Pokazywanie postów oznaczonych etykietą literatura rosyjska. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą literatura rosyjska. Pokaż wszystkie posty

wtorek, 25 lutego 2014

"Życie pana Moliera" oczami Michaiła Bułhakowa

   Rozdział jest teraz bardzo trudny: literatura i teatr splotły się w jedną całość. Teatr inscenizuje literaturę, literatura opowiada o teatrze. Wszystko to obecnie jest ściśle ze sobą splecione i słowo klucz: "teatr" jest tym, za którym podążam. I tak, gdy na półce bibliotecznej znalazłam Życie pana Moliera, i tak, gdy zajrzałam do tej książki i przepadłam zupełnie, można by rzecz, ponownie jedno stało się pretekstem do drugiego. 

  Życie w epoce, w której władza jest absolutna, w której jeden bodaj krzywy uśmiech bądź źle sformułowana wypowiedź mogą zaważyć o czyimś życiu, jest po prostu niewyobrażalnie trudne. Tym trudniejsze, gdy jest człowiek jest artystą i ma potrzebę realizowania się w sztuce, którą uprawia. Czy żyjący pod rządami Stalina Bułhakow odczuwał pokrewieństwo dusz z żyjącym na łasce Ludwika XIV Molierem? Być może tak, być może życie obydwu w jakiś sposób pobiegło podobnymi ścieżkami. Pobieżna lektura życiorysu tych dwóch artystów może takie przypuszczenia potwierdzać. Choć samo paranie się pisaniem i zainteresowanie teatrem jest już wspólnym mianownikiem.
  Teatrem zaraził Moliera dziadek, gdy był jeszcze dzieckiem. Wymykali się we dwójkę oglądać przedstawienia i chłopiec wracał do ojcowskiego domu z gorączkowym blaskiem w oczach i śniły mu się po nocach* zaznane widowiska. Miłość do teatru była obłędna do tego stopnia, że już wtedy, jeszcze będąc chłopcem, dzieckiem, wiedział doskonale czym będzie się zajmować w przyszłości. Nie było to jednak proste. Mamy wiek XVII, zawód aktora jest zawodem rynsztokowym, nie jest to zawód wymarzony dla najstarszego syna, nie ma związanego z nim szacunku, a Molier urodził się w szanowanej rodzinie królewskiego tapicera! Tak, ów zawód miał niemalże szlachetny wizerunek w kontraście z aktorskim. Molier miał nie lada przeprawę z ojcem, gdy najpierw oznajmił mu, że chce się kształcić, a gdy już uzyskał stopień licencjata prawa po prostu rzucił wszystko i założył własny teatr. I tu się zaczyna prawdziwa, pełna wybojów droga do jego własnego szczęścia teatralnego. Najpierw lata poniewierki, grania niczym podrzędni kuglarze w drodze, spania w przypadkowych miejscach, głodowania, ba nawet uwięzienia za długi! Choć tę informację Bułhakow już życzliwie przemilcza.

  Droga do celu, nieprzejednanie w niej, doprowadzi Moliera do spełnienia go w trójnasób. Będzie i aktorem, choć mniej docenianym w rolach tragicznych, a uwielbianych w farsach, zostanie cenionym dramaturgiem, choć przyjdzie mu połknąć gorzką pigułkę, gdy Tartuffe zostanie odrzucony, a także dyrektorem teatru, któremu patronował król.
   Bułhakow występuje tu w roli śledczego, który szuka potwierdzenia dla poszlak, ale też swoistego prokuratora, który te poszlaki wyciąga na światło dzienne, jako swego rodzaju dowody na pewne podejrzenia. Jest też często obrońcą Moliera, człowiekiem mu życzliwym, choć nie maskującym jego trudnego charakteru, hipochondrii czy zmiennych nastrojów. Wreszcie jest po prostu narratorem tej historii, prowadzi ją zgrabnie, bez zbędnego przegadania, czy dłużyzn niemiłosiernych. Zdecydowanie oddał czytelnikowi wysmakowany twór.


Życie pana Moliera, Michaił Bułhakow, Młodzieżowa Agencja Wydawnicza, Warszawa 1987
* str. 18
Czytaj więcej

niedziela, 29 września 2013

"Mewa" w Teatrze Narodowym

 Życie trzeba przedstawiać nie takie, jakie jest i nie takie, jakie powinno być, ale takie, jak się widzi w marzeniach.*

Mewa Czechowa to utwór nierówny. Sam Czechow uparł się nazywać swój dramat komedią, choć jeden z głównych bohaterów na koniec odbiera sobie życie, a część z bohaterów pozostaje nieszczęśliwa z powodu obranych ścieżek życiowych. Trudno więc widzieć w Mewie komedię, choć tak, są zabawne momenty i śmieszne dialogi. Summa summarum jednak jest to dramat i mimo, że powstały w 1896 roku nadal bardzo czytelny w percepcji współczesnego widza/czytelnika.
 

