To, co ma ci się przydarzyć, jest zapisane w księdze, której karty odwraca ślepy wiatr wieczności (Omar Khayyam)*
Takim mottem rozpoczyna się Krzyż Południa Jerzego Krzysztonia, czyli kontynuacja losów bohaterów Wielbłąda na stepie. I jest to motto jak najbardziej adekwatne do treści książki.
Jaśka z synami, Jurkiem i Mariuszem, Ziutą i Zosią trafiają z wojskiem polskim do Persji. Tam pierwsze dni koczują na plaży, śpiąc na piasku, niezależnie od upałów czy deszczu. Tu zaczynają się poważniejsze kłopoty całej rodziny. Najpierw epidemia czerwonki, którą cały obóz uchodźców przeżyje z trudem. Nieznośny upał i piasek, który wciska się we wszystkie części ciała, ile by człowiek nie próbował się przed tym obronić. I to też tu Jurek przeżyje największe rozczarowanie w oczekiwaniu na zaginionego dawno ojca, którego spodziewa się wraz z transportem kolejnych emigrantów. Pojawiająca się w tym fragmencie ballada Mickiewicza "Powrót taty", którą Jurka, podobnie jak mnie, uczono gdy był dzieckiem, na pamięć, sprawia, że w moich oczach pojawiają się łzy ogromnego wzruszenia. Niestety, ojca nie ma ani na tym statku, ani na drugim z rannymi żołnierzami. A wzruszeń powieść zapewni jeszcze bardzo wiele..Po kilku dniach zostają przetransportowani wielkimi ciężarówkami terenowymi do Teheranu, a właściwie na jego obrzeża, by tam zamieszkać w Obozie Drugim. W obozie zaś zbiera się ogromna ilość ludzi, pochodzących z różnych stron świata. Osobliwe to było koczowisko, jakby ktoś wymieszał lud osiadły na przestrzeniach od Dźwiny do Czeremszu! Jedni żegnali się na katolicką modłę, drudzy na prawosławną, a inni nie żegnali się wcale, gdyż byli starozakonni. Poleszucy milcząc zezem spoglądali. Wołyniakom szlacheckie fumy uderzały do nosa. Białorusinów nikt o nic nie pytał. Lwowianki po dawnemu nie kochały wilniuczek, te zaś nie cierpiały "tajojek". Ale wypadło żyć pod jednym dachem i klepać tę samą biedę.**
W obozie drugim przyjdzie im przeżyć wiele trudnych miesięcy. Jest to obóz pozbawiony wszelkiej roślinności i choć początkowo cieszą ich bloki w końcu z cegły, a nie wiecznie jakieś ziemianki czy lepianki, z czasem ich ponury, surowy widok, pozbawiony roślinności, "pokolorowany" jedynie suszącymi się ubraniami, staje się nie do zniesienia. Jak się okazuje wyzwolenie od katorżniczej pracy wcale nie poprawia ich nastrojów, bezczynne czekanie na kolejny transport do Afryki lub do Indii skłania ich do wielu smutnych refleksji nad własnym, trudnym losem. Trudne to były czasy dla tej rodziny, a niestety nadchodzą jeszcze trudniejsze. Najpierw pozornie niewinna operacja Zosi, usunięcie "ślepej kiszki", zabieg wydawałoby się śmieszny w swej łatwości, odbiera młodziutkiej dziewczynie życie. To Jurek miał przeczucia co do tej operacji, on jeden błagał ciotkę, by się jej nie poddawała.. Moje nadzieje na spotkanie Stacha z Zosią legły w gruzach. Zamazały mi się litery przed oczami.. Dopiero po chwili odkryłam, że to przez łzy.
