Wydawałoby się, że czytanie sztuki przed obejrzeniem spektaklu jest dobrym pomysłem, pozwalającym lepiej wczuć się w to, co chciał przekazać jej autor, lepiej może zrozumieć jej bohaterów, tło, wydarzenia. Jak się okazuje niekoniecznie to pomaga, a może wcale zepsuć odbiór być może dobrego spektaklu. Mówię "być może", bo ciągle trudno mi jest ocenić go w całości. Doceniam grę poszczególnych aktorów, ich pracę i wysiłek. Całość jednak wydaje mi się nie do końca tym, jaką ją widział Witkacy pisząc ten utwór sceniczny. A może właśnie nie do końca tym, co ja sobie wyobraziłam czytając gotowe już dzieło? A może zwyczajnie mi się nie podobało, a nie umiem tego powiedzieć wprost, jak pewien bohater Kundery? Mam tylko nadzieję, że nie wplączę się przez to w podobną kabałę.
Sztukę tę Witkiewicz poświęca wszystkim wariatom świata, nie pierwszy raz zresztą sugerując, że człowiek może być wolny albo tylko w więzieniu, albo w szpitalu psychiatrycznym. Głównymi bohaterami są postacie wymienione już w tytule, a zatem wariat i zakonnica. Wariatem jest u Witkacego poeta Mieczysław Walpurg 28 lat. Brunet bardzo piękny i doskonale zbudowany. Broda i wąsy w nieładzie. Długie włosy. Ubrany w strój szpitalny. Kaftan bezpieczeństwa (camisole de force). Zakonnica zaś to Siostra Anna 22 lata. Blondynka bardzo jasna i bardzo ładna, i dość "stosunkowo" uduchowiona. Strój zakonny fantastyczny. Na piersi duży krzyż na łańcuszku. Już na początku zatem spektaklu mamy zupełnie inny obraz obydwu tych postaci. Na potrzeby spektaklu Walpurg nie miał kaftana, a był przywiązany do łóżka, jak również jego zawód zmieniono na kompozytora, a siostra Anna pod czepkiem nosi rude włosy, które być może mają zaznaczyć jej skłonność do zmian i erotycznej gry, do jakiej dojdzie między tą dwójką.
Siostra Anna (Anna Moskal) i Wariat (Jacek Berel), fot. Krzysztof Rudziński, źródło |
Jakże zazdroszczę pani innego świata, który pani sama sobie na mieszkanie wybrała. Ja muszę żyć tu, w tym okropnym więzieniu, w świecie narzuconym mi przez moich katów, w świecie, którego nienawidzę. A mój świat istotny to ten zegar, który mi w głowie idzie bez przerwy nawet podczas snu. Wolałbym śmierć po tysiące razy. Ale ja nie mogę umrzeć. Takie jest prawo wobec nas, szalonych, cierpiących bez winy. Jesteśmy torturowani jak najgorsi zbrodniarze. A umrzeć nam nie wolno, bo społeczeństwo jest dobre, bardzo dobre, i dba o to, byśmy się nie przestali męczyć przedwcześnie
Fabuła zasadnicza sprowadza się do leczenia wariata, na którym zastosowano już wszelkie możliwe środki, jakimi dysponowała psychiatria, a które jednak nie odniosły pożądanego skutku. Młody psychiatra, dr Gruen, zafascynowany psychoanalizą postanawia przeprowadzić eksperyment. Do szpitala sprowadza młodą zakonnicę, której zadaniem ma być odnalezienie ukrytego kompleksu u poety, a zatem przyczyny jego nieszczęść, dzięki czemu, jak wierzy Gruen, na pewno uda się go wyleczyć. Siostra Anna przystaje na jego prośbę i zostaje na noc w celi z wariatem. W sztuce dość szybko między tą dwójką dojdzie do zbliżenia, w Teatrze Powszechnym nastąpi to w akcie trzecim dopiero. W sztuce już na początku oboje wyznają sobie swoje powody do aktualnego stanu ducha i wybranej ścieżki życiowej, w spektaklu będzie to wymieszane w kolejnych aktach, dodając ich zbliżeniu stopniowania i powolności.
Już po krótkiej rozmowie wiemy, że tę dwójkę łączy coś wspólnego - i jedno i drugie przeżyło bolesną, osobistą stratę. On przeżył śmierć ukochanej, ona samobójstwo ukochanego. On oddał się pokusie narkotyków, ona poszła do klasztoru. Drama wyrażone w swej mocy do potęgi groteski. Uczucie, jakie wybuchnie między nimi będzie pełne żaru i namiętności, ale też spowoduje kolejno następujące po sobie katastrofy. Najpierw morderstwo jakiego dokona Walpurg, zabijając irytującego go doktora Burdygiela, choć jego psychiatra uzna to za element ozdrowienia, a następnie spektakularne samobójstwo - w sztuce przez powieszenie, zaś w spektaklu poprzez poderżnięcie sobie gardła brzytwą.
Odgrywający rolę wariata Jacek Berel, przyznaję, wykonał niezwykłą pracę wczoraj na scenie. Wydawało się, że oddał się tej postaci całkowicie, pogrążony w jej uległości i szaleństwie, jej żądzy i rozpaczy. Wariat na scenie Teatru Powszechnego jest wariatem sugestywnym, w pełni oddającym to, co potocznie społeczeństwo odbiera jako szaleństwo. A jednak, pada naturalne tutaj pytanie, kto tu jest tak naprawdę szalony? Przetrzymywany przez dwa lata w zakładzie Walpurg, który reaguje na widok kobiety w sposób oszalały wręcz z pożądania, czy jego psychiatrzy, którzy folgują sobie podobnym przyjemnościom z siostrami zakonnymi? Czy wreszcie młody, oddany psychoanalizie psychiatra, który w zbrodni widzi oznakę poprawy stanu pacjenta?