"Napiszę coś dziwnego" - wspominał Czechow w okresie poprzedzającym powstanie dramatu. W listach do krytyka i wydawcy Aleksieja Suworina dopowiadał: [..] komedia, trzy role żeńskie, sześć męskich, cztery akty, pejzaż (widok na jezioro); dużo rozmów o literaturze, mało akcji, pięć pudów miłości", a także uprzedzał, że komedia zostanie napisana "wbrew wszelkim regułom sztuki dramatycznej".** Mewa zatem wbrew wszelkim regułom dramatycznym napisana, mówi o życiu we wszystkich tego życia przejawach i w związku z tym o różnych charakterach ludzkich i reakcjach. Nie ma tu bohatera głównego, choć uwaga widza skupiona jest częściowo na młodej postaci literata, dramaturga, początkującego artysty, którego główną rywalką, przynajmniej w jego mniemaniu, jest jego własna matka, aktorka, skostniała, stara forma, która nie chce zrobić miejsca formie nowej i zmienionej. Zacznijmy jednak od początku.

Rzecz się dzieje w majątku wiejskim niejakiego Piotra Sorina, którego to majątku zarządcą jest Szamrajew, ojciec Maszy, nieszczęśliwej dziewczyny, wiecznie ubierającej się na czarno, jakoby po żałobie własnego życia, choć o jej uczucia wytrwale zabiega ubogi nauczyciel Siemion Miedwiedienko. Żona Szamrajewa, Polina, romansuje z wiejskim lekarzem Jewgienijem Dornem, mimo nieskrywanej sympatii, romans odbywa się w ukryciu przed mężem. Do majątku przyjeżdża słynna, choć już podstarzała aktorka, Irina Arkadina, siostra Sorina, wraz z synem Konstantinem Trieplewem, oraz partnerem życiowym, znanym i cenionym pisarzem, Borisem Trigorinem. Fabuła rozpoczyna się od przedstawienia, jakie przygotował Konstantin wraz z Niną, młodą, wiejską dziewczyną, która jak się okazuje ma niebywały aktorski talent i mimo braku zrozumienia sztuki Konstantina odgrywa ją całą sobą. Spektakl przerywają złośliwe komentarze matki Konstantina, który nie może ich znieść i przerywa grę Niny.

Bardzo szybko ukazują się skrywane emocje bohaterów. Masza jest nieszczęśliwa bowiem kocha Konstantina bez wzajemności. Konstantina unieszczęśliwia matka, która podchodzi do działań syna bardzo krytycznie. Ninę unieszczęśliwia życie na wsi i brak majątku, żeby mieć szansę na rozpoczęcie kariery aktorskiej. Miedwiedienko jest rozżalony brakiem wzajemności, ze strony Maszy. Irina najwyraźniej nie może przyjąć do wiadomości, że niestety jest coraz starsza i raczej nie mogłaby zagrać już nastolatki. Każdy z bohaterów szuka remedium na swoje nieszczęście. Konstantin próbuje się zabić. Nina wdaje się w romans z Trigorinem. Masza wychodzi za mąż za Miedwiedienko, żeby w ten sposób zabić w sobie niespełnioną miłość do Konstantina. Istna lawina ludzkich dramatów..

Jak to przedstawiła Agnieszka Glińska, reżyserka spektaklu w Teatrze Narodowym?

Siemion Miedwiedienko (Grzegorz Kwiecień), Jewgienij Dorn (Paweł Wawrzecki), Nina Zarieczna (Dominika Kluźniak) i Irina Arkadina (Joanna Szczepkowska); fot. Robert Jaworski, źródło
Postawiła na minimalizm. Na scenie widz znajduje niewiele elementów. Parę krzeseł, jakiś taboret, szafka. Zaimprowizowana scena do przedstawienia. I duże pole do wyobraźni. Jezioro i jego obecność podkreślają jedynie słowa i dźwięki. Widz tak naprawdę ma możliwość oddać się własnym wyobrażeniom, nie dostaje ostatecznych, gotowych obrazów. Za to ma szansę zetknąć się z bardzo bliska z emocjami bohaterów Czechowa. Jest w nich ogrom ekspresji, są wyzwolone gdy już odchodzą do głosu. I stają się dla nich coraz bardziej niebezpiecznie, zwodzą ich z prostych ścieżek, jakimi mogliby podążyć, gdyby nie one.

