Nasza przeszłość konstytuuje naszą teraźniejszość. Niczym Yin i Yang, choć przeciwstawne, uzupełniają się nawzajem, są nierozerwalne. To, że chłopiec wraca do obrazów z dzieciństwa, albo to, że pragnął być artystą, pozostawia niezatarty ślad i powoduje kolejne wybory na ścieżce życia.
Niech się panu darzy to zbiór trzech krótkich utworów Antoniego Libery, których lejtmotywem jest czas, jego upływ i wspomnienia z dzieciństwa. Nie bez kozery posiłkuję się terminem muzycznym, bowiem muzyka odgrywa tutaj także znaczącą rolę.
Te trzy utwory mają pozornie trzech różnych bohaterów, jednakże całą trójkę łączy podobieństwo odczuć i przeżyć związanych z przeszłością, do której wracają myślami, próbują wrócić do dawnych miejsc, zmierzyć się z tym, jak się zmieniły i w tym co zmienione odszukać ich dawny urok. Podobnie z dawnymi znajomościami, które dawno przebrzmiały, uczuciami, które w tamtym okresie dominowały. I tak każdy z tych trzech bohaterów dociera do pewnego punktu w swojej dojrzałości, gdy wszystko co związane z ich przeszłością jest tak odległe, ze nawet w pamięci ciężko przywołać właściwe obrazy. Życie, zdaje się, przeleciało w okamgnieniu, niedawny chłopiec dziś jest już starcem, dla którego niegdysiejsza wspinaczka po krętych, wąskich schodach była istną przygodą, dziś może przyprawić o mocną zadyszkę i zawroty głowy. Obmyślana w muzycznej szkole kariera artysty stałą się odległym wspomnieniem krótkiej przygody z muzyką. Czas, czas płynął cały czas niezauważenie..
Pierwsze, tytułowe opowiadanie Niech się panu darzy, jest jednocześnie najkrótszym w tym zbiorze, choć w swojej treści nie mniejszej wagi. Oto profesor fizyki, nie związany z nikim, spędza samotnie każdy swój dzień, na ogół pochłonięty pracą. Świąt nie lubi, bo nie obchodzi, a poza tym wspomnienia ma niezbyt szczególne z lat dziecinnych, gdy święta spędzano bardziej na siłę i na złość ówczesnym władzom, niż z jakichś religijnych pobudek. Teraz znowu są Święta, on jest w Amsterdamie, znudzony właśnie odmeldowuje się telefonicznie rodzinie, by po skończonej rozmowie zagrać z przypadkiem i wybrać zupełnie na chybił trafił jakąś konfigurację cyfr.. Rozmowa potoczy się w zupełnie nieoczekiwanym kierunku, a jej zakończenie zaskakuje czytelnika i wprowadza w refleksyjny nastrój.
Widok z góry i z dołu jest już bogatszą historią, w której cofamy się do okresu przedwojnia i budowy Żoliborza. Plac Inwalidów, Dworzec Gdański, a wreszcie ogromna, nowoczesna kotłownia, dzięki której można było ogrzewać mieszkania ogrzewaniem centralnym. To właśnie te miejsca pewnego sierpniowego dnia obejrzy ośmioletni chłopiec, wraz ze swym stryjem Oskarem i do tych miejsc będzie próbował powrócić po bardzo wielu latach, burzliwej emigracji, karierze za oceanem, odkrywając przy okazji nieznanego kuzyna. I jak się zakończy ta podróż do przeszłości..?
Ostatni utwór z tomiku to Toccata C- dur ponownie, zaczyna się od dzieciństwa i przeszłości, od planów na dorosłość związanych z muzyką i karierą artysty, jak również wycieczką w rejony związane z tym fragmentem przeszłości. Maestria z jaką Libera opisuje wykonywanie utworu, niemalże słowami intonując melodię, oddają rytm kolejnością zdarzeń, interpretując następujące po sobie fragmenty w utworze, prowadzi czytelnika nieuchronnie do zasłuchania..
Nie ma jednak nic gorszego dla czytelniczej zachłanności, jak krótkie utwory. Za mało mi Libery. Naprawdę to jest jedyny minus o jakim mogę napisać.
Niech się panu darzy, Antoni Libera, Biblioteka "WIĘZI", Warszawa 2013
* str. 126
Czeka. Razem z Godotem... Chociaż po takich tekstach chciałoby się podbiec do półki i od razu zacząć czytać. Ale wtedy Libery byłoby jeszcze mniej...
OdpowiedzUsuńW zacnym towarzystwie czeka ;) Pocieszające jest, że Godot jest nieco dłuższą pozycją, więc starcza na choć trochę dłużej :)
UsuńA jeszcze nie mam. Ale to tylko kwestia czasu:D
OdpowiedzUsuńDomyślam się :)
Usuńoch, dobrze że mi o tej książce przypomniałas, dopisuję do listy! też mi mało Libery :)
OdpowiedzUsuń;) jakoś mnie to nie dziwi :)
UsuńMało Libery... Zgadzam się. Chciałabym, żeby tych opowiadań było dziewięć. Co najmniej. Bo co do objętości każdego z nich, są takie jak trzeba. W idealnej proporcji. Świetna recenzja...Pozdrawiam:)
OdpowiedzUsuńO tak, z dziewięć co najmniej :)
UsuńDziękuję Olu :)
I również pozdrawiam :)
Kolejna zachęcająca recenzja tej książki! Zlituj się nad moim portfelem! ;)
OdpowiedzUsuńDołączam do Klubu Nienasyconych Liberą. ;)
Dziękuję za przemiłe słowa :)
UsuńA Klub zacny jaki widzisz, same interesujące osoby przyciąga :)