Wariat (Jacek Berel) i Dr Efraim Gruen (Bartłomiej Bobrowski), fot. Krzysztof Rudziński, źródło |
A teraz dosyć tych poufałości! Nie zwracać mi głowy! Idiota! Spoufalił się ze mną jak z pierwszym lepszym psychiatrycznym okazem. Dystans trzymać! Rozumiesz?!
Zarówno Bartłomiej Bobrowski, jak i Kazimierz Kaczor są wspaniali jako parodia służby zdrowia psychicznego. Franciszek Pieczka, którego postać w sztuce odgrywa minimalną rolę, jednakże istotną w kulminacyjnym jej punkcie, jest naprawdę zabawny z nerwicą natręctw słownych jakie prezentuje kreując swoją rolę. Dwaj posługacze, Tomasz Błasiak, Jarosław Gruda, robią wrażenie siły, a jednocześnie świetnie pokazują szczyt jednokierunkowego, prostego myślenia w poszukiwaniu winnych. Co jest zatem nie tak? To co mi przeszkadzało to nie te wszystkie zmiany jakich dokonał reżyser w fabule, bo akceptuję je jako konieczne przy inscenizacji, ale wstawka kompletnie nie istniejąca w sztuce, czyli elementy mające na celu prawdopodobnie podkreślenie delirium bohatera.
scena zbiorowa, fot. Krzysztof Rudziński, źródło |
Otóż na scenie pojawiają się znikąd tancerze, grajkowie, baletnica, klauni, którzy wyłaniając się na przemian tańczą, idą, markują jakieś ruchy, grają na instrumentach. Jakkolwiek wygląda to nie najgorzej, daje planowany efekt, tak mam wrażenie jest po prostu przesadą. Jacek Berel i bez tego świetnie pokazuje stany manii swojego bohatera, nie ma potrzeby takiego mocnego akcentowania. Choć z drugiej strony zdaje się to być środkiem wyrazu artystycznej wolności głównego bohatera. Walpurg, przetrzymywany silą w zakładzie, może oddawać się swojej pasji - tu: muzyce - tylko i wyłącznie w swojej głowie. Tu jego wolność jest nieograniczona, może dyrygować grajkom, może tańczyć z baletnicą, ma pełną paletę możliwości. Jednakże były to sceny, które budziły moje wątpliwości. Podobnie jak slapstikowe tańce w Moralności pani Dulskiej w Teatrze Współczesnym. Niewykluczone, że jestem dość kiepskim widzem, który lubi klasykę w jej właśnie klasycznym, sztampowym wydaniu, stąd nie przemawiają do mnie tego typu współczesne wstawki. W każdym razie nie do końca mam przekonanie czy polecać, czy nie polecać Wariata i zakonnicy w Teatrze Powszechnym. Sama na pewno nie żałuję tych siedemdziesięciu minut, ale ja jestem maniak teatralny, toteż to nie jest w ogóle miarodajną oceną. Dlatego najlepiej chyba samodzielne zweryfikować.
Wariat i zakonnica, Stanisław Ignacy Witkiewicz, Teatr Powszechny, reżyseria: Igor Gorzkowski
Obsada:
Siostra Anna - Anna Moskal
Siostra Barbara - Elżbieta Kępińska
Mieczysław Walpurg - Jacek Beler
Dr Efraim Gruen - Bartłomiej Bobrowski
Dr Jan Burdygiel - Kazimierz Kaczor
Prof. Ernest Walldorff - Franciczek Pieczka
Dwóch posługaczy - Tomasz Błasiak, Jarosław Gruda
Wszystkie cytaty pochodzą ze sztuki Wariat i zakonnica
Choć mieszkam dwa kroki od Teatru Powszechnego, to rzadko do niego chodzę. Do tej pory byłam na 3 spektaklach - "Król Lear", "Słoneczni chłopcy" oraz "Zły". Jednak Witkiewicza nie lubię, więc raczej się na tę sztukę nie wybiorę.
OdpowiedzUsuńCzemu te literki takie małe? ;)
To mój drugi raz w Powszechnym, ale też raczej rzadko będę tam chodzić, bo repertuar nie do końca dla mnie..
UsuńMałe? Hm.. Coś musiało się poprzestawiać. Dzięki, zaraz poprawię.
Przywołałaś tym postem wspomnienia z lat licealnych 1986-9, gdy namiętnie chodziłam do Teatru Stu w Krakowie, bo tam to się działo. "Wariat i Zakonnica" w reżyserii Krzysztofa Jasińskiego to jedna z bardziej zapadających sztuk w głowie. Mała scena, widzowie siedzą wokoło w podkówce i mają wrażenie wariowania razem z aktorami. W tym czasie w teatrze Stu grali tacy aktorzy jak Jan Frycz, Jerzy Trela, Dorota Segda, Andrzej Grabowski i przekomiczny Andrzej Róg. Fajne wspomnienia. Dzięki Kasia :)
OdpowiedzUsuńCieszę się, że mogłam przywołać miłe wspomnienia :-) A te teatralne szczególnie mnie cieszą :-)
Usuń