Nina (Dominika Kluźniak) i Konstantin (Modest Ruciński), fot. Bartosz Bobkowski (źródło)
 Jestem pod wrażeniem. Pod naprawdę dużym wrażeniem. Zacna obsada, fenomenalnie odegrane emocje, poczucie wręcz uczestniczenia w wydarzeniach, obsada dobrana idealnie pod kątem roli. Joanna Szczepkowska staje się wyrodną matką, która wdaje się w przepychanki z synem i autentycznie, nie da się jej lubić. Modest Ruciński jest świetny jako rozdarty wewnętrznymi konfliktami niedoszły dramaturg. Dominika Kluźniak zachwyca swoją rolą - co za lekkość sceniczna! Mogłabym tak bez końca. Paweł Wawrzecki - aż ciężko uwierzyć, że to ten sam Paweł Wawrzecki z komedii w Teatrze Komedia, z której, zaledwie przed kilkoma dniami wyszłam z mieszanymi uczuciami (o czym piszę tu). Co warto odnotować, bardzo mi się spodobało uczestniczenie w zmianie dekoracji. Scena przy Wierzbowej jest znacznie mniejsza od sceny przy Placu Teatralnym. Nie ma tu kurtyny, scena jest bardzo blisko widowni, wszystko, co trzeba zmienić w trakcie spektaklu dzieje się na oczach widza. Ba, aktorzy wychodzą z widowni, wprost na scenę, mijając tym samym swoich widzów z bardzo bliska. Jako maniaczka teatralna, która najchętniej by sobie przycupnęła gdzieś w rogu sceny, by być jak najbliżej, byłam wniebowzięta!

Boris (Krzysztof Stelmaszyk) i Masza (Patrycja Soliman), fot. Robert Jaworski, źródło
 Polecam. I spektakl i lekturę sztuki Czechowa. Czy to w tym nowym, proponowanym prze Teatr Narodowy tłumaczeniu (Agnieszki Lubomira Piotrowskiej), czy w innym.

Mewa, Anton Czechow, reżyseria: Agnieszka Glińska; scenografia: Magdalena Maciejewska

Obsada
Irina Arkadina: Joanna Szczepkowska (gościnnie)
Konstantin Trieplew: Modest Ruciński
Piotr Sorin: Włodzimierz Press (gościnnie)
Nina Zarieczna: Dominika Kluźniak
Ilja Szamrajew: Krzysztof Stroiński (gościnnie)
Polina: Dorota Landowska
Masza: Patrycja Soliman
Boris Trigorin: Krzysztof Stelmaszyk
Jewgienij Dorn: Paweł Wawrzecki (gościnnie)
Siemion Miedwiedienko: Grzegorz Kwiecień
Jakow: Karol Pocheć


Mewa, Antoni Czechow, program Teatru Narodowego 18.11.2010
* str. 56
** str. 9 (Katarzyna Osińska, Mewa jest Mewą, Mewa jest Mewą)

Czytaj więcej

niedziela, 25 sierpnia 2013

"Sonata Kreutzerowska", czyli o zgubnym wpływie muzyki na małżeństwo

- Grali "Sonatę Kreutzerowską" Beethovena. Czy zna pan pierwsze presto? Zna pan?! - wykrzyknął. - O, co za straszna rzecz ta sonata! *


(..) Przecież ten, kto napisał, powiedzmy "Sonatę Kreutzerowską" - Beethoven - wiedział, dlaczego się znajduje w takim stanie - ten stan go doprowadził do pewnych postępków, a więc stan ten miał dla niego jakiś sens, ale dla mnie - żadnego. I dlatego muzyka tylko drażni, a nie rozładowuje.**

Przypadkowe spotkanie w pociągu podczas długiej, wielogodzinnej podróży może być sposobem na poznanie nowej osoby, na zawiązanie ciekawej dyskusji o rozwodach i o tym, że dawniej to tak nie było, tylko cóż, teraz ludzie są za bardzo wykształceni. A potem może być okazją do zorientowania się, że wśród pasażerów jest morderca, który do swego czynu przyznaje się wprost i bez ogródek. I który ma niebywałą potrzebę wyzwolenia się z całej swojej historii, opowiadanej przypadkowemu współpasażerowi, jedynemu zresztą, który nie opuścił zniesmaczony przedziału. I o tym właśnie opowiada Sonata Kreutzerowska Lwa Tołstoja. O goryczy człowieka wpędzonego siłą własnej namiętności w swoiste szaleństwo, które doprowadziło go do momentu tu i teraz, gdy może już tylko żałować. Jak sumienie radzi sobie w takiej sytuacji? Ma oczywiście jedną możliwą odpowiedź na wszystko: małżeństwo to zło do potęgi n-tej, a człowiek na to zło przyzwala. Zachwala je tak jak zachwala się brzydką, obejrzaną z ciekawości wystawę, ale nie ma się śmiałości publicznie przyznać, że to strata czasu. Przy okazji prezentując czytelnikowi całą masę obrzydliwości jakie niesie ze sobą owo społecznie akceptowalne zło.

Intrygujące jest to, że utwór powstały pod koniec XIX wieku ma w sobie taką niezwykłą uniwersalność. Co prawda kobiety zdążyły się wyemancypować i uniezależnić od mężczyzn, co prawda całkiem spory odsetek nie uważa już małżeństwa za najważniejsze życiowe osiągnięcie, ale cóż, nie da się ukryć, że nadal zachowania kobiet i mężczyzn są podyktowane odwiecznym tańcem godowym i choćbyśmy nie wiem jak byli nowocześni ta sfera nie ulegnie specjalnej odmianie. Tołstoj co prawda poprzez hiperbolę ukazuje w swojej krótkiej opowieści małżeństwo w krzywym zwierciadle, co sprawia, że czytelnik nie jest skłonny traktować narratora do końca poważnie, co nie zmienia jednak faktu, że i pewnej celności w całym tym monologu Pozdnyszewa nie brakuje.

