W oczywistościach znajdywał coś, czego nie widzieli inni* napisał Mariusz Szczygieł w swoim wstępie do tego tajemniczego dla mnie tomu, co przyjęłam jako swego rodzaju przesadę wobec ulubionego, ba pionierskiego w swoim rodzaju reportera, zwanego "szalejącym reporterem". Co absolutnie przesadą nie jest, a jedynie uczciwym stwierdzeniem faktu odnośnie osobowości Egona Erwina Kischa. Gdy wczytać się w treści jakie przekazuje książka Jarmark sensacji wyłania się quasi biografia kogoś niewątpliwie nietuzinkowego. Irytującego i wszędobylskiego z jednej strony, bystrego obserwatora, któremu nie umyka najdrobniejszy szczegół ze strony drugiej. Kogoś zapatrzonego w samego siebie po koniuszki wąsów i własny odbiór rzeczywistości, ale jednocześnie nie pozwalającego, by jego odczucia na ów odbiór wpłynęły. Egon Erwin Kisch miał tę niewątpliwą zaletę, że choć był egocentrykiem pełną gębą, to jednocześnie był człowiekiem, który posiadł zdolność odcinania się od tego, by bacznie przypatrywać się światu, czytać między wierszami, dopisywać ciąg dalszy niedopowiedzeń w sposób oryginalnie obiektywny mimo na wskroś ogromnej subiektywności ludzkiej natury. Był człowiekiem ciekawym świata, ludzi, choć w sposób stricte reporterski i obojętny wobec dalszych losów tych, którym zaglądał przez ramię by zobaczyć co czytają w tramwaju. Fascynująca postać!
Nazwisko Kisch jak się okazuje mówi o najsłynniejszym reporterze pierwszej połowy XX wieku. Napisał ponad trzydzieści książek, inspirowali się nim najwięksi polscy i światowi reporterzy, ale mam wrażenie dopiero teraz dzięki tej publikacji stanie się trochę bardziej znanym współczesnemu polskiemu czytelnikowi. W tomie Jarmark sensacji poukładane chronologiczne, choć czasami przeskakujące okresami, gdy autor wybiega nadto do przyszłych zdarzeń, odnajdziemy opowieści z dzieciństwa, które przeplatają się z historią monarchii austro - węgierskiej i przemianami, jakie zachodziły w tym okresie, zarówno w jego ojczyźnie, jak i na świecie, początki jego kariery, gdy pracował nad skromnymi notatkami do rubryk kryminalnych praskich gazet, a następne o jego kolejnych życiowych i zawodowych potyczkach. Bo jedne z drugimi wiązały się na swój sposób. Jego upór i wścibstwo powodowało, że wchodził nieproszony do mieszkań, umiejętnie docierał do policyjnej kartoteki, doszukiwał się drugiego dna cesarskiego publicznego telegramu, by znaleźć w nim znacznie ważniejsze treści niż te, które odczytywała większość osób. Nie wystarczały mu proste wyjaśnienia, nie ufał powszechnym opiniom, wszystkie informacje musiał zbadać sam.
Jarmark sensacji otwiera opowieść z dzieciństwa autora, o Ślepym Metodym, ostrzącym na podwórku noże, przy tej pracy odśpiewującym wszystkie miejskie ballady. Będzie on choć epizodyczną to jednak postacią stale przewijającą się przez całą książkę, podsumowującą jej ważniejsze wątki w śpiewanych historiach. Zatem wszystko to, o czym opowiada Kisch mogło się zdarzyć, a również mogło być po prostu wytworem ludzkiej wyobraźni, która później przetwarza wydarzenia w kolejnych pieśniach. Historia prawdziwa przeplata a się z tą przerobioną przez ludzkie języki, dramaty odnajdują się w kolejnych strofach, postaci męskie zamieniają się na żeńskie na skutek różnych splątań i muzycznych przetworzeń. Sam Kisch wymyślając historię wokół pożaru młynu (Debiut przy pożarze młynów) daje czytelnikowi jasno do zrozumienia, że lubi zmyślać. Proza Kicha kipi od ciekawych metafor i odwołań, wydaje się być znakomitą akrobatyką między językiem ulicy a językiem literackim. Zda się on częściowo być reporterem, częściowo bajarzem, choć trudno oprzeć się wrażeniu, że opowiada to, co przeżył naprawdę bądź oddając głos swoim rozmówcom, czy bohaterom różnych historii to, co przeżyli inni. Zdecydowanie największe wrażenie zrobiła na mnie historia zatytułowana Matka mordercy, gdzie Kisch zupełnie przypadkiem wywoła w biednej kobiecie, którą chciał przepytać na okoliczność morderstwa, lawinę niełatwych wspomnień, zaś finał tej historii zaskoczy, jak się okaże na koniec, obydwoje jej uczestników.
Nie powiem, żeby cała ta książka była pasjonująca, albo każde z przytoczonych wydarzeń równie interesujące. Sama otoczka historyczna, carska Praga, należąca wówczas do monarchii austro - węgierskiej, oraz postać Kischa, który nie potrafi nie pisać o sobie, to największe atuty Jarmarku sensacji. Są tu i historie rodem z brukowca i ważne wydarzenia polityczne, historyczne, czy społeczne. Są tu także ciekawe wspomnienia Kischa i opowieści, które nie kończą swojego życia, pozostając w obiegu w postaci opiewających je pieśni. Wreszcie są historie smutne, życiowe i tragiczne, choć przeplatane sporą dozą komizmu i nietypowego poczucia humoru autora. Prawdziwie intrygująca i ciekawa mieszanka. Nie polecam tej książki - ja namawiam by po nią sięgnąć. Zapewniam, że warto!
Jarmark sensacji, Egon Erwin Kisch, Narodowe Centrum Kultury, Agora SA, Warszawa 2014
* str. 5
0 komentarze:
Prześlij komentarz
Dziękuję za każdy komentarz, cenię sobie każdą uwagę odnośnie wpisu i jego zawartości.
Uprzejmie proszę o nieskładanie mi życzeń świątecznych, ponieważ ich nie obchodzę.