Entuzjastyczne opinie czytelników, promocja w Znaku, toteż kupiłam. Przeczytałam. I tak siedziałam zadumana nad tym co właśnie skończyłam czytać, zastanawiając się nad nadużywaniem tematyki Holokaustu. Od razu przypomniał mi się felieton Jacka Dehnela (a przy okazji odkryłam, gdzie poginęły moje zakładki do książek - chyba ze trzy były w felietonach..) pt. Czarny Disneyland (w sieci dostępny tutaj). Podsumowanie, zacytowane na wstępie tego wpisu mówi chyba wszystko...Choć nie do końca, oddając sprawiedliwość Richardowi Lourie, autorowi Wstrętu do tulipanów. Spróbuję jednak wyjaśnić dlaczego w pewien sposób Czarny Disneyland odnosi się również do tej pozycji, choć nie wykorzystuje ona tej tematyki w sposób tak oczywisty, jak również nie wykazuje się poprawnością, jaką Dehnel zarzuca autorom tego typu dzieł.
Źródło zdjęcia |
Wstręt do tulipanów to historia małego chłopca, który zawiódł rodziców, a najbardziej ojca i który wszelkimi sposobami, jakie przychodzą mu do dość zmyślnej, choć nadal dziecięcej, jeszcze niezdolnej do weryfikacji rzeczywistości i priorytetów głowy, próbuje ten zawód naprawić. Dla dziecka rodzice są centrum wszechświata toteż absolutnie nie jest nic dziwnego w tym, że cel jakim jest odzyskanie miłości ojca uświęca środki. A zatem poświęcenie czyjegoś życia także staje się mniej istotne. Niewątpliwie zatem tłem istotnym dla tej historii jest wojenna zawierucha, niemiecka okupacja Amsterdamu, miejsca akcji powieści, oraz idąc dalej tym tropem, sprawa żydowska. I głód. Największy wróg człowieka, zaraz po armii niemieckiej. Ten głód wypędza chłopca z domu, zmusza do kombinowania, kradzieży, a w końcu do znalezienia najprostszego sposobu by wykarmić rodzinę i uratować umierającego ojca. Wydawania ukrywających się Żydów. W tym przypadku Anne Frank, bo to na jej historii bazował Richard Lourie. Choć samej Anne jest tutaj niewiele, a cytaty z jej Dziennika oraz komentarze do nich głównego bohatera, budzą co najmniej niesmak, tak prostą, nieskomplikowaną tendencją do łatwego wyjaśnienia swoich motywów, oraz usprawiedliwiania swojego czynu. Który jakie by nie było tło tej historii jest najczystszą postacią zła.
Można zrozumieć mechanizm psychologiczny, jaki uwarunkował zachowania chłopca, można zrozumieć sens całej historii przez pryzmat wojny i głodu, można zrozumieć też patologię rodziny w jakiej żył główny bohater. Wszystko to jest dobrze skomponowane, dobrze poukładane, literacko może i wnosi jakąś wartość, choć pokuszę się o stwierdzenie, że napisane jest zbyt gładko i zbyt słabo, by odczuwać emocje podczas lektury, ba, by uwierzyć chłopcu w jego odczucia, przeżycia i pragnienia. Jednak nie rozumiem, czemu autor musiał pokusić się o tematykę Holokaustu. To wszystko, całą tę historię, można było zostawić bez tej warstwy, choć zapewne niektórzy czytelnicy zwrócą mi uwagę, że właśnie ów wątek jest motorem całej akcji. Tak, zgadza się, ale można go było zamienić na coś innego, podmienić to na inne czynniki sytuacyjne, bo wojna, temat tak rozległy, miała ich w sobie wystarczającą ilość, by z któregoś skorzystać. Innymi słowy znowu otrzymałam, jako czytelnik, wyłącznie literaturę okołoholokaustową, wracając do Dehnela. Która nie jest ani świadectwem, ani nie wnosi w moim odczuciu do literatury nic oryginalnego. Jest to owszem, zgrabnie napisana historia, ciekawie przedstawiona z perspektywy podstarzałego już bohatera, który opowiada to wszystko swemu od dziesięcioleci nieobecnemu w jego życiu bratu, ale nadal, nie wnosząca nic nowego. Przeczytane i za chwilę zapewne będzie to już zapomniane. A przecież to temat zbyt ważny, by tak go potraktować.
Wstręt do tulipanów, Richard Lourie, Wydawnictwo Znak, Kraków 2013
* str. 41 z Młodszy księgowy. O książkach, czytaniu i pisaniu, Jacek Dehnel, Wydawnictwo W.A.B.,
Takich książek, jak te omawiane przez Dehnela, jest coraz więcej, niestety, dlatego zwykle unikam nowej beletrystyki związanej z Holokaustem, zresztą z wojną też, o ile autorzy nie byli świadkami czy uczestnikami. Chłopiec w pasiastej piżamie to doskonały przykład zjawiska, wzorcowy wręcz.
OdpowiedzUsuńCzłowiek uczy się na błędach. Pójdę teraz Twoim przykładem i będę raczej ostrożnie podchodzić do tego typu lektur. Choć rzecz jasna powieść sama w sobie nie jest zła. Razi właśnie ten problem i wykorzystanie nośnego, jak słusznie stwierdza Dehnel, tematu.
UsuńJeśli już czytać, to autentyki, a jak się ich nieco pozna, to przeciętne powieści są bez szans. Chociaż tacy Biedni ludzie z miasta Łodzi są, moim zdaniem, więcej niż dobrzy, wbrew opinii historyków.
UsuńO fajnie że polecasz "Biednych ludzi..." bo miałam w planach. A tak poza tym masz rację, najlepiej czytać autentyki
UsuńBiednych ludzi czyta się na własną odpowiedzialność. Ja się nie mogłem pozbierać, a do dziś nie napisałem zamówionej recenzji.
UsuńCzyli na pewno nie na teraz..A później jeszcze z pięć razy przemyślę decyzję ;)
UsuńZnakomicie jest oddana atmosfera zamknięcia i beznadziei, epatowania brutalnością niewiele.
UsuńWłaśnie tej beznadziei obawiam się najbardziej ..
UsuńJest mocno przytłaczająca, atmosferę autor oddał niezwykle udanie.
UsuńW to nie wątpię. Ale teraz z perspektywy szpitalnej sali [ gdzie jak widać przydaje się telefon z androidem ;) ] temat beznadziei mógłby mnie przygnębić dużo bardziej. Dlatego chwilowo temat zupełnie na później ;)
UsuńTeraz to mowy nie ma o tej książce, jakieś lekkie czytadło młodzieżowe byłoby akurat.
UsuńI coś w tym stylu mam ze sobą ;)
UsuńBardzo słusznie:)
UsuńNie było mnie kilka dni i jakie zmiany na stronie :)
OdpowiedzUsuń