Pozdnyszew omawia małżeństwo jako jedną, wielką, niekończącą się walkę. Rozpoczęte od swoistego targu próżności, po którym przechadza się mężczyzna, pan i władca, by spośród wielu ozdobionych dżersejami, lokami i podkładkami*** kobiet wybrać którąś na żonę. A następne rozpocząć małżeństwo naznaczone fazami namiętności, a potem kłótni, ponownie namiętności i następującej po niej fali wzajemnej nienawiści;  małżeństwo, którego przecież początek był od wzniosłych słów i ideałów, by na koniec stać się karykaturą samego siebie. I cóż takiego tak psuje małżeństwo? Oczywiście ta cała fizyczność, to postępowanie wbrew naturze, gdy kobieta już spodziewa się dziecka, to później oszukiwanie natury by dziecka jednak nie począć. I oczywiście pojawienie się rywala, rywala, który tylko udaje że jest zainteresowany muzyką. Brzmi znajomo? Zdaje się, że to szaleństwo zwane zazdrością było już w literaturze ukazane, choć tu podszepty były samej wyobraźni, Jago doprawdy był już zbędny..

Pozdnyszew w swoim wywodzie o małżeństwie szuka winnych jego sytuacji. Pierwszym winnym jest rzecz jasna społeczeństwo, bowiem to ono przyzwala na coś tak podłego jak małżeństwo. Co więcej jest w tym przyzwoleniu sporo plugawości, bowiem mężczyzna jako taki może się wyszumieć za młodu i traktować kobietę jako narzędzie swojej przyjemności, sama kobieta zaś cóż, musi przyjmować przyszłego małżonka, takim jaki jest. Swoją drogą jednak jak zauważa Pazdnyszew, kobiety same dążą do tego, by osiągnąć status małżonki! Ciągłymi strojami, ozdobami, pojawianiem się na wszelkiego typu wydarzeniach kulturalnych, żeby przyciągać swym wyglądem mężczyzn. Bo kobieta to zwykłą kokietka jest w końcu i doskonale jest świadoma wartości swojego wyglądu i fizyczności. I dlatego cóż, to one są drugim winowajcą! Powinnam jako kobieta oburzyć się tu na Tołstoja, tupnąć nóżką, potrząsnąć lokami i absolutnie zaprzeczać zarówno takiej idei małżeństwa, jak i takiego spojrzenia na kobietę. Cóż poradzę jednak na to, że zgadzam się z tym, że choć nie wszystkie, to jednak wiele kobiet to niestety puste trzpiotki i na te loki i tupnięcia nóżką łapią mężów, planując ślub już w wieku nastu lat!, nie znając zbyt dobrze wybranków "bo na co czekać?", ani nie dając poznać samych siebie przed ślubem, by potem dziwić się, że małżeństwo się nie układa i staje ciężarem? I choć zgodzę się, że to dużo za duża przesada i wyolbrzymienie zbliżone do groteski, to też dodać muszę, że nie wiedzieć czemu, ten dramat mnie jednak nieco ubawił. Szczególnie początek i cały wywód Pozdnyszewa o małżeństwie. Powiedziałabym: istna komedia! Ludzka komedia.



Inna sprawa, że cały ten wywód, mający na celu zdjęcie z siebie ciężaru poczucia winy, przerzucenia owego ciężaru na wszystkich innych jest tylko przykładem na to, jak bardzo dla Pazdnyszewa małżeństwo miało realizować jego wyobrażenia o nim, a więc ciąg dalszy jego przyjemności, bez prób porozumienia, zrozumienia drugiej strony. Naprawdę bardzo ciekawe studium jednostronnej i bardzo zaślepionej wizji małżeństwa..

Polecam!


Sonata Kreutzerowska, Lew Tołstoj, Wydawnictwo Znak, Kraków 2010
* str. 106
** str. 107
*** str. 37
Czytaj więcej

czwartek, 3 stycznia 2013

"Powieść teatralna" Michaił Bułhakow

 Zdumiewający jest mechanizm pamięci ludzkiej. Zdawałoby się, że jakaś rzecz stała się niedawno, a  już nie sposób odtworzyć wydarzeń w ich harmonijnej kolejności. W łańcuchu brak ogniw. Człowiek przypomina sobie jakiś szczegół, widzi go w pełnym blasku, reszta zaś już się rozkruszyła, rozpadła,a  w głowie została jakaś sieczka, jakaś mżawka.*

