry, jest najmłodszym dzieckiem w rodzinie, a jednak to on jeden zajął się pogrzebem matki, bo siostry mają swoje problemy na głowie, a jedna z nich, Natalia, nawet nie dała rady przyjechać na pogrzeb. Do ojca też później dzwonił tylko Saszka. Jedna Ania jeszcze czasami ojca doglądała, ale pozostałe trzy nie interesowały się ani nim, ani domem rodzinnym. Po śmierci ojca Saszka próbuje znaleźć odpowiedź na ważne dla niego pytanie - czy ojciec w ogóle go kochał? Bo dla niego był naprawdę surowy, a Saszka tylko ze względu na ojca poszedł do wojska. Nigdy jednak za życia z ojcem rozmawiać nie umiał. Próbuje więc teraz za pomocą medium znaleźć drogę kontaktu ze zmarłym i uzyskać odpowiedź na swoje fundamentalne pytanie. W międzyczasie siostry decydują, że dom rodzinny trzeba sprzedać, a zysk ze sprzedaży podzielić na całą piątkę po równo. Ta decyzja wywołuje gniew Aleksandra, gniew oraz niezgodę na pozbywanie się rodzinnych pamiątek, nie chce by rodzina ostatecznie się rozbiła, bo uważa, że dom jest ostatnim ogniwem, które jeszcze ich spaja. Wspólne spotkanie na cmentarzu, przy grobie rodziców, ma być próbą osiągnięcia porozumienia w tym temacie.
Artur Kruczek (Oleg), Monika Kwiatkowska (Anna), Borys Szyc (Aleksandr), Kinga Tabor (Natalia), Monika Pikuła (Zina), Kamila Kuboth (Ludmiła), fot. Magda Hueckel, źródlo |
Natalia: W każdym razie.. Niechże ziemia, jak to się mówi, lekką...
Zina: Wybaczcie, jeśli coś nie tak...
Aleksandr: Śpijcie spokojnie i czekajcie na nas długo
Spotkanie jednak prowadzi nieuchronnie do kolejnej rodzinnej waśni, która zdaje się nie mieć możliwości pokojowego zakończenia, bowiem decyzja o sprzedaży domu jest ostateczna i Saszka nie może w żaden sposób obronić swojego stanowiska.
Jednakże, czy to się dzieje wszystko naprawdę? Sceny z medium przenikają się ze scenami rodzinnymi, wszystko wygląda jak wchodzenie w świadomość Saszki i przez pryzmat różnych wydarzeń składanie wszystkiego w jakąś całość. Między nimi zaś pojawiają senne sceny, gdy Saszka śni o ojcu, z którym próbuje nareszcie porozmawiać o uczuciach.
Janusz Michałowski (Dmitricz), Borys Szyc (Aleksandr), fot. Magda Hueckel, źródło |
Dmitricz: Pytaj, a ja opowiem. Bierzesz drabinę, łopatkę, wiadro, szczotkę drucianą
Aleksandr: Ale ja nie o tym. Kochałeś mnie?
Dmitricz: No jaki cudak z ciebie. Całą wodę wyciągasz i lecisz szczotką po ścianach. Szczególnie tam, gdzie wierzchnia warstwa wody, tam jeden brud na ściankach.
Aleksandr: Kochałeś mnie?
Nawet w tych snach ojciec nie umie powiedzieć synowi wprost o swojej ojcowskiej miłości, choć troska jaką mu okazuje mogłaby być dla syna dużą wskazówką. Saszka jednak potrzebuje tej odpowiedzi literalnie, jest coraz bardziej zagubiony, a w końcu zatraca tę cienką granicę pomiędzy snami, stanami wkraczania w swoją świadomość wraz z medium, a rzeczywistością. Bo ostatecznie, co jest tą rzeczywistością? Sceny w pokoju Alberta? Rozmowy z siostrą, Anną? Czy senne majaki z ojcem w roli głównej?
