Ponieważ od ostatniego wpisu przeczytałam trzy książki, a teraz jestem w połowie czwartej muszę trochę nadrobić zaległości jakie powstały z tego powodu, bo za chwilę urosną do rangi całego stosu i nie dam rady chyba nadrobić tego wszystkiego na raz ;)
Kolor purpury przeczytałam już parę dobrych dni temu, ale wrażenie jakie na mnie wywarła ta książka pozostaje w takiej samej mocy jak po zakończeniu lektury. Wbrew temu, że to książka o bardzo trudnej tematyce i wbrew temu, że jest pisana zgodnie z pisownią osoby niewykształconej z błędami, czyta się ją bardzo szybko, niemalże pochłania człowieka światem przedstawionym i trudno tak naprawdę się od niej oderwać. Powieść jest zbiorem listów, które piszą dwie siostry do siebie nawzajem, choć zaczyna starsza z nich, Celia, listami do Boga. W listach tych opowiada o swoim ciężkim życiu w wielodzietnej rodzinie, jako najstarsza siostra, o wykorzystywaniu seksualnym przez kogoś, kogo uważała za ojca, o śmierci matki i dalszym ciągu wykorzystywania, o narodzinach dwójki dzieci, które zostały jej odebrane, a wreszcie o małżeństwie zaaranżowanym przez ojca, gdzie następuje ciąg dalszy tego wykorzystywania. Trudne, smutne, uwłaczające nie tylko kobiecości, ale człowieczeństwu w ogóle. Celia została wychowania w szacunku do mężczyzny, do ciężkiej pracy, od usługiwania. I nawet nie rozumie, że to co się dzieje z jej emocjami, do których zablokowała sobie dostęp to nieszczęście. Ogromne nieszczęście. Listy młodszej z sióstr, Nettie, są jakby z innego świata. Nettie jest bardziej wykształcona od Celi, udaje się jej też nie wyjść z przymusu za mąż, a wyemigrować z małżeństwem, które zaadoptowało dzieci Celi. Jeśli tak to można nazwać, bo z czasem historia obydwu sióstr, ich rodziców, oraz adopcji dzieci Celi zostanie lepiej wyjaśniona, a życie obu sióstr po wielu ciężkich perypetiach w końcu się odmieni i pozwoli przede wszystkim Celi, nareszcie decydować samej o sobie.
Alice Walker dostała za tę książkę nagrodę Pulitzera, Steven Spielberg wyreżyserował jej ekranizację, uważa się, że ta książka jest przede wszystkim feministycznym manifestem autorki, nie tylko pokazującym trudny los czarnoskórych kobiet w południowej części Stanów Zjednoczonych w latach 30-tych i 40-tych ubiegłego wieku, ale również broniącym ich praw do równouprawnienia, szczęścia, decydowania o sobie. W kontekście lektury słowo równouprawnienie nabiera naprawdę zupełnie nowego znaczenia. Dziś fakt decydowania o sobie, wybierania ścieżki kariery, decydowania o posiadaniu dzieci lub nie, wydają się dla nas kobiet oczywiste. Dla bohaterek Koloru purpury nie było to kwestią wyboru. Jeśli mężczyzna nie zdecydował inaczej kobieta musiała mu usługiwać, rodzić mu tyle dzieci ile przypadnie, pracować podczas gdy mężczyzna mógł robić ze swoim czasem co tylko chciał. Warto sobie uświadomić, że to co mamy dzisiaj zostało okupione przez lata cierpień i wykorzystywania innych kobiet. Dlatego jest to naprawdę ważna książka, z którą warto się zapoznać.