Gdy bez mała dziesięć lat temu wydawnictwo TRIO wydało książkę Borisa Sokołowa Michaił Bułhakow. Leksykon życia i twórczości, wiedziałam że muszę ją mieć. Przyszło mi trochę poczekać, bo w roku 2003 jeszcze jako studentka nie dysponowałam nadmiarem gotówki, a cena z okładki (pięćdziesiąt osiem złotych!) powalała na łopatki nawet zasobniejsze osoby. Czasami przeczekanie takiego okresu, gdy książka z nowości wydawniczej przechodzi w stałą na półkach, a w końcu w pozycję z wyprzedaży, jest bardzo owocne, bowiem wtedy można zdobyć ją za grosze, w porównaniu do ceny w jakiej pierwotnie została wypuszczona na rynek (o ile jeszcze jest dostępna rzecz jasna). I właśnie dzięki tej książce dowiedziałam się, że Powieść teatralna jest swego rodzaju powieścią autobiograficzną, bowiem jest bezpośrednim wynikiem konfliktu Bułhakowa z głównym reżyserem MChaTu. Przyczyną konfliktu była inscenizacja Zmowy świętoszków, a następnie zdjęcia tej sztuki z afisza po krytycznym artykule w gazecie Prawda.

Powieść teatralna opatrzona wstępem wyjaśniającym, że zapiski są autorstwa Maksudowa, człowieka, który po ukończeniu tych zapisków popełnił samobójstwo, to krótka powieść mówiąca o zmaganiach początkującego pisarza - dramaturga, który próbuje najpierw wydać swoją powieść, a potem sztukę. Fabuła, prowadzona powolną, senną narracją, nie jest porywająca, nie ma tu zwrotów akcji, ba, trudno w zasadzie mówić o akcji. Sporo jest w niej inercji i zaników pamięci. Dni, miesiące, mijają nie wiadomo kiedy, zmienia się krajobraz za oknem, a Maksudow nie zawsze pamięta, co zdarzyło się w poprzednim miesiącu. Spędza życie na próbach pisania, potem czytania tego co napisał znajomym, a wreszcie wydania swojej powieści. Gdy powieść ostatecznie staje się fiaskiem, a próba samobójstwa również niewypałem, Maksudow zaczyna pisać sztukę. Sztukę, którą szybko zainteresuje się Teatr Niezależny, o której będzie dyskutowało zaciekle starszeństwo Teatru i która nieźle napsuje krwi Maksudowi, gdy wizja reżysera i jego teoria okażą się kompletną pomyłką.

Niewątpliwie siłą tej krótkiej historii są dialogi i przemyślenia Maksudowa. Te dotyczące pamięci, mówią sporo o temacie przemyśleń samego Bułhakowa. Miał on stale wizję, że umrze w 1939 roku (niewiele się pomylił, stało się to bowiem w 1940 roku), że musi dokończyć Mistrza i Małgorzatę, a czasu coraz mniej. Powieść teatralna powstawała w okresie 1929-1930 i w sytuacji gdy Bułhakow wierzył w swoją rychłą śmierć, mogła być efektem również takich przemyśleń. A również wystąpieniem Bułhakowa przeciwko zasadzie Stanisławskiego, którą stosuje reżyser w tekście. Minusem jest ospałość fabuły i brak zakończenia. Choć rzecz jasna o zakończeniu jest już mowa we wstępie. Dla mnie jednak ta książka była ciekawostką, przyjemnym przerywnikiem między powieściami, które wywołują różne emocje. Nie bez powodu zdaje się, bohater sztuki nazywa się Bachtin, bo chwilami czyta się Powieść teatralną jak teksty Michała Bachtina. Spokojnie, leniwie, jakby na głos w myślach. Dla mnie sama przyjemność.



Powieść teatralna, Michaił Bułhakow, Prószyński i S-ka, Warszawa 2000
*str. 122
Czytaj więcej

czwartek, 14 czerwca 2012

Wojna i pokój, tom I

Poległam. ;(

Jak to tradycyjnie u rosyjskich pisarzy bywa, a przynajmniej u tych kilku mi znanych, przez jedną książkę przewija się taka ilość postaci, że myslę, że książka telefoniczna dla jednego województwa jest adekwatnym porównaniem. Bez notatnika i dlugopisa nie podchodź. Dobrze jeszcze, że Tołstoj oszczędził mi tylu postaci z dwoma imionami, czym z kolei sypał jak z rękawa Pasternak. Ad rem jednak.

Jest końcówka roku 1805. I tu pierwszy zgrzyt. Ciężko feministce przenieść się myślą w czasy, gdy kobiety traktowano (i wychowywano) jak przedmiot niższej rangi. Wyjdź za mąż, powij grzecznie gromadkę dzieci, siedź cicho. Albo jeśli już to nie wypowiadaj się na tematy poważne, bo to ci nie przystoi. Jesteś taka słodziutka, ale też taka głupiutka.. Ech.