I też tutaj w Teheranie, Jurka spotka największe nieszczęście, jakim stała się utrata lewej ręki. Przemyślenia chłopca dotyczące śmierci, wyrwania się z jej ramion, przetrwania pomimo kiepskich rokowań i długiej walki o życie, przyprawiają czytelnika o kolejne łzy. Jest w tym i żal i złość za stratą, na domiar złego stratą, której wcale nie musiał biedny Jurik ponosić, ponieważ to głupota lekarza, tego samego który nie dopilnował Zosi po operacji, spowodowała takie spustoszenie w jego ramieniu, to i jeszcze fakt, że dopiero pół roku później poznano inną niż amputacja, metodę walki z gangreną.. Jest też w tych przemyśleniach ogromna wola walki o przetrwanie, o udowodnienie samemu sobie i całemu światu, że z tą jedną ocalałą ręką Jurek sobie poradzi.
Krzyż południa jest znacznie bardziej gorzką lekturą od Wielbłąda na stepie. Chłopcy już tak nie przeżywają przygody życia, są bardziej świadomi swojego wygnania, niepewnego losu własnego i ojca, oraz śmierci. Jednak im więcej czytam, tym więcej chciałabym jeszcze. Krzysztoń jest jak uzależnienie wciągające coraz mocniej. Wpadam w stworzony przez niego powieściowy świat jak w jakiś świat równoległy i nawet słyszę ten chlupot wody uderzającej o szalupę, czuję ten piasek wgryzający się w ciało, widzę perskie dywany tkane przez dziewczynki, znikam ze świata rzeczywistego.
Krzyż Południa, Jerzy Krzysztoń, Czytelnik, Warszawa 1983
* str. 5
** str. 82
Piękna książka i zgadzam się z tym, że o wiele bardziej gorzka niż "Wielbłąd na stepie". Najokropniejszą postacią wydał mi się lekarz-konował, który popełnia błędy lekarskie i nie umie nawet powiedzieć "przepraszam"...
OdpowiedzUsuńO tak, lekarz - konował podnosił mi tylko ciśnienie.. Najpierw biedna Zosia, potem ręka Jurka.. Po prostu płakać się chciało i krzyczeć jednocześnie
UsuńNo i jeszcze ten lekarz powiedział: "Wojna wymaga ofiar". A przecież to nie z winy wojny Jurek stracił rękę, a Zosia życie, tylko z winy tego pseudolekarza.
UsuńPewnie, że nie. Przypadek o tym zadecydował.. Okropny przypadek, bo w końcu chodziło o dowiezienie do lekarza młodszego brata, a w efekcie to Jurek został ranny.. Czytałam ze łzami w oczach.. Dziwiło mnie tylko to, że w "Obłędzie" o tej nieszczęsnej ręce nic nie było.. Za to dużo ojcu, którego Jurek, a potem dorosły Jerzy nigdy nie znalazł..
UsuńAleż mi przyjemność sprawiasz, mało osób czyta/czytało Krzysztonia :D
UsuńTeż czytałam ze łzami w oczach... A ten wątek z utraconą ręką jest autobiograficzny?
UsuńTak, właściwie to i "Wielbłąd na stepie" i "Krzyż południa" są autobiograficzne, w nich nawet Krzysztoń zachowuje swoje prawdziwe imię i prawdziwie losy. Inaczej niż w "Obłędzie", gdzie czerpie z doświadczenia własnego, ale bohater jest wymyślony i nieco inny od Krzysztonia. Choć bardzo, bardzo go przypomina :)
UsuńWiedziałam o dziejach Krzysztonia podczas wojny i o jego problemach z chorobą psychiczną, ale sądziłam, że amputacja ręki to wątek wymyślony. To straszne, ile ten człowiek wycierpiał...
UsuńZ jego książek najbardziej cenię "Kamienne niebo". To bardzo przejmująca opowieść o ludziach uwięzionych pod gruzami kamienicy.
Właśnie ją czytam :)
UsuńJak masz ochotę dowiedzieć się nieco więcej to jest niezwykły film w sieci
http://www.youtube.com/watch?feature=player_embedded&v=f1wNafFSQZU
to tylko 25 minut, ale wzbogaca niezwykle i udowadnia, że obłęd nie do końca był obłędem - Krzysztoń był śledzony, obserwowany..