Kolor purpury, Alice Walker, Prószyński i S-ka, Warszawa 2011
W ramach odskoczni od trudnej tematyki sięgnęłam po książkę Katarzyny Pisarzewskiej Koncert łgarzy. Ponieważ autorkę znałam już z zabawnej książki Halo, Wikta! miałam przeczucie że i tym razem autorka mnie rozbawi. Może nie do końca tak się stało, ale niewątpliwie parę razy zostałam przewrotnie zaskoczona. Po pierwsze warto wiedzieć, że to pastisz, którego strony pokryte są absurdalnymi dialogami, detektywem - kretynem, który zabłyśnie głównie głupotą, oraz akcją kryminalną, która została rzecz jasna ponownie sparodiowana do granic absurdu, a mordercą jest osoba spoza kadru ;) Ogółem czytadło na chwilę, bo pochłania się tę książeczkę w moment i choć czasami nie powiem, irytuje, to jednak jakoś trudno się oprzeć jej urokowi.
Cała akcja zaczyna się od tego, że pewna pisarka o niewątpliwie oryginalnym nazwisku, Halina Mentiroso, tworząca powieści romansowe ma dosyć swojego pisania bzdur i postanawia napisać książkę prawdziwą, godną miana literatury. Swoją drogą pięknie tu zostało obśmiane masowe produkowanie romansów, ich "zawiłej" treści i popularności, jak się okazuje, nie tylko wśród kobiet. W każdym razie nasza pisarka ma dosyć tego romansowego bełkotu i chce wydać swoje najnowsze dzieło. Jednakże książka ta zawiera wiele elementów biograficznych, które stają się niewygodne dla paru osób, którą to niewygodę pisarka postanawia wykorzystać szantażując zainteresowanych. Oczywiście w tej sytuacji musiało dojść do morderstwa na nieroztropnej pisarce, a po nim szeroko zakrojonych poszukiwań książki, która mogła namieszać wielu osobom w życiu. Książka jednak zniknęła jak przysłowiowa kamfora. I tu oczywiście pojawia się nasz detektyw kretyn, który ma za zadanie książkę odnaleźć i rzecz jasna przy okazji wyjaśnić zagadkę morderstwa. Którą o dziwo wyjaśnia ;) Polecam książkę dla odskoczni - po trudnym dniu, trudnej lekturze, albo po prostu dla odetchnięcia. Absurd, ironia, groteskowe tło warszawskich ulic i nietypowe zakończenie mogą zapewnić parę chwil rozrywki. Albo zgrzytania zębami, jeśli podejdzie się do tematu zbyt poważnie ;)
Koncert łgarzy, Katarzyna Pisarzewska, Świat Książki, Warszawa 2009
Błędy pewnie tak nie przeszkadzają, bo szperając w internecie już się powoli przyzwyczajamy: czytanie tekstu pozbawionego polskich znaków mi już na przykład, o zgrozo, przychodzi całkiem naturalnie.
OdpowiedzUsuńO książce i filmie słyszałam, ale nie znam ani jednego, ani drugiego. Ostatnio obejrzałam "Służące" i pożałowałam, że nie zdecydowałam się na książkę, więc tym razem sięgnę po pierwowzór, a potem ewentualnie ekranizację :)
Mi mimo wszystko trudno się przyzwyczaić ;)
UsuńJa też słyszałam - o jednym i drugim, na razie nadrobiłam książkę. Co do filmu to nie wiem, może kiedyś ;) Książka "Służące" bardzo mi się podobała ;) Ale filmu już nie widziałam.. Też może kiedyś.. U mnie z ekranizacjami to jakoś jest tak, że raczej stronię od nich ;)
Film był dobry. Jeden z niewielu tzw. dobrych filmów, które obejrzałem w całości i mi się podobał na tyle, że jakiś czas później obejrzałem go nawet drugi raz.
UsuńA książki nie czytałem, nawet nie wiedziałem, że jest.
I shame myself ;D
Wiesz, zawsze możesz nadrobić i przeczytać ;)
UsuńTo by było zbyt banalne ;D ;P
UsuńNo popatrz wróciłaś, a ja ciągle nie wyprodukowałam maila... och niedobra ja!
OdpowiedzUsuńćwiczę cierpliwość..;P
OdpowiedzUsuń