Ach, dość tych dygresji.
Pierwszy tom składa się z trzech części. Część pierwsza, to część niejako salonowa, podczas której przewijają się prawie wszystkie postaci, trwają przyjęcia i próby wyswatania kogo się da z kim się da. Część druga to już poważniejsza część, mówiąca o działaniach bitewnych. Część trzecia jest niejako pospołu i salonową i wojenną, choć tego drugiego jest znacznie więcej, a kończy się słynną bitwą pod Austerlitz.
Zatem rok 1805. Napolen szaleje w Europie i w związku z tym rozpoczyna się kontrofensywa Państw sprzymierzonych, do których należała również Rosja. Młodzi ludzie zaciągają się do wojska widząc w tym korzyści dla siebie na przyszłość, ponieważ w wojsku można zrobić karierę. Ale nie u każdego pobudki są podobne. Książę Andrzej Bołkoński, który zdążył niedawno się ożenić z małą księżniczką, Lizą, jest znużony swoim małżeństwem i w wojnie widzi możliwość ucieczki od swojej nudnej i ciężkiej w jego odczuciu codzienności. To nic, że Liza jest w pierwszej ciąży, że przed nią trudy porodu. Najstarszy syn hrabiego Rostowa, Mikołaj, jest młodym idealistą, który marzy o tym, żeby umrzeć za cesarza, zakochany w nim niczym uczniak w swojej nauczycielce. Mogę to sobie wytłumaczyć tylko tym, że gdy człowiek otrze się o śmierć musi sobie znaleźć jakiś ważny powód dla dalszej walki i udziału w działaniach bitewnych. Miłość do cesarza jest dla Rostowa taką właśnie ważną pobudką do dalszych działań, motywacją i największą zachetą. Inni uciekają od biedy licząc na żołnierski żołd. Jeszcze inni wierzą w słuszność sprawy. Dużo jest przemyśleń odnośnie wojny, śmierci, sensu takich działań.
Dużo jest głupiego swatania, jak to Pierre'a z piękną Heleną, córką księcia Wasilija, najbardziej irytujące w efekcie (ślub)* i to księżniczki Marii Bołkońskiej z synem księcia Wasilija Anatolem, szczęsliwie bez ślubu.
Podsumowując - w tej powieści są albo salonowe gierki i dyskusje, swatania, albo taktyczne działania wojenne i ambitne plany niektórych wojskowych.
Efekt?
Nie, nie dam rady, nie doczytam pozostałych trzech tomów. W kazdym razie, nie teraz. Zmęczył mnie ten jeden tom okrutnie. Może nie dorosłam do Wojny i pokoju. Trzeba złożyć broń i z pokorą pogodzić się z porażką..



Wojna i Pokój, tom 1-2, Lew Tołstoj, Świat Książki, Warszawa 2002

* Pierre i Helena praktycznie się nie znali. Spędzili ze sobą trochę czasu na salonowych spotkaniach, nic o sobie nawzajem nie wiedząc tak naprawdę, a do ślubu bardziej przyczynił się ojciec Heleny, bo Pierre się nawet nie oświadczył!
Czytaj więcej

niedziela, 3 czerwca 2012

Doktor Żywago

Nadrabianie zaległości lekturowych rozpoczęłam od Doktora Żywago Borysa Pasternaka. Moje wydanie z 1990 roku, odziedziczone po dziadku, przeżyło ze mną najpierw 5-letnie studia polonistyczne, podczas których nie było czasu na żadną lekturę dodatkową. Każdy z wykładowców łaskaw był obarczyć nas listami około 300 tytułów uznając każdy za jednakowo ważny dla pełnego poznania epoki, zmian języka, jego rozwoju etc (ale zajęcia z gramatyki opisowej omijałam szerokim łukiem i efekt jest taki, że nie mam bladego pojęcia o pewnych zasadach gramatycznych czy to stylistycznych ;D). Przeżyte w bibliotece godziny, każde wakacje spędzone nad książkami wspominam jednak jako wspaniały okres mojego życia. Potem miałam ważniejsze zadanie na głowie - przeżyć w stolicy :) I ponownie odkładałam lekturę na później, potem, będzie czas. Podczas kolejnych studiów już w ogóle nie było na to czasu, bo i praca i zajęcia i mnóstwo lektur własnych, a Doktor Żywago stał na kolejnej półce kolejnego mieszkania. I gdy teraz rozglądając się po naszej bibliotece  ten tytuł mignął mi przed oczami, uznałam, że czas najwyższy przeczytać jedną z najstarszych pozycji mojego księgozbioru.

Jest rok 1903, Carska Rosja, w której za chwilę rozpocznie się rewolucyjna zawierucha. Jurija Andriejewa Żywago poznajemy jako 10-letniego chłopca, jeszcze zwanego zdrobniale Jurą, a którego dzieciństwo właśnie zakończyło się wraz ze śmiercią matki. Ojciec, który od dawna nie dawał znaku życia nie zdążył za bardzo zaistnieć w życiu chłopca przed swoją samobójczą śmiercią. Opiekunem Jury zostaje jego wuj, brat matki Mikołaj Nikołajewicz Wiedeniapin, który przekazuje chłopca do domu braci Gromieków. Tam wychowywany wraz z córką jednego z nich Tonią, okres dojrzewania przeżywa  w znacznie weselszej atmosferze. I jako osoba wierząca w rozum, nie w sztukę, która nie jest żadnym rzemiosłem, postanawia zostać lekarzem. Mianowany niejako na siłę narzeczonym Tanii wkrótce układa sobie właśnie z nią życie. Zostaje znanym i szanowanym lekarzem i oczekują z Tanią pierwszego dziecka.

