Łatwo zapomnieć, jak przepełniony ludźmi jest świat - świat pęka w szwach od ludzi, a każdego z nich możemy sobie wyobrazić, tylko że nieodmiennie tworzymy sobie o nich niewłaściwe wyobrażenia. *
Z epoki nastoletnich zachwytów wyrosłam, przynajmniej zgodnie z metryką i założeniami. To, że nie wyrosłam nigdy w sensie mentalnym potwierdzają moje kolejne wybory literackie. Gdy mam słabszy czas, gdy łapię spadek nastroju, czytam książki z założenia dla młodzieży właściwie jedna po drugiej. Są dobre na kiepskie samopoczucie, dają czasami dawkę energii albo każą się nieco zastanowić na ile ja, bądź co bądź dorosła, byłabym w stanie podjąć takie decyzje, jak ich nastoletni bohaterowie. Oczywiście fikcyjne nastolatki i ich fikcyjne decyzje to słaby przykład do tego typu refleksji, jednakże trudno się im nie poddawać. Szczególnie po powieściach Johna Greena, którego niniejszym wpisałam na listę ulubieńców.
Przypadek sprawił, że trafiła do mnie Gwiazd naszych wina, która ujęła mnie i wzruszyła, choć Szukając Alaski, po którą sięgnęłam niejako z automatu, podobała mi się bardziej. Jednakże dopiero Papierowe miasta zmieniły status autora na mojej prywatnej liście z "lubię to" na "to ważne". Czytelnik znający wszystkie trzy pozycje zapewne zastanowi się dlaczego. Gdyby przyjrzeć się Szukając Alaski i Papierowym miastom trudno nie zauważyć, że autor opisuje historie bardzo do siebie podobne, zaś bohaterowie wszystkich trzech wydają się być tacy sami. Dziewczęta mają podobne cechy charakterów, chłopcy zdają się przemawiać tym samym głosem. Zarzut pisania jednej i tej samej historii był w zasadzie tym, który skutecznie dotąd trzymał mnie z daleka od powieści Johna Greena. A jednak Papierowymi miastami przekonał mnie do siebie i sprawił, że chcę więcej. Ot, odezwała się po raz kolejny mentalność nastolatki.
Bywa.
Pomyślałem, że to genialne: człowiek słucha ludzi, żeby ich sobie
wyobrazić i słyszy wszystkie te okropne i cudowne rzeczy, które ludzie
czynią sobie i innym, lecz w końcu to jego samego słuchanie obnaża bardziej niż ludzi, których próbuje słuchać.**
Nie chciałabym psuć lektury tym, którzy jeszcze nie znają Papierowych miast, toteż bez zdradzania ważnych szczegółów mogę opowiedzieć, że jest to historia trudnej, ale również niesamowicie intrygującej i ciekawej relacji. Oczywiście chłopaka i dziewczyny. On nazywany w skrócie Q, ona dla równowagi dwojga imion, czyli Margo Roth Spiegelman. Wspólne dzieciństwo zbliży ich na chwilę, jedno ważne przeżycie zmieni bieg tej znajomości, by w okresie liceum znaleźli się w przeciwnych obozach. Cóż, nie tyle obozach, co grupach. Ona przebojowa, piękna, popularna, on przyjaźniący się z tymi, którzy odpadli w eliminacjach na najpopularniejszych nastolatków. A jednak Q często o Margo myślał i niewątpliwie się w niej podkochiwał, choć być świadomy jak wiele ich dzieli i jak bardzo nie ma szans na zbliżenie się do swego ideału. Pewnej nocy Margo zapewni Q szaleńczą jazdę po ich rodzinnym mieście, z włamaniem i wtargnięciem w pakiecie, by następnego dnia zniknąć z miasteczka i życia Q. Wtedy to właśnie w Q następuje ważna przemiana i postanawia odnaleźć Margo.
Wbrew pozorom nie ma tu banalnej historii o zakochanych nastolatkach. Jest to opowieść nie tylko o trudnej relacji, ale również o przemianach, jakie człowiek przechodzi - tych świadomych i tych mniej sobie uświadamianych - gdy zależy mu na drugiej istocie bardziej niż na sobie samym. O poszukiwaniu swoistego dowodu na własne istnienie przez przeprowadzenie dowodu na istnienie drugiego. Margo stała się dla Q świadectwem jego istnienia, inspiracją, ale także przyczyniła się do pierwszej dojrzałej decyzji życiowej. Odrobina skromnego i cichego dydaktyzmu, niebanalne połączenie z wielką literaturą, świetne dialogi to atuty, które docenią również starsi czytelnicy. Dla mnie powieści Johna Greena to fenomenalna rozrywka, która jednak w przeciwieństwie do wielu powieści dla młodzieży nie trąci trywialnością, ani nie kreuje nijakich postaci. Z utęsknieniem czekam teraz na kolejne tomy twórczości tego ciekawego autora. Nawet jeśli znowu opowie mi bardzo podobną historię, z przyjemnością jej "posłucham".
Papierowe miasta, John Green, Bukowy Las, Wrocław 2013
* str. 332
** str. 280
Na razie czytałam tylko GNW i mam ochote na więcej, na tą też!!
OdpowiedzUsuńTo już wiesz, że wciąga :-)
UsuńMnie również książka "Szukając Alaski" ujęła bardziej niż "Gwiazd naszych wina". :) Muszę przekonać się, jakie wrażenie wywrą na mnie "Papierowe miasta".
OdpowiedzUsuńTak, tak, pamiętam :) w tym przypadku okazało się, że podzieliłam Twoje odczucia :) Myślę, że "Papierowe miasta" również Ci się spodobają :) Ja teraz wyczekuję kolejnej książki :D
Usuń