Na scenie Teatru Współczesnego rozegrała się wspaniała rzecz. Gra świateł i muzyki podkreślała przeskoki między kolejnym, gwałtownymi zmianami scen. Jej scenografia oszczędna, bez zbędnych dodatków, a jednak scena była w przemawiający do wyobraźni sposób zagospodarowana. Choć wszystko dzieje się na jednej przestrzeni, to łatwo przenieść się z domu rodzinnego Saszki do gabinetu Alberta, czy na cmentarz. A wreszcie gra aktorska. Jestem naprawdę wzruszona rolą Janusza Michałowskiego, który świetnie wczuł się w ojca Saszki. Na poły surowy, na poły niezainteresowany synowskimi pytaniami o miłość, wyraża jednak szorstką czułość i wrażliwość gestem, spojrzeniem, pobłażliwością do uniesień. Borys Szyc w roli Saszki pokazał swoje umiejętności aktorskie przede wszystkim w bardzo wymagających scenach, jakimi były szybkie zmiany obrazów, a więc i stanów emocjonalnych. Łatwość z jaką przechodził z maligny i majaków do zwykłej rozmowy może pokonać nawet najbardziej opornych w dostrzeganiu jego możliwości scenicznych. Wrażliwa i skromna w roli Anki, Monika Kwiatkowska jest tą z sióstr, która wzbudza najwięcej ciepłych uczuć. Monika Pikuła, jako Zina, ukryta alkoholiczka po prostu podbiła publiczność podczas sceny na cmentarzu, gdy ze spokoju i smutku związanego ze śmiercią rodziców przeistacza się w istną harpię, domagającą się czego? zainteresowania rodzeństwa? pieniędzy? Może jakiejś próby schwytania się jeszcze życia, póty życie? I nie można przeoczyć roli Damiana Damięckiego. Jest w niej sporo dostojnej łagodności, czegoś mistrzowskiego w wyrazie, nawet gdy to rola skromna i zdawałoby się niepozorna. A jednak aktor nie musi nawet podnosić głosu, przesadzać w gestach teatralnych. Jego Jurasik jest po prostu prawdziwy.
Zawsze powtarzam, że Teatr Współczesny to mój pierwszy ukochany teatr w Warszawie. Mam nadzieję, że częściej będzie mnie zaskakiwać takimi przedstawieniami. Przede wszystkim dlatego, że znowu miałam wrażenie, że uczestniczę w całości, że jestem gdzieś w środku, między aktorami i przeżycia ich bohaterów splatają się w jakąś całość ze mną. W końcu to kluczowe pytanie Saszki jest także moim pytaniem. Może dlatego do mnie ta sztuka przemawia tak bardzo? Może dlatego tak chwytała mnie za serce postać ojca Saszki? Może. A może to jest po prostu świetny spektakl, niezależnie od mojego subiektywizmu.
Saszka. Sen w dwóch aktach, Dmitrij Bogosławski, Teatr Współczesny, reżyseria: Wojciech Urbański, scenografia: Marta Zając
Obsada:
Aleksandr: Borys Szyc
Dmitricz, jego ojciec: Janusz Michałowski
Natalia: Kinga Tabor
Ludmiła: Kamila Kuboth
Zina: Monika Pikuła
Anna: Monika Kwiatkowska
Jurasik, przyjaciel Dmitricza: Damian Damięcki
Albert - medium: Sławomir Orzechowski
Oleg, mąż Ludmiły: Artur Kruczek
Wszystkie cytaty pochodzą ze sztuki Czekajcie na nas długo Dmitrija Bogosławskiego
Ja się tak nie bawię, po przeczytaniu niemal każdego recenzyjnego wpisu teatralnego odczuwam nieodpartą chęć natychmiastowego wylotu do warszawy. I cóż ty narobiłaś najlepszego, lecę na trzy dni z czego dwa mam już zajęte muzycznie i co ja biedna mam teraz począć? Przyjdzie mi się przeprowadzić.
OdpowiedzUsuńTo ja się bardzo ucieszę jeśli się przeprowadzisz! ;-) W końcu Cię zaproszę na kawę :)
UsuńCieszę się, że działam zachęcająco. Nawet nie wiem jak mnie to cieszy :) Ale rozumiem dylemat, trzy dni to mało gdy trzeba wybrać spośród tylu możliwości! To ja Ci polecam.. losowanie? Albo tytuł, który najbardziej przemawia :) Albo wcale coś o czym nie pisałam, co by było sprawiedliwie ;-)
Zazdroszczę Ci Kasiu tej uczty teatralnej.
OdpowiedzUsuńTo ciekawa sztuka. A problem jaki porusza odwieczny. Chcielibyśmy wiedzieć czy jesteśmy kochani, a nie wszyscy o swych uczuciach potrafią mówić, a my nie zawsze potrafimy odgadnąć uczucia jakimi nas darzą. Oj trudne to bardzo i tak zatruwa szczęście, w jakim chcielibyśmy żyć.
O, wiesz, chętnie bym Cię na taką ucztę zaprosiła :)
UsuńSztuka jest interesująca, to prawda, czyta się ją również ciekawie. A temat bardzo uniwersalny. O uczuciach zawsze jakoś trudniej rozmawiać, a to przecież ważne.
Byłam na Saszce i przyznam, że spektakl zrobił na mnie ogromne wrażenie. Nie czytałam wcześniej książki więc nie miałam odniesienia, przyznam, że język sztuki był dla mnie dość trudny, ale nie przeszkodziło mi to w delektowaniu się grą aktorską. Zgadzam się, że Borys Szyc przeszedł samego siebie z szybką zmianą stanów emocjonalnych. Pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuńCieszę się, że również na Tobie spektakl zrobił wrażenie! Miło mi było przeczytać Twój komentarz, dziękuję! :) Język sztuki nie jest najłatwiejszy, pomaga jednak przeczytanie sztuki, dużo łatwiej jest z nią wtedy obcować :)
Usuń