Równolegle poznajemy losy Larysy Fiodorowny Guichard. Wraz z matką i bratem przyjechała z Uralu do Moskwy, gdzie matka kupiła zakład krawiecki wraz z prawem do zatrzymania pracowników i dotychczasowych klientów. Pomocnikiem matki Lary jest znany adwokat, Kamarowski, któremu Lara bardzo wpadła w oko. Nastoletnia dziewczyna szybko wpada w sidła doświadczonego mężczyzny, co już na zawsze napiętnuje ją, w niej samej, jako zhańbioną. Szybka decyzja o ucieczce z Moskwy i zamążpójściu za zakochanego w niej do szaleństwa Pawła Pawłowicza Antipowa wydaje się prowadzić ją do szczęśliwego życia rodzinnego.

Niestety oboje są tylko marionetkami w rękach historii, w której tyglu przyszło im się znaleźć. Żywago zostaje zaciągnięty do wojska jako lekarz polowy, Larysa w poszukiwaniu zaginionego na froncie męża zgłasza się na front jako siostra miłosierdzia. Ich losy zetkną się właśnie w tym momencie i będą się splatać jeszcze wiele razy.

Ale trudno się skupić tylko na tej dwójce i ich bliskich, gdy galeria postaci w tej powieści jest taka bogata! Przyznaję, że musiałam równolegle z czytaniem prowadzić notatki z zapisem nazwisk oraz krótkiej charakterystyki danej postaci, żeby nie zagubić się w gąszczu dwuczłonowych imion, charakterystyk, powiązań z kolejnymi bohaterami.

Po dwóch latach na froncie Jurij wraca do domu, do Moskwy i właśnie wtedy zostaje obalony carat. Zostaje tworzony nowy porządek. Na początku Jurij jest całym sercem za rewolucją i widzi konieczność jej zaistnienia jako coś naturalnego i zrozumiałego samo przez się:
Nie wiem, czy lud sam się podniesie i ruszy ławą, czy wszystko dokona się w jego imieniu. Wydarzenie tak doniosłe nie musi być spektakularne. Ja i tak w nie uwierzę. Byłoby czymś małostkowym doszukiwać się przyczyn tak tytanicznych wydarzeń. Te wydarzenia nie mają przyczyn. Tylko domowe kłótnie mają swoją genezę: ludzie szarpią się za włosy, tłuką talerze, a potem pojęcia nie mają, kto zaczął pierwszy. Natomiast wszystko, co jest naprawdę wielkie nie ma początku jak wszechświat. Nagle ukazuje się w całej pełni, jak gdyby istniało zawsze lub jakby spadło z nieba*.

Wkrótce jednak Żywago zmieni swoje odczucia zarówno do rewolucji jak i do tego, do czego prowadził nowy porządek.


To książka tak bogata w treść, że trudno mi skupić myśli na poszczególnych fragmentach. Jest tu i miłość i niepotrzebny rozlew krwi, bunt przeciwko niesprawiedliwości i bratobójcza wojna.I niezwykła siła życia, siła przetrwania, mimo głodu, mrozu, beznadziejności.
Jest też kilka scen, które zmusiły mnie do oderwania się na chwilę od lektury, żeby na moment zaczerpnąć tchu. Rozstrzelanie partyzanckich zdrajców, wśród których byli nastoletni chłopcy. Szaleństwo Pamfiła Pałycha, który ze strachu o życie swoich bliskich sam zabija całą swoją rodzinę - żonę i troje dzieci. Oderwane od rzeczywistości dekrety nowego ustroju. To książka wymagająca. I przez to taka ciekawa. Szalenie ważna. Mobilizująca szare komórki. Ważna. I piękna. Jest tyle ważnych zdań w niej, że mój egzemplarz mieni się teraz barwami od karteczek, którymi zakleiłam ważne dla mnie fragmenty.

To jest taka powieść, którą po przeczytaniu kartkuje się jeszcze raz i czyta ponownie zaznaczone fragmenty. Powieść, do której końca dociera się z zeszytem w ręku**.




*Doktor Żywago, Borys Pasternak str. 197
**Doktor Żywago, Borys Pasternak str. 559

Doktor Żywago, Borys Pasternak, Państwowy Instytut Wydawniczy, Warszawa 1990
Czytaj więcej
Obsługiwane przez usługę Blogger.

Autorzy

A.S.Byatt Adam Bahdaj Adriana Szymańska Agata Tuszyńska Agatha Christie Agnieszka Jucewicz Agnieszka Topornicka Agnieszka Wolny-Hamkało Alan Bradley Albert Camus Aldona Bognar Alice Hoffman Alice Munro Alice Walker Alona Kimchi Andrew Mayne; tajemnica Andrzej Dybczak Andrzej Markowski Andrzej Stasiuk Ann Patchett Anna Fryczkowska Anna Janko Anna Kamińska Anna Klejznerowicz Anne Applebaum Anne B. Ragde Anton Czechow Antoni Libera Asa Larsson Augusten Burroughs Ayad Akhtar Barbara Kosmowska Bob Woodward Boel Westin Borys Pasternak Bruno Schulz Carl Bernstein Carol Rifka Brunt Carolyn Jess- Cooke Charlotte Rogan Christopher Wilson Colette Dariusz Kortko David Nicholls Diane Chamberlain Dmitrij Bogosławski Dorota Masłowska Edgar Laurence Doctorow Eduardo Mendoza Egon Erwin Kisch Eleanor Catton Elif Shafak Elżbieta Cherezińska Emma Larkin Eshkol Nevo Ewa Formella Ewa Lach Francis Scott Fitzgerald Frank Herbert Franz Kafka Gabriel Garcia Marquez Gaja Grzegorzewska Greg Marinovich Grzegorz Sroczyński Guillaume Musso Gunnar Brandell Haruki Murakami Henry James Hermann Hesse Hiromi Kawakami Honore de Balzac Ignacy Karpowicz Igor Ostachowicz Ilona Maria Hilliges Ireneusz Iredyński Iris Murdoch Irvin Yalom Isaac Bashevis Singer Ivy Compton - Burnett Jacek Dehnel Jakub Ćwiek Jan Balabán Jan Miodek Jan Parandowski Jerome K. Jerome Jerzy Bralczyk Jerzy Krzysztoń Jerzy Pilch Jerzy Sosnowski Jerzy Stypułkowski Jerzy Szczygieł Joanna Bator Joanna Fabicka Joanna Jagiełło Joanna Marat Joanna Olczak - Ronikier Joanna Olech Joanna Sałyga Joanna Siedlecka Joanna Łańcucka Joanne K. Rowling Joao Silva Jodi Picoult John Flanagan John Green John Irving John R.R. Tolkien Jonathan Carroll Jonathan Safran Foer Joseph Conrad Joyce Carol Oates Judyta Watoła Juliusz Słowacki Jun'ichirō Tanizaki Karl Ove Knausgård Katarzyna Boni Katarzyna Grochola Katarzyna Michalak Katarzyna Pisarzewska Kawabata Yasunari Kazuo Ishiguro Kelle Hampton Ken Kesey Kornel Makuszyński Krystian Głuszko Kurt Vonnnegut Larry McMurtry Lars Saabye Christensen Lauren DeStefano Lauren Oliver Lew Tołstoj Lisa See Liza Klaussmann Maciej Wasielewski Maciej Wojtyszko Magda Szabo Magdalena Tulli Maggie O'Farrel Majgull Axelsson Marcin Michalski Marcin Szczygielski Marcin Wroński Marek Harny Marek Hłasko Maria Ulatowska Marika Cobbold Mariusz Szczygieł Mariusz Ziomecki Mark Haddon Marta Kisiel Mathias Malzieu Mats Strandberg Matthew Quick Małgorzata Gutowska - Adamczyk Małgorzata Musierowicz Małgorzata Niemczyńska Małgorzata Warda Melchior Wańkowicz Michaił Bułhakow Milan Kundera Mira Michałowska (Maria Zientarowa) Natalia Rolleczek Nicholas Evans Olga Tokarczuk Olgierd Świerzewski Oriana Fallaci Patti Smith Paulina Wilk Paullina Simons Pavol Rankov Pierre Lemaitre Piotr Adamczyk Rafał Kosik Richard Lourie Rosamund Lupton Roy Jacobsen Ryszard Kapuściński Sabina Czupryńska Sara Bergmark Elfgren Sarah Lotz Serhij Żadan Siergiej Łukjanienko Stanisław Dygat Stanisław Ignacy Witkiewicz Stanisław Lem Sue Monk Kidd Suzanne Collins Sylvia Plath Szczepan Twardoch Sławomir Mrożek Tadeusz Konwicki Terry Pratchett Tomasz Lem Tore Renberg Tove Jansson Trygve Gulbranssen Umberto Eco Vanessa Diffenbaugh Virginia C. Andrews Vladimir Nabokov Wiech William Shakespeare William Styron Wioletta Grzegorzewska Wit Szostak Witold Gombrowicz Wladimir Sorokin Wojciech Tochman Zofia Chądzyńska Zofia Lorentz Zofia Posmysz

Popularne posty

O mnie

Moje zdjęcie
Nie lubię kawy na wynos: zawsze się oparzę i obleję. Maniakalnie oglądam "Ranczo" i jeszcze "Brzydulę".Uwielbiam zimę. I wiosnę. I jesień. I deszcz. Lubię ludzi. Kocham zwierzęta. Czytam, więc wmawiam sobie, że myślę.